W tym czasie Huminro podzielił swoich ludzi.
- Przecież nie zmieścimy się wszyscy. Połowa ze mną, połowa schodami albo szukajcie innej windy. Ale nie polecałbym. Panowie, możemy? - zapytał, zwracając się do was.
- Oczywiście.- Nautolanin podchodząc przyjrzał się tworzonym grupą. - Nie lepiej byłoby jednak jedną grupę posłać do hangaru? Jak się tak wszyscy na mostek władujemy to będzie ciasno. Mam demofobie. No i przy okazji wysadzania statku, my możemy mieć za małą siłę ognia ale ten wrak powinien mieć wszystko co trzeba. Jeśli zajmiemy się źródłem tego przekleństwa to oddział może przenieść pod reaktor parę głowic i je uzbroić. Jak się nam nie uda to przynajmniej nikt już nie pójdzie w nasze ślady.
Kapitan rozważał jego słowa przez dłuższą chwilę. W końcu przywołał do siebie dziesięciu ludzi.
- Część z was wraca na statek i zabezpiecza go na wypadek, gdybyśmy musieli spieprzać w podskokach. Na przebijanie się do "Imperiusa" nie będzie wtedy czasu. Pozostali niech wezmą jedną głowicę i umieszczą możliwie najbliżej reaktora. Dodatkowo nastawcie zapalnik na... 60 minut. Będziemy mieli zapas. Resztę zapraszam do windy.
- Panie Huminro. - Wtrąciłem się do rozmowy - Mamy tutaj co najmniej trzech szkolonych w mocy, bo jak mniemam nie jest pan zwykłym żołnierzem a obecny tutaj Nautolanin nie jest panną do towarzystwa. Nie było by rozsądniej każdego z nas rozdzielić do każdej grupy? Większe szanse na powodzenie i takie tam. - Kończąc patrze przenikliwie na Huminro.
- Wspominałem, że mam też lęk przed małymi przestrzeniami? I wstającymi zmarłymi.- wtrącił Nautolanin i przyjrzał się ze spokojem kapitanowi.- Ma pan teorie co tutaj się dzieje?
Humniro zatrzymał się w pół kroku do windy.
- Tak. Mam pewną teorię - rzucił przez ramię, stojąc plecami do was - Jest ona jednak tak niedorzeczna i tak... nieciekawa... Że niech Imperator broni... - odwrócił się i wszedł tyłem do windy - Jednak na wypadek gdyby okazała się prawdziwa, potrzebuję panów tutaj i teraz. Zwłaszcza, jeśli jest między wami kolejny... użytkownik Mocy... - zakończył z lekkim niedowierzaniem, patrząc na Nautolanina.
Dźwigam lewą brew w zdziwieniu, nadając moim oczodołom piękny czarny kolor dzięki tatuażom.
- Czyżby brak podstawowych informacji podczas zatrudnienia? - mówię z lekką ironią w głosie po czym cykam językiem i poruszam ze zgrozą głową w boki.
Kapitan uśmiechnął się ironicznie.
- Powiedziałbym raczej, że nie chcę ośmieszać się historiami o mitycznych potworach i z dawna zapomnianych lordach.
Ostatni z jego ludzi wszedł do windy i nacisnął przycisk. Znów stłoczeni jak sardynki, staliście z "Exem" obok Nautolanina, Trandoshanina i jedenastu ludzi.
- Tylko bez puszczania gazów bo nie dojedziemy na górę.- Nautolianin próbował rozluźnić atmosferę kolejnym słabym dowcipem. - Jeśli mamy czas to mimo wszystko wysłuchałbym historii o jakiś pradawnych i takie tam. To może dać nam podstawę z czym mamy do czynienia. Ja przypuszczam, że to coś jest myślące. A wspomnienie o lordzie mnie utwierdza w tym. Ciała zaatakowały dopiero jak wkroczyliśmy. Gdyby były ożywione przez samą Moc penie ciągle by stały i atakowały co się zbliży. A i dziękuje, że pan nie pyta i nie przystawia mi miecza do twarzy oczekując wyjaśnień. Choć w tym ścisku i tak byłoby to trudne. He he. Wspominałem, że boje się tłumów?
Huminro westchnął z rozbawieniem, gdy winda zatrzęsła lekko podjeżdżając w górę.
- Sam pan widzi, jak bezprzedmiotowe stają się wszelkie konwenanse i dogmatyczne konflikty w obliczu bajzlu, który tu zastaliśmy. W tej sytuacji mogę jedynie cieszyć się z takiego towarzystwa. Upiera się pan przy mojej opowieści o duchach? - zapytał retorycznie i trochę wyzywająco - W takim razie wspomnę tylko o czymś, o czym musiał pan słyszeć choćby szczątkowo, jeśli faktycznie był pan szkolony w Mocy. Istniał niegdyś ktoś o tak rozległej wiedzy na temat Ciemnej Strony, że próżno dziś szukać podobnych nawet w Radzie Lordów. Ktoś tak perfekcyjnie scalony ze śmiercią, że stała się ona prawdziwym wymiarem jego życia... istnienia raczej. Ktoś, kto będąc bardziej martwy niż wszystko, co złączone w Mocy, nie mógł umrzeć nigdy, choćby nawet tego pragnął. Jeśli wie pan o kim mówię, może się pan już śmiać. Oczywiście, jeśli nadal ma pan ochotę.
Winda stanęła z lekkim szarpnięciem i drzwi otworzyły się. Zza ich drugiej strony powitała was wszechogarniająca, nieprzenikniona ciemność.
Słysząc tak beznadziejny dowcip, aż przewróciłem oczyma z wrażenia nad jego płytkością.
Lordowie, scalenie ze śmiercią, niby fajna sprawa, ale kogo to obchodzi? Może jakiegoś fanatyka szukającego nieograniczonej mocy destrukcyjnej, lub inne równie barwne indywiduum.
Trzeba zrobić co trzeba zrobić, czyli w sumie nie wiele. Przeżyć, upewnić się że nikogo niema i wyducać wpizdu.
Mam szczerą nadzieję że Homiru Humiro czy jak mu tam nie zechce 'przygarnąć' ów Mocy. Wtedy trzeba będzie działać impulsywnie, szybko i drastycznie. A wtedy sprawy mogą pójść niezgodnie z planem. A tego nie lubię.
Po otwarciu Drzwi windy automatycznie, jakby system obronny się uaktywnił, spiąłem mięśnie gotowy na błyskawiczne działanie.
Zaledwie wyszedłeś o krok z widny, a poczułeś silne zawirowanie Mocy. To Nautolanin koncentrował się na czymś bardzo intensywnie, zaś jakby w odpowiedzi na to ciemność wypełniająca wszystko, poza windą, jakby zgęstniała i zafalowała w milczącym sprzeciwie. Widziałeś, jak smuga światła wypływająca z lamp windy kurczy się powoli i odniosłeś wrażenie, że to ciemność pokładu ją pożera. A także, że gdzieś z jej głębi szuka cię czyjś wzrok. Sama myśl, że mógłby cię znaleźć, na moment zatrzymała pracę twego serca. Huminro musiał poczuć coś podobnego, bo krzyknął, podbiegł do Nautolanina i szarpnął go za ramię, wyrywając z transu. - On już wie, że tu jesteśmy! Nie dawaj mu... - kapitan wyrzucał z siebie zdania pełne zdenerwowania, jednak jego głos zagłuszył nagły trzask i krzyk. Tuż za tobą i nad tobą trzasnęła zbrojona lina utrzymująca windę, która właśnie zaczęła spadać. A krzyczeli żołnierze, którzy jeszcze nie zdążyli z niej wysiąść.
Szybko rzucam okiem na naszą liczę i na to kto z nami został a kto poleciał w dół.
- Ile chce pan jeszcze poświęcić istnień, aby udowodnić że nikt tutaj nie przeżył? - Mówię do Homiro. Nie dla tego że obchodzą mnie jacyś patetyczni żołnierze, ale dla tego że każda minuta tutaj, to minuta stracona.
Winda rozbiła się ogłuszającym hukiem gdzieś niżej. Echo uderzenia na dłuższy czas wypełniło przestrzeń. Huminro nie odpowiadał, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co się stało.
- Makankos, musisz wracać. To jest coś do czego trzeba Mocy - powiedział Nautolanin do Trandoshanina
Jednoręki jaszczur, nie spuszczając wzroku z szybu windy, odpowiedział:
- Chyba kpisz, Nautolaninie...
Oprócz waszej czwórki przy szybie stał także "Ex" i pięciu ludzi Huminro.
- Dobre pytanie. - skwitował twoją wypowiedź Jedi - To była winda? Wracamy schodami? - bardzo szybko koncentrował wokół siebie dużą ilość Mocy, wyciszając się jednocześnie.
Huminro wciąż wpatrywał się w szyb windy. Poczułeś, jak Moc wokół niego zawirowała gniewem.
- Wracajcie, jeśli chcecie - odezwał się zimnym i twardym jak metal głosem - Ja jeszcze chwilę pozwiedzam - dodał i włączył swój miecz. Jego czerwone ostrze było niezwykle długie, na oko może nawet o połowę dłuższe o twojego.
Przez chwilę rozważałem propozycję Humiro. Myślę jednak że mogę przez jakiś czas jeszcze mu "potowarzyszyć", bo inaczej jeszcze zmienił by naszą umowę.
Zakładam ręce na piersiach i czekam na rozwój wydarzeń
Jedi oznajmił krótko:
- Idę.- Spojrzał w stronę mostka i zapalił swoje miecze. Żółta klinga w prawej dłoni i niebieska w lewej. Razem z "Exem", Trandoshaninem i resztą oddziału, postępowaliście naprzód, powoli. Żołnierze i "Ex" oświetlali wam drogę latarkami karabinów. Tutaj także leżały ciała, choć mniej niż na poprzednich pokładach i dodatkowo były to ciała oficerów i podoficerów. Kolejną różnicą były charakterystyczny rany cięte. Zadane, bez cienia wątpliwości, świetlnym ostrzem.
Kolejne sekundy zamieniały się w iluzję minut, nawet godzin, grzęznąc w czarnej zawiesinie wszechobecnej ciszy i śmierci. Miałeś wrażenie, że wdychasz klej, choć teoretycznie nie panował tu większy zaduch, niż niżej. Mimo to twój oddech stawał się płytszy i szybszy, cięższy. A miałeś za sobą raptem kilka sekund ostrożnego marszu.
- Też to czujecie? Czy tylko mi zmysły zaczynają tu wariować? - ozwał się Nautolanin - Pospieszmy się bo mam wrażenie, że jeszcze nie zdążymy obejrzeć fajerwerków z odpowiedniej odległości.
Idąc powoli za Humiro wyciągnąłem swoje dwa miecze. Czerwień ich ostrzy wtórowało kolorom pozostałym.
Nic nie mówiąc szykuję się na atak z każdej strony. Skupiam się na tym by nie zostać zaskoczonym, lub by zareagować błyskawicznie.
Wzmożona czujność pozwoliła ci wyczuć niebezpieczeństwo tuż przed atakiem. W gęstej ciemności korytarza, rozdzielanej latarkami żołnierzy, pojawiły się znikąd czerwone ostrza mieczy, wraz z nimi zaś sylwetki ich właścicieli. Zdążyłeś zbić pchnięcie przeciwnika, który wyłaniał się właśnie z mroku, pobłyskując spięciem na generatorze pola maskującego. Jedno spojrzenie na ubraną w czarny uniform postać wystarczył - Sith asasyn.
Tak samo jak ty, ciosów zdołali uniknąć Huminro, Nautolanin i Trandoshanin. Nie udało się to natomiast żołnierzom i "Exowi", zaatakowanym przez kolejnych dwóch wyłaniających się z mroku tuż za nimi przeciwników.
Zaraz po odbiciu ataku, wyprowadzam błyskawiczne pchnięcie prawym mieczem w okolice głowy przeciwnika asekurując się lewym na wypadek gdyby przeciwnik wyprowadził kolejny atak.
Po zasłonie skontrowałeś błyskawicznie, lecz przeciwnik zdołał zbić twój cios tuż obok głowy. Nie był jednak dość szybki by odpowiedzieć ciosem tuż po bloku, więc jedynie kopnął cię mocno na wysokość wątroby.
Automatycznie ściskając mięśnie staram się załagodzić ból wywołany kopniakiem. Nie tracę jednak rytmu. Widząc że mam do czynienia z godnym przeciwnikiem robie następujący manewr.
Lewym mieczem, pozostawionym do tej pory do obrony, wyprowadzam pchnięcie-pułapkę w okolice piersi, mającą zająć przeciwnika parowaniem. Gdy tylko miecz przeciwnika zetknie się z moim, błyskawicznie posyłam falę mocy w odsłonięty brzuch przeciwnika.
Oko za oko.
Rzucony, czy raczej wrzucony w ścianę asasyn, zgięty siłą pchnięcia, odbił się od niej plecami. Każdy normalny przeciwnik zgiąłby się w spazmie bólu, o ile nie połamałby sobie jakiegoś żebra. Jednak ten przeciwnik najwyraźniej nie był normalny. Ani żywy. Ledwo cisnąłeś go na ścianę, on już podchodził do ciebie atakując z góry na głowę.
Widząc nadchodzącego przeciwnika który jakby nigdy nic otrzepał się z mojego pocisku, stawiam wszystko na jedną kartę.
Chwytam odpowiednio miecze tak, aby mieć je dogodnie ustawione do rzutu. Prawe ostrze kieruję w lewą stronę i odwrotnie z lewym. Ułamek sekundy i rzut.
Za pomocą Mocy posyłam prawy miecz łukiem w kierunku głowy przeciwnika tak, by w finalnej fazie lotu miecz uderzył przeciwnika w głowę z góry. Lewy miecz również posyłam łukiem ale bardziej ku dołowi, tak by uderzył przeciwnika z dołu i płasko ciął nogi w okolicy pachwiny. Staram się by miecze uderzyły w jednym momencie.
Gdy miecze osiągną swój cel, kumuluję tyle Mocy ile zdołam ogarnąć. Gromadzę ją wokoło siebie tworząc sito, które po chwili zlewa się tworząc jakby szklany klosz. Staram się by ów tarcza nie pochłonęła mnie zbytnio. Ma za zadanie potrzymać ewentualny pierwszy atak - jeśli moje rzuty okażą się fiaskiem.
Po ewentualnym pierwszym ataku, dokona się pewnego rodzaju Implozja Mocy, tylko po to, by zaraz zmienić kierunek i posłać przeciwnika znów do ściany.
Następnie staram się odzyskać jak najszybciej miecze.