Sesja Vena
Trafiasz nożem w sam środek łba. Co ciekawe, Xenomorf nie wiotczeje momentalnie, lecz wije się jeszcze mocniej, raz po raz wstając w miejscu i uderzając o ziemię, w agonalnym spazmie. 'khan i włócznik również posłali w niepamięć swych przeciwników. W tym samym momencie, w którym zarówno z tuneli w sklepieniu, jak i wszystkich czterech korytarzy dobiegło ponownie wściekłe syczenie.
Shuriken wraca, wyrwawszy się z plechy porastającej "podłogę". Bur'khan, ruszając ostrożnie lewym ramieniem, warknął krótko z bólu po czym podszedł do leżącego bezwładnie towarzysza.
- Żyje - powiedział pochylając się nad nim i sprawdzając tętno - Totalnie nieprzytomny, ciężko oberwał. Biedny idiota...
- Nie mamy teraz czasu, zostaw go - rzucił w jego stronę trzeci z was, ciężko wspierając się na włóczni.
Faktycznie, czasu nie było już na nic. Góra - trzy, powoli wypełzające z zakamarów twojej podczerwieni, szczerzące się gęby. Prawo - kolejne trzy, równie niespieszne i wyszczerzone. To samo lewo - tu dwie paskudy. Główny korytarz z przodu - również trzy, rozmieszczone w różnych płaszczyznach w jego otworze. Główny korytarz z tyłu, którym przyszliście - także dwa, na szczycie i spodzie. Wszystkie, powoli i wściekle, rozlokowały się na swoich pozycjach, nie wchodząc bezpośrednio w okrąg podziemnego pomieszczenia, na którym znajdujecie się pośród poprzednich parujących trupów.
- Jak tam twardziele? - rzucił wesoło 'khan rozglądając się po obecnych - Próbujemy zwycię - żyć - przeciągnął sylabę wskazując zamaszystym gestem na przybyłe Żmije - czy prze - żyć? - wskazał na korytarz z którego przyszliście.
- Żyje - powiedział pochylając się nad nim i sprawdzając tętno - Totalnie nieprzytomny, ciężko oberwał. Biedny idiota...
- Nie mamy teraz czasu, zostaw go - rzucił w jego stronę trzeci z was, ciężko wspierając się na włóczni.
Faktycznie, czasu nie było już na nic. Góra - trzy, powoli wypełzające z zakamarów twojej podczerwieni, szczerzące się gęby. Prawo - kolejne trzy, równie niespieszne i wyszczerzone. To samo lewo - tu dwie paskudy. Główny korytarz z przodu - również trzy, rozmieszczone w różnych płaszczyznach w jego otworze. Główny korytarz z tyłu, którym przyszliście - także dwa, na szczycie i spodzie. Wszystkie, powoli i wściekle, rozlokowały się na swoich pozycjach, nie wchodząc bezpośrednio w okrąg podziemnego pomieszczenia, na którym znajdujecie się pośród poprzednich parujących trupów.
- Jak tam twardziele? - rzucił wesoło 'khan rozglądając się po obecnych - Próbujemy zwycię - żyć - przeciągnął sylabę wskazując zamaszystym gestem na przybyłe Żmije - czy prze - żyć? - wskazał na korytarz z którego przyszliście.
- Zawsze możemy zatańczyć - rzucił nowicjusz, po czym przygrzmocił włócznią o ziemię, w kierunku lewego korytarza. Raz, potem drugi, za trzecim Xenomorfy z korytarza wrzasnęły coś w jego kierunku tym na pół piskliwym, na pół cybernetycznym głosem. Za czwartym uderzeniem jeden z nich uderzył ogonem w ścianę tunelu sycząc wściekle.
- Brawo, wkurz je wszystkie, bardzo oryginalne... - spostrzegł ze zdziwieniem 'khan.
- Brawo, wkurz je wszystkie, bardzo oryginalne... - spostrzegł ze zdziwieniem 'khan.
- Zabawa aż zwieracz mi puchnie! - wrzasnął Buri'khan na sekundę przed tym, jak opadły go trzy najbliższe. Nie zdążyłeś zorientować się co z trzecim towarzyszem, gdyż tobie również los nie poskąpił atrakcji. Pierwszy atak skaczącego na ciebie Xenomorfa udało ci się zbić wraz z nim w prawo. Atak drugiego siłą rozmachu skontrowałeś jednym porządnym cięciem po ryju, które choć nie załatwiało sprawy, dawało przewagę. Albo raczej - "dawałoby", gdyby nie trzeci z nich, który w tej samej chwili zwalił ci się na łeb ze sklepienia. Zanim zdążyłeś upaść był przy tobie też drugi. Oba stwory - szczęście w nieszczęściu - blokowały dostęp do ciebie trzeciemu z nich. Wszystko zakotłowało się i wypełniło czernią, śluzem, bólem i wrzaskiem.
Wbiłeś ostrze w coś - zapewne nogę, którą praktycznie oderwałeś szarpiąc od reszty ciała. Nie obyło się jednak bez kilku kropel kwasu na twojej skórze. Szarpany na piersi pancerz nie wytrzymał i poczułeś też pręgę ognia na klacie. Niemal jednocześnie zrobiło się naprawdę gorąco, gdy obaj przeciwnicy zostali dosłownie zmieceni z ciebie pociskiem plazmy.