-
Niezwykłe w tym wszystkim jest jedynie to, że udało mi się przeżyć. - odparł z pewną ulgą -
Zaraz dojdziemy na miejsce. Ciekaw jestem co tam się będzie działo.
Lada moment dotarliście na miejsce. Strzelisty, monumentalny gmach Galaktycznego Senatu Republiki powitał was surowym dostojeństwem. Po pokonaniu stanowczo zbyt wysokich i stromych schodów (jednych z wielu, gdyż budynek zajmował znaczną część tego kwadratu miasta) oraz przedstawienia się w kancelarii Senatu, udaliście się w stronę sali obrad. Cały gmach aż po niebotyczne sklepienie wypełniony był gwarem rozmów, toczonych w najrozmaitszych dialektach przez przedstawicieli najrozmaitszych, często nieznanych ci ras, wchodzących i wychodzących w najrozmaitszych kierunkach z nieprzeliczonych sal, drzwi i korytarzy. Dziękując Mocy za tablice informacyjne wskazujące drogę do sali obrad.
Był to ostatni ekscytujący element waszego pobytu w gmachu. Weszliście kilkanaście minut po rozpoczęciu posiedzenia, którego celem było poddanie pod głosowanie finansowania nadchodzącej ekspedycji zbrojnej. Choć po raz pierwszy znaleźliście się w centralnym ośrodku polityki całego cywilizowanego wszechświata, pomimo lekkiego podniecenia z twej głowy nie znikała analogia zachodząca między toczącymi się obradami, przemówieniami i kłótniami, a godnymi pożałowania szopkami lokalnych watażków, arystokratów i samorządów małych, wszawych kraików i planet, które przyszło ci odwiedzić w trakcie twej dotychczasowej kariery konsularnej. Kto? Gdzie? Co? Ile? Za ile i dlaczego tak drogo? Wszystko to już gdzieś było, różnica występowała jedynie na poziomie skali.
Spędziliście, czy też zmitrężyliście w ten sposób ponad godzinę, nie dowiadując się praktycznie niczego godnego odnotowania. Dochodząc do wspólnego wniosku, że przebywanie tutaj dłużej nie ma większego sensu, wyszliście z sali obrad. Jeszcze w kuluarach kilku bardziej znajomych (Organa, Jones) i mniej znanych polityków zamieniło z wami dwa słowa, bolejąc nad niecnym zamachem na wasze życie, stanem zdrowia Harlana, który ponoć pogorszył się mocno w jego wyniku, a także gratulując wam ostatecznego rezultatu tego, jakże nieszczęsnego zdarzenia. Z pośród wszystkich standardowych lamentów nad obecnością szpiegów Imperium na tak wysokich stanowiskach, w osobach tak znanych, wpływowych i poważanych, najbardziej wyróżnił się pan gubernator Henry, który - zalatując whisky niczym wodą kolońską - klepnął Riahla po ramieniu i śmiejąc się rzekł:
-
No, panie Riahl, toś się pan wpierdolił. Poprawka - tośmy się wszyscy wpierdolili, hie, hie... - i odszedł lekko rozkołysanym krokiem.