__________________________________________________________________
Coś w mroku zaczęło warczeć. Głos rozchodził się wszędzie, odbijał się od ścian, zwiększając się i nieco zniekształcając. Z czasem, coraz bardziej się nasilał. W końcu doszedł do Atis i Joan.
- Powiedz, ze to ty. - powiedziała szybko przerażona Joan.
- Wierz mi, też chciałabym, żeby tak było.
Obie obrócily się do tyłu. Z końca korytarza coś pobłyskiwało. To było światło. Zbliżało się coraz bardziej i bardziej.
- Czy tobie też nie jest gorąco? - zapytała Atis.
- Oj tak, jak cholera.
W końcu zza rogu wyłonił się ogromny pająk. Z jego ciała wypływała magma. Był o jakieś paredziesiąt metrów od Joan i Atis. Kiedy tylko je zobaczył, zaryczał. Dziewczyny powoli cofały się do tyłu, nie chcą wykonać jakiś gwałtownych ruchów, mogacych rozzłościć potwora.
- C-co to?.... - zadała jakby retoryczne pytanie Atis. W jej głosie możnabyło wyczuć sporą dawkę strachu.
- P-Phanthom. Demon - Pająk. Fujjj.....pająk.... - odpowiedziała jej Joan.
Nagle Phanthom zaczął biec, o ile można było nazwać to biegiem, ponieważ pająk ledwie mieścił się w korytarzu, w stronę dziewczyn. Te bez żadnego namysłu pobiegły w przeciwną stronę.
- Cholera, cholera, cholera! - mówiła pod nosem Atis w biegu.
- Wiesz, chyba powinnyśmy gdzieś się schować! - Joan spojrzała na Atis z uśmiechem mówiącym "to chyba oczywiste".
- Co ty nie powiesz?! - Dziewczyna spojrzała na kompankę.
Ich spojrzenia nie spotkał się na długo, gdyż Atis wpadła na coś lub.....kogoś.....
__________________________________________________________________
Wieczór rozpoczął się i zakończył dosyć szybko. Wszyscy poszli spać. Jedynie Medivh nie mogł spać. To wszystko minęło tak szybo, nawet nie zdążył zauważyć, jak szybko...Ruszył na nocny spacer, dla uspokojenia. W głowie nadal miał słowa Markusa "Mogą minąć tygodnie zanim wrócimy...". To było dla niego takie trudne. Nie mógł znieść myśli, że będzie w rozstaniu z Atis tak długo. Poszedł jakąś ścieżką do lasu. Tam zapewne nie było nikogo. Pewnie nawet dzikie zwierzęta smacznie śpią. Ta myśl wywołała u niego lekki uśmiech, który natychmiast spełzł mu z twarzy, gdy wrócił do rzeczywistości. Kiedy tak szedł, zaczął słyszeć jakieś głosy. Pomyślał, ze to po prostu jakieś omamy i szedł dalej przed siebie. Miał dosłownie "gdzieś" to czy sie zgubi czy nie. Mało go to obchodziło. W końcu usłyszał wyraźnie "STÓJ!". Zatrzymal się i rozglądnął dookoła. Wszędzie były tylko drzewa. Pomyślał, ze to duchy mogą przemawiać, ale je słyszą tylko druidzi...
"Co cię trapi istoto o krwi demona?" - zapytał jakiś głos w głowie Medivh'a.
- K-kto to mówi?
"My, duchy drzew."
- A-ale duchy drzew słyszą tylko druidzi....
"Przemawiamy do kogo chcemy, jak chcemy i kiedy chcemy. Jesteśmy istotami wolnymi, nikt nam nigdy nie zabraniał mówić, nie zabrania i zabraniać nie będzie!" - z każdym słowem, głos stawał się coraz bardziej gniewny.
- W-wybaczcie, nie chciałem was urazić, ale dlaczego chcecie rozmawiać akurat ze mną? Nie jestem kimś wyjątkowym....
"To prawda, ale coś cię trapi pół - elfie....."
- To już moja sprawa....
"My chcemy dodać ci otuchy. Nie rezygnuj tak szybko...."
__________________________________________________________________
- Au....ajajaj.....boli....- Atis siedziała na ziemi i pocierała głowę dłonią. Rozglądnęła się dookoła. Nieco jej się przed oczami rozmazywało. Po momencie wszystko wróciło do normy. Jedynie przeszkadzał jej uciażliwy ból głowy. Coś jednak było nie tak. Zamyśliła się na chwilę......szybko jednak zorientowała się, że ktoś prócz Joan tu jest. Cholera, przez to uderzenie wszystko analizuję wolniej.... Atis spojrzała w lewą stronę. Obok niej, na ziemi, siedział męszczyzna o srebrno-białych włosach. Miał na sobie czerwony płaszcz. Przez moment między całą trójką zalegała niezręczna cisza.
- Dante?!
- Fea?!
- Wiecie, nie wierzę w przypadki, więc.....drużyna znów składa się. - dołączyła się Joan.
- Nie, nie, nie. Miałem nadzieję, że pozbędę się was, ale jak widzę, nici z tego....
- Świetnie, wprost cudownie! Nie dość, że muszę znosić to małe "coś' to do tego wszystkiego dochodzisz jeszcze ty. - stwierdziła cynicznie Atis podnoszac się.
- HEJ! Wypraszam sobie to "małe coś"...... - zawołała Joan, po czym szybko umilknęła, gdy napotkała chłodne spojrzenie Atis.
- No, ale miło znów cię widzieć. - Łowczyni podała rękę Dante'mu i pomogła mu wstać. - Co tu robisz?
- Mógłbym cię spytać o to samo.
- Przypadek.
- Nie prawda! Nie wierzysz w przypadki! - odezwała się nagle Joan.
- To wyjaśnij mi jakim prawem się tu znalazłam!
- Okej, okej, juz nic nie mówię.....Ale moment......
- Co znowu!? - zawołali jednocześnie Atis i Dante.
- Phanthom!
- Cholera! Wiedziałam, że o czymś zapomniałam! - Atis złapała dwójkę za rece i wykonała skok międzysferalny.
__________________________________________________________________
"Więc o to chodzi....."
- Wy duchy nigdy nie byłyście zakochane, więc nie wiecie co to znaczy utracić ukochaną osobę.....
"Cóż, to co mówisz jest prawdą. My jestesmy tylko Duchami Drzew. Nie ingerujemy w życie istot śmiertelnych."
- To dlaczego chcecie mi pomóc?
"Jesteśmy wysłannikami Smoka Ziemi. Jest on wielce związany z to, którą nazywasz Atis."
- Związany?
"Nie możemy ci wiele powiedzieć. Ona sama byc może wyjawi ci tajemnicę...."
- Tajemnicę?
Medivh nie usłyszał odpowiedzi. Pomyślał, że Duchy mają go już dość, więc ruszył w drogę powrotną. Postanowił się przespać, choć trochę. Słońce niedługo miało wzejść, a on był wyczerpany rozmową i chodzeniem. Cały czas myślał o tym, o jaką tajemnicę chodziło Duchom. Nim się zorientował był już na miejscu.
__________________________________________________________________
- Dobra, primo: gdzie jesteśmy? - zapytała Joan starając się zejść z czegoś co przypominało wielki posąg.
- Wiem, wiem, nie udał mi się ten skok, ale to nie powód, zeby od razu na mnie bluzgać.
- A czy ja na ciebie bluzgałam?
- Nie wprost.
- Przestałybyscie się kłócić.
- Drażni cię to? - Joan uśmiechnęła się szyderczo.
- Nie zaczynaj.
- Stary, ja tu jestem tylko po to, żeby cię powkurzać. To mój ulubiony sport.
Atis także znajdowała się w "niezbyt komfortowej" sytacji. Przekręciła się lekko, aby móc zejść, lecz wszystko się pod nią załamało. W pomieszczeniu zaległa chmura kurzu.
- Cholera.....khe khe......
- Znalazłaś coś ciekawego? - zapytał złośliwie Dante.
- Khe, nienawidzę cię.
- Wiem.
Atis nagle pojawiła się obok Dante'go.
- Powiedz proszę, że mogę ci przywalić. Aż mnie ręka świeżbi, żeby to zrobić. - Dziewczyna zacisnęła dłoń w pięść.
- Starczy! -zabrzmiał czyiś głos. Z jakiegoś kąta wyłoniła się postać. Była ze dwa razy większa niż Atis. Miała wielkie, poteżne skrzydła i......sierść.
- Markus? - zapytała dziewczyna niepewnie.
- Tak, a teraz chodź. Musimy wracać i to prędko. - Wilk złapał Atis za przedramię.
- Hej, hej, ale łapy to precz. - dziewczyna wyrwała mu się.
- Posłuchaj mnie, nie mam teraz nastroju do twoich fochów. Musimy wracać.
- Mowy nie ma! Muszę jeszcze komuś złoić skórę.
- Komu? - wtrąciła Joan, zaraz po tym jak znalazła się na podłodze.
- Jego bratu. - Atis wskazała na Dante'go.
- Nie mów. Żartujesz, prawda? Ty? Jemu? - zdziwił się Srebrnowłosy.
- Tak, ja jemu. Co w tym dziwnego?
- Myślałem, że....
- Tak? To źle myślałeś. Mam jedną sprawę do załatwienia.....no nieważne, Markus, skoro brak im jednej osoby w drużynie, to weź zastępstwo.
- Zastępstwo? - Markus był conajmniej zaskoczony tym pomysłem.
- Dobrze słyszałeś.
- Ale kogo?
- No nie wiem.....ot chodźby Joan.
- Mnie? Gdzie?!
- Do Faeurunu, mała. - Atis uśmiechnęła się do niej.
- Faeurun?! ŚWIETNIE! Zawsze marzyłam, żeby tam kiedyś być! BOSKO!
- No widzisz Markus, sprawa załatwiona.
- A-ale.... - Wilk był nadal w szoku. Nie był zdolny do sprzeciwu.
- No dobra, spadaj.
Atis mrugneła do Joan. Dziewczyna wiedziała o co chodzi. Złapała Markusa za łapę i wykonała skok międzysferalny.
- Taaa....to dziecko ma dar szybkiego uczenia się......- Atis zamyśliła się na moment, ale po chwili otrząsnęła się. - No, to zostaliśmy we dwójkę.
- Ta, i co w związku z tym?
- Nic. I tak zaraz się rozdzielimy. Wiem, że masz ważną sprawę.
- Niby skąd?
- Po co miałbys od tak przychodzić na to odludzie?
__________________________________________________________________
- N-nie wiem czy to był dobry pomysł.....
- Oj przestań Markus. To był, i nadal jest, świetny pomysł!
Markus i Joan szli razem jakąś ścieżką przez las. Dziewczyna po prostu już nie mogła wytrzymać:
- JESTEM W FAEURUNIE! - wybuchnęła nagle. Markusa wcale to nie ruszało. Był w głęboki zamyśleniu od dłuższego czasu. W końcu odezwał się do Joan:
- Posłuchaj, nieważne co się teraz stanie, nie staraj się jej pomóc....
- Pomóc? Komu.....
Nagle rozległ się krzyk. Był to krzyk przerażenia, a zarazem cierpienia i bólu. Dziewczyna upadła na kolana.
- C-czyj to był krzyk....
- Feii.
- J-jak my mogliśmy go usłysazeć skoro ona....
- Każde z nas jest z nią duchowo połączone. To słyszelismy tylko my.
- To boli......
- Fea błąka się teraz po Sferze Ciemności i nieprędko stamtąd wróci. Musisz ją zastąpić w drużynie. - Markus pomógł Joan wstać.
- W drużynie?
- Za moment poznasz ich wszytskich....
__________________________________________________________________
Medivh powoli otworzył oczy. Zobaczył nad sobą jakąś kobiecą twarz.
- Atis? - zapytał ospale.
- Nie, Aya, ale dobrze, że chociaż raczyłeś się obudzić. - elfka uśmiechneła się do niego.
- Świetnie.....mogę wstać?
- Oh, przepraszam. - Aya usunęła się i poszła w inną stronę.
Medivh miał szansę wstać. Nie za bardzo mu się chciało, więc podniósł się jedynie do pozycji siedzącej. Przetarł oczy i rozglądnał się dookoła. Wszyscy już powstawali. widać spał długo, bo słońce już od dawna wisiaiło na niebie.
- Med, mamy dobrą wiadomość. - Przywitał do Rincewind.
- Tak?
- Chyba Markus wraca.
- CO?! - Medivh przyciągnął do siebie Rince'a i zaczął nim potrząsać.
- Spokojnie. Nie jestem pewien czy wraca z Atis.
- A skąd wiesz, że wraca?
- Spójrz tam....- Rincewind pokazał na ścieżkę prowadzącą do lasu. Z gęstwiny wyłoniły się dwie postacie. Jedna ogromna, uskrzydlona. A druga (w porównaniu do pierwszej) niewielka. W istocie, był to Markus, ale szło z nim jakieś dziecko. I była to dziewczynka. Kiedy dwójka doszła do drużyny...
- Siema wszytskim! - zawołała dziewczyna i pokazała "znak pokoju".
Nikt nic nie mówił. Wszyscy byli oszołomieni. Po paru chwilach:
- No co ja takiego zrobiłam?! NO CO!?
- Cicho już. Posłuchajcie. To jest Joan. Będzie ona......eeeee.....w "zastępstwie" za Atis. Nie oceniajcie jej po tym, że jest jeszcze dzieckiem.
- W zastępstwie? To gdzie jest Atis? - w końcu odezwał się Rincewind.
- Przyjdzie czas na wyjaśnienia. A teraz.....
- A teraz Joan pozna się z wami wszytskimi! - Dziewczyna przerwała Wilkowi. - Tak, ty jesteś Adam, ty Ramizes, Ashgan, Finkreagh, Aya, Rincewind, Nazin no i Medivh. - Joan wskazywała wszytskich pokolei. - Zgadza się?
Drużyna pokiwała głową na tak, w osłupieniu.
- Dobrze, Joan, znajdź sobie na moment zajęcie, muszę porozmawiać z resztą.
- Zgred! - Dziewczyna wystawiła język Markusowi i sobie gdzieś poszła. Po drodze zobaczyła śpiącego na posłaniu Xenona. Od razu dprwała się do niego, tuląc go i zapewniając mu pieszczoty.
- Nie denerwować się, nie denerwować się, nie denerwować się..... - mruczał pod nosem Markus.
- Denerwuje cię? - zapytał Nazin.
- Ta mała istotka, jest jedyną znaną mi istotą, która mnie rozzłościła przez całe moje życie.
- Jeśli jej udało się rozzłościć ciebie, to co dopiero będzie z nami....- zauważył słusznie Adam.
- No nieważne! Mów co z Atis! JUŻ! - Medivh nie wytrzymał i krzyknął.
- Dobrze, nie ma co mówić. Atis błąka się teraz po Sferze Ciemności.
- Co to za sfera? - zapytał Rincewind.
- Stamtad pochodzę. Nie ma o czym opowiadać. To sfera czystego zła. Nie wiem dlaczego wybrała akurat to miejsce na swoją tułaczkę.
- I nic nie zrobiłeś?! - Medivh był rozdrażniony.
- Nie mogłem nic zrobić. Tam gdzie się spotkaliśmy, lepiej nie było jej denerwować! Poza tym śmiertelniku, tak chciał los!
Medivh umilkł.
- Przykro mi, ale ona prędko nie wróci. Musi pozbierać się po szoku, którego doznała. I nie pytajcie co się stało......Musicie się zadowolić tą małą. To jest Strażniczka. Podobnie jak Finkregh jest magiem żywiołów. Ale jej magia obejmuje jeszcze dwa żywioły: Światło i Ciemność.
- Myślałem, że to nie są żywioły. - Finkregh wyglądał na zaciekawionego.
- Sa, są. Ale nie będę więcej mówił. Wracajcie do swoich zajęć. i ostrzegam, Joan jest bardzo nadpobudliwa, złosliwa i bardzo bezczelna. Starajcie się zachowywać przy niej spokój, ponieważ będzie was wytrącała z równowagi kiedy tylko się da.
- Dzięki za ostrzeżenie. - podziękował za drużynę Ramizes.
- No to trzeba ją lepiej poznać, aby ja rozgryźć. - powiedział ochoczo Rince po czym poszedł w stronę Joan bawiącej się z Xenonem.
- Wspomnę tylko jeszcze, że jest Łowczynią Demonów.
- W takim młodym wieku? - zdziwił się Nazin.
- Wszytsko co umie, nauczyła się od Atis, od koncentracji po rozmowę z istotami natury. Jedyne co umie "sama z siebie" to rzucanie zaklęć. Niekiedy uzywa czarów nieznanych w tym świecie.
- Utalentowana jest, z tego co mówisz.
- Bezczelna.
- Dobrze, więc. Porozmawiamy innym razem, zgoda Markus? - zapytał Nazin.
- Jak sobie życzysz......
(chyba przesadziłam xD.....)