- Omon, kurwa mać, podetrzyj dupę i chodź tutaj! - twój towarzysz wkurwił się już nie na żarty, jednak jego nawoływania nie przyniosły efektu.
Trup na krześle miał elegancką dziurę w czaszce na wysokości płata czołowego. Zaschnięta krew oblepiała ciemnymi strugami cały hełm, spływając w dół. Ranę zadano ewidentnie z przyłożenia.
- Słyszy mnie ktoś? Hej, Wookie, słyszysz mnie?
Patrze już z poważną miną na towarzysza po czym mówię.
- Dobra jebać zasrańca, bierzmy jeszcze kilka kart i wracamy. Jak się z naszym pracodawcą spotkamy, to mu powiemy co sądzimy o tym profesjonalizmie. - Kończąc zdanie ładuje jeszcze cztery karty do kieszeni.
- Dobra spadajmy, to miejsce egzekucji jakoś na mnie źle wpływa - mówiąc to trzymam broń w pogotowiu i ostrożnie wracam tą samą drogą którą tu przybyłem.
Już robiłeś krok w stronę przejścia, gdy przestrzeń wokół ciebie eksplodowała Mocą. Jej ciemna, brudna, martwa emanacja wylewała się zewsząd, sprawiając, że ściany, podłoga i sufit zdawały się lekko drżeć w twych oczach, choć jednocześnie byłeś pewny, że dreszcz wstrząsający całym twym ciałem był jedynie efektem odebrania tak nieprawdopodobnie wielkiego zaburzenia Mocy. Jeszcze nigdy nie czułeś czegoś tak silnego. Wybuch Ciemnej Strony, który spłynął na cały statek, był czymś odrażającym i przerażającym nawet dla ciebie.
"Ex", choć nie wydawał się być w jakikolwiek sposób szkolony w Mocy, także musiał podświadomie poczuć coś paskudnego, bo też zatrzymał się w pół kroku, rozejrzał się nerwowo wokół i spojrzał na ciebie, marszcząc brwi w niemym zapytaniu.
Zachłysnąwszy się tą obrzydliwością, automatycznie, jakby wiedząc że w mroku statku czai się coś okropnego, schowałem pistolety do któryś z kieszeni. Ręce jakby kierowane własnym rozumem, powoli najpierw odpięły klamrę płaszcza pozwalając by oby dwie strony powoli zsunęły się, a potem jedna za drugą skrzyżowały się sięgając po miecze świetlne.
Ułamek sekundy później moją twarz oświetlał krwisto czerwony blask.
Nic nie mówię, czekam w miejscu na rozwój wydarzeń, jeśli nic się nie stanie idę w milczeniu w stronę doku.
Brwi "Exa" powędrowały wysoko w górę, gdy dobyłeś swojej świetlnej broni. Wyglądał zarówno na przestrasznego jak i zaskoczonego. Otworzył usta by zadać ci pytanie, gdy po całym statku potoczył się męski głos z głośników na wszystkich pokładach:
- Jednostka transportowa "Heavy Metal Queen", 37442 na 285 prosi o zgodę na dokowanie, "Defiler", odbiór -
- 37442 na 285 przygotujcie się na dokowanie - padła znana ci już odpowiedź mechanicznej kontrolerki lotów - Jednocześnie informujemy was, że wszelka broń i inne materiały niebezpieczne zostaną zabezpieczone na czas pobytu załogi na pokładzie zaraz po dokowaniu, przez obsługujących lądowisko żołnierzy.
- Co do... - nie dokończył przekleństwa "Ex" - "Jednostka transportowa"? To chyba nie konkurencja...
Jednak ponownie przerwano mu wypowiedź fragmentem rozmowy, rozbrzmiewającym w głośnikach.
- Tu kapitan Huminro do "Defilera", "Imperius" prosi o zgodę na dokowanie, odbiór - kolejny męski głos potoczył się po korytarzach.
- A niech mnie, nasi! - zdziwił się na głos twój towarzysz.
- "Imperius" przygotujcie się na dokowanie i postępujcie zgodnie z dyrektywą pokładową numer 112
- Jednostka Imperium, najwyraźniej zorientowali się, że ich statek jest tutaj i przysłali zwiad albo ekipę ratunkową, czy coś takiego - tłumaczył pospiesznie "Ex", gdy podchodziliście do drzwi.
- Pamiętam jeszcze z czasów służby, że za każdym razem...
Otworzyłeś drzwi na korytarz. Tuż za nimi, twarzą w twarz z tobą (a dokładniej hełmem w twarz), stał jeden z żołnierzy "Defilera". Pomiędzy jednym a drugim tonem twego mięśnia sercowego, żołnierz gwałtownie chwycił cię ręką za gardło, zaciskając palce na twojej tchawicy z siłą równie wielką, co niespodziewaną. Oczy momentalnie wyszły ci z orbit, a jabłko Adama zatrzeszczało niebezpiecznie.
Zbieram w sobie tyle mocy na ile pozwala mi sytuacja i staram się przydusić gardło brutala. Lewą ręką kurczowo trzymam rękę przeciwnika, a prawą kumuluję moc na jego gardle.
Użyłeś technik tak dobrze, że sam Kirlan nie zrobiłby tego lepiej. Widziałeś, jak na gardle żołnierza zaciskają się niewidzialne palce, jak skóra ugina się pod siłą Mocy, miażdżąc jego tchawicę tak samo, jak on próbował zmiażdżyć twoją. Problem w tym, że żołnierz nawet nie drgnął, nie zakrztusił się dychawicznie wyciśniętym z gardła powietrzem, w żaden sposób nie okazał, że wyrządziłeś mu jakąkolwiek krzywdę. Tobie natomiast zaczęło ciemnieć w oczach i powoli przestawałeś czuć mięśnie nóg.
Z głośnym okrzykiem "Ex" wychynął zza twoich pleców i uderzył kolbą karabinu w zgięcie łokcia żołnierza, zrywając tym samym śmiertelny chwyt z twojego gardła.
Odrętwiały upadłeś w tył na plecy, zaś "Ex", praktycznie z przyłożenia, wpakował serię w brzuch żołnierza. Ten podskoczył, targnięty siłą odrzutu pocisków przelatujących na wylot przez jego plecy, zgiął się, a następnie wyprostował i chwycił "Exa" za gardło, jak ciebie przed chwilą, z tą różnicą, że uniósł go metr nad podłogę.
Poświęcając dosłownie sekundę na delektowaniu się powrotem powietrza w moich płucach, łapię szybko moje miecze i wykonuję następujący ruch:
Odskakuję trochę na ukos względem przeciwnika i w momencie kiedy zrównam się z nim, wykonuję obrót tnąc mieczami w szyję oraz plecy, uważając przy okazji aby nie zrobić krzywdy Exowi.
Cała akcja została przeprowadzona z zabójcza szybkością. W dwóch ruchach znalazłeś się na plecach żołnierza. Pierwsze cięcie, rozcinające mięśnie i ścięgna pleców odgięło go do tyłu w łuk, drugie zaś zdjęło głowę z ramion. Mimo to żołnierz wciąż stał, wciąż trzymając nad podłogą "Exa", który ciągle dusił się i trzymał kurczowo za nadgarstek napastnika, co dowodziło jednoznacznie, że dłoń bezgłowego już Sitha wciąż się zaciska. Gdy postanowiłeś pozbawić go także ręki, odcięta głowa dotoczyła się do jednego z krzeseł, zaś cały korpus opadł najpierw na kolana, potem na piersi, puszczając gardło "Exa", który grzmotnął bezwładnie obok, krztusząc się boleśnie.
Mając już więcej czasu, delikatnie masuję ściśnięte gardło. Kilka głębszych oddechów i kilka okrężnych ruchów szyją pozwala mi na dojście jako tako do siebie.
Zwracam się do Exa,
- Wszystko w porządku? Dasz rade iść dalej?
Najemnik przez kilkanaście sekund nie zdołał odpowiedzieć, również masując gardło i krztusząc się nieprzerwanie, oparty plecami o ścianę.
- Tt..Taa..Tak, dam radę. - wypluł z siebie w końcu - K-hhh.. Kkurwa, co to.. - zaczął, ale po raz kolejny nie skończył.
Siedzący na krześle po prawo od ciebie trup, którego niedawno oglądałeś z bliska, gwałtownie wstał i odwrócił się w twoją stronę.
-Jaaapierdole! - Wykrzyknąłem zaskoczony przez denata - Lepiej pozbieraj się do kupy, bo marionetki zaczynają skakać.
Kończąc zdanie, nie czekając na reakcję trupa ciskam lewym mieczem w głowę przeciwnika, mając nadzieję iż stracę mu ją z ramion.
Troop(er) zasłonił się leniwie ręką przed nadlatującym ostrzem, które odcięło mu ją na wysokości przedramienia i pozbawiło górnej połowy czaszki powyżej linii oczu (a dokładniej wizjera hełmu). Po zadaniu tych ran miecz wbił się w ścianę, a niezrażony tym nieznacznym uszczerbkiem na zdrowiu żołnierz ujął krzesło, na którym siedział przed chwilą, pozostałą mu ręką i rzucił nim w ciebie z prędkością jakichś 100-120 km/h. Dostałeś w klatę oparciem (na szczęście nie metalowymi nóżkami), lecz to wystarczyło byś wkleił się w ścianę. Równolegle rozbrzmiała seria z imperialnego rozpylacza i pozostała połowa głowy żołnierza eksplodowała smugą czegoś czerwonego, białego i żółtego. Żołnierz padł i nie wstał.
- ... Kurwa.... maaać...
Staram się obmacać miejsce w które dostałem krzesłem. Szukam jakiś ran, obić, złamanych żeber.
Staram się przez jakiś czas nie podnosić, nie wiedząc czy nie mam jakiś wewnętrznych obrażeń. Jeśli mam na sobie jakieś pozostałości krzesła, wydupczam je w bok.
Jesteś w jednym kawałku, cały i zdrów. Ewentualnie w pobolewającym, obitym miejscu będzie później solidny siniak, ale nic groźniejszego niż to.
"Ex" nadal patrzył z opuszczoną szczęką na rozstrzelanego przed chwilą żołnierza, nie opuszczając broni.
Wstaję... powoli. Wyginam plecy i rozciągam ręce.
- Jak tak dalej pójdzie to nie dojdziemy żywi do doków. - Wyciągam wbity miecz ze ściany
Powoli z maksymalną dozą ostrożności posuwam się w wcześniej wybranym kierunku, gotowy posiekać cokolwiek stanie mi na drodze.
Nim jednak ruszę z miejsca mówię do Exa.
- Nie rodziabiaj paszczy bo ci mucha wleci, chodźmy.
Wyszliście z powrotem w gęstą ciemność korytarza, krojąc ją światłem latarki "Exa", który z ogromną starannością oświetlał każdy jego metr i zakamarek w poszukiwaniu nowych zagrożeń. Bladożółty okrąg światła nie ukazał jednak nic. Dosłownie nic. Był to fakt godny odnotowania, gdyż owo "nic", to także brak trupów leżących w tej części korytarza jeszcze kilkanaście minut temu.