Iva nie wyglądała w ogóle na zadowoloną. Odkąd tylko wstali wszystko idzie nie tak jak być powinno. Zamiast być już dawno w tej szkole, to musieli stoczyć walkę, tak na prawdę ogromnie nie fair. Prawdopodobnie gdyby nie te sześć dodatkowych pokemonów przegraliby, ale nie chciała aby w drogę znowu im ktoś wchodził. Tak więc nic dziwnego, że gdy pojawiła się na polu widzenia tamta dziewczyna, trenerka rzuciła krótkie spojrzenie Brandonowi typu 'ani mi się waż, idziemy!"
- Dziękujemy za pomoc, ale wierz mi, nie potrzebujemy aby ktoś nad nami czuwał. - Słychać było po tonie jakim powiedziała to Iva, że nie życzy sobie aby Cassie za nimi się wlokła. Jej przeszłość za dobrze świadczy o tym, iż ma we krwi coś ze złej osoby. Takich panna Cooper nie znosiła, co było przyczyną stoczonej chwilę temu walki.
- Myślę, że te wszystkie pokemony, które uratowaliśmy warto wypuścić na wolność. Ja i moje pokemony sobie poradzimy. - Teraz zerknęła na Brandona, najwidoczniej ciekawa czy on także zamierza odmówić dziewczynie i ruszyć w szybką podróż do szkoły w pobliżu, którą znalazł przez pokedex.
- Idziemy dalej? Myślę, że każda minuta jest cenna. - Schowała pokeballe w dłoni, ze schowanymi wewnątrz swoimi podopiecznymi. Już miała na ramionach plecak, a w oczach determinację. Byleby zgubić tą Cassie i wyleczyć pokemony.
No cóż, pomoc zaoferowana przez Cassie była całkiem miły gestem. Bądź co bądź jednak Iva była dla niego osobą dużo ważniejszą. Tym bardziej, że posiadaczka sześciu pokemonów dalej nie posiadała pełnego zaufania ze strony Brandona. Chciała przecież pozbawić go pokemonów, celowała do niego z broni. No generalnie słaby zalążek na przyjaźń, prawda? Chłopak spojrzał na Ivą, potem na Cassie, Ivę, klatki, Igglypuffa, klatki, Ivę, Cassie, plecak, drzewo, niebo, Ivę, klatki... ogólnie był dość zdezorientowany i to całkiem dobrze było po nim widoczne. Po chwili jednak się troszkę ogarnął i wypowiedział następujące słowa.
- Dziękujemy za pomoc. Ale bardziej ona się przyda tym pokemonom. Jeśli możesz to zaopiekuj się nimi. My musimy ruszać dalej. Bywaj. - Tak oto grzecznie odezwał się do Cassie. Wierzył, że wkroczyła już na właściwą drogę choć nadal nie był pewien czy wypuści stworzenia o które stoczyli taki bój. Nie chciał jednak igrać z humorem Ivy i dlatego właśnie ruszył za nią. Cel jaki obrali to nadal była szkoła pokemon. Ale tylko jeśli znajdą tam lecznicę pokemon. Było to jednak bliżej, a do miasta z którego wyruszali nie było chyba co wracać. Brandon oczywiście zabrał ze sobą wszystko co miał do zabrania.
- Popisałaś się tam niezłą odwagą. -Rzucił jeszcze do Ivy by ją jakoś zagadnąć. Dobrze widział, że nie była w najlepszym nastroju. Chciał ją radośnie klepnąć w pośladek, ale to mogło raczej pogorszyć sprawę. Rączki przy sobie Brandon.
- W porządku - powiedziała Cassie uśmiechając się bardziej do Brandona- Nie będę się narzucać z pomocą ,ale nie oznacza to iż nie będę was obserwować. Ktoś musi was pilnować i tą osobą będę ja czy tego chcecie czy nie. To moja pokuta i będę ją wypełniać dopóki nie zostanie ostatecznie spełniona.
Następnie zwróciła się do Ivy
- Każdy zasługuje na drugą szansę ,ale co ty możesz o tym wiedzieć. Wiem i tak, że nie posłuchasz mojej rady a jednak ci ją przekażę. Staraj się godnie opłakać Goldeen bo z tego co widzę ma obrażenia wewnętrzne i wędrówka w pokeballu bez leków nic już jej nie pomoże. Wewnętrzny ogień Torchica być może spali jad Spinaraka ,ale nie mam do tego stu procentowej pewności. Nie chcesz zapomnieć o wrogości to twoja sprawa, ale mogłabyś to poświęcić biorąc od mnie leki. Szkoda mi twoich pokemonów a pewnie później będę żałować że nie wcisnęłam ci medykamentów na siłę. W sumie podjęłaś już decyzję ,ale wiedz, że nie zgubicie mnie. Znam się dobrze na tropieniu lecz teraz muszę pochować Rattaty i usunąć okoliczne pułapki. Powodzenia i będę się modlić o zdrowie twojej rybki i stan Torchica.
Później znów zwróciła się do Brandona
- Twój Nidoran natomiast pewnie znajdzie się pod kroplówką. Mam nadzieję, że wydobrzeje a co tych uwolnionych pokemonów to wydaje mi się że będą chciały podążać za wami. Nie zamierzam im w tym przeszkadzać. Powodzenia
Cassie po pożegnaniu was ruszyła zająć się swoimi sprawami. Dziewczyna pomachała wam na pożegnanie.
****
Podążaliście przez leśne chaszcze. Cały czas mieliście wrażenie że ktoś za wami podąża. Słuszeliście czyjeś człapanie. Człap! Człap! Człap!
Odwróciliście się i zobaczyliście Igllybuffa , dwa Caterpie i Pichu. Coś podobnego ! Uwolnione pokemony postanowiły do was dołączyć mimo że to nie był typ jaki preferowaliście. Wygląda na to że stworzenia chciały przyłączyć się do waszej ekipy.
Zauważyliście że jesteście dopiero w połowie drogi. Tak przynajmniej zakomunikował wam pokedex.
Brandona zdecydawanie zmartwiły słowa blond dziewczyny. Nie sądził, że świat pokemon będzie aż tak brutalny i każda kolejna walka będzie ciągnąć za sobą takie konsekwencje. Już podjął decyzję, że gdy będzie okazja zakupi jakieś medykamenty, aby móc na bierząco pomagać swoim podopiecznym. W tym momencie jakoś nie za bardzo uśmiechało mu się podejmować decyzję na temat tego co zrobić z pokemonami, które stwierdziły, że będą za nimi podążać. Tak na prawdę to już byli kolejni ich śledzący. Wcześniej była przecież jeszcze ta Cessie, czy jak jej tam. Teraz dla chłopaka najważniejsze było dostanie się do jakiejś lecznicy. Na prawdę martwił się o swoje pokemony, ale też nie zapominał o tych, które znajdowały się w posiadaniu jego cudownej koleżanki Ivy. Spojrzał jednak na cztery człapiące za nimi stworzenia i rzekł.
- Jeśli chcecie to chodźcie z nami. Jednak nie chcę aby w tym momencie ktoś nas spowalniał. Musicie się wykazać. Dobra? - Wolał postanowić co dalej z nimi, gdy już odda do leczenia swojego Nidorana i zobaczy co z resztą. Spojrzał jeszcze na Ivę i rzekł do niej tak, aby te przybłędy (w dobrych tego słowa znaczeniu) nie słyszały.
- Co o nich sądzisz? - Chciał wybadać, które ewentualnie będzie chciała Iva, a które przypadną Brandonowi. Jeśli oczywiście zdecydują się na zatrzymanie ich. Ale najważniejsze było teraz regenerowanie sił po walce czyli droga do lecznicy.
Podążające stworzenia pokiwały głowami dając wam znać że nie chcą was spowalniać.
Okazało się że człapiące za wami pokemony dokonały już wyborów trenera. Caterpie i Pichu podeszły bliżej do Ivy dając jej znać swymi odgłosami aby wzięła je na ręce lub schowała do pokeballi. Z kolei Brandon stał się obiektem pożądania różowego Igglybuffa i drugiego Caterpie. Zachowywały się jak tamtejsza dwójka.
Szczęście się uśmiechnęło do trenerów ,ale Cooper i Howard wiedzieli że muszą się spieszyć. Zycie ich podopiecznych wisiało na włosku.
Caterpie próbował się wspinać po bucie Brandona chcąc zwrócić na siebie swoją uwagę. Pichu swymi ząbkami szarpnął delikatnie za nogawkę spodni dziewczyny.
- Pichu ? - odezwało się stworzonko