Wielki, zębaty kielich odpadł, a oplatające nieszczęśnika liany zwiotczały. On sam, w ślepej furii i przerażeniu, nadal się z nimi szamocząc, zaplątał się w nie totalnie, upadając gdzieś w krzaki. Tuż obok usłyszałeś głośny chichot i głuche uderzenie czegoś ciężkiego. To Buri'kahn spadł z drzewa ze śmiechu. Przed twoimi nogami pomknęła właśnie gigantyczna mrówka.
Rozrywki nam nie brakuje - powiedziałem ni to do siebie, ni to do Buri'kahna. Następnie wezwałem swój surikhen, tak aby wrócił doi mnie i w locie się złożył. - Zaczyna się robić coraz ciekawiej.
Zapewne równie wściekły, co zawstydzony, nowicjusz podniósł się i ruszył trochę zbyt żwawo w lewą stronę, byle jak najdalej od was dwóch.
- Hahaha... A niech mnie, to było dobre... - usłyszałeś głos wyłażącego z trawy pod drzewem Buri'kahna, który jeszcze trochę dławił się śmiechu - Jak myślisz? Idziemy za tym głupkiem i czekamy, aż ściągnie na siebie Xenomorfy czy coś innego, czym warto się zainteresować? Czy idziemy dalej przed siebie?
Działajmy na własną rękę, jeszcze na nas coś wypłoszy, a tak co sobie naważymy to sobie wypijemy - Mówiąc to ruszyłem ostrożnie przed siebie. Zracam szczególną uwagę na jakieś ślady bytności czegoś większego. Czegoś z czego mogło być dobre trofeum.
- Hmm... Co powiesz na gigantycznego ptasznika? - Zapytał cię towarzysz, gdy po chwili zobaczyliście uwieszonego przy jednej z ogromnych pajęczyn gigantycznego ptasznika.
Buri'kahn patrzył na ciebie przez chwilę. Miał na sobie maskę, więc nie widziałeś wyrazu jego twarzy, ale byłbyś skłonny postawić kilka cennych trofeów na to, że jego wzrok zamieniłby cię w kamieni, albo przynajmniej w lód.
- Dobrze. Ale pamiętaj, że jeśli przez ciebie zginę, to cię zabiję. - powiedział po krótkim namyśle, po czym wysunął ostrza z cichym, metalicznym szczękiem i rzucił się z szeroko rozpostartymi ramionami w sieć, która zadrgała lekko. Ogromny ptasznik również drgnął nerwowo, po czym zaczął się poruszać w dół sieci, w stronę 'kahna, z bardzo dużą, acz ostrożną szybkością.
Ustawiłem szybko najbardziej pasującą wizję, po czym biorąc szybkie namiary, rzuciłem shurikenem w pająka celując w złączenie odwłoku z korpusem. Mając nadzieję że celny rzut przepołowi pająka.
Trafiłeś pięknie, przecinając w połowie i pająka i pajęczynę. Gdy wielki, paskudny odwłok odleciał w bok sikając strumieniem bliżej niezidentyfikowanej mazi, drugie pół pająka w panice i bólu zaczęło kręcić się w kółko, nie wiedząc, czy uciekać, czy szukać napastnika, czy może też mimo wszystko zaatakować Buri'kahna, którego oplotła jak kokon przerwana przez ciebie pajęczyna, w którą zaplątał się i usiłował uwolnić tnąc nitki na prawo i lewo z dziką zawziętością.
Przywołując szybko swoją broń, chwytam za Plujkę i staram się przytwierdzić poruszającego się w dzikiej agonii pająka do jakiegoś pnia, celując mu między jego wiele par oczu.
Jeśli idzie o przytwierdzenie, to dość ciężka sprawa, natomiast bez problemu pozbawiłeś zwierzę jednego oka, co spowodowało, że zaczęło kulić się i wić. Jednocześnie wściekły jak dżuma i cholera Buri'kahn wyplątał się z kokonu pajęczyny. Dostrzegłszy sprawcę jego niedawnych trudności rozpędził się i wyskoczył wysoko, by w pięknym stylu wylądować na połowie zdychającego pająka, zanurzając mu jednocześnie oba ostrza głęboko w mózgu.
- Nigdy więcej nie posłucham tak idiotycznego pomysłu - warknął odklejając resztki pajęczyny z wizjera maski oraz z pomiędzy włosów.
- Ha ha ha ha ha haaa haaaaaaa haaaaaaaa - Zaśmiałem się co sił w płucach i na tyle na ile pozwalała mi maska - A przed chwilą tak dobrze się bawiłeś. A teraz co? Nie jest tak zabawinie, co? Ha ha ha haaaa
Buri'kahn nie odpowiedział, zwrócił tylko w twoją stronę głowę z maską, pod którą niewątpliwie znajdowało się zabójcze spojrzenie.
- Dość tych zabaw. Prowadź albo idź za mną, jeśli nie masz pomysłu czego dokładnie szukać - burknął obrażonym tonem.
- Dobra idź przodem, może ty wpadniesz na coś ciekawszego - Mówiąc to podchodzę do truchła pająka, po czym wyciągam mój nóż oraz zestaw do sporządzania trofeów. Za pomocą tych przyrządów preparuję włochatą 'głowę' pająka i umieszczam na swoim prawym ramieniu. - Pierwsza zdobycz.
- Bardzo ci z tym do twarzy - ironizował towarzysz.
Przedzieraliście się przez gąszcz, gotując się w pancerzach i duchocie. Poza kilkoma następnymi żarłocznymi pnączami i krótką potyczką z atakiem kilku zbłąkanych, olbrzymich pszczół, wielkości twojej pięści. Nie wydarzyło się nic szczególnego. No, może poza rozdzierającym wrzaskiem, odbijającym się echem po całej dżungli, który dobiegł z jakiejś nieodległej od was części dżungli. Wrzaskiem, który mógł należeć tylko do któregoś z was.
Rodzaj wrzasku określasz na coś pomiędzy kastracją tępą maczetą, a niespodziewanym wypruciem flaków. Tak czy inaczej - nic przyjemnego. Kierunek określasz na wschodni, względnie bliski, kilkaset metrów.