Jednoręki bandyta prychnął tylko z rozbawieniem i wszedł do pomieszczenia. Amunicja i broń leżą na stołach, szafkach i podłodze, porozrzucane w bezładnym pośpiechu. Część z nich stoi jeszcze na stojakach lub leży na półkach, skąd nie zdążyli zabrać ich walczący żołnierze. Widzisz standardowe szturmowe "rozpylacze", takie jak te znajdujące się w rękach stojących obok Sithów, ciężkie karabiny blasterowe, parę plazmowych przeciwpancernych bazook, pancerze przynajmniej trzech typów.
- Kapitanie, tu dwójka - dowódca oddziału ponownie włączył komunikator - Melduję, że znaleźliśmy jedną z głównych zbrojowni na poziomie "C". Wokół w korytarzach wiele ciał, wszyscy nasi, brak śladów piratów lub innych przeciwników. Odbiór.
- Przyjąłem. U nas dokładnie to samo, zdaje się, że nikt nie przeżył. Sprawdźmy resztę pokładów, chodź pewnie niewiele to da. Jeśli na "B" też nie będzie nikogo poza martwymi, sprawdzimy mostek. Napastnicy mogli dawno opuścić statek, ale miejcie się na baczności.
Po tym jak rozmieszczone i rozłożone były poszczególne ciała nie byłeś w stanie stwierdzić jednoznacznie w jakim kierunku strzelali żołnierze. Niewątpliwie jednak znakomita większość ciał - przynajmniej na tyle, na ile zdążyłeś się im przyjrzeć - nosiła rany od broni, która znajdowała się przy nich samych. Zdarzyły się też duże wyrwy po strzałach z przyłożenia oraz powgniatane żebra czy poskręcane karki, lecz teraz byłeś skłonny postawić przynajmniej rękę, że załoga strzelała do siebie na wzajem albo do kogoś, kto posiadał identyczne wyposażenie.
- Myślę, że coś znajdę - odezwał się Makankos podchodząc do jednej z większych szafek, wgniecionych jakimś silnym uderzeniem. Otworzył, czy też raczej prawie wyrwał drzwi silnym szarpnięciem ręki, a ze środka wysypały się na podłogę kolorowe kulki. Trandoshanin podniósł niebieską - Refleks! - ostrzegł cię na pół żartobliwie i cisnął w twoim kierunku. Złapałeś łatwy, choć silny rzut. Granat. Kriobanowy.
- Hej hej, koleżko, odłóż to na miejsce. To nie zabawki, tylko własność Armii Imperium i nie życzę sobie, żeby jakiś... - zaczął dowódca, widząc, że najemnik przywłaszcza sobie uzbrojenie, lecz zamilkł natychmiast, gdy Makankos podniósł czerwoną kulkę i wcisnął guzik.
- Pik... Pik... Pik-Pik...Pik-pik-pik - rozległ się wibrujący dźwięk uzbrajanego termodetonatora.
- Jakiś problem...? - dołączył do niego lodowato zimny i spokojny głos Trandoshanina.
- Na wszystkie gwiazdy wyłącz to!!! - wrzeszczał panicznie dowódca, kuląc się odruchowo i bezsensownie zasłaniając ręką. O dziwo, Makankos usłuchał i zabezpieczył granat ponownie.
- Tak myślałem - dodał równie spokojnie jak poprzednio i powrócił do grabieży.
Szyderczy uśmiech pojawił się na ustach Nautolianina. Choć szybko zniknął. Przykucnął przy jednym z ciał i spojrzał w stronę w którą mógł być skierowany przed śmiercią. Spróbował ocenić kogo miał przed sobą. Później wyciągnął comlink i wysłał wiadomość do Fensena ze swoimi podejrzeniami na podstawie rozmieszczenia ciał. Jak skończył zajrzał do zbrojowni i rozejrzał się za jakąś ciekawą bronią. Może sithowskie blastery ręczne. Sam też zagarnął parę Kriogranatów. W walce w statku kosmicznym były skuteczniejsze, nie rozrywały poszycia.
Ciało przy którym uklęknąłeś jako jedno z nielicznych nie nosiło śladów po pociskach czy wybuchu. Żołnierz ten, chyba w randze kaprala, leżał z na wznak przy ścianie, oglądając własne plecy. Poza skręconym karkiem na jego szyi dostrzegłeś ślady duszenia. Dokładniej rzecz biorąc, pancerz, który okrywał szyję aż po samą szczękę, na którą nasadzony był hełm, miał wgniecenia po obu stronach, jakby na rozhartowanym metalu ktoś zacisnął żelazne palce. W martwej dłoni były kapral floty Imperium trzymał kurczowo nóż.
Były jedi podniósł nóż by przyjrzeć się mu bliżej. Może ma smar. Czyżby bunt droidów? To by mogło wyjaśniać brak ciał wroga. Jednak nie do końca. Nawet Imperialni uporaliby się z droidami. Byłyby ślady smarów na ścianach albo na podłodze po ciągnięciu resztek. Czy możliwe by telekinetyczne zaciśnięcie wywołało taki efekt? Miał wrażenie, że technika sithów polega na bezpośrednim duszeniu omijając pancerz. Za chwilę przyjrzy się dalej. Ale miał jeszcze rozejrzeć się po zbrojowni a czas ucieka jeśli zagrożenie jest nadal na pokładzie.
Ciemna, gęsta substancja pokrywając ostrze noża wyglądała na pierwszy rzut oka jak smar, jednak przy bliższej analizie okazała się być zaschłą krwią.
- Dwójka, zaraz będziemy u was. - poinformował przez komunikator Huminro - Mamy dwóch nowych pasażerów. Co u was?
- Nic. Właśnie wychodzimy ze zbrojowni. Jakich pasażerów? Znaleźliście naszych?
- Nie, nikt z naszych, choć może w pewnym sensie. Spotkamy się jakoś przy windach. Bez odbioru.
Asortyment zbrojowni zawierał prawie wszystko, czego mógłbyś chcieć, jeśli chodzi o militarne zabawki, choć zdecydowanie bardziej niż na wymyślne gadżety stawiano tu na solidny, skuteczny sprzęt. Poza dostrzeżoną wcześniej bronią znalazłeś tu cały stojak wzmacnianych wibroostrzy, blastery jonowe do walki z droidami, a także broń krótką i snajperską, w tym poszukiwane wcześniej blastery ręczne.
Nautolianin zabrał szybko blaster jonowy (nigdy nie wiadomo), dwa blastery ręczne i wybroostrza (teraz był lekko wnerwiony, że kupował jakieś tandety) oraz kilka granatów i szybkim krokiem ruszył za resztą oddziału. Zastanawiał się czy krew na nożu mogła być dowódcy ale ostatecznie uznał, że więcej się dowie od znalezionych.
Wyszliście właśnie ze zbrojowni, gdy przestrzeń wokół ciebie eksplodowała Mocą. Jej ciemna, brudna, martwa emanacja wylewała się zewsząd, sprawiając, że ściany, podłoga i sufit zdawały się lekko drżeć w twych oczach, choć jednocześnie byłeś pewny, że dreszcz wstrząsający całym twym ciałem był jedynie efektem odebrania tak nieprawdopodobnie wielkiego zaburzenia Mocy. Jeszcze nigdy nie czułeś czegoś tak silnego. Wybuch Ciemnej Strony, który spłynął na cały statek, był czymś odrażającym i przerażającym nawet dla kogoś o twoich poglądach na Moc.
Zarówno Sithowie jak i Makankos musieli również coś intuicyjnie wyczuć, bo wszyscy zatrzymali się w pół kroku jak w jakiejś symultanicznej pantomimie i zaczęli rozglądać się nerwowo, w poszukiwaniu nie wiadomo czego. Jednak nic innego się nie stało, nic więcej nie zmieniło się w otoczeniu, a twoi towarzysze otrząsając się jakby z zamyślenia, ruszyli dalej w stronę wind.
Były jedi spróbował zlokalizować chociaż kierunek ale siła która oplatała cały statek do tego stopnia nie mogła pochodzić od osoby. A jeśli tak to nie da się jej pokonać. Ruszył za innymi starając się nie wyglądać na bardziej zaskoczonego niż reszta oddziału. Przypuszczał, że Trandoshanin zobaczy różnicę. Główna myśl była jednak inna. Niklo wiedział, że musi jak najszybciej wyprowadzić wszystkich i zbadać co to jest. To zagrożenie musi być powstrzymane.
Szliście dalej korytarzem skąpanym w ciemnym, zimnobłękitnym świetle awaryjnych lamp, z których ponad połowa znajdowała się w równie opłakanym stanie, co leżące wokół ciała. Zbliżając się do wind mijaliście centrum łączności, MedLab i kilkanaście kwater oficerskich, nie licząc korytarzy prowadzących niewątpliwie do kajut załogi. Wszystko wokół milczało nieustępliwie, jakby twe doznanie sprzed chwili niczego nie zmieniło. Jednak ten stan pozornego spokoju tylko wzmagał przeświadczenie, że jest zupełnie odwrotnie.
Makankos zwolnił trochę kroku, pozostawiając Sithów przed sobą i szepnął, wodząc swymi szkarłatnymi oczami po ścianach i trupach:
- Coś tu nie gra... I to bardzo... Nie wiem jak dla ciebie, Jedi, ale dla mnie... - spauzował, jakby szukał właściwego słowa - ... Nie podoba mi się to... Ciemno tu - dodał w sposób nie pozostawiający wątpliwości, że nie chodzi mu o jakość oświetlenia - Ale inaczej niż w Krainach Cienia.
Nautolianin odezwał się po chwili. Spokojnym cichym głosem, upewniając się, że Sithci nie usłyszą.
-Ten statek jest wypełniony ciemną stroną. To ma formę.
Były jedi po tych słowach przyspieszył kroku by zrównać się z Sithami i ponaglić ich do marszu.
-Nie mamy co się ociągać i tak nic nie znajdziemy. Powinniśmy przyspieszyć.
W jego głowie biły się myśli czy zanurzyć się w Mocy i wykorzystać ją. Zbadałby co to może być i jak dużym jest zagrożeniem. Ale równocześnie zagrozi życiu reszty. Uznał, że jeszcze się wstrzyma. Może się uda bez zanurzenia.
Znaleźliście się w jednej z kilku części pokładu, w których znajdowały się szyby wind. Szeroka kabina, zamknięta na szczelne, magnetyczne drzwi, opatrzona była wciąż działającym neonem "LvL B". Po przeciwległej stronie znajdowała się identyczna, z sygnaturą "LvL 0", prowadząca na mostek.
- Dobra, zaczekamy tutaj - oznajmił dowódca, przerzucając broń przez ramię - Lada chwila kapitan powinien być z... O żesz w mordę... Niech mnie Rancor ściśnie i przeora, co to...? - urwał zdumiony widokiem kolejnego z ciał, leżącego tuż nieopodal, pod jedną ze ścian. Konkretniej dwóch ciał kolejnych załogantów "Defilera". Jeden z nich leżał na wznak na plecach, z dziurą w piersi po strzale z przyłożenia. Sądząc po rodzaju rany, był to raczej nie jeden strzał, a cała seria. Tuż obok niego leżał wojskowy nóż. Prostopadle do niego, wsparty plecami o ścianę, siedział inny żołnierz kurczowo ściskający ręczny blaster, taki sam jak te, które zabrałeś ze zbrojowni. Głowa zwisała z ramienia w sposób pozwalający sądzić, że od odpadnięcia powstrzymała ją tylko skóra, gdyż nikt od dawna nie ma tam kręgosłupa. Nie trzeba było geniusza by odczytać sens tej sceny.
-Bunt? Albo kłótnia rodzinna.- Niklo spokojnym głosem starał się nie okazać emocji. Jego podejrzenia się potwierdzają. Pytanie brzmi co dalej? Odsunął się kawałek tak by nie być widzianym i szybko wprowadził wiadomość do Fensena. Walki między załogą. Możliwa kontrola umysłu. Zalecana ewakuacja. Przyjrzał się sithom z oddziału. Ich reakcją. -Jak dużo osób sprowadziliśmy na ten wrak?
-Chce obstawić ilu wróci. Ten statek to jakieś widmo.- Nautolianin postarał się by głos mieć przestraszony. Drgające usta, dreszcz i ciągłe obserwowanie cieni. -Chodzą różne opowieści ale nigdy nie przypuszczałem, że na takim wyląduje. Statek pożerający załogę. Pewnie tyle krwi ci żołnierze przelali, że duchy opanowały statek. Z wami sithami to możliwe.- Obserwował reakcje wojskowych, może dadzą się przekonać, kto nie słyszał historii o statkach bez załóg albo sygnałach od już nieżyjących ludzi. Wielu jest przesądnych. Wskazał na trupy. -Jeśli tu zostaniemy to podzielimy ich los.
Twoje słowa mogły okazać się bardziej prawdziwe, niż przypuszczałeś. Leżący na podłodze żołnierz nagle chwycił za ramię nachylającego się nad nim dowódcę oddziału.
- Co?! Hej, on żyje! Mamy tu żyw... - krzyczał zaskoczony, ale druga ręka "martwego" żołnierza wystrzeliła równie błyskawicznie, co pierwsza i zacisnęła się na jego gardle. Sądząc po rozpaczliwej reakcji i drgawkach, chwycił go z porażającą siłą. Kompani Sitha stanęli jak w ryci przez pierwszą sekundę, lecz w drugiej strzelali już serią do wstającego napastnika. Celowali dobrze, w sam środek tego, co pozostało z klatki piersiowej. Bez skutku. Martwy żołnierz uniósł dowódcę jakby nic nie ważył (choć ten miał na sobie pełny pancerz bojowy), zasłonił się nim i cisnął niczym lalką w strzelających Sithów, zwalając ich z nóg ich własnym dowódcą.
-Makankos głowa.- Były jedi wyciągnął zabrane wibroostrza. Ruszył w stronę chodzącego trupa tak by oddzielić go od sithów. -Część z nich miała noże, wiedzieli, że blastery nie pomogą.- Niklo przygotował się do płynnego podejścia do przeciwnika i ścięcia z boku. Denerwowała go waga mieczy. Ostrza ciążyły. -Albo odrąbmy mu wszystkie kończyny.- Szybko jeszcze spojrzał na dowódcę oddziału.-Jeśli nie żyje odrąbcie mu głowę.
Zanim trzej Sithowie podnieśli się z ziemi byłeś już przy przeciwniku. Szybkie cięcie z boku rozcięło w poprzek jego korpus, rozrywając głęboko resztki lekkiego pancerza, ciało i kości. Jednak trup(er) nie przejął się tym zbytnio, z zaskakującą szybkością odwinąwszy się prawą ręką. Siła, z którą zostałeś rzucony na przeciwległą ścianę, była jeszcze bardziej zaskakująca. Wraz z powietrzem opuszczającym twe płuca w wyniku nagłego uderzenia plecami o twardą powierzchnię, w twej głowie pojawiła się pewność, że uderzenie to czerpało swą siłę z Mocy.
Makankos doskoczył tuż za tobą, błyskawicznym cięciem pozbawiając żołnierza ręki, która przed chwilą miotnęła cię o ścianę. Jednak to także nie zrobiło na nim większego wrażenia, gdyż drugą ręką chwycił Trandoshanina za gardło i podniósł jak zabawkę metr nad ziemię. Najemnik, niewiele myśląc, zdjął jego głowę z ramion. Reszta ciała żołnierza stała tak jeszcze przez sekundę, nadal dusząc jaszczura, po chwili zaś opadła bezwładnie.
-Upewnij się odrąb kończyny.-Rozejrzał się za innymi ciałami. Równocześnie trzymając swoją klatkę. Ruszył do najbliższego by je zmasakrować. -Zniszczcie inne. Uprzedźcie przez radio resztę. Dam znać Fensenowi. Ktoś nimi steruje bo nie zaatakowali od razu tylko nas tu ściągnęli. Jaka jest standardowa załoga tego typu statku?- Po tyradzie sięgnął po comlink.- Fensen?
- To... zależy od aktualnych zadań... Ale może być i... dwustu... - odpowiedział ci żołnierz, a choć jego twarz skryta była pod hełmem, poczułeś jak blednie na samą myśl o tym, co właśnie powiedział.
Z części pokładu, od której przyszliście dało się słyszeć odgłosy wielu wystrzałów.
- Kurwa jego pierdolona mać! Co tu się wyprawia, do rancorzych jaj?! - wydarł się przez komunikator Fensen - Pierdolonym Sithom zachciało się życia po życiu akurat wtedy, kiedy wpadliśmy z wizytą?! Właśnie zaczęli się do nas podpieprzać, reszta "normalnych" Sithów odciągnęła ich od Królowej, idą chyba w waszym kierunku.
Faktycznie, serie karabinowe były coraz bliższe, podobnie jak echo pospiesznych kroków.
- Jakoś dajemy sobie z Iziz radę, choć o mało co. Gdyby nie HK, to... O żesz kurwa, masz! - wystrzał w komunikatorze zlał się z tymi z korytarza - Maaaasz! Żryj gówno przez rurę!!! Oddzwonię za chwilę kochanie, mamy gości! - krzyknął wściekle raz jeszcze i rozłączył się.
Wyskoczyliście w piątkę (po pospiesznym poćwiartowaniu dwóch leżących obok ciał) za załom korytarza prowadzącego do szybu wind. Właśnie w tej chwili dobiegało do was kolejnych sześciu żołnierzy, cofających się twarzą w stronę hangaru i prujących ile wlezie w tłum kilkunastu trup(er)ów biegnących wam na spotkanie, jakieś 15 metrów dalej.
-Makankos!-Były Jedi ruszył by walczyć w zwarciu. Chciał użyć mocy do walki ale męczyła go myśl, że to spowoduje większe zagrożenie. Teraz może spróbować chociaż walczyć jak powinien, bez polegania na mocy. Miecze ciągle ciążyły ale nie miał wyboru. -Wszyscy strzelać w głowę. Powinny paść.