Sesja Krixa

Trandoshanin przez chwilę nie ruszał się z miejsca. Po raz pierwszy dostrzegłeś i poczułeś w nim wahanie. Ostatecznie jednak chwycił twą rękę i podniósł się na niej, niemal niezauważalnie kiwając ci głową po wstaniu.
NIE DRAŻNIJ GO, NIE! NIE! NIE! BO TO SIĘ SKOŃCZY ŹLE! ŹLE! ŹLE! - wydarł się nagle odtwarzanym z głośnika nagraniem HK, najwyraźniej wyłączony przed chwilą przez Fensena, który właśnie uruchomił go ponownie.
Pełne zaskoczenia spostrzeżenie: O, już skończyliście? Nikt nie zginął? Może chociaż trwały uszczerbek na zdrowiu? I dlaczego... - odwrócił mechanicznie głowę w stronę Fensena - Poirytowane pytanie: Kapitanie, czy jesteś może w posiadaniu informacji kto poważył się na czyn tak elementarnie sprzeczny z definicją zdrowego rozsądku, jak wyłączenie mnie bez mej zgody i wiedzy?
Równocześnie z nim odezwała się wściekła Iziz
- Pięknie. A teraz skoro już wasze rury, czy co tam macie, zmiękły i mózgi mogą znów zacząć pracować, niech mi jakiś kapitan łaskawie powie, kiedy zabierzemy się stąd w poszukiwaniu roboty, która pozwoli nam wreszcie odlecieć gdzie Przyprawa rośnie, jak najdalej stąd - Trzeba przyznać uczciwie, że nawet ty, nawet tuż po walce, nie mogłeś nie zauważyć jak bardzo zyskała na atrakcyjności poprzez uzewnętrznienie złości.
-Wiecie takie sparingi mogą się powtarzać. Chcę się uczyć od Makankosa. Dobrze zapamiętałem twoje imię? Bo nie mieliśmy okazji rozmawiać.-Nastawił kark przekręcając głowę lekko w bok. Starał się omijać wzrokiem panią pilot, wiedział, że to nie dla niego. Ale... Spojrzał na kapitana. -Ale na razie można jakoś pomóc. Głos mi zachrypł, trzeba się napić.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
- No popatrz... A ja sądziłem, że będzie odwrotnie. Chodźmy lepiej zrobić to, co zaplanowaliśmy.
Bez zbędnych ceregieli, wstępów i występów skierowaliście się w stronę najbliższej mordowni. Jedynie HK został na statku, bo w miejscu takim jak to nigdy nic nie wiadomo.

[ Ilustracja ]

Miejscowa mordownia nie różniła się praktycznie niczym od tych, które widziałeś poprzednio. Większość tutejszych miejscówek było obskurnymi dziurami, w większości zaadaptowanymi na pijalkę po dawnym biurze Czerki, która odpuściła sobie wszelkie interesy na Tatooine na tyle dawno, by jej niegdysiejsze placówki spadły do rangi pustynnej mordowni.
Pub do którego właśnie zawitałeś nie różnił się pod tym względem od innych. Nie ma sensu wymieniać wszystkich nazw ras jego bywalców, gdyż zakazane i poznaczone niejedną bijatyką ryje wystarczały za wspólny mianownik. Unoszący się w gorącym, suchym powietrzu charakterystyczny zapach mocnego, podłego alkoholu, dymu i czego tam jeszcze dopełniał obrazu całości, zaś za ladą, a raczej zza lady, wystawał pretendujący do miana właściciela tego przybytku Jawa.
-Ciekawe jak Jawa radzi sobie za barem.- Nautolianin spróbował wypatrzyć robota protokolarnego. Nie wierzył żeby Jawa mówił innym językiem niż swoim. A jeśli nawet to prędkość z jaką mówią jest niemożliwa. Chodząc ciągle starał się odciążyć nogę. Zwrócił się do kapitana. -Jakiś plan czy pytamy na ślepo kto ma jaki towar do opylenia i liczymy na łaskawość Mocy?.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
- Mam na tyle dość tej dziury, że mi to obojętne. Usiądę sobie tam, o, w kącie i będę leniwie sączył drinka. - stwierdził Fensen, zapalając papierosa i udał się w rzeczonym kierunku.
Usiedliście we troje w obskurnym narożniku wstrętnej pijalki przy zasyfionym stole, lepiącym się od brudu, piachu i pustynnego pyłu, na ohydnych krzesłach, które jakimś cudem przetrwały ostatnią bijatykę. Jakim cudem udało im się tego dokonać? Trudno było ogarnąć to rozumem, zwłaszcza ze względu na klasyczną, barową napieprzankę między jakimś Rodianinem i Kel Dorem, która rozgorzała z chwilą, gdy posadziliście swe szanowne sempiterny. Niestety, epickie starcie miejscowych meneli zakończyło się wynikiem remisowym - Kel Dor zamachnął się butelką na zielony łeb Rodianina, ale nie trafił z metra i siłą własnego ciosu rzucił się na nurka na najbliższy stół. Drugi z wojowników, najwyraźniej z nadmiaru wrażeń lub w przypływie triumfalnej radości, wyrzygał się za bar, być może na krzątającego się gdzieś w tej okolicy Jawę.
Gdy w twoim umyśle zaczęła kiełkować myśl o opuszczeniu tego przybytku intelektualnych rozkoszy, bez słowa, wstępu ani zaproszenia przysiadł się do was człowiek.
Długi, szeroki, ciemnogranatowy płaszcz z głęboki kapturem okrywającym głowę, nie skrywającym jednak twarzy na której gościł lekko prześmiewczy półuśmiech, uzbrojony w krótko i równo przyciętą, hiszpańską bródkę.
Twoją uwagę przykuła jednak inna rzecz. Bardziej nawet zaalarmowała. Ten człowiek emanował - bardzo spokojnie, delikatnie i nieznacznie - Ciemną Stroną. Czułeś to jak lekką woń dymu po wyjściu z imprezy. Jeśli zaś już o czuciu mowa, to równie zaskakująco nie znać było po nim żadnych wrogich intencji, skrywanych czy jawnych.
- Kłaniam się pani i panom jak najniżej - oznajmił cichym, spokojnym głosem, wbrew wypowiedzianym słowom siadając, nie kłaniając się za stołem. - Czy pozwolą państwo, że zamówię coś dla państwa i zająć chwilę cennego czasu? - zapytał sztampową, lecz nie fałszywą uprzejmością.
- Jasne, najlepiej w tej kolejności. - beznamiętnie zgodził się Fensenm, szukając kelnera
Facet w płaszczu poczekał, aż zarzygany i nieszczęsny ze wszech miar Jawa podskoczy do was.
- Cztery razy "Samum". Tylko w czystych szklankach - nie tyle zamówił, co wydał rozkaz - Bardzo dziękuję - odwrócił się do kapitana - Postaram się wyłożyć wszystko możliwie najprościej. Jesteście państwo profesjonalnymi przewoźnikami, transporterami, pilotami... Wiadomo, co mam na myśli, nie mylę się? - zapytał i wiedząc, że się nie myli, ciągnął dalej, nie czekając na odpowiedź - Nazywam się Sejon Huminro, jestem kapitanem floty Imperium. Tak się nieszczęśliwie składa, że na orbicie Tatooine pojawił się przed dwoma dniami jeden z naszych Gwiezdnych Niszczycieli. Straciliśmy z nim łączność jakiś czas temu i obawiamy się, że załoga znajduje się w krytycznym położeniu. Jest ono tym gorsze, że okręt dryfuje bezwiednie. Najwyraźniej po wyskoczeniu z nadprzestrzeni przestały działać wszelkie niezbędne systemy. O, dziękuję bardzo - knypek w kapturze postawił przed wami cztery szklanki czegoś, co samym zapachem przyprawiało o zawrót głowy, a wyglądało jak sok z piachu. - Mówiąc krótko: nie mamy żadnych danych, jednostka nie odpowiada, a samo pojawienie się okrętu właśnie tutaj po tak długim czasie jest dla nas zupełnym zaskoczeniem. Nie jest chyba dla państwa tajemnica, że nasz garnizon nie imponuje liczebnością. Obawiam się, że bardzo szybko naszym okrętem zainteresują się okoliczni piraci, złodzieje i złomiarze. Nie mogę pozwolić na to, by flota Imperium miała być rozkradana przez tego typu śmiecie, choćby miał to być wrak po przegranej bitwie, czego też jeszcze nie wiemy. Nie mogę pozwolić na to tym bardziej, że istnieje realna szansa na pomoc załodze. I właśnie do tego potrzebuję dyskretnego, szybkiego i profesjonalnego transportu.
Nautolianin spokojnie pisał na datapadzie informacje o aurze rozmówcy.-A myślałem, że to ja jestem bezpośredni. Jest pan panie Huminro kapitanem i szuka pan załogi w tym miejscu?.- Dopisał "niebezpieczna robota, przynajmniej 10000 kredytów" i podał datapad Fensenowi. -Nie jest to raczej zgodne z procedurą Imperium, nawet jeśli tutejszy garnizon ma braki.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
- I co, że niby my mamy być szlachetnymi rycerzami ratującymi załogę imperialną? - pytał drwiąco Fensen - Policzymy sobie ekstra za ideologię. Nie taniej byłoby po prostu kupić nowy krążownik?
Wasz rozmówca zaprzeczył energicznie machnięciem dłoni
- Nie musicie być ani szlachetni, ani rycerzami. Do do procedury, to jest ona ze wszech miar niestandardowa. Żadna jednostka nie zniknęła jeszcze na tak długo, jak "Defiler" i nie zdarzyło się jeszcze, by pojawiła się tak daleko od ostatniego punktu docelowego bez żadnego powodu i możliwości kontaktu z załogą. Odpowiadając na ostatnie pytanie - nie, nie byłoby taniej. A nawet gdyby, Imperium nie pozwoli sobie na rozkradanie własnych zasobów przez niewydarzonych piratów z Tatooine - wymówił ostatnie słowa z nieskrywaną pogardą - Jeśli na statku znajduje się ktoś żywy, uratowanie go i pozyskanie informacji jest dla mnie priorytetem. Nie mam czasu, który mógłbym stracić, bo okoliczne ścierwojady zaraz zlecą się do okrętu jak do świeżego mięsa, jeśli już ich tam nie ma. A w takiej sytuacji jest rzeczą absolutnie niepożądaną, by jakakolwiek sprawna część uzbrojenia tej jednostki trafiła w niepowołane ręce.
Spauzował na chwilę, najwyraźniej w gardle zaschło mu od krążącego w powietrzu pyłu, po czym ciągnął dalej:
- To, co oferuję państwu, to uczciwe, atrakcyjne wynagrodzenie i wdzięczność Imperium w zamian za pomóc w transporcie żołnierzy z naszej bazy tutaj, na planecie, na pokład "Defilera". Złożyło się tak nieszczęśliwie... I byłoby dobrze, gdybyście tego państwo nie rozgłaszali... - dodał nieco innym tonem - Że dysponujemy w tym momencie jedynie dwiema jednostkami transportowymi przystosowanymi na potrzeby takich zadań, z czego jedna kurzy się właśnie w warsztacie w związku z nieokreśloną ilością usterek. Nie sposób znaleźć czegokolwiek przydatnego na tej przeklętej pustyni... - rzucił lekko poirytowany, ale szybko odzyskał rezon - Wracając do meritum, przewozicie państwo jedną z grup zwiadu, która nie może polecieć statkiem oczekującym naprawy w bazie, na pokład niszczyciela. Jeżeli zaistnieje potrzeba, zabieracie z powrotem rannych członków załogi, wybrany sprzęt itd.
-Bez angażowania się? Tylko transport?- Nautolianin uśmiechnął się.-Myślałem, że oczekuje pan od nas zbadania tego statku widmo. Bo boi się pan posłać swoich ludzi. Zbyt duże zagrożenie. A tu misja typu poleć i wróć? I na pewno nie zamieni się w tani horror huttów, gdzie będziemy uwięzieni na statku pełnym robactwa rozrywającego klatki piersiowe?- Spojrzał na Kapitana. Próbował ocenić co może sobie myśleć. Wrócił wzrokiem do imperialnego.-Jest pan odpowiedzialnym dowódcą i poleci na tą misje czy zostanie w bezpiecznej piaskownicy?
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
- Ocenę tego jakim jestem dowódcą pozostawię innym - wyczułeś w jego głosie i nim samym nutę groźby - Natomiast tak, polecę razem z moimi ludźmi. Co zaś tyczy się pańskich wątpliwości i zastrzeżeń odnośnie charakteru i zakresu waszych obowiązków, to mogą się one w każdej chwili zmienić, proporcjonalnie do wynagrodzenia. Nie ukrywam, że bardzo przyda mi się jeszcze kilka doświadczonych osób do ewentualnego rozpoznania, ale nie mogę i nie chcę naciskać na państwa w kwestii narażania się na bezpośrednie zagrożenie. Mogę tu jedynie zaoferować większą gażę, jeśli taka wizja nie jest wam straszna.
Były jedi nie miał ochoty pomagać sithom. Było to najłagodniejsze określenie na jego obecny stan. Był jednym z tych którzy nie pochwalali starań o pokój. Sith to zagrożenie dla galaktyki. Pozwolić na pokój to dać im szansę na wzmocnienie się i zagrożenie Republice. Ich rola w Mocy była jeszcze straszniejsza. Doprowadzenie do destabilizacji równowagi i dominacji jednej strony. Nautolianin spojrzał na kapitana. -Fensen?
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
- Większa gaża mi się podoba, większe obowiązki mniej. - kapitan postanowił mówić bez ogródek i od razu podyktował cenę - Piętnaście kafli na dzień dobry, za przelot, imperialne interesy i zakapiorów na pokładzie. Haczyk wliczony w cenę, możesz powiedzieć co to jest, ale nie musisz. Co do rozpoznania - pogadam z załogą, jeśli przemówisz do naszych kieszeni.
- Doskonale, umowa stoi - bez cienia wahania oficer wstał i uścisnął mu dłoń - Jeśli nie macie państwo więcej pytań, odlatujemy za godzinę. W tym czasie moi ludzie stawią się w pańskim doku, a państwo zdążą poczynić, mam nadzieje, niezbędne przygotowania. Umówiona kwota zostanie przelana na wskazane konto natychmiast zakończeniu zadania. Do zobaczenia zatem - pozdrowił was, skłaniając się lekko każdemu z osobna i odwracając się w stronę wyjścia.
-Czy jak powiem, że mam złe przeczucia wycofamy się?-Nautolianin zrobił nieprzyjemny grymas. Miał w duchu nadzieje, że blizna na twarzy go spotęguje. -Może jestem paranoikiem, ale tak jak ja go wyczułem on mógł wyczuć mnie. Mimo, że się wynurzam z mocy z tak bliska jest ryzyko wykrycia. Chyba.- Nigdy nie miał okazji sprawdzić jak działa maskowanie, jak bardzo jest skuteczne. Rozejrzał się po sali z myślą ilu użytkowników mocy może się tu ukrywać jeśli naprawdę można zamaskować całkowicie swoją obecność.- Nadal mi się to nie podoba, nawet jeśli miałbyś w planach coś tak szalonego jak zrobienie dymu i kradzież gwiezdnego niszczyciela.- Nagle miał wrażenie, że nie uciekł jeszcze od Wizji. Nadal może trafić na pustynię w towarzystwie chodzącej agresji z dredami.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Fensen bezwiednie sięgnął po stojącą przed nim szklankę i uniósł ją do ust, odprowadzając wzrokiem wychodzącego kapitana. Błąd. Wystarczyło ćwierć łyku tutejszego mózgojeba, by o mało nie udusił się i nie zrzygał jednocześnie. Siedząca obok Iziz pospieszyła mu z pomocą, klepiąc mocno w plecy.
- Khe-khe... Nie, nie wycofamy się ze względu na twoje przeczucia - odpowiadał, krztusząc się jeszcze - Wy jebaje macie szczególne upodobanie w złych przeczuciach, nurzaniu się w Mocy i innych substancjach. I nie, nie mam ochoty kraść Gwiezdnego Niszczyciela, bo nawet na takim złomowisku jak Tatooine nie opchnąłbym go na części. I tak, mnie też się to nie podoba. Ale nie na tyle, by miało mi się nie podobać piętnaście kawałków na łeb. Jeśli coś pójdzie nie po naszemu - dupy w troki i spieprzamy z tego radosnego kurortu raz na wcale. O nie, Makankos, ani mi się waż! - odsunął gwałtownie szklankę od wyciągającego po nią rękę Trandoshanina - Wystarczysz mi na trzeźwo ze swoim morderczym pojebaństwem. Po tym syfie wyrżnąłbyś nas i pół tego zasranego miasta. Ekpia, wyjazd. A raczej odlot za parę minut - oznajmił, wstając ciężko z krzesła.
-Wolałbym odpuścić, nawet to 15 kawałków, ale sądzę, że wam się przydam jeśli zrobi się za gorąco.- Zaczął zbierać się do wyjścia jak zapewne i inni. -Mamy coś niezbędnego do załatwienia, czy spotykamy się na statku? Bo podskoczyłbym po jakieś wibroostrza by mieczy nie pokazywać przy klientach.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
- Pokazuj im co tylko chcesz, byle zapłacili ekstra za striptiz. Spotykamy się na statku, tylko nie każ nam czekać. - Fensen obrócił się w stronę portu, gdy znaleźliście się ponownie na piaszczystej, skąpanej w spiekocie i duchocie ulicy.
Nautolianin rozejrzał się po ulicy w celu zlokalizowania jakiegoś sklepu myśliwskiego. Raczej nie znajdzie tu ekskluzywnego sklepu z bronią białą. -Za chwilę będę.- Ruszył na zakupy. Tylko miecze i wraca, nie ma co tracić czasu.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Nie tracąc wiele czasu wyszukałeś pośród asortymentu pobliskiego sklepu z zaopatrzeniem dla "myśliwych" dwa półtoraręczne wibroostrza, perswadując przy tym upierdliwie usiłującemu naciągnąć cię sprzedawcy, że ten towar wcale nie jest wart 1500 kredytów za sztukę. Efektem mocy twej perswazji opuściłeś sklep, biedniejszy o 750 kredytów, zbrojny w dwa dodatkowe wibroostrza średniej jakości. Na pewno nie była to verpińska stal ani nic, co mogłoby równać się z bronią Makankosa, ale oba miecze wyposażone były w zbrojone nakładki wzmacniające sztych, więc nie było najgorzej. Czym prędzej wróciłeś do portu i statku, który czekał już na włączonych silnikach, na trapie zaś, z papierosem w ustach, stał oparty o właz Fensen, patrzący w twoim kierunku.
-Goście już są?-Były jedi miał dość skwaszoną minę idąc w stronę trapu. -Jestem gotów, masz jakąś robotę?
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Kapitan wypuścił przeciągle dym do góry i wyrzucił papierosa, którego dogasił butem.
- Goście już są - wskazał głową coś za tobą. Faktycznie, od miasta szedł właśnie mały oddział połyskujących zbrojami (srebrny metalik, czy coś koło tego). Dziesięciu, dwunastu ludzi, na oko.
- Możesz ich powitać. - Fensen splunął poza trap, odwracając się przez ramię w stronę pokładu - Mówisz, że trochę znasz dryl, przekonajmy się. Wyjaśnij im nieuprzejmie, że na moim statku są gośćmi i to tylko tak długo, jak będzie mi się podobać. A nie będzie mi się podobać nic, co nie będzie mi się podobać. - postawił krok wgłąb pokładu i rzucił jeszcze przez ramię - Możesz wspomnieć, że startujemy za dwie minuty.
-Eh.- Były jedi obrócił się w stronę klienteli. Wyszukał wzrokiem lidera. Stanął dość swobodnie, tak by móc szybko wyciągnąć broń. Jeśli byli obyci w walce to zrozumieją postawę. Nuta sarkazmu wypełniała usta. -Witam uniżenie gości na pokładzie. Start za 2 minuty więc proszę się pospieszyć i wchodzić. Kolacja nie przewidziana, basen nieczynny z powodu remontu i skończyły się przystawki. Najlepiej w ogóle nie łaźcie po statku to nie będzie nieporozumień. W imieniu kapitana dziękuje za skorzystanie z naszych linii. Została minuta.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
← Star Wars
Wczytywanie...