[Spoko, loko, luz i spontan
]
Makankos zrównał się z trzema żołnierzami, zmierzającymi w stronę szerokiej pancernej śluzy. Jeden z nich otworzył ją, podczas gdy jego dwaj koledzy czekali z bronią w pogotowiu, Makankos zaś z rękami splecionymi na piersi i wyrazem bezbrzeżnego znudzenia na twarzy. Po drugiej stronie powitał was jedynie pusty pokój kontrolny z trzema panelami, kilkoma szafkami i plastalowymi pudłami. W drugim końcu pomieszczenia znajdowały się drzwi magnetyczne, niewątpliwie prowadzące na pokładowy korytarz.
Cisza.
Zrównałeś się z Trandoshaninem, który tylko przewrócił oczami i wzruszył ramieniem w dość dziwnym geście. Sithowie zajrzeli do szafek i pudeł, nie znajdując w nich nic poza kilkoma notesami, układami scalonymi i księgą kodów. Upewniwszy się, że w żadnej z nich nie czyha niebezpieczeństwo ani cokolwiek innego, jeden z nich podszedł do drzwi na właściwy pokład i otworzył je. Hydrauliczne zawiasy syknęły i drgnęły, lecz nie ruszyły się z miejsca, jakby zablokowane z drugiej strony. Żołnierze spojrzeli po sobie, kiwnęli głowami i już gotowali broń, gdy zniecierpliwiony i zdegustowany Makankos minął ich bez słowa i potraktował drzwi z kopa.
Odrzwia wsunęły się w ścianę z sykiem, ukazując długi, szeroki korytarz, pogrążony w niemal całkowitej ciemności. Co kilka sekund na nie więcej niż sekundę rozbłyskiwał bladym światłem wielkiej lampy na suficie, jedynej, która jeszcze nie była całkowicie niesprawna. Ten stroboskop jasności i ciemności raził boleśnie twoje oczy, które zdołały dostrzec jedynie jakieś kable sterczące tu i ówdzie z sufitu, jakieś niewielkie przedmioty w głębi korytarza.