Pokeball Tya Cruelsufferera & Tariny

Iva brnąc dalej przez siebie, z wielkim uśmiechem na twarzy, który widoczny był z odległości kilku metrów, nawet nie zwróciła uwagi na brak jakichkolwiek pokemonów. Wiedziała, że one nie są głupie i jeśli nie chcą zostać schwytane, to na pewno gdzieś się ukrywają przed wścibskimi łapaczami. Cały czas myślami była przy swojej nowej zdobyczy, która teraz pewnie się zastanawia co z nią będzie dalej. Nic dziwnego, że gdy jej oczom ujrzała się płacząca dziewczynka, ta aż stanęła jak wryta rozchylając ze zdumienia oczy.

- Czegoś? – Spojrzała na swojego towarzysza nie pojmując dlaczego dziecko nazywa przedmiotem. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że dziewczynka nie wydaje się groźna. Więc i samo posiadanie przez Brandona kamienia, było dla niej absurdalne. Iva zaśmiała się wesoło, kręcąc zaraz głową na boki.
- Obejdźmy tą dziewczynkę to może się do nas nie doczepi i idźmy dalej. – Szczerze powiedziawszy to ona też nie lubiła dzieci. Zwłaszcza tych płaczących, bo takie przecież najbardziej działają ludziom na nerwy. Licząc, że ta ‘rykwa’ ich nie dostrzeże, ruszyła dalej jak gdyby nigdy nic zagadując chłopaka.
- Proponuję potrenować, a potem znaleźć jakiejś miejsce na biwak przy źródle wody. – Nic dziwnego, że takowego miejsca chciała szukać skoro w jednym z pokeballi siedział wodny pokemon. Starając się zachować naturalnie zerknęła jeszcze raz na dziewczynkę, modląc się w głębi serca o brak zauważenia.
Mieliście pecha. Koszmarnego pecha. Płacząca dziewczynka zauważyła was , otarła łzy , wstała ze swego miejsca i natychmiast podbiegła w waszym kierunku . Gdy była już wystarczająco blisko to wszczepiła się w Brandonową nogę.
- Musicie mi pomóc . Dzikie Spearowy porwały moją Kuleczkę - powiedziała załamanym głosikiem małolata - Ja mam na imię Sarah i zapłacę wam . Naprawdę . Błagam was o pomoc. Bardzo , ale to bardzo o to proszę. Pomóżcie
Widać było gołym okiem iż dziewczyna mówi chaotycznie. Jej twarz lśniła od mokrych łez. Dziecko cierpiało . Przyglądając się jej zauważyliście iż nosi na szyi medalion ukrytej szkoły Pokemon.
Czy odmówicie pomocy dla płaczącego dziecka ? Musieliście się zastanowić i w razie odmowy jakoś spławić tę małą. Cóż może walka z dzikimi Spearowami byłaby dla was większym wyzwaniem niż walka z Goldeen a wasze pokemony mogłyby zyskać chrzest bojowy.

\"Kroczysz mroczną drogą, ale jest ona najmroczniejsza dopiero wtedy, jeżeli zamkniesz oczy\"


"Czasami mały aniołek musi utrzymywać pozory"
No i nie zdążył rzucić kamieniem w dziewczynkę. Noż cholera! Była szybka niczym ninja. No teraz to tak głupio łomotnąć ją w czerep, spodnie pewnie by zabrudziła. Ale, ale, to tylko tak. Brandon nie był brutalem, ale po prostu bardzo nie lubił dzieci. A to jeszcze uczepiło się jego galot.

- Hola, hola, Ty mały skurczybyku. Jeśli chcesz rozmawiać to chciałbym byś zachowała moją prywatną przestrzeń. Ok? - Starał się teraz ją jakoś od siebie odsunąć. Czuł się w tej sytuacji bardzo niekomfortowo. Usłyszał jednak to co mówiła do niego Sarah czy jak jej tam. Stado Spearowów to nie lada gratka. W sensie takie potrafią spuścić łomot nawet bardziej doświadczonym trenerom. Szczególnie, że często działają w grupach.

- Czym jest kuleczka i czym chciałabyś zapłacić? Łakociami? Twoją ulubioną przytulanką? Kupą w nocniku? - Widzicie? Mówiłem, że nie lubi dzieci. Tak jak na łakocie miałby jeszcze jakąś ochotę, tak na resztę pewnie już nie. Spojrzał teraz na Ivę. Chciał znać jej opinię na temat tego co powiedziała dziewczynka i może szukał też w niej jakiegoś ratunku od małego natręta. W sumie chciała potrenować to może ta niewiele wyprawa ratunkowa będzie miała jakieś prawo bytu. W końcu mieli też aż cztery pokemony do udziału.
Tylko cud sprawił, że Iva nie wybuchnęła gromkim śmiechem spowodowanym zachowaniem dziecka. Dziewczynka bowiem nie mogła wybrać gorzej. Noga Brandona z pewnością nie była teraz zachwycona, tak jak i on sam. Posłała mu krótki uśmiech głębokiego współczucia, zaraz jednak poważniejąc na słowa zapłakanej.
- Spokojnie, mała.. - Delikatnie ułożyła dłoń na ramieniu dziecka, chcąc je odsunąć od swojego towarzysza, aby ten nie cierpiał ani chwili dłużej. Młoda trenerka zakryła jednak szybko dłonią swoje usta, parskając śmiechem na słowa Brandona. Starała się go spiorunować spojrzeniem ale chyba na nic się to zdało. Dopiero gdy dotarło do niej iż mowa była tutaj o pokemonach latających, dziki blask błysnął w oczach Ivy.
- W sumie to możemy spróbować Ci pomóc, jeśli wiesz gdzie mniej więcej może się znajdować Twoja Kuleczka. - Zwróciła się tutaj do dziecka, mówiąc całkowicie poważnie. Nie liczyła na łud szczęścia, że jednego dnia złapie i wodnego, i latającego pokemona. Po prostu chciała poćwiczyć umiejętności tych, które już posiadała. Aż się poklepała po swoich pokeballach, tym samym dając znać Brandonowi co też miała na myśli. Bo chociaż dziecko zrobiło na niej małe wrażenie, to nie poczuwała się do tego tak mocno aby zajmować sobie czas jakąś Kulką.
Ivie udało się odsunąć Sarę od nogi Brandona. Mała już nieco się uspokoiła widząc zainteresowanie trenerów jej sprawą.
-Moja Kuleczka to Jigglypuff ,którego ubóstwiam - powiedziała - A zapłacić mogę wam tym - dodała po chwili i pokazała dziwny ,pusty niebieski pokeball, który różnił się od innych łapających kulek oraz czterdzieści jenów. Całkiem pokaźna nagroda.
http://wiki.pokemonpl...Greatball2.gif
- Zostałam napadnięta niedaleko stąd. W drodze do mojej szkoły Pokemon - rzekła do Ivy - Chodźcie za mną. Szybko.
Dziewczynka nie czekając na waszą reakcję od razu ruszyła w głąb lasu oglądając się za plecami czy idziecie.
Decyzja oczywiście była prosta. Na ratunek Jigglypuffowi!

****
Sara okazała się całkiem dobrą przewodniczką. Szliście za nią spokojnym krokiem patrząc uważnie przed siebie. Po kilkunastu krokach w końcu znaleźliście niewielką polanę w której centrum stało drzewo o rozłożystej koronie. Pokemon dziewczynki różowy Jigglypuff z luźnym loczkiem został rozdziobany na śmierć przez pięć agresywnych Spearowów. To był makabryczny widok. Mimo że Spearowy posilały się tylko robakami to widać zdarzyła im się ochota na smaczne mięsko z pokemona śpiewaka.
- Nie! Nieeeeeeeeeeeee! - krzyczała Sarah po czym upadła na kolana i zaczęła jeszcze bardziej głośniej szlochać . Dziewczynka była załamana.
Jej głośny płacz sprowadził Spearowy z drzewa.

Wściekłe ptaki zauważyły was i zaczęły lecieć w waszym kierunku. Zapowiadała się mordercza potyczka. Pięć ptaszysk przeciwko wam i waszym pokemonom.

\"Kroczysz mroczną drogą, ale jest ona najmroczniejsza dopiero wtedy, jeżeli zamkniesz oczy\"


"Czasami mały aniołek musi utrzymywać pozory"
Iva szła za dziewczynką niezbyt ufając tej drobnej istocie. Zawsze mogła ich okłamać, skoro posiadała niebieski pokeball, tak rzadko spotykany. Szła jednak tuż za Sarą, bo któż by nie chciał zdobyć tego co im tak chętnie ofiarowała? Licząc, że nie spotkają na swej drodze zbyt wielu latających pokemonów aż się uśmiechnęła sama do siebie. Może szczęście chciało się uśmiechnąć do nich po raz kolejny tego dnia. Mina jej jednak bardzo szybko zrzedła. Gdy oczom ukazał się masakryczny obraz. Uchyliła szeroko swoje oczy, przełknęła głośno ślinę. Poczuła jak dreszcze przechodzą się po jej ciele zostawiając niezbyt miłe uczucie odrętwienia.

- O kurwa. - Podsumowała nie zważając na to iż tuż obok niej znajdowała się mała dziewczynka. Pewnie nawet nie słyszała przekleństwa gdyż zajęta była płaczem. Iva wstrząśnięta widokiem martwego pokemona zaczęła na nowo reagować na otoczenie w momencie kiedy pokemony ruszyły w ich kierunku. Instynktownie schwyciła za pokeballa, z którego wyłonił się jej ulubiony pupil - Ponyta, zwana inaczej Kucysiem. Białośnieżny, o ognistej grzywie spojrzał zdumiony wpierw na swą właścicielkę, a potem na resztę.



- Kucyś, warknij na nie, proszę, ratuj! - Dziewczyna widać byłay tak zdesperowana, że zerknęła na Brandona tylko przelotnie, dając mu tym samym znak aby i on działał. I jeśli jej pokemon usłuchał prośby swej właścicielki, ta schwyciła Sarę za przedramię podnosząc ją niezbyt delikatnie.
- Uciekaj! Schowaj się gdzieś! - Mówiła dosyć rozkazująco, wprost do ucha dziewczynki. Miło ze strony Ivy było to, że nie chciała aby dziecku się coś stało. Sama w sumie czuła wielki niepokój. Ona, Brandon i ich pokemony przeciwko kilku Spearowom. Czy to może skończyć się dobrze? W głębi duszy liczyła, że tak.
Zanim jeszcze doszli do tej strasznej sceny Brandon postanowił sprawdzić w pokedexie Spearowa oraz Jigglyfuffa. Jak się niebawem okazała wiedza o tym drugim póki co mu się raczej nie przyda. Stanął jak wryty gdy zobaczył różowe stworzenie rozerwane na strzępy. No, no, nie spodziewał się, że jego przygoda z pokemonami może być tak brutalna. Myślał raczej, że będzie słodko i fajosko, a tu takie coś. To było nagłe zderzenie z rzeczywistością i trzeba przyznać, że dość mocne. Potrzebował chwili by dojść do siebie, a jej niestety nie było bo wrogie ptaszyska ruszyły na nich. Nie mógł pozwolić, aby Ivię coś się stało dlatego chwycił za swoje dwa zamieszkałe pokeballe i wypuścił pokemony. Po raz pierwszy tego dnia ukazał się oczom wszystkich jego początkowy pokemon czyli Grimer o imieniu Longie:



Faktem było, że od razu w powietrzu dało się odczuć pewien nieprzyjemny odór. Tak, tak, to są wady posiadania takiego właśnie pokemona. Ale dość o nim bo czekała walka.

- Longie! Tam masz przeciwników. - Tu Brandon wskazał na nadlatujące Spearowy - Użyj trującego gazu i postaraj się by te farfocle w nią wleciały. Najlepiej wszystkie. - Wierzył, że dzięki temu manewrowi napastnicy się zatrują, a na dodatek zgubią orientację. Miał tylko nadzieję, że jakieś skrzydlate ataki za szybko nie rozwieją chmury i to co zrobił nie było po prostu bezużyteczne. Teraz trzeba było wydać poleceni Tangeli. Jako pokemon trawiasty miała z lekka gorzej. Brandon pamiętał, że takie pokemony są podatne na latający typ. Jednakowoż sytuacja była kryzysowa i liczyła się każda pomoc.

- Tangela, spróbuj złapać w pułapkę jednego z nich. Jednak jak będą za blisko to czmychaj na boki. - Jeśli pogoda nadal była słoneczna to ten pokemon powinien nieco chyżej się poruszać. To było jako taką szansą w walce z tymi złymi ptakami. - Trzymaj się też z dala od chmury. -

Spojrzał teraz na Ivę. Dobrze, że starała się pomóc dziewczynce. Co prawda Brandon nadal nie lubił dzieci, ale nie zostawiłby takowego na rozszarpanie ptaków. Co prawda przez sekundę przeszła mu przez głowę myśl aby zostawić dziecko by Spearowy się nim zajęły, a samemu uciekać, ale chyba wtedy nie wyglądałby najlepiej.
Brandon uruchomiając pokedex dowiedział się następujących informacji o Spearowach.
Ten pokemon żywi się głównie robakami spotykanymi na uprawnych polach. Aby utrzymać się w powietrzu musi on machać swoimi skrzydłami z olbrzymią szybkością. Nie jest przystosowany do wznoszenia się zbyt wysoko, jednak potrafi się on przemieszczać z zawrotną szybkością w celu obrony swojego terytorium. Uwarunkowania biologiczne nie pozwalają tym Stworkom na przemierzanie zbytnich odległości. Spearowy są bardzo zaborcze i boleśnie podziobią każdego , kto naruszy ich terytorium. Te ptaki posiadają bardzo wysoki ton głosu słyszalny w odległości z pół kilometra. Jeżeli do uszu podróżnych dobiega przeciągły pisk może to oznaczać iż pokemony wzajemnie się ostrzegają o niebezpieczeństwie - takie oto słowa wypowiedział mechaniczny głos na temat tych ptaków. Urządzenie opowiedziało co nieco na temat Jigglupuffa :
Jigglupuff używa swojego spojrzenia ,aby odciągnąć uwagę oponenta od przygotowanego przez niego fortelu. Gdy zaświecą się olbrzymie oczy tego pokemona oznacza to iż zaczyna on nucić kojącą i usypiającą melodię .Każdy kto usłyszy jego śpiew od razu zapada w sen. Dzieje się tak ponieważ struny głosowe tego Stworka mogą dostosować ton dźwięku odpowiednio dla rywala z ,którym przychodzi mu się mierzyć.
Jak widać informacja o tym drugim na nic się teraz przydała.
Wasze wyzwolone pokemony rozpoczęły manewry obronne. Mała Sara uciekła i schowała się za najbliższym drzewem
- Zabijcie je wszystkie! - zawołała do Ivy - Pomścijcie moją Kuleczkę !
Dzikie i krwiożercze Spearowy rozpoczęły atak. Grimer Brandona wydzielił strasznie śmierdzącą trującą chmurę ,która powstrzymała jednego ptaka. Stworzenie wydawało z siebie odgłosy duszenia się i musiało awaryjnie wylądować niedaleko drzewa za którym skryła się Sara. Ptaszydło oczywiście wylądowało szczęśliwie ,ale to co wydarzyło się później było o wiele gorsze niż rozdziobany Jigglypuff. Dziewczynka chwyciła najbliższy fragment gałęzi i zaczęła okładać dzikiego ptaka aż do krwi. Śmierć ukochanego pupila wyzwolił w dziewczynce straszliwy gniew . Ona nie dbała o konsekwencje swoich czynów.
Trzy Spearowy zajęły się gazem Grimera za pomocą swoich skrzydeł. Jeden z nich oddalił się od grupy i ruszył na Kucysia Ivy. Ognista Ponyta wydała z siebie głośny i groźny dźwięk aby przestraszyć swojego oponenta. Niestety ptak nie okazał strachu i pikował w rumaka. Stworzenie za pomocą swoich przednich kopyt ,które uniosło w obronie sprowadziło Spearowa na ziemię. Uderzenie kończyną okazało się bardzo silne. Z dzioba ptaka leciała strużka ciemnoczerwonej krwi.
Słońce schowało się za chmurami i zaczął padać deszcz co spowodowało iż Tangela stracił swoją szybkość. Ptaszydła zauważyły w nim łatwy chwilowy cel. Ruszyły wprost na niego i powaliły na ziemię. Biedny Tangela zaczął być rozdziobywany przez ptaki. Musieliście szybko coś zrobić.

\"Kroczysz mroczną drogą, ale jest ona najmroczniejsza dopiero wtedy, jeżeli zamkniesz oczy\"


"Czasami mały aniołek musi utrzymywać pozory"
Szczurza morda! Co tu się właśnie działo?! Istna makabra. Zdecydowanie mu się to nie podobało. W jego zamyśle nie było zabijanie Spearowów. Może pozbawiły życia Jigglypuffa, ale to na dobrą sprawę to były tylko zwierzęta. Tak działał instynkt i nie powinny być aż tak karane, a z tego co widział to już dwa kopnęły w kalendarz. Brandon starał się jakoś szybko ogarnąć sytuację. Pierwsze to co rzucało się w oczy to fakt, że wybór Tangeli nie był najlepszy. Trawiasty na powietrzne... eee nigdy więcej.

- Wracaj! - Krzyknął Brandon i chciał odwołać Tangelę do pokeballa. Może tam się trochę zregeneruje, odpocznie. Ta walka wyraźnie nie należała do niego, ale trzeba było mu to wybaczyć. Zostały trzy. W boju zaś był Grimer i Ponyta. Obydwa radziły sobie póki co całkiem klawo, jednak to co właśnie zaczęło się dziać mogło być tak zwany game-changerem. Trujący gaz w deszczu raczej nie zadziała, a i nie wiedział jak takie warunki będą oddziaływał na pokemona Ivy. Warunki nie były najlepsze do walki dla dwójki bohaterów. Prawda była taka, że trzeba było tą walkę załatwić w miarę szybko jeśli miała się powieść.

- Iva, trzymaj ją! - Nie chciał aby dziewczyna zabiła kolejnego ptaka. Dalej uważał, że nie jest to droga. Poza tym to nie był jego Jigglypuff, więc też takie emocje nim nie szarpały. Chociaż nadal działał pod wpływem adrenaliny.

- Longie, zbliż się do jednego i rypnij go porządnie. - Co prawda Grimer nie należał do najszybszych pokemonów, ale jednak Spearowy też były zwierzakami bez planu i po wycofaniu Tangeli mogły chwilę stać zaszokowane zniknięciem stwora. To była szansa dla trującego pokemona. I Brandon szczerze wierzył, że ją wykorzysta. Oby to były tylko przelotne opady deszczu.
Iva nie wiedziała, w którą stronę patrzeć. Kiedy każdy pokemon z wystawionych przez nią, lub Brandona zajął się którymś ze Spearowów, zerknęła na dziewczynkę. Poczuła ulgę kiedy ta schowała się za drzewem - co jak co ale nie chciałaby mieć na sumieniu życia małego dziecka, które było o dziwo przesiąknięte rządzą zemsty. I jak tu lubić takie małe potworki? Aż ją ciarki przeszły. Szybko wróciła spojrzeniem do akcji jaka działa się na polanie, nie zważając na to iż właśnie pojedyncze loki przyklejały się do policzków. Grunt, że nie przysłaniały przerażającego widoku.

-Kucyś, zostaw tamtego i zajmij się jednym z tych trzech! - Krzyknęła do swojego Ponyty, w duszy czując niezwykłą radość z tego jak sobie poradził z tym jednym, skrzydlatym stworzeniem. Iva przez chwilę nie wiedziała co teraz z sobą począć. Widziała co robi dziewczynka z jednym z Spearowów, i to jej się nie spodobało chyba tak samo jak i Brandonowi. Słysząc jego krzyk już zamierzała ruszyć w stronę Sary, kiedy dostrzegła iż jeszcze trzy zostały, a może i dwa - zależy jak szybko dopadnie jednego z nich Ponyta. Miała tylko ułamki sekundy aby zdecydować.. i tak więc w jej ręce pojawił się pusty pokeball, który cisnęła w kierunku pokemona z jakim walczyła Sara. Chciała w pewien sposób uratować Spearowa przed zadźganiem go na śmierć, a zarazem uzyskać nowego chowańca dla siebie.

I zaraz potem, gdy próba schwytania pokemona się udała czy nie, Iva ruszyła biegiem w stronę pozostałych skrzydlatych obierając jednego za cel. Nie za bardzo w sumie wiedziała gdzie uderzyć nogą, ale zamachnęła się tak aby ptaszysko straciło orientację, a może i na chwilę straciło przytomność. Dziewczyna wyglądała na ostro zdeterminowaną, a do tego jakże ciut wkurzoną. Bo prawie zadziobały miłego pokemona jakim jest Tangela! Normalnie foch, z przytupem.
Sytuacja robiła się coraz bardziej interesująca. Brandonowi nie udało się odwołać Tangeli .Promeń odwołujący stworzenie został zablokowany przez cielska ptaszysk ,które były zajęte rozdziobywaniem trawiastego stworzonka. Słychać tylko było piski ranionego pokemona. Na szczęście do tejże trójki ptaków zbliżał się Grimer Longie. Deszcz sprawiał iż po mokrej trawie stwór poruszał się nieco szybciej. Gdy był już za plecami jednego z Spearowów wykonał silny atak wręcz, który trafił pierzaste stworzenie. Ptaszydło zostało odsunięte od Tangeli i odniosło lekkie rany. Wkrótce pojawił się także Ponyta ,który zaszarżował na kolejnego Spearowa. Uderzenie Kucysia znokautowało dzikiego ptaka. Trysnęła krew a pokemon stracił przytomność. Iva rzuciła pokeballem w okaleczonego przez Sarę Spearowa. Widząc nadlatującą kulę dziewczynka odbiła ją gałęzią jak najdalej od pokemonów
- Czyś ty powariowała ?! - krzyknęła do Ivy z gniewem.
W oczach małego dziecka widoczny był zew zemsty oraz krwi. Sara postanowiła dobić pokemona raniąc go ostrą gałęzią w oko. Brandon w swym liczeniu mógł dodać kolejnego martwego Spearowa.
Iva widziała już tylko jednego ptaka ,który rozdziobywał Tangelę . Dziewczyna dzięki dobremu kopniakowi uratowała mackowatego pokemona. Pod wpływem jej ciosu Spearow odleciał na najbliższy kamień i stracił przytomność.
Walka została zakończona. Teraz Brandon mógł ponownie odwołać Tangelę aby ten zregenerował siły. Z piątki krwiożerczych Spearowów pozostały dwa. Wasze pokemony zyskały hartu ducha i nieco doświadczenia, ale to było za mało by nauczyć się nowych zdolności lecz następna potyczka powinna przynieść nowe manewry.
Sara klaskała i wiwatowała waszemu zwycięstwu.
- Gratulacje - powiedziała chłodnym tonem - Zasłużyliście na tę nagrodę i zdaliście wstępny test zawodów Mistrzyni Sayuri. Poświęcenie Kuleczki nie poszło na marne. Wiedziałam że mi pomożecie. Udowodniliście, że jesteście także w stanie zabić pokemona. Oto wasz pokeball i czterdzieści jenów oraz list od pani.
Sara podała wam te wszystkie przedmioty. Koperta była koloru pomarańczowego i miała pewną pieczęć.
To musiał być dla was szok. Ta mała wykorzystała was w imieniu jakiejś mistrzyni! Świat oszalał.
- Dobrego dnia - rzekła mała na pożegnanie - Uważajcie na siebie.
Sara ruszyła najprawdopodobniej do ukrytej szkoły.
Czy warto było przeczytać list od tajemniczej persony ? Może on coś zawierał ? A może należy zostawić go w spokoju ? Wybór należał do was i tylko do was.

\"Kroczysz mroczną drogą, ale jest ona najmroczniejsza dopiero wtedy, jeżeli zamkniesz oczy\"


"Czasami mały aniołek musi utrzymywać pozory"
Brandon mógł usłyszeć ostre przekleństwo wydobywające się z ust jego towarzyszki. Dziewczyna zauważyła, że nie udało jej się złapać pokemona tylko przez tą małą, wredną dziewczynkę. Aż zaczęła się zastanawiać czy nie powinni ją zamknąć w jakimś zakładzie i leczyć na agresję, która może wkrótce zapanować nad nią, a to zakończy się horrorem dla tego świata. Postanowiła potem podnieść pustego pokeballa, chwytając za kolejnego zza pasa. Tym razem rzuciła go w stronę tego Spearowa, którego ona sama znokautowała. Zamierzała go złapać dla pewnych korzyści w przyszłości - nie aby mieć takie wredne ptaszysko, które pewnie nie udałoby się wytrenować, ale może uda w przyszłości wymienić go na coś innego. Nie czekając jednak na to czy się udało czy nie, wsparła się dłońmi o swoje kolana nachylając się lekko. Wycieńczona bardziej psychicznie niż fizycznie, zerknęła na swojego towarzysza.
- Wszystko w porządku z Tangelą? - Zapytała, nie kryjąc troski w swoim głosie. Zerknęła zaraz na rannego pokemona, starając się dostrzec czy będzie potrzebna natychmiastowa pomoc medyczna, czy też nie.
- Kucysiu, wracaj. Dziękuję za pomoc. - Odwołała swojego Ponytę, biorąc głęboki oddech, po czym zebrała z ziemi tego, którym nie zdołała złapać latającego pokemona.

Dopiero po chwili spojrzała na Sarę, dosyć ostrym spojrzeniem. Ta mała podpadła jej i pewnie gdyby nie była o tyle lat młodsza, oberwałoby jej się od Ivy. Nic w sumie nie powiedziała, spoglądając na to wszystko co odebrał Brandon - zostawiła to wszystko w jego rękach uważając, że jako starszy ma pierwszeństwo w decydowaniu co z tym dziwnym 'prezentem' zrobią. Popatrzyła tylko na niego, pytająco. I chociaż starała się uśmiechnąć, to w tym deszczu jej całkowicie nie wyszło.
Brandon zaś starał się ogarnąć to wszystko co działo się wokoło. Troszkę go zdenerwował fakt, że jakieś głupie ptaki nie pozwalają mu decydować o losie swego pokemona. Na całe szczęście Grimer, Ponyta i wyjątkowo wojowniczo usposobiona Iva okazali się ratunkiem dla trawiastego knypka. Mimo wszystko walka nie należała tak do końca do skończonych. Longie co prawda pacnął jednego z ptaków, ale tamten przecież odniósł tylko lekkie rany i nie stracił przytomności ani nie zwiał. Co pozostało Brandonowi?

- Longie! Ponów atak! - Chciał tym samym obronić Tangelę i kompletnie odwrócić od niego uwagę napastników. Nie myślał póki co o tym aby zająć się łapaniem tych pierzastych łotrów. Miał teraz moment, więc skierował się w stronę swego trawiastego kolegi. Spojrzał na niego wraz z Ivą i również starał się ocenić jak się trzyma.

- Co tam Stary? Dajesz radę? - Myślał, że trochę pokrzepi tym to małe, pnączowate stworzonko. Tak czy inaczej po tych słowach i obaczeniu ewentualnej reakcji odwołał Tangelę do pokeballa. Tam pewnie łatwiej mu będzie o zregenerowanie sił. Ale sądził, że taka profilaktyczna wizyta w pokecenter może się przydać. Starał się też nie gubić uwagi od tego co tam wyprawia jego Grimer. Jeśli ptaszysko odleciało lub zostało znokautowane lub cokolwiek to chciał przybić piątala ze śmierdzącym wojownikiem. Piękna ksywa prawda?

Wtem podeszła do niego ta cała gówniara Sara i wręczyła mu nagrodę. Z greatballa i kasy oczywiście się cieszył, ale jeszcze nie wiedział jak to podzieli z Ivą. W końcu oboje mieli podobny wkład w tą misję nie do końca ratunkową. Jeśli zaś mowa o liście to uznał, że warunki pogodowe niekoniecznie sprzyjają czytaniu korespondencji. Wcisnął więc go w kieszenie, ale starając się przy tym go nie pognieść i aby nie wypadł.

Zależnie od tego co stało się dalej z tą walką to Brandon mógł odwołać Grimera jeszcze raz mu dziękując. To oczywiście jeśli walka faktycznie była skończona. Teraz zaś Brandon ponownie otworzył pokedex i chciał z nim skonultować gdzie znajduje się najbliższe centrum pokemon. Nawet jeśli Tangela nie będzie potrzebował fachowej opieki to będzie to suche miejsce, gdzie można sobie poczytać różne listowate pierdoły. Nie mógł w tym wszystkim jednak zapomnieć o swej uroczej towarzyszce. Spojrzał na nią i rzekł.

- Śmiesznie wyglądasz gdy jesteś mokra. - Po krótkim chichocie dodał jeszcze - Dobra robota. - Dziwiło go jednak jeszcze zachowanie tej całej małej osoby, która dała im list. Przecież zostawiła ciało swego niby ulubieńca, aby sobie teraz gdzieś tam gniło. A co z pochówkiem? No na pewno nie zajmie się tym Brandon.
Longie ponowił atak lecz wrogi Spearow zdołał uniknąć jego ciosu i zaatakował go swym dziobem co spowodowało że zetknięcie się z trującym szlamem Grimera ptak mało co nie wyzionął ducha. Ptaszydło leżało z podniesionymi pazurami i z trudem łapało powietrze. Cóż jakoś udało się wygrać ten pojedynek.
Tangela odpowiedziało radosnym piśnięciem Brandonowi dając znać iż jakoś się trzyma. Przyglądajac się trawistemu chłopak zauważył że niebieskie macki po ataku Spearowów zaczynają bardzo wolno odrastać, ale wieczorem powinno już być z nimi wszystko w porządku. Odwołując Tangelę z powrotem do pokeballa pokedex Brandona wychwycił pewną aktualizację.
Drogi użytkowniku twój pokemon Tangela nauczył się nowego ataku jakim jest Usypiający Pył (Sleep Powder) - Atak przy pomocy specjalnego pyłku ,który usypia przeciwnika na określony czas
To była bardzo dobra nowina. Pojawiła się nowa taktyka dla pupila pana Howarda.
Koperta z wiadomością została bezpieczne schowana. Branon wyczuł że oprócz treści coś tam jeszcze jest.
Grimer naturalnie pozwolił się schować w pokeballu.
Tymczasem Iva cisnęła pokeballem w nieprzytomnego Spearowa i po kilku sekundach usłyszała znajome *DING*. Tak! Udało jej się złapać pokemona ,którego własnoręcznie pokonała. Kucyś parsknął radośnie kiedy dziewczyna go odwoływała. Deszcz mu nie odpowiadał.
Otwierając pokedex i konsultując się z nim Brandon dowiedział się że najbliższe Centrum Pokemon znajduje się w Fuchsia City czyli miasto z ,którego tu przyszli. Dodatkowo urządzenie wykazało obecność mniejszej lecznicy w ukrytej szkole pokemon, której współrzędne i lokalizacja pojawiły się na wyświetlanej mapie.
Następna legalna lecznica była w przystani przewozowej na drodze numer 14.
Przeglądając obie lokacje pokedex wskazał, że do jednej i drugiej jest taka sama droga. Pogoda uległa małej zmianie. Deszcz przestał padać ,ale słońce było schowane za chmurami.

\"Kroczysz mroczną drogą, ale jest ona najmroczniejsza dopiero wtedy, jeżeli zamkniesz oczy\"


"Czasami mały aniołek musi utrzymywać pozory"
Spearow, którego pokonał Grimer nie wyglądał najlepiej, ale pewnie dojdzie to siebie po jakimś czasie. Brandona zaś cieszyło, że deszcz przestał padać. Nie lubił moknąć, oj zdecydowanie. Spojrzał na zegarek by ustalić, która jest w tym momencie godzina. To jednak było dość ważne w planowaniu dalszej podróży. Trochę czasu już przecież minęło od kiedy opuścili rodzinną mieścinę. Chłopak wyraźnie rozpromieniał, gdy najpierw usłyszał, że jego Tangela nauczył się nowego tricku, a potem gdy dowiedział, że Iva złapała trzecią sztukę do swej drużyny. Widać trawiaste stworzonko się przejęło troszkę bo na dobrą sprawę poznało ruch po dostaniu wybitnego łomotu. Ale przecież nie będziemy narzekać na to, że Tangela się rozwija.

- Ej, ej, dziewczyno. Co Ty tak szalejesz? - Rzucił lekko zaczepnie w stronę Ivy. Posłał jej uśmiech dający znać, że zadowolony jest z jej osiągnięcia. No na razie łapanie szło jej trochę lepiej niż chłopakowi i może ciut się czuł z tego powodu zazdrosny, ale w końcu była w jego drużynie i cieszył się jej szczęściem. No nic to, trzeba coś postanowić.

- Proponuję oddalić się stąd kawałek bo tych ptaków może być więcej. Może uda znaleźć nam się jakieś jeziorko i rozbić obóz. Widzę, że z Tangelą nie jest najgorzej, więc może do lecznicy udamy się jutro. Trzeba odpocząć i nakarmić pokemony. Co Ty na to? - Zaproponował koleżance i ruszył. Zostanie w tym miejscu nie wydawało się najlepszym pomysłem. Poza tym ten trup Jigglypuffa jednak troszkę odstraszał. Oczywiście obozując będzie można na spokojnie przeczytać list, postanowić co dalej i się troszkę ogrzać po tym krótkotrwałym deszczu. Jezioro bądź strumyk byłby dobrym znakiem dla Goldeen, którą posiadała Iva. A skoro Brandon miał w pokedexie to rozejrzał się za takim elementem krajobrazu, gdzieś możliwie najbliżej.
Spoglądając na zegarek Brandon dowiedział się, że wybiła równo godzina dwunasta. Mapa w pokedexie pokazała iż ,że w najbliższej okolicy nie ma żadnego jeziorka ani strumyku. Jednak można było się dostać do morza idąc cały czas w północnym kierunku od obecnego miejsca przebywania. Istniało oczywiście niewielkie ryzyko ,że mogą pojawić się groźne i krwiożercze Spearowy. Pokedex dostarczył także informację o przewidywanym czasie pokonania trasy do morza. Wynosił on mniej więcej trzy godziny. Czy warto było ponieść taki trud ? Oczywiście istniała opcja powrotu do strumyka w którym Iva znalazła Goldeen. Podróż w tamte miejsce zajęła by przynajmniej półtorej godziny i droga powrotna do miasta Permanii (Fuchsia City) trwała by mniej. O ile Brandon i Iva zdecydowali by się na powrót.
Urządzenie pokazywało także liczne polany ,które niestety nie były położone blisko jakiegokolwiek strumyku.
Pokonany przez Grimera Spearow wydał z siebie ostatni cichutki pisk i umarł.

\"Kroczysz mroczną drogą, ale jest ona najmroczniejsza dopiero wtedy, jeżeli zamkniesz oczy\"


"Czasami mały aniołek musi utrzymywać pozory"
Nie spodziewała się, że złapie kolejnego pokemona. Tak po prawdzie, mimo iż Spearow był latającym stworzeniem, a na takich jej także zależało, to nie czuła się odpowiednią trenerką do posiadania takiej wrednej istoty. W jej pierwotnym zamyśle posiadanie tego ptaka nie łączyło się z dumą iż go złapała, po prostu mógł być kartą przetargową w dalszej podróży. Kto wie, może trafi się ktoś, kto chętnie się wymieni na tego latającego dzikusa? Spróbować szczęścia można.

- Raczej nie zamierzam go trenować. Nie lubię tak wrednych pokemonów. Może się po prostu przydać w handlu. - Szybko ostudziła zazdrość Brandona, zerkając w jego kierunku nieco zmęczonym spojrzeniem. Być może za dużo wrażeń jak na nią w jeden dzień. Było dopiero południe, a ona już stoczyła dwie wygrane walki. Miała tylko nadzieję, że nie będzie zmuszona do trzeciej, bo ta mogłaby się okazać tą 'do trzeciego razy sztuka', czyli przegraną.

- Skoro Tangela nie potrzebuje pomocy teraz, to jak dla mnie nie będzie jej potrzebował już w ogóle. - Powiedziała z pewną ulgą w głosie. Jej towarzysz mógł być pewien, że Iva jest zwolenniczką trawiastego pokemona, który wręcz ukradł przychylność jej serca. Był w końcu taką małą, słodką kuleczką. Któż by się nie chciał z taką tulnąć?

Dziewczyna rozejrzała się po całej polanie, nie omijając trupów swoim bystrym spojrzeniem. Aż się skrzywiła znacznie i sprawdzając czy wszystko przy sobie ma, rzuciła uspokojona do Brandona:
- Jak dla mnie to im prędzej się stąd ewakuujemy tym lepiej. Może wróćmy do tego miejsca gdzie złapałam Rybosza i tam odpocznijmy? Przy okazji będziemy mogli zajrzeć do tej koperty. - Jak widać nie zapomniała o tym prezencie. Tak po prawdzie to ciekawość ją zżerała od środka ale starała się tego po sobie nie pokazywać. Możliwość zawędrowania nad brzeg morza brzmiała niezwykle kusząco, ale najwidoczniej trzy godziny marszu w takim upale, a do tego nie majac pewności bezpieczeństwa ją dosyć mocno odstraszyło. Iva podeszła do swojego przyjaciela i szturchnęła go zaczepnie w ramię, zaraz ruszając między pobliskie drzewa chcąc się schronić przed słońcem i pewnie zacząć na nowo wędrówkę.
- No dobrze, niechaj tak będzie. - I w sumie przygotował się do marszu. Trochę czasu zajmie droga na tamtą polankę, ale to wydawało się dość spokojne miejsce. Dobrze będzie też dla pokemonów. W sumie cała drużyna nie miała jeszcze okazji by tak na prawdę się poznać. A to chyba ważne. W końcu byli trenerami pokemon, a nie tylko strażnikami z batami. Chciał coś poćwiczyć ze swoimi stworami, zdobyć ich zaufanie by to była prawdziwa drużyna, z prawdziwym zaangażowaniem. Bo jak to dziś usłyszałem w filmie, który oglądałem: "Drużyna z charakterem pokona drużynę z większym talentem." Oczywiście Brandon nie odmawiał tego drugiego swoim pupilom, ale trzeba było budować więzi. A jak będą tylko siedzieć w pokeballach to nic nie zbudują. Drugą sprawą było to, że i na tamtej polanie mogli spotkać jakiegoś dzikiego pokemona do złapania lub treningu. W końcu za pierwszym razem nie spędzili tam za dużo czasu, a prawda była taka, że Goldeen potrzebowała specyficznych warunków.

- Dobrze nam idzie póki co. Niezły z nas zespół. Nawet jeśli przygody są dość wyczerpujące i zaskakujące. - Również czuł zmęczenie. W końcu nosił ze sobą cały plecak i namiot. Do tego wrażenia związane z dwoma walkami, martwym Jigglypuffem i hałaśliwą dziewczynką robiły swoje. Również czuł, że przyda im się chwila odpoczynku. Miał też skromną nadzieję, że jak dziś wypuści Longiego to ten nie będzie za bardzo śmierdział.

- Pomyśl jeszcze nad tym Spearowem. Jak go ujarzmisz może być dość przydatny. W końcu to latające stworzenie, a takie w podróży zawsze może się przydać. Na przykład gdy gdzieś zbłądzimy lub będziemy czegoś szukać. Wypuścisz takiego w powietrze i się rozejrzy. Tam zawsze lepszy widok. Prawda? - Postanowił, że tak zagai Ivę. W sumie nie rozmawiali jakoś wiele w trakcie ich podróży, a przecież mieli o czym. Poza tym w drodze zawsze lepiej rozmawiać. Szybciej wtedy mija czas. Oby i tak było i tym razem. Poza tym to co powiedział uważał za całkiem mądre. Tylko oboje musieliby wypracować między sobą zaufanie. Miał tu na myśli Spearowa i Ivę, bo jakby go wypuściła a ten by wskazał specjalnie zły kierunek to byłoby gorzej.
Postanowiliście udać się do miejsca w ,którym Iva złapała Goldeen. Przynajmniej nie będziecie musieli patrzeć na pozostawione zwłoki Spearowów i Jigglypuffa. Ruszyliście więc dziarskim krokiem.
Przedzierając się leśnymi zakątkami nie musieliście obawiać się upału ,ale po niedawnym deszczu panowała wilgoć. Szliście w swoim obranym kierunku i oglądaliście krajobraz lasu.
****
Minęło półtorej godziny marszu. Nogi bolały was niemiłosiernie. Bagaż Brandona dawał o sobie znać. Chłopakowi zaczął dokuczać ból pleców. Natomiast Iva wyczuwała ,że na piętach tworzą jej się odciski. Przynajmniej dotarliście na tą samą polankę z chłodnym strumykiem.
Zerkając na zegarek Brandon dowiedział się, że jest wpół do drugiej. Pogoda poprawiła się a wskazywało na to pojawienie się słońca zza chmur. Rozejrzeliście się dookoła za jakimiś pokemonami ,ale na razie nie było żadnego w pobliżu. Może pojawi się jakiś później ?
Dawna siedziba Goldeen była pusta. Uszkodzony pokeball po Tangeli spoczywał na swoim miejscu. Teraz mogliście rozbić w spokoju obóz.

\"Kroczysz mroczną drogą, ale jest ona najmroczniejsza dopiero wtedy, jeżeli zamkniesz oczy\"


"Czasami mały aniołek musi utrzymywać pozory"
Dziewczyna zaczęła iść całkiem żwawym krokiem, najwidoczniej niezrażona faktem iż czeka ich całkiem długi marsz bez chwilowej przerwy. Być może widok martwych pokemonów ją dotknął tak bardzo, iż przyspieszyła nieznacznie nie bacząc na to, iż na czole zbierało się coraz więcej kroplek potu. Właśnie chyba rozważała co zrobi ze swoją nową zdobyczą, której nawet nie nadała imienia, kiedy sam Brandon o to zagaił.
- Może i zawsze marzyłam o tym aby mieć latającego pokemona, ale chyba po tym co widziałam do mnie nie przemówił. Wiesz, wydaje się nazbyt agresywny. Może wcale nie dać się wytresować. - Iva chyba chowała uraz do Spearowa, iż był tak ostry i zacięty w walce. Przecież zadziobał wraz z innymi Jigglypuffa na śmierć! Westchnęła cicho, najwidoczniej nie chcąc ciągnąć dalej tego tematu.

***


- Nareszcie! - Z ust zmęczonej podróżą dziewczyny uszedł krzyk radości na widok miejsca, w którym złapała swojego pierwszego pokemona. Pod jednym z drzew ułożyła swój plecak, rozglądając się zaraz wokół jakby poszukiwała jakiegoś zagrożenia. Właśnie rozcierała sobie ramiona, które lekko bolały po noszeniu tak ciężkiego ekwipunku, kiedy sobie nagle o czymś przypomniała.
- Może przeczytamy teraz ten tajemniczy list, Brandon? - Łypnęła na chłopaka z zuchwałym błyskiem w swoich oczętach. Może i była zmęczona ale ciekawość dalej brała górę nad młodym umysłem wielbicielki pokemonów.

- Potem proponuję coś zjeść, napić się i przede wszystkim wypuścić nasze pokemony. Może będą na tyle grzeczne by spróbować potrenować? I pod wieczór zdecydujemy co dalej zrobimy. - Aż na samą myśl o tym powróciła jej energia. Powoli ruszyła w stronę chłopaka, najwidoczniej oczekując iż ten wyjmie lada chwile kopertę i ją otworzy. Co prawda w tworzeniu planów lepszy był jej towarzysz Brandon, więc tylko dała mu kuksańca w bok, najwidoczniej ponaglając delikatnie, z uśmiechem.
← Pokemon - Nowy Początek
Wczytywanie...