[ekhp1] Spotkanie - Rincewind i Medivh

- O cholera! On jest geniuszem - powiedziałem może troszkę zbyt głośno, ale inni chyba tego nie słyszeli. - Widziałeś kiedyś tak wielkie zakrzywienie rzeczywistości obrazu?! On... on zmienił wygląd całej klasy i tych egzaminatorów. A... a możę to jest rzeczywistość, a tamto była iluzja? - puknąłem w ławkę przy której siedzieliśmy by sprawdzić czy usłyszę dźwięk. Znaliśmy już przecież z Medem jedyny słaby punkt iluzji chłopca.

I nadejdzie wkrótce ten dzień...

RTS
Oczywiście żadnego dźwięku nie było.
-Ech... On sobie wszędzie poradzi. Napadną go bandyci, to wywoła iluzję smoka czy czegoś innego. Dźwięk jest mało istotny. Zanim się zorientują, że coś nie gra to będą już trzy kilometry od miejsca napadu. Nawet te birety na naszych głowach wydają się być jak najbardziej realne.
Wszyscy patrzyli zafascynowani na chłopca i wodzili za nim wszędzie wzrokiem. Tu i ówdzie u studentów widać było opadnięte ze zdziwienia szczęki.
-Świat się zmienia. Kto to widział, żeby dorośli faceci uczyli się od małego chłopca. Do tej pory było chyba inaczej.
Zachichotałem cicho nie odrywając wzroku od chłopca.


Tonari no Totoro!
Profesor - chłopak podszedł do was szybkim krokiem. Na jego twaryz malowal się ten charakterytyczny belfrowski grymas kiedy to uczniowie przeszkadzają w prowadzeniu lekcji. Położył wskazujący palec na ustach i zmarszczył brwi. (dziwne. czyżby chłopak jednak słyszał?). Gestem kazał wam obydwu wstać. Kiedy to uczyniliście nagle całe otoczenie zawirowało i zapadła ciemność. Staliście sami na jakimś wzgórzu. Dął silny wiatr, niebo było czarne, panowała noc. Byliście na szczycie wzniesienia ulokowanego na bezkresnym stepie (ujrzeliście to w błyskach piorunów przetaczających się nad waszymi głowami) Dziwne ale słyszeliście gromy. Wiatru który wiał nie ale gromy huczały wam nad głowami choć trochę inaczej niż normalnie.

Postać. Mężczyzna. W szacie koloru piasku stoi przed wami. Przygląda wam się uważnie. Twarz (usta i nos) zasłania mu jakiś rodzaj maski. Na głowie ma kaptur nasunięty w taki sposób, że cień zasłania mu oczy. I ta szata... wydaje się jakby była porwana, strzępy materiału łopocą na wietrze... choć może ta szata ma tak wyglądać....
To było niewiarygodne. Można było jeszcze poczuć odrobinę tej duszności, która zawsze panuje przed burzą. Błyskawice na niebie tworzyły różne, przypadkowe ksztalty. Zresztą jak zwykle podczas każdej zwyczajnej burzy. Ale to nie była zwyczajna burza. W końcu jak można słyszeć gromy, a nie słyszeć wiatru. Gdy tylko ochłonąłem, powiedziałem do Rince'a:
-A może to nie jest iluzja? - nie bylem pewien czy mnie usłyszał, bo akurat znowu zagrzmiało. - Dobry jest - wskazałem na dziwną postać, którą właśnie lustrowałem wzrokiem. Nie przypominala już tego malego chłopca z uniwersytetu. Była wręcz... straszna.


Tonari no Totoro!
- Nie podoba mi się to - syknąłem przez zęby. - Tak tu... Tak tutaj dziwnie realnie. Aż mnie przechodzą ciarki gdy słyszę te gromy. Ciekawe kto mu powiedział, a raczej jak mu wytłumaczył, jak brzmi huk pioruna. Przecież... przecież to jest prawie niemożliwe. Oczywiście my słyszymy różnicę, ale tylko temu, że zdajemy sobie z tego sprawę i zwracamy uwagę na szczegóły dźwiękowe, ale pomyśl sobie jakby się teraz czuła tutaj osoba nie znająca tego sekretu. Coraz bardziej zaczyna mi chłopak imponować. Jest strasznie uparty i ciągle coś poprawia, a jak mógłbym już dziś rzec, że nie ma lepszego iluzjonisty ponad niego.
Wiatr dmuchnął tak, że aż poczułem zimno na karku. A może był to czyjś oddech? Medivh nie słuchał tylko patrzył jak zahipnotyzowany na postać stojącą przed nami. Faktycznie, było w niej coś... urzekającego. Piękno i brzydota, potęga i niemoc, władczość i służalczość. Wszystko to kazało myśleć o tym, kogo chłopiec chciał przedstawić, albo, przypływały czasem wątpliwości, czy to naprawdę ten mały chłopaczek?

I nadejdzie wkrótce ten dzień...

RTS
- Uru et quende. Werebete asha hamek! - pada z ust mężczyzny między kolejnymi gromami. Uważnie się rozgląda po okolicy, jakby czegoś szukał. Ogląda swoje dłonie i strój. W pewnym momencie sięga dlonią w zakamerek szaty (na sercu) i wyciąga nóż. Dziwny nóż. Długie zakrzywione ostrze wykonane jest jakby ze szkła. Mimo panujących ciemności opalizują w nim nikłe iskierki...
Chwilę stoję zaskoczony po czym mówię trochę zachryplym głosem:

-Coś mi sie nie wydaje, że to jest ten chłopak. A jak to on to niech lepiej przestanie.

Kątem oka zauważyłem, że Rince jest nie mniej zaskoczony ode mnie. Wykorzystując przerwę pomiędzy gromami szepnąłem do niego z nadzieją:

-Może on tyko się z nami wygłupia? Wiesz... udaje jakiegoś kapłana od rytuałów i... eee... składania ofiar...

Z wrażenia zaschło mi w gardle. Na wszelki wypadek przypomniałem sobie różne czary. Błyskawice uderzały na niebie raz po raz.

-Tak wogóle to nie wiedziałem, że chłopak umie mówić...


Tonari no Totoro!
- Bo nie umie! - krzyknąłem zdecydowanie niezadowolony z obrotu sytuacji. - Co tu się u diabła dzieje? - syknąłem i stałem jak wryty. Przyglądałem się uważnie sylwetce mężczyzny wyostrzając zmysły na wszelki dźwięk i ruch. Próbowałem w myślach szukać logicznego wtłumaczenia tego, że postać mówi.
- Med, jak sprawdzić, czy ten facet jest iluzją? Pomyśl! W końcu jesteś bardziej doświadczony - szepnąłem do półelfa. Sam nie reagowałem. Starałem nie dopuszczać do siebie fatku, że to może nie być chłopiec.
- Bawi się nami... Ma przewagę. A jeśli... nie, przecież on nie byłby w stanie przenieść nas gdziekolwiek. Jest mistrzem, ale tylko iluzji. Zresztą rozejrzyj się. Jak ta postać mogłaby się tu dostać. Z każdej strony strome urwisko - starałem się stwierdzać fakty. Uczułem również, że serce powoli powraca do normalnego rytmu uderzeń.

I nadejdzie wkrótce ten dzień...

RTS
Czujecie, że wszystko naokoło powoli zaczyna się rozmywać. Nie. To wasze postacie zaczynają się rozmywać. Mężczyzna widząc to odwinął rękaw, starannie podwinął szatę po czym naciął przedramię nożem.
- Szejhulud astere uru ns blasys!
Kropla krwi spadła na ziemię w momencie kiedy błyskawica przetoczyła się po niebie.

Teraz byliście w znacznie bardziej normalnym miejscu... Wyglądało dosyc znajomo. Sala wykładowa, postacie egzaminatorów-studentów. Tylko, ze wszyscy wydawali się być bardzo daleko i być bardzo duzi. Pod nogami mieliście czerwony śliski dywan o bardzo dziwnym wzorze. Chłopak profesor stał przy tablicy, wydawał się być ogromny. Kolejny przykład ilzuji powiększającej... Ciągle wam coś nie pasowało. W pewnym momencie dziwna ziemia na której staliście zaczęła się trząść...
- Żułeś kiedyś liście Asceminoscelli? - spojrzałem na Meda, który tylko dziwnie na mnie popatrzył. - On chyba żuł, bo po nich jest identyczny efekt. Wszystko jest daleko, później nagle blisko, postacie rosną i maleją, a ty chwiejesz się tak, jakby ziemia zaczęła sie trząść... Co ja powie...? O cholera. Ziemia się kołysze! Nawet to potrafi?! - krzyknąłem nie mogąc wyjść z podziwu. Zastanawiające było to, że iluzja nie robiła na mnie żadnego wrażenia w sensie lęku, strachu lub odrobiny podejrzeń. Po prostu ślepo zakładałem, że wszystko musi być wytworem umysłu chłopca, który teraz w postaci jakiegoś mężczyzny, tak mi się przynajmniej zdawało, że to musi być on, zmierzał do nas.
- Podoba mi się to. Jak myślisz, czym nas jeszcze zaskoczy?

I nadejdzie wkrótce ten dzień...

RTS
"Ziemia" trzęsła się coraz bardziej. Odnieśliście wrażenie, że coś się rusza tuż pod waszymi stopami. I rzeczywiscie. Po chwili parę metrów od was "czerwony dywan" rozstapił się. Z dziury wyjrzała głowa dzikiej bestii. Wyjrzał z niej jakiś stwór podobny do gąsienicy. Po chwili zaczął cały wypełzać. Był conajmniej długości dwóch koni ustawionych jeden za drugim. Jego łeb uzbrojony w paskudne ruchome szczękoczułki skierował się w waszą stronę. Poczwara na chwilę zamarła jakby wesząc was zapach po czym zaczęła wyłazić z otworu.

Za to wy poczuliście zionący z otworu silny zapach jabłek... I nagle zdaliście sobie sprawę, ze to nie świat został powiększony ale wy pomniejszeni. A to na czym staliscie było jabłkiem...

Robal wylazł z dziury w całej swej rozciągłej paskudności. Zaczął sunąć w waszym kierunku ciągle strzygąc żuwaczkami. Wyglądał dziwnie prawdziwie i realnie...
-Rany! Co ty gadasz! Przecież on zaraz nas zabije! - wpadłem w panikę. Cofnąłem się o krok i starałem sie nie przewrócić na owocu.
-Jak ten chłopak nie przestanie to zgniemy.
Byłem już cały spocony i coraz bardziej się bałem. Rince patrzył zaskoczony na robaka.
-Cholera! Nawet jeżeli to jest iluzja, to i tak nie będę ryzykował.
Rzuciłem pierwszy lepszy czar jaki przyszedł mi na myśl. W tym wypadku była to ognista strzała (a co innego ;]). Starałem sie trafić pomiędzy oczy, a przynajmniej w łeb poczwary. Nie byłem pewien czy czar zadziała. Co jak co, ale byliśmy, chyba, cały czas na uniwersytecie.


Tonari no Totoro!
Jak mówią niektóre podania czar ognistej strzały jest czarem dość niezwykłym. Istnieje teoria która głosi, że zaklęcie to otwiera mikroportal międzysferowy który łączy nasz swiat ze światem gdzie trwa nieustanna wojna. Tam właśnie otwiera się wejście portalu przez które przelatuje ognista strzała wystrzelona przez łucznika i dzięki tunelowi hipermagicznemu trafia do naszego swiata gdzie ugadza we wskazany przez maga cel. Jakkolwiek teoria ta wydaje się być bardzo interesująca to mała strzała pulsująca ogniem nie zrobiła większego wrażenia na gąsienicy. Utkwiła w gębie stwora, powodując jedynie jego rozdrażnienie. Z paszczy stwora strzyknęła strużka jakiejś substancji w kierunku Rincewinda... (tak, to jest czas na kombinowanie Rince )
- A niech to. Myślałem, że to ma być zabawa - powiedziałem leżąc już na ziemi, co było skutkiem próby uniknięcia jakiegoś zielonego śluzu. Robak jednak pluł dalej, a ja skakałem jak głupi po... jabłku.
- Dlaczego on ciągle pluje we mnie?! - krzyknąłem z niesmakiem. - Przecież to ty go zaatakowałeś - chciałem w tym momencie posłać w kierunku Medivha jednoznaczne spojrzenie, jakdnak monstrum dalej mnie ostrzeliwało i to coraz częściej.
- Co ten robaczek może mi tym śluzem zrobić? - próbowałem myśleć trzeźwo. - Dlaczego nikt mnie nigdy nie nauczył, czy robaki lubujące w jabłkach mają w swojej wydzielinie jakiś jad? Agrrr...
W tej chwili podniosłem się na równe nogi i zygzakiem, zdając sie tylko na swój refleks, zacząłem biec w kierunku napastnika. Miałem w zamiarze wejść na jego grzbiet, a później wypalić w głowę jakieś efektywne zaklęcie...

I nadejdzie wkrótce ten dzień...

RTS
-Cholera, uda mu się! Uda!
Padłem na kolana i rękoma próbowalem oderwać jakieś większe kawałki jabłka. Cóż, gdy jest się wielkim, to znaczy gdy jest się normalnego wzrostu, to bardzo łatwo jest przebić się przez skórkę jabłka. Tymczasem zupelnie inaczej wygląda to z perspektywy mrówki. Człowiek nie jest przystosowany do wgryzania się w taki powierzchnie. Położyłem się na brzuchu i próbowałem zębami odgryżć chociaż malutki kawałek jabłka. Zdawałem sobie sprawę, iż musi to wyglądać komicznie. Ale w tej sytuacji nikt na to nie patrzył. Gdy udało mi się przebić przez skórę, to poszło już znacznie szybciej. Z kawałkami owocu w rękach wstałem i zacząłem rzucać nimi w poczwarę próbując odwrócić jej uwagę.
-Ty wyliniały pędraku! Chodź tutaj!
Tymczasem Rince, ciągle pod ostrzałem, niebezpiecznie zbliżał się do gąsienicy.


Tonari no Totoro!
Nazwął to kiedyś "atakiem dualnym Medivha-Rincewinda czyli jak zgnębić robaka jabłkowego". Zawsze to jakaś sława. Szkoda tylko, że w podręczniku sadowncitwa... - przemknęło wam przez myśl

Stwór obrzucony fragmentami jabłka rzeczywiście zaczął się interesować Medivhem. Pozwoliło to Rincewindowi obejść go zboku. Bestia najwyraźniej miałą wąskie pole widzenia albo była po prostu zbyt głupia by śledzić poczynania dwóch przeciwników. Kiedy podszedłeś odpowiednio blisko Rince, doszedłeś do wniosku, że czas najwyższy dojść do tego JAK TO trzeba zrobić (czyli jak ukatrupić przerośnietęgo robala jablkowego)...
Stanąłem za robakiem przyglądając się poczynaniom Meivha.
- Gdyby nie jego genialny pomysł z odgryzaniem jabłka i rzucaniem w bestie mógłbym zginąć... - myślałem. - Już sobie wyobrażam ten napis na płycie grobowej... "Zjedzony przez robaka... tego od jabłek..." - uśmiechnąłem się na chwilę sam do siebie, ale szybko uświadomiłem sobie powagę sytuacji. Med, zdawało się, że coś krzyczał, żebym się pospieszył.
- Taaak. Tylko co tu teraz wyczarować, żeby od razu zrobiło mu duże kuku, albo najlepiej, żeby go zabiło? Jedno zaklęcie... Hmmm... Robaki chyba nie lubią ognia, ale ta zjedzona strzała Medivha jakoś mnie przeraża. Już wiem! Med, rzucaj w niego cały czas!
Od tej pory nie mówiłem już nic, tylko działałem. Wskoczyłem na ciało robaka, które okazało się nie śliski, jak myślałem, a twarde i włochate.
- Takimi właśnie robakami w dzieciństwie straszyłem siostrę - przeszło mi przez myśl.
Szybko wdrapałem się na czubek głowy napastnika i usiadłem w taki sposób, żeby utrzymać się na nim, ściskając głowę między nogami. Ręce miały się przydać do czegoś innego. Uniosłem je ku górze i powoli zacząłem zbierać w nich magię żywiołu ognia. Już po paru sekundach poczułem magiczne ciepło na dłoniach. Koncentracja sprawiała w tej niecodziennej sytuacji spore problemy, więc kule ognia rosły wolniej niż normalnie. Med efektownie bombardował robaka kawałkami owocu. Jeden przeleciał tuż nad moją głową... Po jakichś trzydziestu sekundach stwierdziłem, że tyle ognia powinno starczyć i z niekłamaną satysfakcją uderzyłem otwartymi rękoma w oczy robaka...

I nadejdzie wkrótce ten dzień...

RTS
Nigdy nie było wam dane dowiedzieć się co by się stało z gąsienicą gdyby trafił ja czar Rincewinda. Nagle cały świat znowu wywrócił się na lewą stronę i spowrotem byliscie w sali egzaminacyjnej. Jeden z czarodzieji szybko wskazał Rincewindowi kule uziemień na której wyładował się czar. Jak widać egzaminatorzy, ze iluzja a raczej wasze reakcje zaczęły byc niebezpieczne dla waszego otoczenia.

Nie tylko wy byliscie pod wrażeniem, wszyscy magowie byli albo lekko przestraszeni albo lekka zszokowani tym co przed chwilą widzieli. Jedynie egzaminatorzy mieli na twarzach kamienne maski. Najwyraźniej nie byli zachwyceni żartem który polegał na zrobieniu z nich iluzorycznych studentów.

Ludzie zaczęli się rozchodzić. Chłopak chwilę stał jeszcze przy komisyjnym stole po czym podszedł do was. W powietrzu zamigotały litery: " Lekcja 1. Jeśli uwierzysz w iluzję to możesz nawet zginąć". Chłopak był wyraźnie blady i leciał z nóg. Przepraszajacym gestem wyminął was i ruszył przed siebie. Owszem opsiadał talent ale nie nabył jeszcze odpowiedniego hartu i wytrzmałości...
- Woow, to było coś - otarłem pot z czoła, który mimowolnie pojawił się na nim kilkanaście sekund wcześniej. - Trafiłbym go! Mówię ci, trafiłbym go, a wtedy... Hehe, mógłbym się poszczycić, że pokonałem robaka od jabłek.
- Prawda, że jest znakomity - zwróciłem się do egzaminatorów, poza którymi na sali nie było już nikogo. Jabłko leżało na ziemi, a z niego wychodził mały robaczek. - Zaraz, zaraz... Czy... czy on nas naprawdę pomniejszył czy to w końcu była tylko iluzja? - spytałem profesorów z niedowierzaniem spogląjąc na owoc. Medivh zrobił równie wielekie oczy jak ja.

I nadejdzie wkrótce ten dzień...

RTS
To nie ma większego znaczenia. On wpływa na to jak odbierasz świat, mami twoje zmysły. Żadna różnica czy to ciebei pomniejszył czy powiększył świat. Z punktu widzenia zmysłów to taki sam zabieg. Jednak brak mu szlifu i rygoru. Nie umie panować nad tym co tworzy, jest chaotyczny i... niebezpieczny. Ten mężczyzna który dobył noża... hmmm - na chwilę zamilkł, nachylił się ku pozostałym egzaminatorom i chwile z nimi szeptał - nie był iluzją. Ale zachowajcie to dla siebie.
← [ekhp] Sesja 1
Wczytywanie...