Wilkołak [runda 10]

"Nie pasuję tu" - pomyślała - "nie pasuję i wcale nie chcę tu być. Jakieś wilkołaki, jakieś potwory i nie wiadomo co jeszcze. Idę stąd."

- Hej, będę robić kawę; ktoś chce?
Oparł się plecami o ścianę, dłońmi poprawiając szelki swoich niebieskich ogrodniczek. Pierwsze co mogło rzucić się w oczy to fakt posiadania siedmiu palców przy obu rękach. Mimowolnie, spojrzał na wchodzącą Viteneę. - Tyś wińkszej szmaty w szofie nie mioła? Co? -Zmarszczył brwi, miał już dodać kolejną uwagę kiedy to w pomieszczeniu pojawiła się Lelenia. Murzyn złapał się aż za głowę widząc jej kusą sukienkę. -Równie dobrze możysz to zdjuńć i zaczyńć chodzić byz. Dloczego wy boby musita tak dupomi świecić? Cu?
Dlaczego (poprawia nogę) rozmawiaaaaaaaaaacie o mnie za plecami?- powiedział twierdzącym głosem. Ja wam chętnieeeeeee o sobie opowiem.- to zdanie brzmiało to jak pytanie.
Urwę ci leb i zrobie sobie z niego pacynkę! - Powiedzial błagającym głosem Jacek Mistrz Broni.
Dalej do ich gardel wyrznac ich! - Pokojowo oznajmiła Dalejdoich Mniszka.

Dzie syngatrura daleja? No wziol i znik (...tradycyjnie wziął i znikł...), muwie wam to zprawka szatanskih mocuw.
- Szanowny Daleju, odwróć się do nas twarzą, to nie będziemy rozmawiać za twoimi plecami. Zresztą, nie powinieneś się oburzać, że rozmawiamy na twój temat. To normalne, że chcemy jak najszybciej zdemaskować te przeklęte potwory. Chyba że... Masz coś do ukrycia?
" Hmm... Chyba wskocze w moje wygodne spodnie dresowe z lampasami"- pomyślała.
- Zgraja dziwolągów? Wypraszam sobie... - mruknął niezadowolony z takiego przytyku. Myślałby kto. I kto to mówi? Aż przetarł oczy ze zdumienia. A potem drugie. Czas na pas, bo najwyraźniej teraz nie ma tu z kim, o czym ani jak się dogadać. Zwłaszcza w jakiejś pangalaktycznej góralszczyźnie...
Brodaty mężczyzna opuścił komnatę po wielogodzinnej medytacji. Niestety, nie poznał istoty wszechrzeczy ani tez nie klasnął jedną ręką. Nic z tego nie wyszło, bowiem jego myśli w ciągu ostatniej godziny zostały zmącone. Nie, nie - nie przez żadne zaburzenie mocy, bo tych nie czuł od czasu Malachor V. Doszły go wieści (a raczej rozbrzmiały z głośników, które jakiś złośliwy technik umieścił w jego komnacie medytacyjnej) o panującej na okręcie zarazie. Wychodząc z komnaty i lustrując obecnych zauważył postać, któej natura wedle jego wiedzy skrywała jakiś cień.

Bracia, siotry i ty mężczyzno z cyckami, muszę podzielić się z wami złą nowiną, Wejrzałem w dusze tu obecnych i bez wątpliwości mogę wskazać osobę, która skrywa w sobie zło. Dam jej szansę, niech sama się przyzna, a jeśli tego nie uczyni, z bólem serca, ale jednak będę musiał ją wskazać. Masz 15 minut, aby odkryć swą naturę, biedaku. Może to ostatnia Twoja szansa, aby porzucić mroczną ścieżkę, nim zgubisz swych bliźnich i zatracisz się w potworności?. Każdy może zaznać odkupienia, mam nadzieję, że dla Ciebie nie jest za późno.


[Dodano po 21 minutach]

Dałem Ci szansę, przykro mi, że z niej nie skorzystałeś, Wiktulu. Tak brzmi, bracia i siostry, imię nieszczęśnika skażonego lykanotropią.
Strzepnął niewidoczny pyłek z rękawa białego garnituru i błysnął zębami w uśmiechu, aż zmarszczyły się czarne pręgi widniejące na jego twarzy.
- Cóż za ciekawe towarzystwo - zamruczał, z fascynacją przyglądając się swym towarzyszom. Biała fedora przekrzywiła mu się lekko, więc poprawił ją. - I cała ta historrria z wirusem.. Pasjonujące! - mówił, choć raczej do siebie, niż do innych.

„Była to naprawdę całkiem sympatyczna dziewczyna, nawet jeśli jej łono zostało najwyraźniej zaplanowane dla osoby o dwie stopy wyższej. Ale nie była Nią*.

*Profesor nadzwyczajny gramatyki i jej stosowania poprawiłby pewnie to zdanie na «okazało się, że ona to nie ona», na co profesor logiki zakrztusiłby się drinkiem.” - Terry Pratchett, Niewidoczni akademicy

-A może przyglądnijmy się tym, co nie głosowali? E.M Thorall wydaje mi się podejrzana. I to bardzo!

Zły? Być może
Dobry? A czemu?
Nie tak wiele znów pychy we mnie
Dajcie żyć po swojemu, grzesznemu, a i świętym żyć będzie przyjemniej!


Koniec dnia pierwszego

[Dodano po 3 godzinach]

Podsumowanie

Dzień 1:

Zlinczowani: maliwa (1) [Wiktul (1), zdecydował rzut monetą]

Osądzeni przez Sędziego: brak

Uratowani przez Kaznodzieję: brak

Uratowani przez Doktora: brak

Zabici przez Wilkołaki: Dalej…

Zabici przez Czuwającego: brak

Nie głosowali i nie pasowali: Boneclaw, Charon (głos po czasie), Dalej…, E.M. Thorhall, Eni, Matt

___________________________

Od dziś nie można już pasować
___________________________

Aktualnie grający:
- Boneclaw
- Charon
- Dalej...
- E.M.Thorhall
- Eni
- Ielenia
- Kota
- maliwa
- Matt
- na-pewno-nie-wilkolak
- Niiin
- Ranger Krzyś
- Tamc.
- Taramellion
- Tig
- Wiktul
- Vitanee
- Ymreth
___________________________

Atmosfera wzajemnego niezrozumienia i podejrzliwości była bardziej niż namacalna. Jakieś kocie uszy, ogony, czułki-nie-czułki, nadprogramowe ślepia… Halo, czy na pokładzie znajdował się chociaż jeden normalny człowiek, nie zaś same dziwolągi? Do tego jeszcze ta felerna infekcja…! Przynajmniej jedna osoba wydawała się być poza podejrzeniami, ostatecznie nie wydawało się, żeby ktoś… zmechanizowany mógł paść ofiarą wirusa, powodującego przemianę. Ale, kto wie, może to paskudztwo mogło wywołać błędy w systemie operacyjnym i włączyć tryb bojowy?!

Być może tego dnia nic by się nie stało, gdyby kapitan nie zaszczycił naszych bohaterów swą obecnością.
- Ktoś wspominał o kawie…? – zagaił przyjaźnie, zaczynając od zdecydowanie całkiem niewinnej rzeczy, tak dalekiej od celu jego wizyty – Jeśli można, to też bym prosił. A właśnie, panie Wiktulu, jak pańskie najnowsze eksperymenty? Czy substancje, w które pan się zaopatrzył w tej pechowej bazie umożliwiły panu postęp w poszukiwaniu tego jedynego specyfiku…?
- Hej, panie kapitanie! Jak my właściwie mamy wytropić te… wilkołaki? Nie ma może kapitan danych odnośnie tych, którzy opuszczali pokład? – wyrwał się ktoś, kobieta, sądząc po głosie. Może matka, która w strachu o swe potomstwo chciała od razu mieć odpowiedź?
- Jak to jak?! Przecież to OCZYWISTE, kogo trzeba się pozbyć z pokładu!

(…)

Kilka zażartych dyskusji później…

Mieszkańcy „ZGE03” podzielili się na dwa obozy. Maliwa czy Wiktul, Wiktul czy maliwa? Kto z tej dwójki powinien zginąć tej nocy? A może, jeszcze lepiej, pozbyć się obu person? W końcu padło jednak na maliwę, której szanse na zostanie pokładową roznosicielką kawy zostały zaprzepaszczone na zawsze. Poszły w ruch szydełka, ktoś w ferworze walki zaiwanił dalejową rączkę, by bezlitośnie okładać nią ślimakoczułkowatą kobietę. Kobietę, która w akcie ostatniej desperacji uciekła się do przemiany, by móc użyć w swej obronie ostrych kłów i zębów. Na próżno jednak, widok nowej formy maliwy jeszcze bardziej rozjuszył obrońców ludzkości. Sprawę zakończyła jakaś zbłąkana brzytwa o posrebrzanym ostrzu, która skutecznie pozbawiła pierwszą ofiarę życia.

Lecz tej nocy mordom końca jeszcze nie było, oj nie. Kontratak zirytowanych futerkowców został przeprowadzony szybko i sprawnie. Dalej, który przy okazji zgubił drugą rękę a pierwszej jeszcze nie odzyskał, oddalił się od towarzystwa w celu przeprowadzenia stosownych poszukiwań. Była to ostatnia rzecz, jaką zrobił w swym życiu, bowiem znienacka pojawiło się kilka sylwetek, skutecznie odcinając wszelkie drogi ucieczki.

Poranek odsłonił ponurą prawdę o nocnych wydarzeniach, bowiem trybiki, śrubki, blaszki podzespoły składające się na Daleja zostały porozrzucane dosłownie wszędzie.

Z coraz wyraźniejszym widmem zagłady, krążącym nad „ZGE03”, rozpoczął się…

___________________________
… dzień drugi.
Dopiero brzdęk rozbijanego szkła przywrócił go do funkcjonowania z pełnego grozy stuporu, gdy fiolka pełna parującego płynu wypadła z jego bezwładnej dłoni wprost na gładką posadzkę.
- !!! Nieee!!! Było już tak blisko! - krzyknął w rozpaczy za swoją płynną Nirvaną. Zreflektował się jednak szybko, że właśnie ominęło go coś znacznie bardziej doczesnego. Wdech, wydech. Wdech...

- Pięknie. Jestem pod porażającym wrażeniem. Życie i śmierć zależne od rzutu monetą, uzasadnionego przez absolutny brak argumentacji. Byłoby to całkiem frapujące zjawisko społeczno-etyczne, gdyby nie fakt, że było to m o j e życie... Ale cóż, koniec dla wszystkich szczęśliwy. Zanim jednak znowu ktoś zagra o moje życie w pokera lub coś mniej wymyślnego, chciałbym, żebyśmy wszyscy zastanowili się nad jedną rzeczą. A dokładniej dwiema. A nawet trzema. - wyliczał, wycierając dłonie w fartuch i stając na środku pomieszczenia.
- Irracjonalne, bo pozbawione jakichkolwiek racjonalnych, a nawet jakichkolwiek w ogóle, przesłanek rozumowanie, udzieliło się trzem osobom. Taramelionowi... - rozejrzał się za dziwnym jegomościem, który mignął im wszystkim tak szybko, że chyba nikt nie zauważył ani kim jest, ani czym się wyróżnia - ... który w sobie tylko znany sposób ot tak, po prostu, wyznaczył wilkołaka spośród siedemnastu innych osób. Rangerowi, jeśli dobrze wnioskuję, efemerycznemu weteranowi wojen, który ni stąd ni zowąd zaczął bełkotać coś do kogoś, by w chwilę potem posłać na śmierć mnie, bo tak. Charonowi, który mniej efemerycznie, choć równie irracjonalnie, chciał posłać w tym samym kierunku kogoś nieobecnego.

Spojrzał jedną parą oczu na Rangera, drugą na Charona.

- Kolejność wypadków była dość prosta. Na chwilę przed końcem dnia wszyscy kładli się spać, spokojni o to, że nie obciąży ich brzemię pochopnych sądów. Korzystając z okazji, że nie będzie komu się bronić, kolega weteran oskarża mnie. Jedyny głos, "za pięć dwunasta", sukces gwarantowany. Gdyby nie Taramelion, który, zważywszy trafność osądu, musi chyba wiedzieć coś więcej... I tu, na to diabelne fifty-fifty, wpada kolega Charon. W ostatniej sekundzie oddając głos, który sekundę wcześniej zwiększyłby szanse maliwy o 1/3, przez oskarżenie kogoś, kto nawet nie miał jak się bronić.

Odwrócił się o 180 stopni, patrząc wciąż na tych samych jegomościów. Jeszcze raz zaciągnął się uspokajającym wywarem.

- Czekam na jakieś wyjaśnienia, panowie. Bo choć coś mi podpowiada, że przynajmniej do jednego z was nie będę w stanie żywić ciepłych uczuć, to w odróżnieniu od niektórych nie lubię pochopnych sądów. Zwłaszcza teraz, gdy wiem, jak mogą się skończyć.
Zaczęła nieźle panikować, kiedy tylko zobaczyła, że Maliwa jest wilkołakiem. Pobiegła do toalety, skąd rozległy się coraz to nowe dźwięki, takie jak mycie zębów, płukanie gardła. Po dziesięciu minutach opuściła ubikację z czerwonymi oczyma.

-O fuj, cholerne bakterie! I po co "pożyczyłam" od niej łyka kawy? Na samą myśl aż mnie trzepie. A co jeśli tą zarazą się można zarazić drogą kropelkową? Zresztą każdy kto się skusił na jej kawę powinien przejść gruntowne czyszczenie przełyku wybielaczem... - usiadła na chwilę by odpocząć, a potem wtrąciła się do rozmowy. - W każdym bądź razie, trzeba pogratulować panu Tarowi za dobry osąd sytuacji. Panie Wiktul, rozumowanie poprawne, owszem. Ale jak na razie pewni możemy być tylko człowieczeństwa Pana Tara, bo raczej żaden wilkołak dla zmyłki nie zagłosowałby na jednego ze swoich ot, tak. Według mnie,, Ty raczej nie jesteś wilkołakiem. Ale pożyjemy zobaczymy...
Wpadła do środka nie dość, że spóźniona, to jeszcze nie do końca ubrana. Drżącymi z pośpiechu rękami dopinała dekolt czarnej, skórzanej sukienki, wpychając pod nią krągłą pierś. Łypnęła ślepiami po zgromadzonych, przyglądając im się podejrzliwie. "Wilkołak... tak..." przygładziła rozczochrane włosy i zmrużyła oczy, zatrzymując wzrok na Murzynie. Zmarszczyła brwi przyglądając mu się podejrzliwie. Chwilę potem jej uwagę przykuła wychodząca z toalety [color="#FF0000"]lelenia[/color]. Doskonałe aktorstwo, jak na kogoś kto lata w kiecce z puszek i kradnie innym kawę.
- Och, a ja jestem przekonana, że jedynym sposobem na sprawdzenie czy wojownik kłamie jest ponowne zagłosowanie na Wiktula. Zresztą, jeśli Ranger miałby coś kombinować, to nie próbowałby tego robić teraz, kiedy ludzi jest na tyle dużo, że może zginąć zaraz potem. Dlatego jestem zdania, że należy pójść za jego radą i wyeliminować zagrożenie ze strony Wiktula. Jeśli się mylę i takiegoż nie ma, trzeba będzie poradzić sobie z Rangerem, ale ta opcja jest o wiele mniej prawdopodobna.

Kocica przemawiała, bawiąc się biczem, czyli sprawnymi ruchami zakręcając go wokół swojej nogi i odkręcając go. Rozejrzała się, sprawdzając czy w pobliżu nie ma tej paskudnej Na'vi. Byłaby niesamowicie wdzięczna, gdyby okazało się, że i ona jest wilkołakiem - można by ją wtedy bez wyrzutów sumienia zabić.
Była sobie raz Królewna,
pokochała Grajka,
a Król skrócił go o głowę...

- śpiewał Wojciech, zakopując w ogródku ciało byłego już chłopaka swojej córki.

M. Kota
D. Koty
C. Kotej
B. Kotę
N. Kotą
Msc. Kotej
W. Koto

Zeltronka była przerażona. Z każdej strony dochodziły do niej odczucia innych osób, a raczej sygnał w postaci "???????". Myślała o kochanym mechanicznym towarzyszu, który przecież nikomu żadnej krzywdy nie zrobił i na dobrą sprawę nie stanowił wielkiego zagrożenia, z tą swoją odpadającą rączką. Próbowała sobie przypomnieć, kto wczoraj był negatywnie nastawiony do małego robocika, któremu przecież miała zaproponować współpracę jako maszyny erotycznej.
- Przekrzykując się nawzajem kto jest winny do niczego nie dojdziecie! Musimy spróbować poukładać to logicznie. Maliwa, cóż, zawiodłam się na niej i jej kawie. Ale kto chronił maliwę? Charon. Czy zatem on ma na rękach krew, eee, smar biednego Daleja? I skąd Tar wiedział, że maliwa była wilkiem? - puzzle w ogóle do siebie nie pasowały.
Oprócz tego, że od wczoraj nie otrzymała spełnienia seksualnego, to jeszcze teraz każdy obrzucał się wyzwiskami. Trzeba poczekać na odpowiedź podejrzanych, sprawdzić, jakie mają wytłumaczenie wczorajszej sytuacji?
Dwie pary oczu obróciły się o 360 stopni, jedne zgodnie z ruchem wskazówek zegara, drugie w przeciwną stronę.
- Taak, pewnie! Zabijmy dla zabawy faceta, który zwykłym szczęściem uniknął śmierci za sprawą wyciągniętego z najgłębszego odbytu oskarżenia. Może wtedy okaże się, że z jego pomysłodawcą jest coś nie tak...
Odetchnął głęboko nieco w bok, bo jego chuchnięcie nie należało do najzdrowszych.
- Szanowna amatorko zabaw nietypowych - zwrócił się do Koty - czy naprawdę popełniłem błąd rodząc się i trafiając akurat tu, gdzie akurat trafił też ktoś, kto akurat ubzdurał sobie, że zabije cichaczem na moment przed północą osobę wylosowaną rzutem lotką w kartkę z nazwiskami? Bo tak mi to wyglądało. Ja wiem, że znacznie wygodniej dla świętego spokoju podnieść rękę za rzuconym wcześniej przez kogoś innego oskarżeniem, nawet najbardziej bezsensownym, bo odpowiedzialność spada na inicjatora, nie na nas. Ale jeśli stoi za tym cokolwiek więcej, niż spychotechnika, to proszę mi to wykazać, tak jak ja staram się wykazać, że ze wszystkich strzelających na ślepo najwyraźniej tylko Taramelion faktycznie coś widzi. I wciąż czekam na głosy pozostałych dwóch panów. - skwitował, odwracając się i wracając do swojej aparatury. Płynny spokój, destylowany z najwyższą precyzją. Tego potrzebował, tak samo z resztą, jak wszyscy inni.
- Najbardziej spośród was nie podoba mi się Charon, który próbował w ostatniej chwili ratować Maliwę. Czyżby byli po jednej stronie? - rozmyślała zaplatając warkoczyki na wciąż rosnącej brodzie.
-Hm, nasz małomówny przyjaciel wczoraj miał rację i większości z nas uratował życie. Czy dziś również się nie myli? - Oczy koloru burzowego nieba przesunęły się po sylwetce nieznajomego i wszystkich obecnych. Charon już od wczoraj był podejrzany, gdyż chciał ratować skórę tej wstrętnej maliwie, która podszywała się pod bycie milutką kelnerką! Zaufam Taramelionowi.
Ranger sugeruje, że wie coś więcej. Może udawać lub w istocie wie coś więcej. Dziś głosuję na Charona, ze względu na to że jak już mówiliście próbował zaingerować w lincz. Miałem szczęście i po prostu czytałem co piszecie - nie mam żadnych supermocy. Jestem człowiekiem. Jednak trzeba nam dobrze przemyśleć głosowania.
Jak myślę o sytuacji w której się znaleźliśmy to mam Déjà vu i w istocie kilka znalezionych potworów nie gwarantuje ich wyginięcia. W dalszych osądach mogę się mylić, jednak zachowanie Charona sugeruje, że ma futro za pazuchą. Jeśli Ranger ma rację - to następnie zostać winien sprawdzony Wiciu. Jeśli Ranger jest pewny tego - niech raz jeszcze potwierdzi co napisał. Jeśli się okaże, że zlinczujemy Wicio-Ludzia a nie Wicia-Wilka - blady strach spadnie na Krzysia ponieważ nie można sobie pozwalać na pomyłki.
← Wilkołak
Wczytywanie...