Sesja Vena
Twój shuriken chybił... i trafił. Chybił, jeśli chodzi o twój cel, który na pół świadomie, na pół siłą rozpędu uniknął ostrza. Jego kompan, który mniej niż sekundę po nim wyłonił się z takim samym pośpiechem z otchłani tunelu, nie miał tyle szczęścia. Skoro już o szczęściu mowa, to przez chwilę pomyślałeś, że twoje skończyło się definitywnie i tragicznie, gdy pierwszy cel, którego chybiłeś, wyskoczył w twoją stronę obnażając mordercze zęby i pazury. Zanim jednak zmieniłeś się w kupkę krwawych strzępów, Xenomorf został zmieciony sprzed twojej twarzy przez ramię Buri'kahna, który rzucił się wprost w jego objęcia częstując go gęsto oboma długimi ostrzami. Gdy cała sekunda nareszcie minęła (a ty zdążyłeś wreszcie pomyśleć "ojejku") zobaczyłeś i usłyszałeś spadającego na ciebie (was) - tym razem z wysokiego sklepienia - kolejnego Trutnia.
Spodziewając się kolejnego xenomorfa przygotowuje moje ostrza, oraz rozstawiam nogi szeroko. Kiedy żmij skoczy, postaram się zrobić lekki unik w bok i podciąć głowę ewentualnie szyję bestii. Jeśli unik zawiedzie, spróbuję zasłonić się lewą ręką, i wbić ostrza w cielsko xenomorfa.
Zaplanowana przez ciebie akcja udała się... i nie udała się. Owszem, zrobiłeś unik, gdy Truteń spadł na ciebie niczym stalaktyt, a także udało ci się wyprowadzić cios. Cios ten, choć rozdarł ciało zwierzęcia, nie trafił tam, gdzie planowałeś. Na całe szczęście, które jednak jeszcze cię nie opuściło, będąc przygotowanym na taką ewentualność powstrzymałeś kontratak ranionego i wściekłego przeciwnika, który zamierzał rozedrzeć ci twarz, czy co tam akurat trafiłoby się w tej okolicy. Zamiast twarzy poczułeś zatem piekący ból na przedramieniu, które natychmiast zalało się ciepłą, seledynową posoką.
Odgłos, który kojarzył ci się z pękającym jabłkiem, wydał ci się szczególnie piękny, gdy zanurzyłeś ostrza we wrażym łbie niemal po sam trzonek. W tym samym momencie na ścianie tuż obok ciebie wylądował Truteń, którego nie trafiłeś shurikenem. To Buri'kahn cisnął nim jak szmatą i błyskawicznie przygwoździł do skały wystrzeliwując jedno ze swych ostrzy w jego klatkę piersiową. Przez parę uderzeń serca Żmij wił się jeszcze i skrzeczał, aż znieruchomiał.
- Dziękuję, za takie tancerki - odezwał się Buri'kahn podchodząc do truchła, wyciągając ostrze, przytwierdzając je z powrotem na nadgarstku i odcinając drugą szczękę zwierzęcia, którą następnie przymocował sobie przy pasie. Widać było, że ma na sobie kilka długich, choć chyba niegroźnych ran.
- Wszyscy w jednym kawałku? Odpoczywamy tutaj czy idziemy dalej? - zapytał nowicjusz sprzed wejścia do jaskni.
- Dziękuję, za takie tancerki - odezwał się Buri'kahn podchodząc do truchła, wyciągając ostrze, przytwierdzając je z powrotem na nadgarstku i odcinając drugą szczękę zwierzęcia, którą następnie przymocował sobie przy pasie. Widać było, że ma na sobie kilka długich, choć chyba niegroźnych ran.
- Wszyscy w jednym kawałku? Odpoczywamy tutaj czy idziemy dalej? - zapytał nowicjusz sprzed wejścia do jaskni.
Zakładając, że nie wda się zakarzenie i że twój organizm nie zacznie wcześniej wywoływać krzepnięcia krwi, to wykrwawisz się za jakieś... 6 godzin? Nie, to też naciągane...
Nie, nie wymagają. Przynajmniej nie natychmiast. Jedyny defekt polega na dość ostrym pieczeniu i bólu, który ewentualnie mógłby przeszkodzić ci w pewnym chwycie lub stuprocentowym wykorzystaniu potencjału tej ręki i partii mięśni okolic rany.
Nie, nie wymagają. Przynajmniej nie natychmiast. Jedyny defekt polega na dość ostrym pieczeniu i bólu, który ewentualnie mógłby przeszkodzić ci w pewnym chwycie lub stuprocentowym wykorzystaniu potencjału tej ręki i partii mięśni okolic rany.
Polowe prace chirurgiczno - krawieckie przebiegały nie najzręczniej, ale dość spokojnie. No, może jeśli nie liczyć tego Xenomorfa wybiegającego z sykiem z głębi korytarza przed wami...
BANG! (tudzież inna onomatopeja)
Xenomorf rozplaskał się kilka metrów dalej, trafiony pociskiem plazmy z działka na ramieniu nowicjusza za tobą.
- Spokojnie, spokojnie... - powiedział melodyjnie strzelec.
Buri'kahn początkowo też chyba zamierzał zrobić coś ze swoimi zacięciami, ale albo nie bardzo wiedział co zrobić z apteczką, albo stwierdził, że dopóki nie umrze, to będzie żył.
Syk - tunel - Xenomorf - BANG! (tudzież inna onomatopeja)
- Spokojnie, spokojnie... - powiedział strzelec tym samym, beznamiętnym głosem
Faktycznie, obaj spokojnie nadawaliście się na dalsze tańce na tej imprezie. Iść dalej, cofnąć się, ostrzeliwać tutaj i czekać na Łowców? Chyba wszyscy czterej mieliście taki dylemat.
BANG! (tudzież inna onomatopeja)
Xenomorf rozplaskał się kilka metrów dalej, trafiony pociskiem plazmy z działka na ramieniu nowicjusza za tobą.
- Spokojnie, spokojnie... - powiedział melodyjnie strzelec.
Buri'kahn początkowo też chyba zamierzał zrobić coś ze swoimi zacięciami, ale albo nie bardzo wiedział co zrobić z apteczką, albo stwierdził, że dopóki nie umrze, to będzie żył.
Syk - tunel - Xenomorf - BANG! (tudzież inna onomatopeja)
- Spokojnie, spokojnie... - powiedział strzelec tym samym, beznamiętnym głosem
Faktycznie, obaj spokojnie nadawaliście się na dalsze tańce na tej imprezie. Iść dalej, cofnąć się, ostrzeliwać tutaj i czekać na Łowców? Chyba wszyscy czterej mieliście taki dylemat.
Poszliście na przód korytarzem, z którego wybiegały ostatnie osobniki podczas waszego krótkiego postoju. Był on równie wysoki, co przy wejściu do jaskini, lecz węższy, mniej więcej na dwóch stojących obok siebie Yautja z lekkim zapasem przestrzeni. Poczułeś i zobaczyłeś, że teraz absolutnie wszystko pokryte jest ową dziwną, organiczną plechą, w związku z czym pojawiła się w twej głowie irracjonalna obawa, że za chwilę wszystko przemieści się w stronę nieokreślonego środka pieczary i połknie ciebie wraz z towarzyszami. Nic takiego jednak się nie działo. Co więcej, nie działo się też nic innego. Żadnych Żmij, żadnych Łapaczy, żadnych jaj. Tak jakby z każdym następnym krokiem powiększał się, niczym drwina z waszej drużyny, niezmącony spokój i cisza.
Cisza.
Cisza..
Cisza...
Cisza.
Cisza..
Cisza...
- Bardzo... Możliwe... - odpowiedział bardzo cicho jeden z towarzyszy
- Pewnie chcą wciągnąć nas głębiej... - dodał 'kahn, rozglądając się wokół to po sklepieniu, to przed, to za sobą.
Zdawało ci się, że słyszysz - jakby przytłumione, niejako z oddali - odgłosy. Bardzo niewyraźne echo syknięć, szmerów... Czegoś, co równie dobrze mogło być niezidentyfikowanym szeptem, jak i podmuchami wiatru. Tak czy inaczej, nie uspokajało cię to.
- Pewnie chcą wciągnąć nas głębiej... - dodał 'kahn, rozglądając się wokół to po sklepieniu, to przed, to za sobą.
Zdawało ci się, że słyszysz - jakby przytłumione, niejako z oddali - odgłosy. Bardzo niewyraźne echo syknięć, szmerów... Czegoś, co równie dobrze mogło być niezidentyfikowanym szeptem, jak i podmuchami wiatru. Tak czy inaczej, nie uspokajało cię to.