Gdy zamknąłeś oczy i, otwierając umysł, zanurzyłeś w Mocy, jeszcze bardziej zatęskniłeś za morderczą spiekotą Morza Wydm. Znalazłeś się pośrodku niczego. Ciemność którą widziałeś przed chwilą na pokładzie, tutaj stała się namacalnie gęsta, oblepiając cię ze wszystkich stron, krępując i dusząc. Nicość pozbawiona była światła, tlenu, przestrzeni. Desperacko usiłowałeś złapać oddech i w mrocznej panice ocalił cię przebłysk racjonalności - to tylko twój umysł. To umysł zanurzył się w Mocy, umysł nie potrzebuje tlenu. To ciało wciąż oddycha. Jesteś bezpieczny.
Jesteś bezpieczny, a jednak...
Sunąłeś w jakimś kierunku - przed siebie, w dół, w głąb? Kierunek nie miał znaczenia. Jakby grawitacja bezkresnej czarnej dziury wsysała cię coraz bardziej, przez korytarze, ściany, sale? To również nie miało znaczenia. Byłeś pewny, że nie ma tu nic żywego. Że życie jest tu całkowicie nie na miejscu. Nawet śmierć nie wypełniała tej przestrzeni w swym klasycznym kształcie, jako przeciwwaga dla życia, lecz jako bezmiar nieistnienia. Do tego ból, którego nie dało się ogarnąć umysłem, nienawiść - mrożąca, nie paląca wszystko wokół - i... smutek. Tak przeogromny, że gdybyś mógł, płakałbyś.
Stanąłeś w jakiejś sali. Jak szybko? Kolejna rzecz bez znaczenia. Blade smugi światła z rozbitych paneli i monitorów rozlewały się nieśmiało po pomieszczeniu, pośrodku której siedział w zazen człowiek w szerokich, czarnych spodniach i o nagim torsie. Jego skóra wydawała się nie tyle blada, co popielato szara, zaś niezliczone blizny przecinały jego plecy, kark i łysą głowę we wszystkich możliwych kierunkach i odmianach. Gdy wytężyłeś wzrok, dostrzegając, że oprócz blizn skóra pokryta jest siatką pęknięć, odsłaniających mięśnie i kości, mężczyzna drgnął i wstał, powoli obracając głowę, jakby czegoś poszukiwał. Jego twarz zawierała jedno ślepe oko, całkowicie pozbawione źrenicy, zaś połowa ust rozdarta była rozcięciem, ukazując tkwiące w szczękach zęby.
NIE!!!
Nagłe szarpnięcie wyrwało cię z zanurzenia. Stałeś przed windą, której lampy rozświetlały panujący wszędzie wokół mrok, zaś kapitan Huminro mocno ściskał cię za ramię.
- On już wie, że tu jesteśmy! Nie dawaj mu... - kapitan wyrzucał z siebie zdania pełne zdenerwowania, które nie pomagały ci w dojściu do siebie. Jednak jego głos zagłuszył nagły trzask i krzyk. Trzasnęła zbrojona lina utrzymująca windę, która właśnie zaczęła spadać. A krzyczeli żołnierze, którzy jeszcze nie zdążyli z niej wysiąść.