- Ktoś w ogóle ma pomysł albo wiedzę jak kogoś takiego załatwić? Bo z chęcią wysłucham. - szepnął Nautolanin z lekkim przestrachem. Jednak nim któryś z was zdążył podzielić się swoją propozycją, zabrzmiał inny głos. Postać przed wami nie drgnęła, nadal siedząc plecami do was, a jednak jej słowa zdawały się wypływać ze wszystkich ścian i stron. Nie ogłuszały, lecz były równie wyraźne, jakby ktoś stojący tuż przed tobą odezwał się do ciebie normalnym tonem.
- Czemu tu przyszliście? - Głos był niezwykle dziwny, mocny, niski, sprawiał wrażenie jakby wydobywał się na raz z dwóch gardeł, dodatkowo modulowany cyfrowo, jak czasem zdarza się u niektórych droidów. Jednak ten dźwięk był bardziej chrapliwy i przejmujący, przyprawiając cię o lekki dreszcz. - Nie jesteście złodziejami, okradającymi martwych niczym hieny... Za jaką cenę chcecie wystawić swoje dusze i pogrążenie się w niebycie? Tak bardzo przeraża was własna słabość, że szukacie Mocy w miejscu jej śmierci...?
- A myślałem, że to ja nie jasno mówię. - odezwał się Niklo. Czułeś jak on też koncentruje Moc w sobie - Czemu uważasz, że szukamy Mocy? Może chcemy ją uleczyć? Zniszczyć co jest w niej nienaturalne? Albo dla kredytów.
-Nie ma tu nic nienaturalnego - zacharczał ponownie człowiek, podnosząc się powoli i odwracając w waszą stronę. Nawet z odległości kilkunastu metrów popielatość jego skóry, mozaiki blizn znaczących całe ciało we wszystkich kierunkach i kształtach, zdarta do kości połowa szczęki i - chyba wypalone - ślepe oko dawały ci przekonanie, że jeszcze nigdy nie widziałeś tak okaleczonej istoty - Śmierć jest naturalną częścią życia. Tam, gdzie nie ma życia, staje się esencją istnienia. W próżni nie ma życia. Jest tylko śmierć - bardzo niespiesznie zaczął zmierzać w waszym kierunku - Nie chcecie niczego tu uleczyć ani ukraść. Ty, Jedi? Nie możesz uleczyć sam siebie z niepewności, ze strachu, słabości. Nie jesteś w stanie odnaleźć sam siebie, jak więc miałbyś przywracać równowagę tam, gdzie jedynym bilansem jest nicość? Ty, Sithcie? Twój głód potęgi jest niczym wobec głodu Mocy, którą pożera próżnia, rozkład i koniec. Przyprowadziłeś ich tutaj, przyprowadziłeś ich wszystkich... Rzuciłeś ich na pożarcie śmierci i nic nie zyskałeś. Jesteś głupcem. - zatrzymał się jakieś pięć metrów przed wami. Teraz byłeś definitywnie pewien, że nie widziałeś kogoś tak zniszczonego. Tego, co musiało dziać się z tym ciałem, skorupą, nie dało się określić. Śmierć, rozkład, cierpienie - wszystko to było tylko pustym, śmiesznie nieadekwatnym słowem wobec tego co widziałeś i czułeś od tego...człowieka. Entropia? Też nie do końca.
- Jesteś sprzecznością, Trandoshaninie, wynaturzeniem. Skrywasz się za maską kłamstwa, którym już nie jesteś. Bezwzględności, śmierci i pustki, którą wbrew swej naturze przestałeś być. Ty również przyszedłeś tu "leczyć", co nienaturalne? Czy chcesz odkupić siebie z przeszłości za ukradzione bogactwo? A ty, Sithcie? - odwrócił swą łysą głowę w twoją stronę - Czy twój gniew, twa nienawiść i żądza zemsty to wystarczający powód, by rzucać się w otchłań? By wkładać w nią kij, chcąc zakłócić jej bieg? Czy macie pojęcie po co tu jesteście?