Sesja Krixa
Z twej dłoni wystrzelił oślepiający, błękitny strumień błyskawic, które szarpały ściany, sufit i podłogę, a przede wszystkim stojącego przed tobą oponenta. Czy czuł ból? Trudno stwierdzić, choć niewątpliwie powinien czuć coś znacznie więcej. Na tę chwilę wystarczająco zadowalającym efektem były skurcze wszystkich mięśni, powodowane ogromnym napięciem podawanym bezpośrednio na ciało. Asasyn skamieniał w ogromnym spazmie, wygięty w lekki łuk. Opadł, gdy twoje cięcie pozbawiło go głowy. Jego ciało drżało jeszcze, opadając na podłogę.
-No to tego się nie spodziewałem- Na twarzy Nautolianina rysowało się wyraźne zdumienie. Szybko jednak przeszło w zacięcie do dalszej walki. Spojrzał jak Makankos sobie radzi. Miał nadzieje, że kończy i będą mogli ruszyć pomóc innym. Zlokalizował także swój miecz i spróbował go przyciągnąć. Wtedy dopiero spojrzał na swoją dłoń po ataku piorunami. Technika sithów tak prosta do wykonania. Co by było gdyby uderzył nią w żywego? Pojawiły się też inne myśli. Czym się stał? Czy zatopił się w nurcie ciemnej Mocy nie będąc tego świadom? Zdradził już wszystko w co kiedyś wierzył i na co przysięgał? Czy może udało mu się wykorzystać technikę i pozostać sobą. Może nie jest marionetką Mocy? Teraz jednak nie miał czasu, uspokoił się i wrócił do ściągnięcia miecza do ręki. Na jego szczęście z tak małymi ciężarami nie miał problemu. Kto wie co jednak pioruny mogły zrobić w nim.
Wyciągnąłeś rękę po miecz i doznałeś kolejnego zaskoczenia. Asasyn, z mieczem Makankosa wbitym w pierś po rękojeść, atakował Trandoshanina, który kontrował twoim mieczem. Chyba jeszcze nigdy nie widziałeś, by ktoś nieszkolony w Mocy potrafił posługiwać się świetlnym ostrzem w ogóle, a co dopiero tak sprawnie, jak Makankos. Broń ta, choć unikalna i niszczycielska, niezwykle rzadko była obiektem kradzieży, gdyż niewprawni użytkownicy zwykle obcinali sobie kończyny lub inne istotne członki. Trudno posługiwać się czymś, co - poza samą rękojeścią - nie posiada masy. Jednak Trandoshanin dawał niezwykły popis sprawności, zupełnie jakby nie czuł różnicy między swoim, a twoim ostrzem.
Były jedi uznał, że tą kwestie rozstrzygnie później. Jeśli przeżyją... Ruszył w stronę najemnika i żołnierza o ile jeszcze żyli. A jak nie to by poobcinać im głowy i rozliczyć się z ich napastnikami. Przerzucił miecz do lewej ręki i sprawdził jak działa ucisk. Dla osiągnięcia szybszych ataków weźmie miecz w obie dłonie jeśli z lewą nic nie jest. Przy cięciu pchając górną do przodu a dolną do tyłu uzyska szybszy obrót miecza. Szczególnie, że ostrze nie stawia oporów. Pierwsze wykona cięcie z góry a później popłynie tak jak trandoshanin przy sparingu. Z pomocą Mocy może powtórzy co widział. Trzeba się tylko poddać nurtowi. Płynąć środkiem tak by w pełni wykorzystać pęd opływającej Mocy. Jak w głębinach. Wyczyścić umysł. Skupić się.
Parę metrów od ciebie rozgrywała się następująca scena - "wasz" Sith odkładał na podłogę swój miecz, przed nim znajdował się najemnik, któremu do gardła ostrze przystawiał asasyn. Ten ostatni przyciągnął miecz Sitha, poderżnął gardło najemnikowi i zaatakował Sitha, który sięgnął po miecz ukryty za pasem i korzystając z przyspieszenia rzucił nim w atakującego asasyna, rozcinając go w pół.
Ostatecznie jedynym pozostałym przy życiu członkiem oddziału okazał się ostatni z żołnierzy. Zarówno Makankos jak i Huminro kończyli właśnie swoich przeciwników.
Trandoshanin podszedł do ciebie i oddał ci twój miecz.
- Nie miałem wyjścia - powiedział zdanie mogące pretendować do miana przeprosin.
Ostatecznie jedynym pozostałym przy życiu członkiem oddziału okazał się ostatni z żołnierzy. Zarówno Makankos jak i Huminro kończyli właśnie swoich przeciwników.
Trandoshanin podszedł do ciebie i oddał ci twój miecz.
- Nie miałem wyjścia - powiedział zdanie mogące pretendować do miana przeprosin.
-To dobrze, że skorzystałeś z tego. Nie chciałbym się tłumaczyć przed Fensenem co zaszło.- Nautolianin rozejrzał się czy są jakieś ciała z pozostającymi jeszcze głowami. Spojrzał na trandoshanina i cisnęło mu się do głowy wiele pytań. Kto go szkolił? Jeśli nikt to gdzie widział te techniki? Czy ktoś kto go okaleczył pokazał mu je? Gdzie wcześniej trzymał miecz świetlny? Bo nie wierzył by tak sprawnie się nim posługiwał nie dzierżąc nigdy tej broni. Nie zapytał go jednak o nic a zwrócił się do świata jako całego. -Ile jeszcze niespodzianek jest na takim statku? Roboty bojowe? Laserowe wieżyczki? Jaka jest w ogóle szansa, że inne zespoły wykonają swoje zadania jeśli my sobie tu ledwie radzimy?
Kapitan podszedł szybkim, nerwowym krokiem do ostatniego ze swoich ludzi.
- Wracaj na statek, na nic się tu nie przydasz. To jest rozkaz! - rzucił ostro, gdy żołnierz próbował oponować - Powiedz kapitanowi Fensenowi, żeby trzymał maszynę gotową do startu. Jeśli nie wrócimy w ciągu dwudziestu minut, startujcie bez nas. Opowiesz dowództwu co tu się stało.
Odsalutował niedbale odchodzącemu żołnierzowi i zwrócił się do was.
- Panowie, w związku z zaistniałą sytuacją czuję się zobowiązany zapytać raz jeszcze - jesteście pewni, że chcecie przekroczyć ze mną tamte drzwi? - wskazał palcem szerokie, podwójne drzwi magnetyczne na końcu korytarza.
- Wracaj na statek, na nic się tu nie przydasz. To jest rozkaz! - rzucił ostro, gdy żołnierz próbował oponować - Powiedz kapitanowi Fensenowi, żeby trzymał maszynę gotową do startu. Jeśli nie wrócimy w ciągu dwudziestu minut, startujcie bez nas. Opowiesz dowództwu co tu się stało.
Odsalutował niedbale odchodzącemu żołnierzowi i zwrócił się do was.
- Panowie, w związku z zaistniałą sytuacją czuję się zobowiązany zapytać raz jeszcze - jesteście pewni, że chcecie przekroczyć ze mną tamte drzwi? - wskazał palcem szerokie, podwójne drzwi magnetyczne na końcu korytarza.
Gdy żołnierzyk odszedł na wystarczającą odległość były jedi wyprostował się. Rysy twarzy ze zmęczonego i wyniszczonego przeszły w opanowanie i powagę. -Przypuszczam, że nie bez przyczyny moc nas tu wciągnęła w takim składzie. To gra a my jesteśmy pionkami i każdy ma rolę do spełnienia.- Wyraz na twarzy Niklo zmienił się. Otworzył szerzej oczy w wręcz obłąkany sposób. -Ale wolałbym teraz popływać. Ma ktoś ciastka? Eh. A więc chwila na ogarnięcie się i wejdziemy. Przynajmniej ja.- Przekręcając głowę na boki i obracając ramiona słuchał jak strzykają kości. Zbliżył się bardziej do trandoshanina. Szepnął. -Jeśli idziesz dalej i przeżyjesz a ja nie postaraj się wziąć moje miecze i małą kostkę która jest przy pasie. Ona musi dotrzeć do jedi. Proszę. Zapłacą jeśli Fensen będzie miał obawy.- Żałował teraz, że nigdy nie zajął się edycją wpisów. Będą przedzierać się przez nie poukładane holonagrania gdzie jąka się i nie jest pewien własnych słów. Gdzie milczy na dobre pół godziny zanim wróci do wątku o którym mówi. No ale i tak to musi tam dotrzeć.
- Możesz być pewny - odparł krótko i poważnie jaszczur, lecz natychmiast dodał z właściwą sobie zjadliwością - Ale nie za pieniądze. Martwi są niewypłacalni.
- Pozwolisz kapitanie - Sith z dredami zrobił niedbały salut w stronę Huminro - że dopilnuję by wypełniła się nasza umowa. Idę z tobą
- Niech i tak będzie... - powiedział do siebie cicho kapitan, a następnie zwrócił się do niego - Gdybym nie był w stanie wypełnić naszej umowy osobiście... Proszę odnaleźć człowieka nazwiskiem Xyron. To jeden z najwyższych lordów Inkwizycji, mój dawny mistrz. Powie mu pan, że byłem panu winny przysługę. A tymczasem... - spauzował i westchnął głęboko - Niech Moc będzie z nami.
Ruszyliście przed siebie we czterech. Powietrze, atmosfera, cisza... śmierć... były tu tak gęste, tak namacalne, że odgłosy waszych kroków zdawały się wam samym jedynie złudzeniem. Podeszliście do drzwi, które wsunęły się powoli w sufit i podłogę.
Ciemność, rozświetlana okazyjnie bladym światłem lamp, które niemal natychmiast gasły znów na kilka długich sekund, wypełniała całą przestrzeń. Mostek zdawał się być całkowicie pusty. Stojąc tak w bezruchu widziałeś, jak blade smugi światła z rozbitych paneli i monitorów rozlewały się nieśmiało po pomieszczeniu, pośrodku którego siedział na podłodze człowiek.
- Pozwolisz kapitanie - Sith z dredami zrobił niedbały salut w stronę Huminro - że dopilnuję by wypełniła się nasza umowa. Idę z tobą
- Niech i tak będzie... - powiedział do siebie cicho kapitan, a następnie zwrócił się do niego - Gdybym nie był w stanie wypełnić naszej umowy osobiście... Proszę odnaleźć człowieka nazwiskiem Xyron. To jeden z najwyższych lordów Inkwizycji, mój dawny mistrz. Powie mu pan, że byłem panu winny przysługę. A tymczasem... - spauzował i westchnął głęboko - Niech Moc będzie z nami.
Ruszyliście przed siebie we czterech. Powietrze, atmosfera, cisza... śmierć... były tu tak gęste, tak namacalne, że odgłosy waszych kroków zdawały się wam samym jedynie złudzeniem. Podeszliście do drzwi, które wsunęły się powoli w sufit i podłogę.
Ciemność, rozświetlana okazyjnie bladym światłem lamp, które niemal natychmiast gasły znów na kilka długich sekund, wypełniała całą przestrzeń. Mostek zdawał się być całkowicie pusty. Stojąc tak w bezruchu widziałeś, jak blade smugi światła z rozbitych paneli i monitorów rozlewały się nieśmiało po pomieszczeniu, pośrodku którego siedział na podłodze człowiek.
-Ktoś w ogóle ma pomysł albo wiedzę jak kogoś takiego załatwić? Bo z chęcią wysłucham.- Były jedi wypowiadał się ze strachem w głosie, ale w sercu starł się utrzymywać spokój. Przekonywał się usilnie, że to Moc ich tu zwiodła by wykonać zadanie, że to im sprzyja. Choć głęboko w sercu były obawy, że się nimi bawi. Przyprowadziła kolejne bhanty na śmierć. Postarał się nie myśleć o tym stworzyć pustkę. Zaczął myśleć o wielu zwiedzonych miejscach. Wspominał wszystkie starty i lądowania. Dreszcz statku pod nogami. Nie chciałby tu zginąć bo tak wielu rzeczy jeszcze nie widział, ale był w pokoju z sobą i cieszył się z życia jakie miał. To było dobre i zaskakujące życie. Nigdy nie przypuszczał, że stanie ramie w ramie z sithami. A jednak się zdarzyło. To było fajne życie.
Nim któryś z twych kompanów zdążył podzielić się swoją propozycją, zabrzmiał inny głos. Postać przed wami nie drgnęła, nadal siedząc plecami do was, a jednak jej słowa zdawały się wypływać ze wszystkich ścian i stron. Nie ogłuszały, lecz były równie wyraźne, jakby ktoś stojący tuż przed tobą odezwał się do ciebie normalnym tonem.
- Czemu tu przyszliście? - Głos był niezwykle dziwny, mocny, niski, sprawiał wrażenie jakby wydobywał się na raz z dwóch gardeł, dodatkowo modulowany cyfrowo, jak czasem zdarza się u niektórych droidów. Jednak ten dźwięk był bardziej chrapliwy i przejmujący, przyprawiając cię o lekki dreszcz. - Nie jesteście złodziejami, okradającymi martwych niczym hieny... Za jaką cenę chcecie wystawić swoje dusze i pogrążenie się w niebycie? Tak bardzo przeraża was własna słabość, że szukacie Mocy w miejscu jej śmierci...?
- Czemu tu przyszliście? - Głos był niezwykle dziwny, mocny, niski, sprawiał wrażenie jakby wydobywał się na raz z dwóch gardeł, dodatkowo modulowany cyfrowo, jak czasem zdarza się u niektórych droidów. Jednak ten dźwięk był bardziej chrapliwy i przejmujący, przyprawiając cię o lekki dreszcz. - Nie jesteście złodziejami, okradającymi martwych niczym hieny... Za jaką cenę chcecie wystawić swoje dusze i pogrążenie się w niebycie? Tak bardzo przeraża was własna słabość, że szukacie Mocy w miejscu jej śmierci...?
Niklo zasięgnął do Mocy by spojrzeć na to miejsce. Chciał obejrzeć tą obecność będąc blisko. Przy okazji upewni się czy jest tu jeszcze ktoś. Rozglądał się za ciałami. Nie miał ochoty już walczyć z truposzami. -A myślałem, że to ja nie jasno mówię. Czemu uważasz, że szukamy Mocy? Może chcemy ją uleczyć? Zniszczyć co jest w niej nienaturalne? Albo dla kredytów.- Szykując się do możliwej konfrontacji zaczął znów wypełniać ciało strumieniem Mocy by zwiększyć siłę i sprawność. Ciekawiło go czy w ogóle będzie mógł stabilnie pływać w Mocy w miejscu jej niby śmierci.
- Nie ma tu nic nienaturalnego - zacharczał ponownie człowiek, podnosząc się powoli i odwracając w waszą stronę. Nawet z odległości kilkunastu metrów popielatość jego skóry, mozaiki blizn znaczących całe ciało we wszystkich kierunkach i kształtach, zdarta do kości połowa szczęki i - chyba wypalone - ślepe oko dawały ci przekonanie, że jeszcze nigdy nie widziałeś tak okaleczonej istoty - Śmierć jest naturalną częścią życia. Tam, gdzie nie ma życia, staje się esencją istnienia. W próżni nie ma życia. Jest tylko śmierć - bardzo niespiesznie zaczął zmierzać w waszym kierunku - Nie chcecie niczego tu uleczyć ani ukraść. Ty, Jedi? Nie możesz uleczyć sam siebie z niepewności, ze strachu, słabości. Nie jesteś w stanie odnaleźć sam siebie, jak więc miałbyś przywracać równowagę tam, gdzie jedynym bilansem jest nicość? Ty, Sithcie? Twój głód potęgi jest niczym wobec głodu Mocy, którą pożera próżnia, rozkład i koniec. Przyprowadziłeś ich tutaj, przyprowadziłeś ich wszystkich... Rzuciłeś ich na pożarcie śmierci i nic nie zyskałeś. Jesteś głupcem. - zatrzymał się jakieś pięć metrów przed wami. Teraz byłeś definitywnie pewien, że nie widziałeś kogoś tak zniszczonego. Tego, co musiało dziać się z tym ciałem, skorupą, nie dało się określić. Śmierć, rozkład, cierpienie - wszystko to było tylko pustym, śmiesznie nieadekwatnym słowem wobec tego co widziałeś i czułeś od tego...człowieka. Entropia? Też nie do końca.
- Jesteś sprzecznością, Trandoshaninie, wynaturzeniem. Skrywasz się za maską kłamstwa, którym już nie jesteś. Bezwzględności, śmierci i pustki, którą wbrew swej naturze przestałeś być. Ty również przyszedłeś tu "leczyć", co nienaturalne? Czy chcesz odkupić siebie z przeszłości za ukradzione bogactwo? A ty, Sithcie? Czy twój gniew, twa nienawiść i żądza zemsty to wystarczający powód, by rzucać się w otchłań? By wkładać w nią kij, chcąc zakłócić jej bieg? Czy macie pojęcie po co tu jesteście?
- Jesteś sprzecznością, Trandoshaninie, wynaturzeniem. Skrywasz się za maską kłamstwa, którym już nie jesteś. Bezwzględności, śmierci i pustki, którą wbrew swej naturze przestałeś być. Ty również przyszedłeś tu "leczyć", co nienaturalne? Czy chcesz odkupić siebie z przeszłości za ukradzione bogactwo? A ty, Sithcie? Czy twój gniew, twa nienawiść i żądza zemsty to wystarczający powód, by rzucać się w otchłań? By wkładać w nią kij, chcąc zakłócić jej bieg? Czy macie pojęcie po co tu jesteście?
-Śmierć jest naturalnym elementem, życia. To co ty robisz nie jest. Po śmierci jest Moc. Zmarli nie powinni wstawać. Więc jakoś twoja opinia o tym czemu tu jesteśmy nie ma znaczenia.- Nautolianin uśmiechnął się. Wiele jego obaw zaczęło wygasać. W umyśle tworzyła się pustka, spokój. -Moc nas tu ściągnęła bo nikt z nas nie wiedział co jest na statku. Zapewne chce cię wybawić z egzystencji poza śmiercią. Jesteśmy twoją ucieczką.
- Nikt nie jest w stanie wybawić mnie od śmierci, Jedi - jego głos obniżył się jeszcze bardziej w gniewnej ripoście - Nihillus, Traya, Wygnaniec - przy każdym z nich byłbyś zaledwie pyłem, a jednak nie zdołali tego zrobić. Chcesz wyleczyć Moc, Nautolaninie? Przywrócić jej życie? Jesteś na to zbyt słaby. Revan miał taką szansę i zetknąwszy się z prawdziwą potęgą pozostawił galaktykę w słabości. Co pozwala ci sądzić, że jesteś od nich lepszy? - zapytał z kpiącą groźbą. - Jesteś rozbity, zagubiony. Nie masz nic, czym mógłbyś mi zagrozić.
-I tu się mylisz. Nie jesteśmy twoim zagrożeniem.Były jedi nie był do końca pewien własnych słów. Ale to było jedynym wyjaśnieniem tego spotkania. - Każdy z nas stanowi element układanki. Ja niepewność, dredziarz agresje, kapitan potęgę a Makankos ukrytą przeszłością. Stanowimy części ciebie. Stając przed nami stajesz przed samym sobą. Moc przesądziła już nasze starcie i mimo tego, że jesteśmy słabi zostaniesz pokonany. Nie ma śmierci jest Moc.- Nautolianin zaczął się zastanawiać czemu reszta milczy. Mają szansę by wpłynąć na to spotkanie a milczą. Zastanawiał się czy nie jest zamknięty sam na sam z przeciwnikiem w walce umysłów. Spróbował wyczuć czy jest w rzeczywistości. -Możesz to jeszcze zmienić. Wyjść z tego zwycięsko. Możesz odkupić się. Wyzwolić ducha ze skorupy nienawiści. Połączysz się z Mocą. Jeśli zaczniemy walczyć pozostaniesz w ciemności a pokonując cię twój duch zostanie zniszczony. Wyzwól swego ducha.
- Nikt nie może uwolnić się od Mocy, Nautolaninie - zacharczał gniewnie - Nie mogę umrzeć, ponieważ Moc nie chce, bym się z nią połączył. A to dlatego, że nikt nie zdołał zniewolić jej tak, jak ja. - czerwone ostrze miecza wysunęło się powoli w dół z trzymanej w dłoni rękojeści - Wy zaś pozostaniecie tutaj. Tak długo, aż wszelka Moc umrze.
- Zbyt długo pozwolono ci istnieć - wtrącił się Huminro - Zbyt długo wykorzystywałeś potęgę Ciemnej Strony do rzeczy, które nie są jej przeznaczone. Darth Sion powinien zniknąć już dawno temu. Najwyższy czas to zmienić. - wyjął swój miecz i ruszył do ataku.
- Zbyt długo pozwolono ci istnieć - wtrącił się Huminro - Zbyt długo wykorzystywałeś potęgę Ciemnej Strony do rzeczy, które nie są jej przeznaczone. Darth Sion powinien zniknąć już dawno temu. Najwyższy czas to zmienić. - wyjął swój miecz i ruszył do ataku.
Nautolianin włączył miecze i nastawił się na obronę i kontratak. -Widać u zmarłych nie działają już połączenia nerwowe w mózgu. Jakbyś umiał jeszcze myśleć dostrzegłbyś w naszym przybyciu wybawienie. Nie mieliśmy celu w tobie przybywając na statek. Wielu uznałoby to spotkanie za przypadek. My wiemy, że przypadków nie ma. Poddaj się mocy i oswobódź swojego ducha.- Były jedi starał się przemówić do lorda sithów. Wiedząc, że to nie możliwe. Ale kupi tym czas, może sprowokuje do błędu. Tylko ile on takich sztuczek już mógł widzieć? Setki? Tysiące? Odsunął tę myśl i zaczął myśleć o sposobie połączenia go z Mocą. Jak dotąd odcięcie głowy działało. Tu będzie trudniej bo pewnie poskłada się. Choć gdyby rozrąbać go na sporo kawałku i poumieszczać w kilku pomieszczeniach. Może nie zdąży się złożyć przed wybuchem statku? A po wybuchu nie będzie z czego się składać. Ale gdyby Moc chciała go tylko zniszczyć poco my? Nasza czwórka musi być sposobem na jego połączenie z mocą. -Obie strony Mocy to strony jednej myślącej siły. Istnienia które kontroluje nas wszystkich. Wielu jest nawet bez woli. Inni, jak my, mogą podejmować decyzje ale i tak często doprowadzą nas one w miejsca w których mamy być. Twój los nie jest wyjątkiem. Nie jesteś poza Mocą. Nie jesteś jej śmiercią. Jesteś zbyt upartym duchem by odejść. Czas byś wrócił do źródła.
Pozostała dwójka także przygotowała się do walki, obserwując przebieg starcia Huminro i Siona. Kapitan w pełni wykorzystywał przewagę swojego długiego ostrza, fechtując za pomocą sztychów i szybkich cięć, posługując się niemal samym nadgarstkiem, ewentualnie przedramieniem. Sion, choć parował skutecznie, musiał w dwie sekundy cofnąć się o pięć kroków.
-Zajmijcie go na chwilę. Muszę sprawdzić co z resztą.- Niklo pchnął Moc w nogi i wykonał długi skok z saltem do tyłu zyskując przewagę odległości. Przypiął jeden miecz i wyciągnął blaster. Celował w nogi trupiego lorda. Nawet jemu może ona odpaść po kilku celnych strzałach. Zajęty walką nie będzie w stanie się bronić a jeśli spróbuje odsłoni się. Zaczął strzelać i włączył comlink. -Fensen żyjesz? Dotarli do ciebie żołnierze? Czy wiesz czy wykonali swoje zadania? Musimy wiedzieć ile mamy czasu.- Próbował sobie jeszcze przypomnieć czy wchodząc tu mijali sekcje kapsuł ratunkowych. Przy mostu powinny być oddzielnie ale czy sithci dbają o oficerów?