Sesja Vena
Zatrzymuję się w momencie. Gdy ich tak widzę w kupie, przypomniało mi się o granatach. Tylko czy wystarczą? Mogą być za słabe.
- Przed nami jest istna schadzka, jak czegoś nie zrobimy masowo, to możemy zapomnieć o jakimkolwiek przeżyciu. Mam kilka granatów ogłuszających. Masz moze coś z większym kopem? - Szeptem pytam się kompana.
- Przed nami jest istna schadzka, jak czegoś nie zrobimy masowo, to możemy zapomnieć o jakimkolwiek przeżyciu. Mam kilka granatów ogłuszających. Masz moze coś z większym kopem? - Szeptem pytam się kompana.
- Jeden kriobanowy, jeśli cię to satysfakcjonuje... - odpowiedział cicho, patrząc z niedowierzaniem na tę groteskową techno-balangę - Może to coś da, a przynajmniej zatrzyma ich na miejscu, ale może zamiast wbijać się między nich spróbujemy wyjść z drugiej strony korytarza za centrum dowodzenia, póki jeszcze nas nie dostrzegli? Ja pierdolę... - dodał nagle - W co myśmy się wpakowali? Dwanaście lat służby we flocie i myślałem, że zaskoczy mnie już tylko imperialna inkwizycja Sithów! - jego dłoń ponownie powędrowała na czoło - A właśnie, skoro już o tym, to może ty mnie oświecisz co to za gówniane motywy, lordzie Zet? Te sprawy, to chyba ci nie pierwszyzna? - zmierzył cię niechętnym spojrzeniem.
Trup-erzy pozostali tam, gdzie stali, kołysząc się lekko w prawo i w lewo, wy zaś wycofaliście się ostrożnie z powrotem w ciemność pokładu "B".
Ponownie, idąc tym razem nieco szybciej, choć wciąż ostrożnie, dotarliście owalnego w kształcie centrum dowodzenia. "Ex" niestrudzenie oświetlał otoczenie swą latarką, rzucając przelotnie punktowe światło to na podłogę, to na ścianę, to na wnętrze centrum dowodzenia, którego drzwi były otwarte.
Ponownie, idąc tym razem nieco szybciej, choć wciąż ostrożnie, dotarliście owalnego w kształcie centrum dowodzenia. "Ex" niestrudzenie oświetlał otoczenie swą latarką, rzucając przelotnie punktowe światło to na podłogę, to na ścianę, to na wnętrze centrum dowodzenia, którego drzwi były otwarte.
"Ex" prychnął drwiąco.
- Pieniądze. Dużo pieniędzy. Cała reszta przychodzi wraz z nimi i tak naprawdę tylko...
"Ex" nie miał dziś szczęścia do kończenia wypowiedzi. Ogólnie rzecz biorąc nie był to jego szczęśliwy dzień, a podsumowując wszystko, to żaden z was nie miał dziś szczęścia, zważywszy na to gdzie się znaleźliście.
Poczułeś silne uderzenie w plecy, twardy pocałunek z gładką podłogą i ciężar przylegającego do ciebie człowieka, przygniatającego cię na całej długości.
- Pieniądze. Dużo pieniędzy. Cała reszta przychodzi wraz z nimi i tak naprawdę tylko...
"Ex" nie miał dziś szczęścia do kończenia wypowiedzi. Ogólnie rzecz biorąc nie był to jego szczęśliwy dzień, a podsumowując wszystko, to żaden z was nie miał dziś szczęścia, zważywszy na to gdzie się znaleźliście.
Poczułeś silne uderzenie w plecy, twardy pocałunek z gładką podłogą i ciężar przylegającego do ciebie człowieka, przygniatającego cię na całej długości.
Staram się zrzucić tego kogoś ze swoich pleców. Usiłuję obrócić się na plecy i przy okazji strącić natręta. Jeśli mi się uda przynajmniej na trochę, użyję Mocy aby posłać przeciwnika do ściany, następnie, jeśli dam radę, natychmiastowo skoczyć (też dzięki Mocy) do niego i dwoma szybkimi cięciami niczym nożycami odciąć głowę.
- Kurw... - Wydałem z siebie głos gdy przeciwnik lądował mi na grzbiecie.
- Kurw... - Wydałem z siebie głos gdy przeciwnik lądował mi na grzbiecie.
Pierwsze trzy z czterech zaplanowanych czynności udały. Błyskawiczny przewrót w tył, odrzucenie Mocą pod ścianę przeciwnika, doskok i atak. Jednak oba twe miecze wbiły się w ścianę, po której "wtoczył się" na sufit żołnierz, zupełnie jakby była to podłoga lub on sam wysmarowany był najsilniejszym we wszechświecie klejem (opcjonalnie założył na siebie gigantyczny magnes). Ty wiedziałeś jednak doskonale, że to Moc pozwoliła mu dokonać tak wymyślnej akrobacji.
Staram się natychmiast wyrwać miecze ze ściany. Jeśli poczuję jakikolwiek opór lub coś innego uniemożliwi mi wykonanie tej akcji odpowiednio szybko, 'puszczę' kolejny pocisk w kierunku przeciwnika. Postaram się obalić go na ziemie, lub zyskać trchę czasu na wyciągnięcie mieczy. Podczas tch czynności zerkam kontem oka co robi Ex.
- Kurwa mać zaraz tu będzie pierdolona parada techno. Spierdalajmy zanim dopadną nas truposze. - Powiedzxiałęm energicznie do Exa. Po czym ruszywszy, puściłem się biegiem w stronę, jak mi się wydaje, hangaru.
Biegnąc staram się patrzeć i uważać na wszystko, jeden zimny na plecach dzisiaj wystarczy. Może bieg nie jest zbyt rozsądny, ale wole spotkać się z jednym czy dwoma niż z całym komandem.
Biegnąc staram się patrzeć i uważać na wszystko, jeden zimny na plecach dzisiaj wystarczy. Może bieg nie jest zbyt rozsądny, ale wole spotkać się z jednym czy dwoma niż z całym komandem.
Wbiegając do do pomieszczenia, rzuciłem szybko okiem na opisy wind. Jeśli dobrze pamiętam byliśmy na poziomie A.
Nie czekając ani sekundy dłużej wbiegam do windy na poziom A i zamykam furtkę na 3/4 jej długości. Zostawiam szczelinę dla Exa. Kiedy tylko wejdzie, zamykam i wciskam odpowiedni przycisk.
Nie czekając ani sekundy dłużej wbiegam do windy na poziom A i zamykam furtkę na 3/4 jej długości. Zostawiam szczelinę dla Exa. Kiedy tylko wejdzie, zamykam i wciskam odpowiedni przycisk.
Drzwi windy zamknęły się i zaczęliście zjeżdżać. Poza cichym szumem działających siłowników, wokół was znów zapanowała nieprzenikniona, tym razem kojąca cisza. No, może gdyby nie liczyć głośnego dyszenia zlanego potem "Exa".
- Niech... mnie... szlag... - sapał ciężko, oparty plecami i głową o ścianę windy - Żywe... Trupy. Nie wiem czy cokolwiek z tego rozumiesz, ale ja radzę... spieprzać stąd co sił... Wolę nie myśleć co jeszcze może się nam tu przytrafić.
Winda zatrzymała się. Zapaliła się lampka "Lvl A" i drzwi rozsunęły się. Tuż za nimi powitał was oddział dwunastu ludzi celujących w prosto w was dwóch. Wszyscy oni byli bez wątpienia żołnierzami Imperium, co wnioskowałeś niezawodnie z pancerzy i broni, identycznych jak u spotkanej do tej pory części "załogi". Ci jednak zdawali się być całkiem żywi.
- Bez gwałtownych ruchów. Rzućcie broń, czy cokolwiek tam macie. - przemówił spokojnie trzynasty, stojący trochę z boku człowiek w boandanowej zbroi z długim płaszczem, podobnym do twojego.
- Niech... mnie... szlag... - sapał ciężko, oparty plecami i głową o ścianę windy - Żywe... Trupy. Nie wiem czy cokolwiek z tego rozumiesz, ale ja radzę... spieprzać stąd co sił... Wolę nie myśleć co jeszcze może się nam tu przytrafić.
Winda zatrzymała się. Zapaliła się lampka "Lvl A" i drzwi rozsunęły się. Tuż za nimi powitał was oddział dwunastu ludzi celujących w prosto w was dwóch. Wszyscy oni byli bez wątpienia żołnierzami Imperium, co wnioskowałeś niezawodnie z pancerzy i broni, identycznych jak u spotkanej do tej pory części "załogi". Ci jednak zdawali się być całkiem żywi.
- Bez gwałtownych ruchów. Rzućcie broń, czy cokolwiek tam macie. - przemówił spokojnie trzynasty, stojący trochę z boku człowiek w boandanowej zbroi z długim płaszczem, podobnym do twojego.