[Chodziło mi o to, że kiedy walił w jego łeb odgłos był taki, jakbyś nawał w oponę. Wrzask to bardziej skrzek zmutowany z warczeniem. Mniejsza.]
Nie było w tym wielkiej filozofii, zwłaszcza, że było - nie było warunki polowe nie pozwalały na więcej - po prostu wypaliłeś ranę.
Towarzysz nasłuchiwał przez chwilę.
- Faktycznie, woda. Chyba jakiś wodospad. Idźmy zatem dalej w dół.
Im dalej i niżej schodziliście, tym bardziej nasilał się szum wody, stopniowo zmieniając się w huk niepozostawiający złudzeń co do tego, że zbliżacie się do wodospadu. Po paru minutach ostrożnego schodzenia przez niesłabnącą plątaninę różnokolorowych traw i chęchów tuż przed wami pojawił się, zdejmując osłonę, jeden z nowicjuszy. Krótko kiwnął głową byście przeszli za nim przez liściasty ocean, po pokonaniu którego twoim oczom ukazała się wielka skalista polana. Grube i chude, wielkie i wysokie oraz małe i niskie skały wyrastały z ziemi pod różnymi kątami, niczym zęby rozchwiane wspomnieniami licznych bójek. Widziałeś kilka jaskiń różnych rozmiarów. Na największą z nich spadała kurtyna wody lecącej kaskadowo z wodospadu utworzonego przez wijącą się wyżej rzekę, która musiała towarzyszyć wam wcześniej. Napotkany nowicjusz wskazał na tę właśnie jaskinię, mówiąc:
- To tutaj. Ja i jeszcze jeden dotarliśmy tutaj chwilę przed wami. Zamierzaliśmy zaraz wchodzić.
Yautja podniósł z ziemi kamyk i cisnął nim daleko przed siebie, a ten przeleciał przez kurtynę wodospadu do jaskini. Zaraz potem wyszedł zza niej drugi nowicjusz, który krótko uniósł włócznię i wrócił do środka.
- Czysto. Możemy wchodzić - powiedział pierwszy z nich - Chyba, że wolicie radzić sobie sami... - dodał poważnie.
Podeszliście do wodospadu i przeszliście przez wodną zasłonę do jaskini. Od razu dało się zauważyć jak niezwykle wysokie jest jej sklepienie, na dobre 20 metrów, a także jak bardzo ostro schodzi w dół, pod ziemię. Czułeś silny zapach wilgoci. Powitał was tam drugi z nowicjuszy. Bez żadnego problemu szliście jeden obok drugiego, mając dobre półtora metra odstępu od siebie.
Przez chwilę jaskinia zdawała się być jedynie głęboką, zerodowaną pieczarą, gdyż nie dostrzegłeś w niej niczego szczególnego.
- Zostało nas tylko czterech. To oznacza, że musimy złowić przynajmniej po trzech Żmijach każdy - powiedział czwarty z was, spotkany w jaskini.
Wnętrze jaskini zmieniło się. W podczerwieni, przez którą obserwujesz otoczenie, sklepienie, ściany i skała pod stopami zdają się lekko pulsować, pokryte niezwykłą siecią przypominającą pajęczą.
- Nie obawiaj się, wkrótce będziesz miał okazję złowić dużo więcej, niż byś chciał - odparł przedmówcy Buri'kahn
Na wyświetlaczu twojej maski widzisz informację: “Xenomorficzny system kanalików organicznych. Podobny budową do układu nerwowego. Rozbudowywany przez jaja, podtrzymujący je przy życiu. Pozostałe funkcje – nieznane. Gęstość i wrażliwość – wzrasta z bliskością Ula. Bezpośrednie połączenie z tkanką ochronną jaja. Materiał organiczny – nieznany”
Idę ostrożnie w szeregu co chwilę skanując teren w poszukiwaniu xenomofrów. Rozglądam się dokładnie we wszystkie strony, tak aby nic mnie nie zaskoczyło.
- Macie jakiś większy plan? Czy chodzimy na ślepca aż coś znajdziemy - powiedziałem niemal szeptem.
- Możemy się rozdzielić przy najbliższym rozwidleniu, bo takie na pewno się znajdzie, skoro jesteśmy w Ulu i to do tego ulokowanym głęboko pod ziemią... - powiedział cicho nowicjusz napotkany przy wejściu.
- Taaak... I możemy dać się zeżreć jeden po drugim. - odparł Buri'kahn - Możemy także zdobyć swoje trofea, a potem ostrożnie przeć do przodu w poszukiwaniu dodatkowych, dopóki nie zjawi się grupa Łowców.
Wrażenie było niesamowite. Wszystko wokół ciebie zdawało się pulsować tak lekko, że niemal niedostrzegalnie, a jednak czułeś się jakbyś wchodził do wnętrza jakiejś ogromnej, żywej istoty. Szliście ostrożnie i wolno, w niemal absolutnej ciszy przerywanej jedynie odgłosem spadającej gdzieś kropli, jednak zaszliście już na tyle głęboko, że światło słoneczne nie docierało już do wnętrza jaskini.
- Możliwe też, że Łowcy nie przybędą dość szybko, albo nie przybędą wcale - dorzucił od czwarty z was - Ich też mogło spotkać jakieś opóźnienie, zmylenie drogi lub nieprzyjemna niespodzianka ze strony tutejszej flory i fauny...
- Myślisz że doświadczeni Łowcy dają się złapać jakiejś gigantycznej roślinie czy innemu ustrojstwu? Mało prawdopodobne - Powiedziałem po czym dodałem - Myślę że nie ma co się rozpędzać, trzymajmy się razem. W pojedynkę jedni nawet osobnego żmija nie zabili. Nie róbmy tu sobie wycieczki zapoznawczej. Jesteśmy tu w konkretnym celu.
Z dość ostrej stromizny jaskinia przeszła nagle w równe położenie. Jednocześnie przed wami wyrosło pięć różnych tuneli o różnej szerokości i wysokości, prowadzących gdzieś wgłąb. Zdawało ci się, że słyszysz coś w tej ogłuszającej, skąpanej w mroku ciszy. Może to odległy szept, może syk? Może odgłosy zapętlonego między skałami wiatru? A może po prostu twoje omamy?
Zaglądam do każdego tunelu, skanując teren wizją wykrywającą xenomorfy.
- No to mamy dylemat - dodaje po czym wyciągam ostrza z nadgarstków, nigdy nic nie wiadomo.
- W tym śmierdzi syfem - stwierdził Buri'kahn podchodząc do umiejscowionego najbardziej po prawo tunelu -, w tym za ciasno... - stwierdził przy następnym, wysokim na jakieś 5 i szerokim na niewiele ponad 3 metry -, w tym za szeroko - skwitował tunel o wysokości dobrych 20 i szerokości około 15 metrów - , w tym śmierdzi solą a w ostatnim... W ostatnim śmierdzi trupem. No pięknie. Robimy wyliczankę?
- Co za różnica? - zapytał jeden z towarzyszy - Te tunele pewnie i tak splatają się ze sobą w jakimś punkcie. Ewentualnie któryś z nich będzie ślepy i będziemy musieli wrócić. Proponuję największy, będzie dość miejsca dla wszystkich.
- Czy ja wiem...? - odezwał się drugi z nich - Jak dla mnie lepszy byłby ten najwęższy. W razie czego walczylibyśmy tylko z dwoma, maksymalnie czterema przeciwnikami po obu stronach i moglibyśmy się zmieniać.
- Na ostrza Pradawnych, los mnie pokarał duetem strategów - zrzędził Buri'kahn - Cokolwiek wymyślicie, nie idziemy tym śmierdzącym. Zrzyganie się w maskę w trakcie walki nie jest tym, co lubię.
- Chodźmy tym szerokim, co jak co ale nie chciałbym walczyć komuś na plecach - Dodałem lekko poirytowany tą wyliczanką towarzyszy - I gdziekolwiek pójdziemy, bądźcie czujni. To już nie jest wesołą eskapada po dżungli.
Wszyscy w milczeniu skinęli zgodnie głowami. Szliście powoli, rozstawieni w dwie pary, przez ogromny korytarz podziemnej jaskini. Przypominał ci on w świetle podczerwieni groteskową i urzekającą zarazem karykaturę Wielkiej Sali. Tak samo wielki, a może nawet większy, porośnięty w całości tą przedziwną, organiczną tkanką, która dodatkowo rozbłyskiwała gdzieniegdzie fosforyzującym, seledynowym światłem. Nie wiesz, czy to normalne w Ulach, czy też jest to jakaś anomalia. Po kilkudziesięciu metrach natrafiliście jednak na coś, co bez wątpienia jest anomalią - dwa jaja embrionalne, również fosforyzujące zmiennym blado-seledynowo-różowym światłem, oba otwarte, jak widziałeś na zbliżeniu. Kolejną rzeczą, która nie tyle nie powinna tu być, co ty nie chciałeś jej oglądać, był leżący nieopodal nowicjusz, z dyskiem porzuconym obok bezwładnej ręki, pękniętą maską obok głowy i Łapaczem przyssanym do twarzy, pulsującym na nim niczym organiczny respirator.
- Kiepsko - Powiedziałem cicho, po czym zwróciłem się do towarzyszy - Trzeba biedaka dobić, bo wątpię żebyśmy z naszym sprzętem coś mu pomogli. Zgadzacie się?
Podchodząc bliżej widzisz, że nowicjusz miał podłużne, głębokie rany cięte wzdłuż korpusu aż po szyję i niewątpliwie twarz, co zapewne spowodowało rozbicie maski. Jeden z towarzyszy bez słowa przewrócił leżącego plecami do góry i szybko złamał mu kolanem kark tuż przy podstawie czaszki. Łapacz przestał się nadymać, nie pompując już tlenu.
- Zaraz... -powiedział jakby do siebie Buri'kahn - Skoro jaja są dwa a martwy jest jeden to...
Poczułeś niezwykle silne uderzenie w tył głowy, które wytrąciło cię z równowagi. Upadając zdałeś sobie sprawę co cię uderzyło, gdy poczułeś jak wokół twojej czaszki zaciskają się silne palce. Łapacz co prawda nie trafił tam, gdzie powinien, ale jego ogon usiłuje już owinąć się wokół twojej szyi.
Najszybciej jak to jest tylko możliwe chowam ostrza z nadgarstków i staram się wsunąć lewą ręką między moją szyję a ogon. Staram się prawą ręką oderwać zaciskające się palce.
Nie sposób opisać zaskoczenia, którego doświadczałeś zmagając się z tą zadziwiającą siłą tak małego stworzenia. Dłoń ochraniająca szyję została ściśnięta tak mocno, że powoli zaczęła drętwieć, zaś gdy odginałeś jedne palce od czaszki, drugie zaciskały się na niej jeszcze mocniej z siłą tak dużą, że gdy któryś z towarzyszy rzucił się do pomocy, to miałeś wrażenie, iż wraz z Łapaczem zerwie ci z głowy skalp. Gdy zdołałeś wreszcie oderwać się od pasożyta zobaczyłeś, jak Buri'kahn wyrzuca go wysoko w powietrze, zaś drugi z nowicjuszy trafia go pociskiem plazmy z naramiennego działka.