Tydzień Herosów trwa w najlepsze, sprzyjając różnym innym przejawom heroizmu. Dlatego też GameExe i 13 Schron ponownie odważyły się sprawdzić, co TYM RAZEM, po recenzowanych wspólnie "Niepamięci" i "1000 lat po Ziemi", oferuje się nam w ramach tzw. postapo. Zaowocowało to seansem pełnym, również heroicznych, wyczynów Matta Damona oraz zmaganiami Verona i moimi z tym, co przyszło nam oglądać.
"Elizjum", bo ten właśnie zrecenzowaliśmy w ramach trzeciej odsłony naszego reVieW, weszło na ekrany kin już dwa miesiące temu, jednak wciąż pojawia się na nich, stwarzając okazję do wydania kilkunastu złotych na bilet. Dlatego też wszystkim, którzy wahają się, czy w kolejny piątkowy wieczór uciec od telewizyjnego "Superkina" na rzecz seansu z jakimś "nowym starociem" lub – nie daj Boże – kupić w ciemno nowe DVD, mówimy...
Wiktul: Matt Damon nie jest twardzielem. Nawet w roli Jasona Bourne'a był bardziej chłodną maszyną do zabijania, niż typowym "badassem", zwłaszcza w zestawieniu z podobną w założeniu kreacją Schwarzennegera. Kiedy ujrzałem wielki plakat z łysym, uzbrojonym po zęby i wytatuowanym po szyję aktorem, pomyślałem, że coś mi tu nie gra. Gdy następnie zobaczyłem, że produkcja reklamowana jest najgorszym z możliwych schematów pt. "Oto film kogoś, kto kiedyś nakręcił lepszy – zapraszamy!", wiedziałem, że może być niedobrze. Pomny wcześniejszych doświadczeń z "Niepamięcią" i "After Earth", postanowiłem jednak zaufać Veronowi, bo to on tym razem wybierał obiekt naszych wymądrzań...