- Wyśmienicie. Do ładowni. - rzucił szorstko, bez cienia radości jednoręki najemnik. Skierowaliście się tam akurat podczas lądowania, gdy trochę porzucało wami po ścianach, a pustymi skrzynkami i pakami po was. Jednak samo lądowanie poszło bezproblemowo. Gdy tylko statek osiadł na ziemi Trandoshanin poprzestawiał co się dało w bardzo przestronnym pomieszczeniu, tworząc wokół was pustą, kwadratową przestrzeń na jakieś pięć metrów wzdłuż i wszerz.
- Jakieś pytania? Uwagi? Durne sugestie, zanim zaczniemy? - zapytał jaszczur stając pod przeciwległą ścianą.
Nautolianin przekręcił lekko głowę nastawiając kark. Strzyknęło parę razy. -Dumne sugestie? Nie. Kiedy zobaczyłem jak walczysz wiedziałem, że to coś specjalnego. Nie zlekceważę cię.- Stanął swobodnie w jednym z narożników i podskoczył by sprawdzić jak ma się ranna noga. Może to głupota by walczyć w tym stanie ale wiedział z doświadczenia, że czasem nie ma się wyboru co do warunków walki. Zastanawiał się nad formą. VII nie opanował, VI tylko podstawy ale V i III są przeznaczone do walki z blasterami a IV wymaga akrobatyki mocy z której nie chciał kożystać. Mógł zmierzyć się z nim w walce na styl Makashi albo zaryzykować przewagę VI formy. Ustawił się w pozycji do Niman, ale nie włączał jeszcze miecza. - Jak walczymy? Na przewagi? Czy na rozłożenie przeciwnika?
- Walka skończy się wtedy, kiedy musi. Możesz zdecydować o tym sam, kiedy stwierdzisz, że już dość mnie poznałeś. Ewentualnie do pierwszej krwi. Nie zamierzam cię szlachtować. Ale pieścić tym bardziej.
Trandoshanin ujął miecz w rękę i stanął na środku kwadratu. Chwycił rękojeść odwrotnie i stał teraz spokojnie, przyciskając klingę do przedramienia, jakby wysuwał ją z rękawa, którego nie miał. Ostrze celowało w sufit, zza ramienia, od strony pleców.
Były jedi zapalił swój miecz. Żółte światło padło na podłogę. Zastanawiał się w ilu ruchach przegra tę walkę. Forma II jest przeznaczona do walki na miecze. VI jest neutralną. Obie znał na średnim poziomie bo koncentrował się na IV i Jar'Kai. Ale IV wymaga mocy a Jar'Kai to stricte dwie bronie zbytnia przewaga w sparingu, niczego się nie dowie. Pozostają gorzej opanowane formy. Przyjrzał się przeciwnikowi. Wciągnął powietrze by poznać jego zapach. Ocenił które mięśnie trandoszanina są napięte. Sama pozycja wydawała się dobra do cięcia z dołu przy obronie natarcia. Nie lubił zaczynać. Zaczął czekać. Niman ma dobrą obronę więc poczeka na ten atak. Zaczął się pojedynek na cierpliwość. -Znasz jakieś dobre kawały, bo ja jestem w tym strasznie kiepski.
Trandoshanin stał spokojnie, z zamkniętymi oczami. Czułeś jego lekkość, rozluźnienie i skupienie zarazem. W swej pozornej niegotowości był jak... Nie wiedziałeś teraz co, miałeś to na końcu języka. Zgodnie z twym oczekiwaniem Makankos zaatakował. Ruch - błysk - wstrząs... Wspomnienie. "Prawdziwa szybkość przychodzi bez wysiłku" - odtworzyło się w twojej głowie nagranie głosu dawnego mistrza. Doskonale podsumowywało dwa ruchy przeciwnika. Błyskawiczny wypad lewą nogą w przód i zamaszyste, lekko skośne cięcie od dołu, przylegającą do przedramienia klingą poprzez zgięcie łokcia. Twój blokujący miecz i jego ostrze tworzyły teraz idealnie prosty krzyż. Jego ostrze zalśniło, gdy zetknęło się z twoim, lecz nie tylko nie zostało przecięte przez świetlne ostrze, ale nawet nie skrzesało iskry czy odprysku. Czułeś bardzo mocny, spokojny, niechybotliwy nacisk na środek krzyża, którym blokowałeś.
- Nie martw się. Ja jestem w tym jeszcze gorszy - odpowiedział spokojnie, patrząc w miejsce w którym łączyły się wasze bronie.
Niklo, były jedi, wiedział, że bez mocy by go w walce nie a nawet z jej pomocą mógłby przegrać. To rodzaj przeciwnika z którym wewnętrzny duch wojownika chciałby się spotkać w ostatecznej walce na polu bitwy. Perfekcja. Chciałby to osiągnąć bez mocy. -Po czym poznać, że Hutt kłamie? Jego usta się poruszają.- Pchnął swój miecz by ruszyć klin i szybko wyprowadził cięcie z połowy ramienia wraz z krokiem do przodu. tak by zmusić przeciwnika do cofnięcia. Z półcięcia przeszedł ósemką do ustawienia ostrza po przeciwnej stronie z tego bloku jeśli nadarzy się okazja wysunie cięcie w dół między nogi przeciwnika, tak jak do cięcia w udo. Nawet w świątyni nie lubił się pojedynkować na miecze. Duże ryzyko. A jego miecz nie miał nawet regulacji natężenia. Był zmuszony walczyć na pełnej sile broni. Przypomniał sobie sentencje "Mistrzem nie jest ten kto potrafi szybko zabić a ten kto wie kiedy tego nie robić." Czy coś w tym stylu.
Cięcie na udo Makankos odbił zamaszystym kontr cięciem od dołu, podbijając twój miecz do góry, i wykorzystując siłę zamachu wykonał płynny półobrót, atakując skośnym cięciem z góry, niejako lustrzanym odbiciem wcześniejszego bloku. Przypomniało ci się skojarzenie. Makankos był jak woda. Zależnie od potrzeby miękki, płynny, nieuchwytny, zaraz potem twardy jak lodowa bryła, niewzruszony. Woda może przyjąć dowolną formę.
Nautoliani pamiętał, że jego tak uczono. Miał być wodą w walce. Co z tego zostało? Formy, ruchy, pary i pchnięcia. Trandoszanin jest szybszy a jego jedna ręka wystarczy za dwie. Ustawił skośnie miecz do górnej pary a drugą rękę pchnął do przodu. Chciał użyć mocy do pchnięcia i cięcia ale się powstrzymał. Nie może polegać na niej. Cofnął ją szybko i skutki spróbował zniwelować pełnym obrotem z cięciem w brzuch. -Jak nazywa się ktoś kto przynosi obiad rancorowi? Smakołyk!-Poddał się nurtowi. Zamiast planowanych działań zacznie obserwować przeciwnika. walczyć w defensywie i zapamiętywać jego ruchy. Zacznie się uczyć tego co kiedyś próbowano w niego wpoić.
Sparowałeś uderzenie i wyprowadziłeś kontrę w sposób, który zmusił Trandoshanina do odskoczenia obunóż kilka centymetrów w tył. Wyrzucił do tyłu tułów, nachylając jednocześnie klatkę do przodu i zamaszyście, jakby odganiając się od muchy, zbił w bok świetlne ostrze, tnące powietrze w miejscu, gdzie przed jednym uderzeniem serca znajdował się jego brzuch. Zupełnie jak cofająca się od brzegu fala - pomyślałeś przelotnie.
Po tej akcji wróciliście do dystansu. Ty czekałeś, on również, choć w zdecydowanie bardziej ofensywny sposób. Poruszał się nieznacznie we wszystkich kierunkach, bardzo sprężyście i lekko, praktycznie nie stając na piętach. Puściwszy luźno nadgarstek bawił się ostrzem, młynkując w powietrzu raz szybciej, raz wolniej, by z zaskoczenia błyskawicznie uderzyć, ugryźć twój blok, jakby strzelał batem spod łokcia. Jeden cios, drugi, trzeci. Bardzo szybkie, na pozór niedbałe dziabnięcie. Za każdym razem odpowiadała na nie twoja błyskawiczna reakcja, ale żaden z was nie zyskiwał ani nie tracił. Ty czekałeś na niego, on drażnił się z tobą.
Uśmiechnął się w duchu. Miał nadzieje na ataki które spamięta by się z nich uczyć. Trandoszanin jednak miał podobny pasywny styl walki i wyczekiwania błędów przeciwnika. Ustawił miecz w wyjściowej pozycji do IV stylu, najlepiej przez niego opanowanego a zarazem najmniej przydatnego bez mocy. -A znasz ten? Przez lasy Alderaan przedziera się Jedi. Spotyka on Jedi jedi. -Cześć jestem Jedi a ty? -Ja jestem Jedi jedi. -Idę na misje chcesz iść ze mną? -Tak. Idą przez las Jedi i jedi jedi. Spotykają Jedi jedi jedi. -Cześć jestem Jedi a to Jedi jedi a ty? -Ja jestem Jedi jedi jedi. -Idziemy na miesje chcesz iść znami? -Tak...- Wiele lekkich machnięć później i bloków w stylu VI. Z lekką chrypką.- Idą przez las Jedi i Jedi jedi i Jedi jedi jedi i Jedi jedi jedi jedi i Jedi jedi jedi jedi i Jedi jedi jedi jedi jedi i Jedi jedi jedi jedi jedi jedi i Jedi jedi jedi jedi jedi jedi jedi i Jedi jedi jedi jedi jedi jedi jedi jedi i Jedi jedi jedi jedi jedi jedi jedi jedi jedi i Jedi jedi jedi jedi jedi jedi jedi jedi jedi jedi i napotykają przepaść. Najpierw skacze Jedi.
Był to jeden z najgorszych dowcipów wszechświata, powszechnie zakazany niepisanym prawem przyzwoitości. Bardzo możliwe, że podziałał on "mobilizująco" na Trandoshanina, który błyskawicznie zmniejszył dystans głębokim wypadem na lewe kolano w przód, tnąc z boku równolegle do podłogi. Jego cięcie - twój blok - jego lewa noga dochodzi do prawej, tworząc nową pozycję. Półobrót po twoim bloku i identyczne cięcie z drugiej strony, przez odwrócenie nadgarstka.
Znasz to. Znasz tę pozycję i układ. Trzecie kata. Pierwszy błąd? Teraz wróci do pozycji wyjściowej i zaatakuje tak, jak na początku z drugiej ręki. To twoja szansa!
Drobna różnica - on nie ma drugiej ręki.
Zorientowałeś się, że schemat się nie zgadza wystarczająco szybko, by zablokować cięcie, które nadeszło z zupełnie innej strony, niż się spodziewałeś. Jednak silny low-kick Makankosa przygiął ci prawe udo i kolano do podłogi.
Nautolianin z tej pozycji mógł tylko spróbować wstać z bloku albo... albo ciąć nisko szerokim łukiem na wysokości ud trandoshanina. Jedi by to przeskoczył z obrotem i cięciem z góry ale ten przeciwnik nie powinien dać rady na taki skok, jeśli go wyczuje to się cofnie i da okazje do wstania. -Skoczył i spadł kilka metrów za krawędzią. Skacze Jedi jedi. Skoczył metr dalej i spadł w przepaść. Przydałaby się woda.-Chrypnął spokojnie były jedi. Przypomniał sobie jak jego mistrz opowiadał ten kawał. -Skacze Jedi jedi jedi. Skoczył o metr dalej i spadł w przepaść. Skacze Jedi jedi jedi jedi.
Istotnie, niskie cięcie wymusiło na Makankosie wycofanie się. Wykonał coś pomiędzy pełnym obrotem a piruetem w tył, bardzo płynnie i tanecznie, zbijając po drodze lekko twoje ostrze. Dzielił was ponownie pełny dystans. Zorientowałeś się jednocześnie, że wszyscy pozostali członkowie załogi stoją w korytarzu i przyglądają się waszym wyczynom, najwyraźniej robiąc zakłady.
-Skoczył o metr dalej i spadł w przepaść. Były jedi z przykucniętego kolana wyszedł z cięciem do góry i z krokiem do przodu w natrarciu. Cięcie z prawie poziomu podłogi do pozycji gdzie z mieczem wyglądał jak wieża. Ciął znów w dół z siłą i szybkością na jaką było go stać i zatrzymał się w połowie drogi z mieczem nastawionym jak kolec. - Skacze Jedi jedi jedi jedi jedi. Skoczył o metr dalej i spadł w przepaść. Skacze Jedi jedi jedi jedi jedi jedi. Skoczył o metr dalej i spadł w przepaść.- Mało go teraz obchodziło otoczenie był skoncentrowany na działaniach trandoshanina. Był nim wręcz zafascynowany ale starał się tego nie okazywać.-Skacze Jedi jedi jedi jedi jedi jedi jedi. Skoczył o metr dalej i też spadł w przepaść. Skacze Jedi jedi jedi jedi jedi jedi jedi jedi. Skoczył o metr dalej i spadł parę metrów od drugiej krawędzi. Skacze Jedi jedi jedi jedi jedi jedi jedi jedi jedi.
Trandoshanin parował cięcia odchylając się to w tył, to w przód jak trzcina na wietrze, kontrując ponownie chwyconym odwrotnie, wzdłuż przed ramienia mieczem. Fensen krzyczał coś do was, ale nie zwracałeś na to uwagi.
Makankos cofnął się pod ścianę, na podwójny dystans mieszczący dobre cztery kroki. Zgięty łokieć z opartą na nim bronią uniósł na wysokość twarzy, równolegle do podłogi, jakby osłaniał się przed wiatrem.
HK-47 zaczął odgrywać jakąś durną melodyjkę, ale ignorowałeś jej słowa, nawet sam dźwięk był tylko odległym dudnieniem.
Makankos zamknął oczy i oparł policzek o sztych, jakby zasypiał. Jego prawa noga przesunęła się o ćwierć kroku w przód, nie odrywając od podłoża...
Ruch i cięcie były tak szybkie, że po prostu ich nie zobaczyłeś. Nie bez udziału Mocy, a nawet nie zdążyłeś pomyśleć, by jej użyć. Jedynie wyśrubowany refleks i intuicja kazały postawić ci poprzeczny blok. Trandoshanin jakby zniknął i pojawił się tuż przy tobie, w dokładnie tej samej, sennej pozycji. Jego ostrze, na którym wciąż wspierał policzek, złączyło się z twoim o centymetry od twojej twarzy. Czułeś żar własnego miecza, znajdującego się o centymetry od twojego lewego oka. Tego, że jednoręki najemnik nie użył Mocy byłeś pewny wyłącznie dzięki temu, że jej nie poczułeś.
Napięte mięśnie na waszych ramionach drgały spazmatycznie. Makankos otworzył swoje krwistoczerwone oczy i spojrzał na ciebie.
- On także spadł. Dopiero Super Jedi przeskoczył.
-Znamy inną wersje. Ostatni przeskoczył bo miał buty nuki.- Niklo pchnął z całą siłą mieczem w bok tak by odsunąć bronie i odsłonić trandoshanina. Puścił swój miecz jedną ręką i wystrzelił ją do schwytania nadgarstka przeciwnika równocześnie ustawiając nogę do przodu pomiędzy nogami trandoshanina i nastawiając bark na klatkę Makankosa. Uderzył z całym impetem jaki miał.
Zdołałeś jednocześnie odepchnąć blok, wytrącić przeciwnika z równowagi i zablokować mu możliwość jej złapania. Makankos, nie mając możliwości złapania cię drugą ręką, zaczął upadać na plecy. Zdołał jednak opleść nogami twoją nogę tak, że ty również poleciałeś wraz z nim.
Nautolianin spróbował obezwładnić przeciwnika. Pozostawiając nogę w ścisku obrócił się skierował końcówkę swojej klingi w stronę twarzy Makankosa tak by było widać, że wystarczy pchnąć i drugą ręką próbował odpowiednio złapać nadgarstek tak by szarpnięcia powodowały ból. Miał nadzieje, że nie rozchlasta sobie dłoni na łuskach trandoshanina. Zdyszanym i zachrypianym głosem. -Ilu Corellian jest potrzebnych do wymiany panelu świetlnego? Żadnego. Jeśli pokój jest ciemny mogą oszukiwać w pazaak.
Złapanie go za nadgarstek było błędem. Trandoshanin po prostu gwałtownie obrócił go o 180 stopni zrywając twój chwyt, jednocześnie zakładając bolesną dźwignię na twój staw kolanowy.
- Dość tych zabaw do cholery! Zaraz się pozabijacie, a robota nie poczeka na wasz pogrzeb! - krzyczała z korytarza Twi'lekanka.
Twoje ostrze było tak blisko twarzy Makankosa, że musiał aż przymknąć jedno oko od blasku. Sam natomiast czułeś końcówkę jego miecza opartą o twój bok.
Miecz zgasł. -Wiem kiedy przegrałem.- Nautolianin odłożył miecz pod pachę i się odchylił tak by ominąć ostrzę. -Trzeba będzie to powtórzyć. I to nie raz. Twoja forma jest odpowiedzią na moje pytania.- Postarał się wstać i wyciągnął z uśmiechem rękę do towarzysza.