Eni:
Strzelałaś jak opętana w dziurę, aż nagle jakaś ciepła ciecz oblała ci twarz, tak że przez chwilę nic nie widziałaś.
Kilka osób podbiegło pod dziurę i zaczęli się przyglądać.
- O kurwa, jesteśmy udupieni. - Powiedział Avalon po czym splunął na ziemię. - Wynośmy się stąd!
- Opanuj się człowieku, musimy znaleźć radio, inaczej naprawdę jesteśmy udupieni. - Doprowadził go do porządku Edwin - Nie wiem co to był za diabeł, ale niech każdy ma broń w pogotowiu. Wracamy do tej cholernej mapy. Reaper, pilnuj tych gnojków - Wskazał na więźniów.
Hehehe... "Pilnuj tych gnojków", myślisz że co my tu możemy zrobić, związani i bez broni? A jeśli pilnowanie ma się sprowadzać do ochrony przed tymi tam - wskazał głową posokę sączącą się z sufitu - to myślę, że niewiele nam pomoże ta niewiasta - kiwną na Reapera.
-No pewnie, wszyscy przylecą po zagubionych piratów, którym przypadkiem nawalił statek. Prędzej marines przyleci po swoich, a nas wyrżną. - jęknęła pod nosem, na tyle cicho by słyszało ją tylko kilka osób w pobliżu. Niefartownie stała właśnie w pobliżu związanych jeńców. Rzuciła na nich tylko spojrzeniem, które z założenia miało być groźne i otarła czoło wierzchem dłoni.
Przestała na moment oddychać, gdy dziwna ciecz oblała jej twarz. Otarła ją rękawem swojej kurtki, sprawdzając czy to przypadkiem nie jest krew. W końcu popatrzyła na pozostałych. - Jeden chyba załatwiony, ale kto wie ile ich się tam szlaja. W każdym razie nie podoba mi się to miejsce. No i straciliśmy jednego człowieka. Wynośmy się z tego miejsca. Osobiście leje na to radio. - mówiła dziwnie, widać to zdarzenie było dla niej lekkim szokiem. W końcu odetchnęła głęboko, a broń schowała do pokrowca, prostując i zginając sztywne palce.
- Lejesz na radio?! - Niemal wykrzyknął Edwin - No to może od razu jebnij se w łeb i po kłopocie. jak chcesz wrócić do domu? Na miotle?
- Edwin, spokojnie - Szepnął Reaper, po czym powiedział do wszystkich - MUSIMY dostrzec do radia, inaczej tutaj utkniemy. Na Ekipę ratowniczą nie ma co liczyć. Mają nas głęboko gdzieś. Tak więc musimy wrócić do mapki, i obmyśleć dalsze kroki.
Eni - Ciecz, która spłynęła ci na twarz, to ciepła krew.
- Miotła to całkiem niezły pomysł. - uniosła brwi i spojrzała z kpiącym uśmieszkiem na Edwina. - Ale jeśli bym miała komuś strzelić w łeb, to ty byś był w pierwszej kolejności.
Spojrzała na kurtkę i rękę, którą miała całą we krwi. Zaklęła kilka razy pod nosem, po czym spojrzała na drzwi, a następnie ponownie na dziurę w suficie. - Zróbmy cokolwiek. Przynajmniej nie będziemy stać w miejscu, próbując się wzajemnie pozabijać.
- Po prostu znajdźmy to radio. Tak trudno zrozumieć, że inaczej zostaniemy tu sobie sam na sam z nowymi przyjaciółmi Gryzonia?
W jego głosie dało wyczuć się złość, ale to akurat nie dziwne w sytuacji, w której się znajdowali. Swojego odbezpieczonego Magnum.44 trzymał opuszczonego ku dołowi. Nie widział sensu szaleć w tych pomieszczeniach z karabinkami szturmowymi.
- A tych skurwieli proponuję puszczać przodem jako mięso armatnie.
Dodał, wskazując ręką na zakładników.
Zerkała jeszcze niepewnie w stronę dziury. Może mają coś w rodzaju warsztatu, albo czego innego, gdzie trzymali statki wymagające naprawy? Zawsze mogę spróbować naprawić, przecież nie takie rzeczy już naprawiałam. - Mruknęła niezbyt pewnie, bowiem pomysł cudownie odnalezionego statku, który wymagałby tylko kilku szybkich napraw nawet jej wydawał się kosmiczny. Wypuściła głośniej powietrze, znowu zerkając na dziurę z nutą lęku. - Cokolwiek, byle się stąd wydostać - Dodała już pod nosem. Wiedziała dokładnie, że z jej umiejętnościami strzeleckimi jest całkiem zależna od reszty.
Stod popychając więźniów bronią, ruszył przodem. Powoli minęliście drzwi.
Na klatce światło migało hipnotyzując. Gdzieś nad wami niebezpiecznie syczał uszkodzony przewód. Powoli i ostrożnie kroczyliście przez klatkę schodową. Każdy stopień był jak półka skalna.
Szedł przed siebie, z pozoru wyglądając na dość spokojnego. W środku jednak trochę się w nim kotłowało. Chyba reszta nie ogarniała powagi sytuacji. Nie miał ochoty tu ginąć. Ponurym wzrokiem mierzył idących przed nim Marines, szczególnie tego jednego, wyszczekanego. Był pewien, że na jednym trupie się nie skończy.
- No, gąski, dalej, dalej.
Westchnął i popchnął jednego z Marines mocniej do przodu. Magnum cały czas trzymał w gotowości.
Ralf odwrócił się w stronę piratów:
- Wasze szanse na to, że przeżyjecie będą większe jak rozwiążecie nas i dacie nam broń. Siedzimy w tym gównie razem, więc póki co jesteśmy na siebie skazani a nasza pomoc w tej sytuacji może po prostu uratować wam tyłki. Razem mamy szanse wyjść z tego cało.
- Pieprzysz. - rzuciła w stronę Ralfa. Szła z tyłu, ale dobrze słyszała jego słowa. Co chwilę oglądała się za siebie, sprawdzając czy nie lezie za nimi jakiś przeklęty stwór. Szczerze mówiąc przechodziły ją ciarki, ale nie mogła tego dać po sobie poznać. Kurczowo trzymała się broni.