[ekhp1] Spotkanie - Rincewind i Medivh
-O Bogowie! Kurczak w potrawce i smażone grzybki! Jak dawno tego nie jadłem. A może tak zwiniemy komuś karnet? - Oblizałem się i rozglądnąłem w około - Spójrz. O ten tam. Wygląda na strasznie zagubionego. To chyba dobry cel. - Jednakże gdy zrobiłem krok, tamten dość młody mag, nie wiadomo skąd schował do kieszeni drugi karnet,a pierwszy nadal trzymal w ręku. Zatrzymałem się zaciekawiony. Jeden z magów nagle zaczął sie kręcić po sali jakby czegoś szukając. - Albo i może nie... Skoro tak łatwo sobie poradził to musi być zwinny i mieć oczy w dup... eee... na plecach. Chyba jednak nie zjemy obiadu. O matko... A oni właśnie pałaszują tłuściutki schab... Rince... Musimy coś wymyśleć, bo zdechnę z głodu... Może kogoś przekupimy? Chociaż pieniędzy nie mam za dużo. Wyjąłem sakiewkę i zacząłem liczyć moje drobne fundusze.
Ostatnich słów Medivh'a już nie słyszałem. Zauważyłem bowiem rektora, który nas tu sprowadził i który wyznaczył nam jutrzejsze zadanie.
- To dziwne, ale nigdy się nam nie przedstawił - zdałem sobie dopiero teraz z tego sprawę. - W każdym bądź razie, to w tej chwili jest nieistotne. Przepraszam, przepraszam...
Zacząłem się przepychać w kierunku, w który udał się mag. Na chwilę znikł mi z pola widzenia. Głośne mlaskianie pożywiających się magów wcale nie polepszało sytuacji. Poczułem burczenie w żołądku...
- Jest! - pobiegłem teraz szybciej w jego kierunku. Po chwili stałem już na przeciw niego. - Przepraszm panie rektorze. Przychodzę z dość błachą sprawą, jednak dla nas jest to bardzo ważne. Jest jakiś sposób na ominięcie tego karnecika? - spytałem niepewnie, czekając na reakcję maga. Został on jednak wyprzedzony przez znowu odzywający sie żołądek...
- To dziwne, ale nigdy się nam nie przedstawił - zdałem sobie dopiero teraz z tego sprawę. - W każdym bądź razie, to w tej chwili jest nieistotne. Przepraszam, przepraszam...
Zacząłem się przepychać w kierunku, w który udał się mag. Na chwilę znikł mi z pola widzenia. Głośne mlaskianie pożywiających się magów wcale nie polepszało sytuacji. Poczułem burczenie w żołądku...
- Jest! - pobiegłem teraz szybciej w jego kierunku. Po chwili stałem już na przeciw niego. - Przepraszm panie rektorze. Przychodzę z dość błachą sprawą, jednak dla nas jest to bardzo ważne. Jest jakiś sposób na ominięcie tego karnecika? - spytałem niepewnie, czekając na reakcję maga. Został on jednak wyprzedzony przez znowu odzywający sie żołądek...
- Hmmm, dziwne panowie. Zdawało mi się, że kazałem ordynansowi wysłać wam do pokoju posiłek. No ale cóż, pewnie zapomniał. Tyle ma na głowie. Np. tego wkurzonego kapłana Ogryna, wyobraźcie sobie, ze ktoś wywalił go z jego własnego pokoju w szlafmycy. Pewnie jak zwykle studenci... Tak czy owak, widzę, ze was skręca z głodu. - Rektor odwinął poły szaty i zobaczyliście, że ma tam rządek małych kieszonek z której wystawały karteczki. - To tak na wszelki wypadek. Podczas rektorowania człowiek może nagle zgłodnieć - roześmiał się wesoło podając wam po dwie karteczki.
- I pomysleć, że on może tyle zjeść... - przyglądałem się uważnie dość chuderlawej posturze rektora. - Dziękuję serdecznie i miłego dnia życzę - uśmiechnąłem się i łapczywie chwyciłem dwa karneciki.
Od razu zacisnąłem je mocno w pięści, żeby przypadkiem zaraz ich nie stacić i zacząłem szukać wzrokiem Medivha.
- Med! - zobaczyłem maga podskakującego w celu zorientowania sie kto go woła. Machnąłem ręką w moim kierunk. - Med, chodź no tutaj!
Po chwili już półelf przepychał sie miedzy stydentami i profesorami.
- No jesteś w końcu. Trzymaj, udało mi się zdobyć karneciki - usmiechnąłem się dumnie, żeby nie powiedzieć zawadiacko. Jednak twarz maga wykrzywiła się w jeszcze większym usmiechu. Czyżby też...
Od razu zacisnąłem je mocno w pięści, żeby przypadkiem zaraz ich nie stacić i zacząłem szukać wzrokiem Medivha.
- Med! - zobaczyłem maga podskakującego w celu zorientowania sie kto go woła. Machnąłem ręką w moim kierunk. - Med, chodź no tutaj!
Po chwili już półelf przepychał sie miedzy stydentami i profesorami.
- No jesteś w końcu. Trzymaj, udało mi się zdobyć karneciki - usmiechnąłem się dumnie, żeby nie powiedzieć zawadiacko. Jednak twarz maga wykrzywiła się w jeszcze większym usmiechu. Czyżby też...
-Wiesz Rince... Jeden karnecik na głowę nam chyba wystarczy, żeby się najeść... Nie jestem pazerny, ale chyba obaj przyznamy iż mamy ogromną dziurę w naszym budżecie. To znaczy przynajmniej ja mam... Tak więc te ekstra 2 karnety możemy komuś opchnąć... Jakoś po cichu, bez zbędnego zamieszania.
Przerwałem monolog, bo zaczęło mi burczeć w brzuchu.
-Dobra pomyślimy potem. Teraz muszę coś zjeść. Już słyszę ten zew tych wszystkich pyszności...
Zaczęliśmy przepychać się w stronę kolejki używając rąk, nóg i no cóż... nierzadko nawet zębów.
-A tak wogóle to skąd wytrzasnąłeś te karnety? - zapytałem idącego za mną elfa.
Przerwałem monolog, bo zaczęło mi burczeć w brzuchu.
-Dobra pomyślimy potem. Teraz muszę coś zjeść. Już słyszę ten zew tych wszystkich pyszności...
Zaczęliśmy przepychać się w stronę kolejki używając rąk, nóg i no cóż... nierzadko nawet zębów.
-A tak wogóle to skąd wytrzasnąłeś te karnety? - zapytałem idącego za mną elfa.
- Dziadek mi dał. To znaczy ten rektor - dodałem szybko widząc pytającą minę Medivha. - Znalazłem go w tej gęstwinie i powiedziałem, że jesteśmy glodni. Mój brzuch tylko to potwierdził. On na to odchylił kamizelkę i pokazał mi kieszenie wypchane tymi karnecikami. Ach... rektorskie prawo jeść więcej niż biedni studenci. Wspominał coś jeszcze o kapłanie Oghmy, którego wywalili ze swojego pokoju. To nie przypadkiem ten nasz dziwak, którego tak łatwo sie pozbyłeś? I czekaj, bo cię chyba nie zrozumiałem... ty też wykombinowałeś karnety, bo ja mam tylko dwa?
-Podwędziłem. Mam nadzieję, że nikt nie zauważy, bo będziemy mieli kłopoty. A przynajmniej ja - uśmiechnąlem się do elfa - A co do tego kapłana... Może nie trzeba było go tak brutalnie wyrzucać? Ale ja byłem tak wściekle zmęczony, że o niczym innym nie marzylem tylko o kąpieli... Poza tym skąd moglem wiedzieć, że to kapłan. Wiedziałem tylko, że to nadęty bufon - oboje się zaśmialiśmy - Ech... Chyba będziemy tu sterczeć do rana. Ta kolejka nie ma końca! - Wychylilem się, żeby zobaczyć czy są jakieś luki w którejś z kolejek, które dałoby się wykorzystać.
Do końca nie pamiętacie jak to się stało ale w końcu zasiadliście przy jednym z bocznych stołów przed parującymi półmiskami. Świat od razu wydal się być dużo przyjemniejszym miejscem. Kucharka w bieli okazała się być miłą kobietą, magowie przy stole fajnymi facetami a cały uniwersytet wydał się być miejscem wręcz idealnym. Oto potęga dobrego posiłku po okresie długiego postu... (ewentualnie efekt dnia pełnego niespodzianek lub/i mikstur podanej wam przez rektora)
- Ooo. Teraz mogę z głodnym pogadać - powiedziałem zadawolony z sytuacji w jakiej znajdował się mój żołądek, czyli lekkiego przejedzenia. - Dwóch porcji bym nie zjadł, mimo nawet największych chęci, a głodny byłem strasznie, trzeba przyznać.
- Beeee! - dało się złyszeć z głębi stołu. Wychyliłem się do przodu i spojrzałem w kierunu maga, który teraz się czerwienił.
- Z dwojga złego lepiej tą stroną - powiedziałem próbując przerwać głupią ciszę. Jak się okazało, powiodło się, bo większość magów żart zrozumiała. Byli jednak i tacy, którzy jedynie skrzywili brwi.
- Nie wiem jak ty Medivh, ale ja teraz mam zamiar się przejść do tego chłopca. Chyba, że chcesz iść na miasto, to wtedy pójdziemy razem, a jak będziemy wracać, to najwyżej się z nim spotkam. Powiem ci w tajemnicy - sciszyłem głos - że liczę na to, że może mnie czegoś nauczy... Która w ogóle jest godzina? - spytałem bardziej ogółu niż do półelfa.
- Beeee! - dało się złyszeć z głębi stołu. Wychyliłem się do przodu i spojrzałem w kierunu maga, który teraz się czerwienił.
- Z dwojga złego lepiej tą stroną - powiedziałem próbując przerwać głupią ciszę. Jak się okazało, powiodło się, bo większość magów żart zrozumiała. Byli jednak i tacy, którzy jedynie skrzywili brwi.
- Nie wiem jak ty Medivh, ale ja teraz mam zamiar się przejść do tego chłopca. Chyba, że chcesz iść na miasto, to wtedy pójdziemy razem, a jak będziemy wracać, to najwyżej się z nim spotkam. Powiem ci w tajemnicy - sciszyłem głos - że liczę na to, że może mnie czegoś nauczy... Która w ogóle jest godzina? - spytałem bardziej ogółu niż do półelfa.
-Ostatni raz tak dobrze jadłem na uczcie u burmistrza z mojego miasta. Ach... Jak to było dawno temu. Widać, że studentów całkiem nieźle tu karmią. Chociaż - ściszylem glos i nachyliłem się do elfa - ta sałatka ma jakiś dziwny smak - wskazałem na miskę, w której była zwiędła zielenina, cuchnący sos i kawałki czegoś czarnego - To wygląda i smakuje jakby zmieszali tu miesięczną sałatę, nasze skarpety z podróży i wnętrzności kilku żuków. Uśmiechnąłem się do Rince'a widząc jego rozbawioną minę.
-No ale mniejsza z tym. Proponuję najpierw opchnąć dodatkowe bilety, a potem możemy pójść do tego chłopaka. Też chętnie czegoś się nauczę, chociaż iluzji próbowałem tylko na studiach. O spójrz tam - nagle wkazałem dyskretnie na jakiegoś młodego chłopca przy drzwiach. Rincewind - również dyskretnie - odwrócił się w stronę wejścia - Coś czuję, że to potencjalny klient... Ej ty! - zawolalem ściągając na siebie wzrok najbliżej stojących ludzi - To chyba nie był dobry pomysł... - powiedziałem cicho. Lecz chłopiec odwrócil sie również w naszą stronę. Kiwnąlem na niego ręką. Otoczenie jeszcze chwilę spoglądało nieufnie na nas po czym wróciło do rozmów. Chłopiec najpierw popatrzył się chwilę na nas, po czym niepewnie podszedł. Z bliska można było zauważyć iż jest człowiekiem. Dość wysoki, wątły i można było poznać, że jest na uniwersytecie od niedawna.
-Słuchaj chłopcze. My - wskazalem na siebie i Rince'a - przeprowadzamy pewną ankiętę na temat yyyy.... no ten... zachowania ludzi w różnych systuacjach! I mamy do ciebie pytanie. Co bys zrobił jakby ktoś ofiarował ci dodatkowe dwa (lub jeden) karnety na obiad za cenę, która jest do utargowania?
-No ale mniejsza z tym. Proponuję najpierw opchnąć dodatkowe bilety, a potem możemy pójść do tego chłopaka. Też chętnie czegoś się nauczę, chociaż iluzji próbowałem tylko na studiach. O spójrz tam - nagle wkazałem dyskretnie na jakiegoś młodego chłopca przy drzwiach. Rincewind - również dyskretnie - odwrócił się w stronę wejścia - Coś czuję, że to potencjalny klient... Ej ty! - zawolalem ściągając na siebie wzrok najbliżej stojących ludzi - To chyba nie był dobry pomysł... - powiedziałem cicho. Lecz chłopiec odwrócil sie również w naszą stronę. Kiwnąlem na niego ręką. Otoczenie jeszcze chwilę spoglądało nieufnie na nas po czym wróciło do rozmów. Chłopiec najpierw popatrzył się chwilę na nas, po czym niepewnie podszedł. Z bliska można było zauważyć iż jest człowiekiem. Dość wysoki, wątły i można było poznać, że jest na uniwersytecie od niedawna.
-Słuchaj chłopcze. My - wskazalem na siebie i Rince'a - przeprowadzamy pewną ankiętę na temat yyyy.... no ten... zachowania ludzi w różnych systuacjach! I mamy do ciebie pytanie. Co bys zrobił jakby ktoś ofiarował ci dodatkowe dwa (lub jeden) karnety na obiad za cenę, która jest do utargowania?
- Zdziwiłbym się dlaczego nie sprzedacie ich w Niskiej Radzie. Tam się takie rzeczy załatwia. - odparł chłopak. Na widok waszych niewiele pojmujących min wyjaśnił:
- A wy co? Z wymiany? Niska Rada to stowarzyszenie studentów. Zbirowisko piewrsze do organizacji działaności intelektualnych (popijaw), przeprowadzania eksperymentów (robienia głupich kawałów) i szeroko pojtej logistyki (przemycanai na teren uniwersytetu rożnych nielegalnych towarów). Znajdziecie ich przy głównym holu prowadzacym do pokoi mieszkalnych. Ale ja bym tam teraz nie szedł... - chłopak zrobił tajemniczą minę po czym odszedł szybko. Lekko zdziwieni zauważyliscie jednego z magów który wstał od stołów nauczycielksich i ruszył za chłopakiem. Ten jednak szybko znikł w jednym z korytarzy prowadzących bogowie-tylko-wiedzą-gdzie.
- A wy co? Z wymiany? Niska Rada to stowarzyszenie studentów. Zbirowisko piewrsze do organizacji działaności intelektualnych (popijaw), przeprowadzania eksperymentów (robienia głupich kawałów) i szeroko pojtej logistyki (przemycanai na teren uniwersytetu rożnych nielegalnych towarów). Znajdziecie ich przy głównym holu prowadzacym do pokoi mieszkalnych. Ale ja bym tam teraz nie szedł... - chłopak zrobił tajemniczą minę po czym odszedł szybko. Lekko zdziwieni zauważyliscie jednego z magów który wstał od stołów nauczycielksich i ruszył za chłopakiem. Ten jednak szybko znikł w jednym z korytarzy prowadzących bogowie-tylko-wiedzą-gdzie.
- Jakiś dziwny ten mały... Zresztą, jak połowa tutejszej społeczności - rozejrzałem się po magach, którzy jeszcze przed chwilą wydawali się być mili i sympatyczni, a teraz każdy, zdawałoby się, patrzył na nas z zamiarem natymiastowego wydelegowania nas z pomieszczenia. - Co zrobiliśmy nie tak?
Medivh tylko wzrószył ramionami pokazując, że wie tyle co i ja.
- Nie wiem czy sprzedamy te karneciki. Albo przynajmniej nie wiem jak, bo krzyknięcie "Chce ktoś kupić obiad?!" nie będzie chyba dobrym wyjściem? - popatrzyłem na maga robiąc jak najbardziej poważną minę, jednak ten znów nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
- Czy ty nie możesz być przez chwilę poważny? - spytałem sfrustrowany. - Tutaj ważą się losy kilku sztuk złota, a tobie zbiera się na śmiech. - Sam już nie mogłem wytrzymać i zacząłem wtórować półelfowi.
- Dobra, dosyć już. Idziemy do tego chłopca. Po drodze możesz pytać studentów czy nie chcą kupić tych karnecików. A może przydadzą nam się jeszcze na jutrzejsze śniadanie... o ile pozwolą nam je zjeść. Albo... Tak! Poprosimy za nie o suchy prowiant na drogę! To chyba będzie najlepsze rozwiązanie.
- Opowiedz mi jak w ogóle się tu znalazłeś? - dodałem po chwili, gdy zmierzaliśmy juz do wyjścia.
Medivh tylko wzrószył ramionami pokazując, że wie tyle co i ja.
- Nie wiem czy sprzedamy te karneciki. Albo przynajmniej nie wiem jak, bo krzyknięcie "Chce ktoś kupić obiad?!" nie będzie chyba dobrym wyjściem? - popatrzyłem na maga robiąc jak najbardziej poważną minę, jednak ten znów nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
- Czy ty nie możesz być przez chwilę poważny? - spytałem sfrustrowany. - Tutaj ważą się losy kilku sztuk złota, a tobie zbiera się na śmiech. - Sam już nie mogłem wytrzymać i zacząłem wtórować półelfowi.
- Dobra, dosyć już. Idziemy do tego chłopca. Po drodze możesz pytać studentów czy nie chcą kupić tych karnecików. A może przydadzą nam się jeszcze na jutrzejsze śniadanie... o ile pozwolą nam je zjeść. Albo... Tak! Poprosimy za nie o suchy prowiant na drogę! To chyba będzie najlepsze rozwiązanie.
- Opowiedz mi jak w ogóle się tu znalazłeś? - dodałem po chwili, gdy zmierzaliśmy juz do wyjścia.
-Wszystko zaczęło się jak dostałem list od Tix'a. Poczekaj mam go gdzieś tutaj - zacząłem obszukiwać się lecz nic nie znalazłem - Pewnie został w komnacie albo wogóle go zgubiłem. No mniejsza. W liście było napisane, iż z jego rozkazu muszę sie udać do Tardionu skąd przeteleportuję się do Dumanifestinu i będę służył królowi mocą, ble, ble ble.... Czy jakoś tak... Jeszcze do dzisiaj rana uważałem to za stek bzdur. Ale ciekawość zwyciężyła. Przespałem się i rano wyruszyłem. W trakcie tej podróży o mało nie zabiły mnie jakieś fanatyczki, prawie dopadło mnie jakieś monstrum i ledwo co dostałem się tutaj w jednym kawałku przy teleportacji. Przechodziliśmy właśnie przez hol pełen wysokich posągów. Prawdopodobnie przedstawiały one rektorów z zamierzchłych czasów. Mimo iż niektóre daty na podstawach były naprawdę odległe, to rzeźby nie wydawały się być nadgryzione przez ząb czasu.
-Może przesadzam, ale z grubsza tak było. Potem wyszedłem na ulicę, doszedłem tutaj i resztę już znasz. Nie wiem co odbiło Tix'owi żeby właśnie mnie - maga z jakiejś odległej wsi wysyłać do pomocy... Hol skręcił w prawo i trafiliśmy do długiego korytarza z obrazami. Malarz musiał wykazać się bardzo swoimi umiejętnościami, gdyż w jakiejkolwiek pozycji by się nie stało, to postacie zdawały sie patrzeć na przechodzącego. I jeszcze ten błysk w oczach... To chyba znowu ci rektorzy. W oddali zamajaczyło główne wejście do uniwersytetu.
-A jak ty się tu znalazłeś?
-Może przesadzam, ale z grubsza tak było. Potem wyszedłem na ulicę, doszedłem tutaj i resztę już znasz. Nie wiem co odbiło Tix'owi żeby właśnie mnie - maga z jakiejś odległej wsi wysyłać do pomocy... Hol skręcił w prawo i trafiliśmy do długiego korytarza z obrazami. Malarz musiał wykazać się bardzo swoimi umiejętnościami, gdyż w jakiejkolwiek pozycji by się nie stało, to postacie zdawały sie patrzeć na przechodzącego. I jeszcze ten błysk w oczach... To chyba znowu ci rektorzy. W oddali zamajaczyło główne wejście do uniwersytetu.
-A jak ty się tu znalazłeś?
Pytanie Medivha przerwało moje przyglądanie się na jedną szczególną postać na portrecie, która zdawało mi się, że się uśmiechnęła.
- Jak ja się dostałem? Bardzo podobnie jak ty. Też dostałem taki list z tym samym poleceniem. Tylko widzisz... Ja nie wiem skąd oni w ogóle o mnie wiedzieli. Podejrzewam, że to mój ojciec wszystko załatwił... Jest znakomitym czarownikiem. Był ze mnie bardzo dumny i mówił, że też dostał kiedyś wezwanie na studia magiczne. Jak jednak widzę, to studia raczej nie są. Widzisz... ja jestem raczej samoukiem, albo można powiedzieć, że tato był moim nauczycielem. Choć nawet i to nie jest prawdą. Jak zapewne wiesz, czarownicy rodzą się już z talentem magicznym i w naszym przypadku "nauka" nie polega na jako takim przyswajaniu kolejnych zaklęć. My po prostu uczymy, a jaczej trenujemy kontrolowanie mocy magicznych. Ja nie znam jasno określonych zaklęć, ich nazw, działania i skutków ubocznych. Ja każdy czar tworzę od nowa. Po prostu myślę, jaki ma być efekt zaklęcia i poprzez znajomość niektórych właściwości magicznych roślin, zwierząt, ciał stałych i niebieskich wywołuję zaklęcie. Oczywiście cały czas odkrywam nowe tajemnice i ciągle udoskonalam techniki przywoływań czarów.
Weszliśmy z powrotem do głównego hollu uczelni i zatrzymaliśmy się. Ogromna sala jeszcze kilka godzin temu emanująca tłokiem i hałasem teraz była tak cicha, jak stąpanie elfów wtedy, gdy nie chcą by ich słyszano.
- Ale nie o tym miałem gadać - przypomniałem sobie pytanie półelfa. - Dwa dni temu, wieczorem pożegnałem się z rodzicami, co było dla mnie, nie ukrywam, ciężkie, wziąłem kąpiel, spakowałem się, a na następny dzień z rana, gdy jeszcze wszyscy spali wyruszyłem. Chciałem dotrzeć do Dumainfestin jeszcze tego samego dnia, ale melancholia nie pozwoliła mi wyjechać z Arknok jeszcze przez prawie 2 godziny. Bez sensu szwendałem się po rynku i przyglądałem się zajęciom ludzi. Nie mogłem się pogodzić z faktem, że wyjeżdżam i to jeszcze nie wiem po co i na jak długo. Później była już po prostu jazda... konna oczywiście - uśmiechnąłem się. - Miałem malutki kryzys, gdy słońce piekło niemiłosiernie i koń padał z nóg, a ja zapomniałem wziąć z domu wody. Ale... co to za problem dla czarownika? - powiedziałem dumnie. - Nie uwierzysz, ale pod wieczór zaczął prószyć śnieg. Wjechałem do jakiegoś pięknego lasu. Nie spostrzegłem się jak zapadła noc. I wtedy, chcąc jak najszybciej dotrzeć do miasta, natknąłem się jeszcze w lesie na jakieś światło. Pomyślałem sobie, że to gospoda i że chyba będzie lepiej jak przenocuję. Jednak Arot - mój koń - zachowywał się jakoś bardzo dziwnie. Wtedy na wszelki wypadek przywołałem na siebie niewidzialność i ostrożnie skierowałem do chatki. Nagle jakiś niski człowiek chciał mnie chyba zaatakować i rzucał na oślep nożami. Najwyraźniej muszę jeszcze poćwiczyć skradanie - powiedziałem ciszej. - Później dołączył jeszcze do niego drugi, jednak jakiś taki bardziej wyrafinowany bym powiedział. Mówił, że nie szukają zwady, jednak zło emanowało z nich tak, że nawet adept by to poczuł. Fakt, że charakteru tego drugiego nie mogłem wyczytać. Jakoś się przed tym bronił. W każdym bądź razie ja też nie szukałem zaczepki. Chcieli, żebym sie im pokazał, więc stworzyłem swoją iluzję, na wszelki wypadek oczywiście, i uciąłem sobie z nimi krótką pogawędkę. Po niej odszedłem, a jak się okazało w chacie było wiejskie wesele. Tam trochę zjadłem i popiłem po czym porządnie się wyspałem. Rano tylko bolała mnie strasznie głowa, jeśli wiesz o co mi chodzi. Gdy miałem już wyjeżdżać jeszcze jakaś stara babcia wspomniała coś o jakichś złych duchach pokazujących się co noc w pobliskim lesie. Chciałem tą sprawę strasznie zbadać, jednak po dłuższej rozmowie, zauważyłem, że babcia albo coś kręci, albo to były zwykła leśne zwierzęta. Później już udałem się prosto tutaj i tak po południu znalazłem sie przed uniwersytetem i zobaczyłem dwóch kłócących się magów. Im też chciałem pomóc, ale jakoś tak dziwnie na mnie popatrzyli, że odechciało mi się udzielać komukolwiek propozycji pomocy. Później przywołali te chowańce i resztę już znasz. Heh, to by było na tyle. Czy je cię przypadkiem nie zanudziłem? - spytałem patrząc w rozkojarzone oczy półelfa.
- Jak ja się dostałem? Bardzo podobnie jak ty. Też dostałem taki list z tym samym poleceniem. Tylko widzisz... Ja nie wiem skąd oni w ogóle o mnie wiedzieli. Podejrzewam, że to mój ojciec wszystko załatwił... Jest znakomitym czarownikiem. Był ze mnie bardzo dumny i mówił, że też dostał kiedyś wezwanie na studia magiczne. Jak jednak widzę, to studia raczej nie są. Widzisz... ja jestem raczej samoukiem, albo można powiedzieć, że tato był moim nauczycielem. Choć nawet i to nie jest prawdą. Jak zapewne wiesz, czarownicy rodzą się już z talentem magicznym i w naszym przypadku "nauka" nie polega na jako takim przyswajaniu kolejnych zaklęć. My po prostu uczymy, a jaczej trenujemy kontrolowanie mocy magicznych. Ja nie znam jasno określonych zaklęć, ich nazw, działania i skutków ubocznych. Ja każdy czar tworzę od nowa. Po prostu myślę, jaki ma być efekt zaklęcia i poprzez znajomość niektórych właściwości magicznych roślin, zwierząt, ciał stałych i niebieskich wywołuję zaklęcie. Oczywiście cały czas odkrywam nowe tajemnice i ciągle udoskonalam techniki przywoływań czarów.
Weszliśmy z powrotem do głównego hollu uczelni i zatrzymaliśmy się. Ogromna sala jeszcze kilka godzin temu emanująca tłokiem i hałasem teraz była tak cicha, jak stąpanie elfów wtedy, gdy nie chcą by ich słyszano.
- Ale nie o tym miałem gadać - przypomniałem sobie pytanie półelfa. - Dwa dni temu, wieczorem pożegnałem się z rodzicami, co było dla mnie, nie ukrywam, ciężkie, wziąłem kąpiel, spakowałem się, a na następny dzień z rana, gdy jeszcze wszyscy spali wyruszyłem. Chciałem dotrzeć do Dumainfestin jeszcze tego samego dnia, ale melancholia nie pozwoliła mi wyjechać z Arknok jeszcze przez prawie 2 godziny. Bez sensu szwendałem się po rynku i przyglądałem się zajęciom ludzi. Nie mogłem się pogodzić z faktem, że wyjeżdżam i to jeszcze nie wiem po co i na jak długo. Później była już po prostu jazda... konna oczywiście - uśmiechnąłem się. - Miałem malutki kryzys, gdy słońce piekło niemiłosiernie i koń padał z nóg, a ja zapomniałem wziąć z domu wody. Ale... co to za problem dla czarownika? - powiedziałem dumnie. - Nie uwierzysz, ale pod wieczór zaczął prószyć śnieg. Wjechałem do jakiegoś pięknego lasu. Nie spostrzegłem się jak zapadła noc. I wtedy, chcąc jak najszybciej dotrzeć do miasta, natknąłem się jeszcze w lesie na jakieś światło. Pomyślałem sobie, że to gospoda i że chyba będzie lepiej jak przenocuję. Jednak Arot - mój koń - zachowywał się jakoś bardzo dziwnie. Wtedy na wszelki wypadek przywołałem na siebie niewidzialność i ostrożnie skierowałem do chatki. Nagle jakiś niski człowiek chciał mnie chyba zaatakować i rzucał na oślep nożami. Najwyraźniej muszę jeszcze poćwiczyć skradanie - powiedziałem ciszej. - Później dołączył jeszcze do niego drugi, jednak jakiś taki bardziej wyrafinowany bym powiedział. Mówił, że nie szukają zwady, jednak zło emanowało z nich tak, że nawet adept by to poczuł. Fakt, że charakteru tego drugiego nie mogłem wyczytać. Jakoś się przed tym bronił. W każdym bądź razie ja też nie szukałem zaczepki. Chcieli, żebym sie im pokazał, więc stworzyłem swoją iluzję, na wszelki wypadek oczywiście, i uciąłem sobie z nimi krótką pogawędkę. Po niej odszedłem, a jak się okazało w chacie było wiejskie wesele. Tam trochę zjadłem i popiłem po czym porządnie się wyspałem. Rano tylko bolała mnie strasznie głowa, jeśli wiesz o co mi chodzi. Gdy miałem już wyjeżdżać jeszcze jakaś stara babcia wspomniała coś o jakichś złych duchach pokazujących się co noc w pobliskim lesie. Chciałem tą sprawę strasznie zbadać, jednak po dłuższej rozmowie, zauważyłem, że babcia albo coś kręci, albo to były zwykła leśne zwierzęta. Później już udałem się prosto tutaj i tak po południu znalazłem sie przed uniwersytetem i zobaczyłem dwóch kłócących się magów. Im też chciałem pomóc, ale jakoś tak dziwnie na mnie popatrzyli, że odechciało mi się udzielać komukolwiek propozycji pomocy. Później przywołali te chowańce i resztę już znasz. Heh, to by było na tyle. Czy je cię przypadkiem nie zanudziłem? - spytałem patrząc w rozkojarzone oczy półelfa.
-A skąd. Dobrze się dowiedzieć czegoś o osobie, z którą spędzę jeszcze mnóstwo czasu. - Uśmiechnąlem się lekko i rozglądnąłem się.
-No jasne... Oczywiście nikt nie pomyślał jak go znajdziemy... - Z holu wychodziły 3 korytarze, w tym ten, którym przyszliśmy, para schodów, jedne prowadziły w górę, drugie w dół i jeszcze kilkanaście mosiężnych drzwi.
-Jak się rozdzielimy, to się nie znajdziemy. Prędzej ten uniwersytet nas zje. I do tego jak zwykle nie ma kogo zapytać o drogę. - Przerwałem na chwile gdyż zobaczyłem, że Rincewind w coś się wpatruje. Odwrócilem wzrok w tamtą stronę. Przy jednych schodach stał najprawdziwszy Zywiołak Ognia! Patrzył na nas złowrogo. Zrobiło się strasznie gorąco. I ta... ta cisza. To było gorsze niż największy hałas. Nagle potwór bez slowa ruszyl na nas. W panice obydwoje rzuciliśmy pierwsze czary jakie przyszły nam na myśl. Ale oczywiście... Uniwersytet zakrzywił całą tą magie. Z rąk elfa wystrzeliły oślepiające iskierki, a z moich wyfrunął kolorowy dym. Lecz stalo się coś niesamowitego. Monstrum zniknęło, a na jego miejscu stał ten chłopak iluzjonista i uśmiechal się...
-No jasne... Oczywiście nikt nie pomyślał jak go znajdziemy... - Z holu wychodziły 3 korytarze, w tym ten, którym przyszliśmy, para schodów, jedne prowadziły w górę, drugie w dół i jeszcze kilkanaście mosiężnych drzwi.
-Jak się rozdzielimy, to się nie znajdziemy. Prędzej ten uniwersytet nas zje. I do tego jak zwykle nie ma kogo zapytać o drogę. - Przerwałem na chwile gdyż zobaczyłem, że Rincewind w coś się wpatruje. Odwrócilem wzrok w tamtą stronę. Przy jednych schodach stał najprawdziwszy Zywiołak Ognia! Patrzył na nas złowrogo. Zrobiło się strasznie gorąco. I ta... ta cisza. To było gorsze niż największy hałas. Nagle potwór bez slowa ruszyl na nas. W panice obydwoje rzuciliśmy pierwsze czary jakie przyszły nam na myśl. Ale oczywiście... Uniwersytet zakrzywił całą tą magie. Z rąk elfa wystrzeliły oślepiające iskierki, a z moich wyfrunął kolorowy dym. Lecz stalo się coś niesamowitego. Monstrum zniknęło, a na jego miejscu stał ten chłopak iluzjonista i uśmiechal się...
- Ufff. Jeśli nas chciałeś przestraszyć, to ci się udało, jeśli rozbawić, to nie - wymigałem rękoma i mówiłem jednocześnie, tak żeby i Medivh rozumiał, po czym przetarłem spocone czoło. - To było niesamowite. Nawet... nawet poczułem ciepło.
- Ja też - powiedział ze zdziwieniem Med.
- Właśnie cię szukaliśmy, a to ty nas znalazłeś. Jak mi jeszcze powiesz, że umiesz czytać w myślach, to padnę - chłopiec uśmiechnął się tylko tajemniczo. Na razie nic nie mówił. Słuchał i czekał, jakby wiedząc, że mamy cos jeszcze do powiedzenia.
- Bo widzisz, ja... znaczy się my... chcieliśmy... chcielibyśmy cię poprosić, żebyś nas czegoś nauczył. Jesteś bardzo zdolny i jesteśmy pod wrażeniem, tego co wyczarowujesz. Ja prawię w ogóle nie znam się na iluzji... No, kiedyś w prawdzie próbowałem zrobić iluzję osy i wystraszyć nią koleżankę, ale tylko gdy ją zobaczyła, spytała się dlaeczego ona taka gruba i zielona - chłopiec znowu się usmiechnął. - Nie zechciałbyś nam przekazać część swojej wiedzy?
- Ja też - powiedział ze zdziwieniem Med.
- Właśnie cię szukaliśmy, a to ty nas znalazłeś. Jak mi jeszcze powiesz, że umiesz czytać w myślach, to padnę - chłopiec uśmiechnął się tylko tajemniczo. Na razie nic nie mówił. Słuchał i czekał, jakby wiedząc, że mamy cos jeszcze do powiedzenia.
- Bo widzisz, ja... znaczy się my... chcieliśmy... chcielibyśmy cię poprosić, żebyś nas czegoś nauczył. Jesteś bardzo zdolny i jesteśmy pod wrażeniem, tego co wyczarowujesz. Ja prawię w ogóle nie znam się na iluzji... No, kiedyś w prawdzie próbowałem zrobić iluzję osy i wystraszyć nią koleżankę, ale tylko gdy ją zobaczyła, spytała się dlaeczego ona taka gruba i zielona - chłopiec znowu się usmiechnął. - Nie zechciałbyś nam przekazać część swojej wiedzy?
[Wiecie co? Może zamienimy sie rolami. Wy pomiszczujecie a ja pobohateruje Chleb mi odbieracie ]
Chłopak przyjrzał wam sie uważnie. Po chwili na wysokości waszych oczu pojawił się ognisty napis, tym razem trudny do odczytania (zuepłnei jakby chłopak był zdenerwowany lub rozkojarzony).
Otworzył drzwi i wszedł do środka. Po chwili namysłu wkorczyliście za nim. Sala była ogromna i pusta. Po srodku stało masywne drewniane biurko za którym siedziało 3 magów o surowych spojrzeniach. Bacznie obserwowali chłopaka spod siwych brwi. Przypominali 3 wyrocznie reprezentujące 3 siły swiata. Egzaminatorzy. Dostzregliście grupkę studengów i magów stojącą obok. Domyśliliście, że to, podobnie jak wy widzowie. Chłopak-iluzjonista podszedł do biurka i słuchał ściszonego głosu magów...
[ani mi się ważcie opisywać co się dzieje ]
Chłopak przyjrzał wam sie uważnie. Po chwili na wysokości waszych oczu pojawił się ognisty napis, tym razem trudny do odczytania (zuepłnei jakby chłopak był zdenerwowany lub rozkojarzony).
Otworzył drzwi i wszedł do środka. Po chwili namysłu wkorczyliście za nim. Sala była ogromna i pusta. Po srodku stało masywne drewniane biurko za którym siedziało 3 magów o surowych spojrzeniach. Bacznie obserwowali chłopaka spod siwych brwi. Przypominali 3 wyrocznie reprezentujące 3 siły swiata. Egzaminatorzy. Dostzregliście grupkę studengów i magów stojącą obok. Domyśliliście, że to, podobnie jak wy widzowie. Chłopak-iluzjonista podszedł do biurka i słuchał ściszonego głosu magów...
[ani mi się ważcie opisywać co się dzieje ]
- O kurczę! Widać nie tylko my poznaliśmy się na taleńcie chłopca - szepnąłem do Medivha pokazując ruchem twarzy pozostałych studentów. - Pomyślałbyś, że on już zdaje egzaminy. Ja w jego wieku stawiałem baki z piasku... Heh, to się jednak nazywa profesionalizm od samego początku... Zobacz na tych magów. Wyglądają tak, jakby go mieli zaraz pożreć.
Próba koloru
Próba koloru
-I do tego to napięcie. Ech... Jak pod koniec życia będę takim dobrym magiem jak on iluzjonistą to... no i w tym problem, że nie będę. Niektórzy to się rodzą w czepku urodzeni... O! Chyba się coś zaczyna - choć to niemożliwe wszyscy wydali się jeszcze bardziej skupieni niż wcześniej.
ps.O tak Rince ;]
ps.O tak Rince ;]
Po chwili napisy nad głową chłopaka znikły. Odszedł od nauczycielskiego biurka i stanął w lekkim rozkroku. Jeden z egzaminatorów skinął przyzwalajaco głową.
Chłopak rozłożył ręce. Po chwili na dłoniach pojawiły się dwa jabłka. Położył je na biurku które nagle... o dziwo stało się uczniowską ławą. Mrugnięcie oka. I byliście w sali wykładowej pousadzani w ławkach stojących w 3 rzędach. Zamiast chłopaka stał profesor o surowym spojrzeniu. A zamiast egzaminatorów siedziała trójka młodych studentów którzy kiwali z uznaniem. Chłopal podszedł do tablicy na której narysowane był jabłko w przekroju. Z kieszeni wyjął sznurek, rozprostował go i... zaczął wskazywać w ten sposób otrzymanym wskaźnikiem szczegóły budowy owocu. Ludzie w koło byli oszołomieni, szeptali cicho do siebie.
Chłopak rozłożył ręce. Po chwili na dłoniach pojawiły się dwa jabłka. Położył je na biurku które nagle... o dziwo stało się uczniowską ławą. Mrugnięcie oka. I byliście w sali wykładowej pousadzani w ławkach stojących w 3 rzędach. Zamiast chłopaka stał profesor o surowym spojrzeniu. A zamiast egzaminatorów siedziała trójka młodych studentów którzy kiwali z uznaniem. Chłopal podszedł do tablicy na której narysowane był jabłko w przekroju. Z kieszeni wyjął sznurek, rozprostował go i... zaczął wskazywać w ten sposób otrzymanym wskaźnikiem szczegóły budowy owocu. Ludzie w koło byli oszołomieni, szeptali cicho do siebie.