- Śmierć jest naturalnym elementem, życia. To co ty robisz nie jest. Po śmierci jest Moc. Zmarli nie powinni wstawać. Więc jakoś twoja opinia o tym czemu tu jesteśmy nie ma znaczenia.- Nautolianin uśmiechnął się. - Moc nas tu ściągnęła bo nikt z nas nie wiedział co jest na statku. Zapewne chce cię wybawić z egzystencji poza śmiercią. Jesteśmy twoją ucieczką.
- Nikt nie jest w stanie wybawić mnie od śmierci, Jedi - jego głos obniżył się jeszcze bardziej w gniewnej ripoście - Nihillus, Traya, Wygnaniec - przy każdym z nich byłbyś zaledwie pyłem, a jednak nie zdołali tego zrobić. Chcesz wyleczyć Moc, Nautolaninie? Przywrócić jej życie? Jesteś na to zbyt słaby. Revan miał taką szansę i zetknąwszy się z prawdziwą potęgą pozostawił galaktykę w słabości. Co pozwala ci sądzić, że jesteś od nich lepszy? - zapytał z kpiącą groźbą. - Jesteś rozbity, zagubiony. Nie masz nic, czym mógłbyś mi zagrozić.
- I tu się mylisz. Nie jesteśmy twoim zagrożeniem.Każdy z nas stanowi element układanki. Ja niepewność, dredziarz agresje, kapitan potęgę a Makankos ukrytą przeszłością. Stanowimy części ciebie. Stając przed nami stajesz przed samym sobą. Moc przesądziła już nasze starcie i mimo tego, że jesteśmy słabi zostaniesz pokonany. Nie ma śmierci jest Moc.- Zarecytował fragment kodeksu Jedi - Możesz to jeszcze zmienić. Wyjść z tego zwycięsko. Możesz odkupić się. Wyzwolić ducha ze skorupy nienawiści. Połączysz się z Mocą. Jeśli zaczniemy walczyć pozostaniesz w ciemności a pokonując cię twój duch zostanie zniszczony. Wyzwól swego ducha.
- Nikt nie może uwolnić się od Mocy, Nautolaninie - zacharczał gniewnie - Nie mogę umrzeć, ponieważ Moc nie chce, bym się z nią połączył. A to dlatego, że nikt nie zdołał zniewolić jej tak, jak ja. - czerwone ostrze miecza wysunęło się powoli w dół z trzymanej w dłoni rękojeści - Wy zaś pozostaniecie tutaj. Tak długo, aż wszelka Moc umrze.
- Zbyt długo pozwolono ci istnieć - wtrącił się Huminro - Zbyt długo wykorzystywałeś potęgę Ciemnej Strony do rzeczy, które nie są jej przeznaczone. Darth Sion powinien zniknąć już dawno temu. Najwyższy czas to zmienić. - wyjął swój miecz i ruszył do ataku.
Niezła gadka szmatka, ale nie jestem pewien czy taka szarża na kolesia władający taką MOCĄ, może zakończyć się sukcesem.
Miast atakować, by tak powiedzieć - bezmyślnie, czekam w gotowości na ruch jegomościa. Na jakikolwiek atak Mocą czy też fizyczny.
Wolę wiedzieć czym dysponuje przeciwnik i co zamierza zrobić.
Pozostała dwójka także przygotowała się do walki, obserwując przebieg starcia Huminro i Siona. Kapitan w pełni wykorzystywał przewagę swojego długiego ostrza, fechtując za pomocą sztychów i szybkich cięć, posługując się niemal samym nadgarstkiem, ewentualnie przedramieniem. Sion, choć parował skutecznie, musiał w dwie sekundy cofnąć się o pięć kroków.
Nie chcąc zakłócić morderczego tańca kapitana, wolałem nie wtrącać się do walki... na razie.
Jeśli szbyko nie zakończymy tej walki, możemy równie dobrze w ogóle nie wygrywać. Zostanie z nas kupka kosmicznych śmieci.
Nautolanin niespodziewanie wykonał salto w tył i sięgnął po blastery. Jednocześnie przez komunikator wywołał kapitana drugiego statku, pytając o resztę żołnierzy i pozostały wam czas.
- Tak, są tutaj. Co wy tam wyrabiacie, na dupę Rancora?! - darł się przez komunikator jego rozmówca - Te zakute łby twierdzą, że za piętnaście minut wszystko wyleci w kosmos! Dosłownie! Czy któryś z was, barany, pomyślał przez chwilę co się stanie, jeśli Imperialny Gwiezdny Niszczyciel tej klasy eksploduje?! Kurwa mać, przecież od wybuchu nawet Tuskanom stanął włosy na jajach!
Huminro nacierał, Sion blokował, a Nautolanin strzelał. Gdy dwa pociski poleciały na wysokość kolana i uda, Sion odruchowo odbił je zamaszystym, półkolistym blokiem, kierując w stronę kapitana. Huminro tylko na to czekał. Co prawda jeden z pocisków trafił go w bark, ale nie spowolniło to jego pchnięcia, którym przebił pierś Dartha Siona na wysokości serca do połowy ostrza.
Sion nawet nie westchnął. Chwycił Huminro za nadgarstek, przyciągnął do siebie, powodując że rękojeść miecza zetknęła się z jego klatką piersiową, a następnie drugą dłonią naciągnął kapitana na kolano, zadając dwa piekielnie szybkie i ciężkie ciosy, które powaliły dowódcę przybyłego tu oddziału. Wtedy do walki przystąpił Trandoshanin.
Obserwuję dokładnie całe pole walki. Wyciągnięte miecze delikatnie falują w rytm mojego oddechu, który jest spokojny i regularny.
Robię kilka kroków w prawo po czym się zatrzymuję na chwilę. Następnie kontynuuję 'marsz' tak aby obejść przeciwnika od tyłu. Nie chcę zrobić jakiegoś niespodziewanego ataku, po prostu szukam miejsca do walki. Gdzie kucharek sześć...
Przez cały ten czas kumuluję w sobie Moc po to, aby w odpowiednim momencie użyć jej przeciwko Sionowi.
- No fear of dying or a thought of surrender. - Szepcze cicho.
Zgodnie z planem powoli, ostrożnie obchodziłeś walczących. Trandoshanin radził sobie nadspodziewanie dobrze, nie otrzymując jak dotąd żadnej rany, choć nie używał Mocy. Leżący na podłodze Huminro uniósł się, podniesiony Mocą Nautolanina, który "wylewitował" go na bezpieczną odległość. Następnie Jedi długim skokiem znalazł się za Sionem i jaszczurem i po wylądowaniu natychmiast wskoczył na plecy Sitha, który blokował się teraz przed trzema ostrzami.
Nautolanin zaatakował go jednocześnie cięciem i pchnięciem. Cięcie rozdarło ciało Sitha długą pręgą od prawego uda aż po lewą pierś. Cios nachylił Siona nieco do przodu, co natychmiast wykorzystał Trandoshanin, tnąc go po plecach od lewej łopatki po prawe udo, co wygięło Sitha w drugą stronę. Miałeś wrażenie, że cały mostek zadrżał od jego gniewu. Sion pchnął Mocą jaszczura z siłą tak ogromną, że Trandoshanin wystrzelił na ścianę tak szybko jakby się teleportował. Zaraz potem w stronę Nautolanina, który odskoczył parę metrów w tył, poleciał rudopomarańczowy strumień Mocy, a rany Siona zaczęły się zasklepiać.
Przez tą krótką prezentację Mocy jaką posiadał Sion, doszedłem do wniosku iż normalna walka z nim nie wchodzi w rachubę.
Widać wykorzystywał w jakiś sposób ciemną stronę Mocy by się regenerować.
By go pokonać trzeba by sprawić by w jakiś sposób przestał się leczyć, lub by nie miał co regenerować.
Plan który powstał w mojej głowie był dosyć prosty. Poszatkować Siona tak, by jego regeneracja była niemożliwa, lub by była maksymalnie wydłużona, następnie uciec w pizdu i niech wybuch niszczyciela załatwi resztę.
To chyba dobry plan...
Mając w głowie ułożony działanie, zacząłem używać skumulowanej wcześniej Mocy. Myślałem o moim mistrzu, o jego tajemniczej śmierci, o ludziach którzy tego dokonali. Zaczął we mnie wirować gniew. Gniew trochę inny niż to było na Tatooine. Nie szaleńcze wyładowanię negatywnych emocji. Gniew bardziej skumulowany, gniew który spowodował Sion i jego trupy.
Gniew który był spowodowany chęcią zemsty...
Szybko zrobiłem zamach prawym mieczem, i posłałem 'pocisk' tak, by odciął Sionowi głowę. Następnie chwytam lewy miecz oburącz, wykonuję szybki skok obracając się szybko w prawą stronę. Mając szczerą nadzieję iż oponent będzie zajęty szukaniem swojej głowy lub parowaniem tego rzutu.
Kiedy znajdę się przy nim, z rozpędu wywołanym skokiem i obrotami postaram się przeciąć go wpół w okolicy brzucha.
Rzuciłeś broń i skoczyłeś, oczekując jednego z dwóch scenariuszy. Jednak Sion zaskoczył cię. Nie stracił głowy w wyniku cięcia, nie zblokował też ani nie odskoczył przed atakiem. Wykonał ręką gest przyciągania i miecz zmienił lekko trajektorię lotu i sposób obrotu, efektem czego zamiast odciąć mu głowę znalazł się... w jego dłoni. Darth Sion zblokował dwoma ostrzami twój cios, poprzecznym blokiem, przytrzymując go w probie sił i patrząc na ciebie z bardzo bliska oko w oczy.
Kumuluję złość jaka się we mnie znalazła, po czym wyzwalam ją jako energicznie pchniecie mojego miecza na miecze Siona. Nie lubię jak ktoś mi zabiera zabawki.
Uderzając z całą mocą przebiłeś się przez blok przeciwnika, choć z wysiłkiem podobnym do otwierania kijem zbrojonych drzwi. Wytracając siłę uderzenia nie zdołałeś wbić ostrza w klatkę piersiową Siona, on jednak nie zdążył odsunąć się w porę, efektem czego przeorałeś mu ostrzem korpus w poprzek obu piersi.
Kilka paneli sterowania, znajdujących się pod oknem, błysnęło i strzeliło w tym samym momencie, w którym ty trafiłeś Siona. On zaś, mając cię niejako "w ramionach", stojąc bokiem do ciebie po przebiciu jego bloku, usiłował zaatakować cię prawą ręką. Ponieważ jego łokieć znajdował się teraz w połowie twoich pleców, cios jedynie drasnął cię w ramię.
Zamieniliście się miejscami i zobaczyłeś, że do walki wracają Trandoshanin i Huminro.
Nie czekając na reakcję Siona ani na powrót dzielnych wojów, uderzam przeciwnika pchnięciem Mocy. Mam nadzieję na rozbrojenie przeciwnika ewentualnie powalenie. Następnie szybko wyciągam zapasowy miecz.
Sion wykonał okrężny ruch ręką z odwróconą, zaciśniętą pięścią. Jedynie materiał jego spodni zafalował gwałtownie. Sięgnąłeś po miecz, Sion zaś kończąc gest pchnął w twoją stronę. Nagłe uderzenie w brzuch wypchnęło ci z płuc całe powietrze. Podłoga momentalnie uciekła spod nóg i odjechała pospiesznie do przodu wraz ze wszystkimi obecnymi. Opadłeś pięć metrów dalej i zatrzymałeś się po kolejnym metrze poślizgu. Upadłeś nieopodal Nautolanina, który skoncentrował się i potraktował Siona błyskawicą. Lord Sith przez sekundę stanął sparaliżowany atakiem. Sekundę, która wystarczyła Trandoshaninowi. Jasczczur, dobiegając do Siona z tyłu, pchnął szybko i mocno. Sion zdołał się odwrócić na tyle szybko, by samemu wykonać pchnięcie. Wówczas stała się rzecz dziwna. Zdało ci się, że obserwujesz całą tę scenę w zwolnionym tempie, zupełnie jak wtedy, gdy świat zwalnia podczas użycia Przyspieszenia. Obaj pchnęli w ten sam punkt i na tej samej wysokości. Ostrze Trandoshanina sunęło wzdłuż ostrza Siona, niemalże bez końca, a iskry sypały się wokół. Gdy oba pchnięcia doszły do połowy klingi, stal jaszczura pękła, on sam zaś podrzucił złamany miecz do góry. Miecz Siona był o cal od jego gardła, lecz wtedy Trandoshanin złapał podrzucony miecz jak sztylet, ostrzem w dół, i błyskawicznym ruchem zdjął głowę przeciwnika z jego ramion. Darth Sion upadł bezwładnie, zaś ściany, podłoga i sufit wokół was zaczęły pękać.
Kaszlnąłem dwa razy niczym nałogowy palacz następnie splunąłem soczyście na podłogę.
Widząc ogólny rozpierdol i pękające ściany, nie trzeba było mi nic więcej wyjaśniać.
Chowam szybko moje miecze, wstaję na nogi trzymając się kurczowo za brzuch. Podbiegam do Humiro, chlaszcze po twarzy i krzyczę mu do ucha.
- Kapitanie, zaraz tu będzie niezły rozpierdol, proponował bym się podnieść i spierdalać! - Łapie go za płaszcz i potrząsam energicznie. Jeśli nie widzę oznak życia/kontaktu, zostawiam go i biegiem wracam na statek.
Już zbierałeś się do wyjścia wraz z kapitanem, ale Nautolanin zauważył słusznie, że warto by było poćwiartować Siona ot tak, na wszelki wypadek. Polecił Huminro by postarał się przytrzymać Mocą mostek w jednej kupie jeszcze przez chwilę, a sam podbiegł do głównego komputera kopiując jakieś dane i wywołując kapitana drugiego statku, którego pytał gdzie znajdują się najbliższe wam kapsuły ratunkowe (na wypadek gdybyście mieli nie zdążyć wrócić na statek). Huminro rozłożył szeroko ręce i zmarszczył czoło w dużym wysiłku, starając się przytrzymać całość mostka, Trandoshanin zaś podszedł do ciała Sitha. Moc zawirowała z paraliżującą wręcz siłą i wówczas, szybciej niż mogłeś zareagować, jeden z leżących na ziemi mieczy wzbił się w powietrze, włączył i zatopił w plecach Makankosa, przebijając go na wylot. Bezgłowe ciało Siona wsparło się na jednej ręce.
Oceniam odległość między mną a Sionem, po czym dzięki Mocy staram się jednym susem znaleźć się przy sithcie. Jeśli dam radę, odcinam mu rękę na której się opiera.
W dziele zniszczenia dołączył do ciebie Nautolanin. We dwóch zmieniliście ciało Siona w dziesiątki małych, ohydnych strzępków, drgających spazmatycznie. Gdyby zostało w nim choć trochę życia, bylibyście teraz obaj po szyję we krwi.
Jedi odezwał się spokojnym głosem.- Niech któryś z was weźmie szybko głowę mocą i wywali do szybu windy. Ja już zabieram datapad i Trandoshanina i zmywamy się. - dźwignął Makankosa z wyraźnym wysiłkiem, chwiejąc się lekko. Widać było, że był już nieźle zmęczony.
- AaaaRR... Panowie!!! - jęknął ostrzegawczo Huminro, który zgiął się jak stary tetryk w wysiłku utrzymywania w całości choć tej części mostka, w której się znajdowaliście. Teraz absolutnie wszystko zmieniało się w ruinę. Co gorsza, na wielkiej szybie głównej pojawiły się pęknięcia...
Niklo napiął mięśnie by udźwignąć towarzysza i zaczął biec w stronę wyjścia.
- Nie zdążyłem podłączyć sterowania kapsuł. Uciekając trzeba będzie odpalić wszystkie najbliższe ręcznie by Sion nie zwiał. A teraz kulturalnie wyprośmy się i zamknijmy drzwi na mostek to przynajmniej zatrzyma próżnię.