[ekhp1] Początek - Finkregh

- Takiś hardy? Nie zrozumiem?! Może Marcus by zrozumiał?!!

Strażnik popycha cie z całej siły na drzwi. Walisz o nie ciałem z głuchym łomotem. Czujesz jak gwoździe wystające z okuć boleśnie wpijają ci się w klatke piersiową.

Syk dobywanego ostrza.

Zimna igła przesuwająca sie wzdłuż pleców, wyżej i wyżej. Nóż niczym stalowy waż oplata ci sie wokół szyi i zamiera przed zadaniem ostatecznego ciosu.

- Nie minęło tysiąc oddechów a teraz ty spotykasz swoje przeznaczenie.
- Radam panuj nad sobą!
- Ciekawe czy teraz to też będzie takie zabawne... morderco!
- kontynuuje swój monolog nie zważając na towarzysza. Ostrze wpija ci się mocniej w szyje. Czujesz jak strużka krwi ścieka ci za kołnierz.
- RADAM! - ten zwany Kartusem otwiera nagle zasuwa, drzwi otwierają się pod twoim naporem. Czujesz jak strażnik momentalnie zabiera sztylet. Mocne kopniecie pod kolano a potem w plecy sprawia, ze wpadasz do pomieszczenia.

- Ciesz się, że mam brata... - drzwi zamykają się, słyszysz odgłos zamykanej zasuwy. Strażnicy odchodzą najwyraźniej sprzeczajać się o to co przed chwilą zaszło.


Znajdujesz sie w pomieszczeniu mniej wiecej o wymiarach 7 na 3m. Drzwi znajdują się na węższej ścianie. Na dłuższej natomiast po jednej stronei znajdują się 3 małe okna. Każde z nich jest zakratowane 3 prętami. Na przeciwległej ścianie znajduje się regał wypełniony różbymi szpargałami. Dostrzegasz tam zwój liny, trochę płótna (najwyraźniej żaglowego), jakieś butelki wypełnione cieczami. Leżą też drewniane pręty najwyraźniej wyglądające na karnisze. Na ścianie vis a vis drzwi znajduje się biurko zawalone jakimis papierami pokrytymi grubą warstwą kurzu. Podłoga w pomieszzceniu jest drewniana, dudni pod twoimi krokami. Ściany wykonane są z kamienia...
- Faktycznie. Inteligencja niższa od kamienia.
Nieco mocniej ściskam kołnierzyk, aby zatamować krwawienie. Przeglądam dokładnie wszystkie szpargały [spis poproszę ], wyciągam sakiewkę z mirkorkami i sakiewkę Markusa. Wysypuję wszystko ostrożnie, upewniwszy się, że nikt się nie zbliża, na biurko. Przeglądam zawartość [też proszę o spis ]. Otwieram szuflady biurka. Sprawdzam, czy czegoś tam nie ma. Przeglądam pobieżnie papiery.
"Przynajmniej okna mam..."
Sprawdzam, co jest za kratami, próbuję ich wytrzymałość, jeśli nikogo nie dostrzegę.

Oczywiście, przerywam wszelkie działania, jeśli kogoś usłyszę, i siadam na podłodze. Jeśli natomiast usłyszę kogoś, gdy będę sprawdzał zawartości sakiewek, naturalnie chowam ich zawartość jak najszybciej i wkładam za koszulę.
Naliczyłeś około 280 mirkorków; w sakiewce Marcusa znalazłeś 16 srebrników, posążek Witrina - bożka-obrońcy. Poza tym jakiś mały zwitek papieru który po rozprostowaniu okazał się być biletem teatralnym. Jednak nie udało ci się ustalić na jaką sztukę - tusz w miejscu gdzie była nazwa uległ romzyciu.

W szafkach biurka znalazłeś trochę starych zeszytów-książek. Były to najwyraźniej jakieś księgi buchalteryjne lub coś w tym guście. Znalazło się tam również trochę starych wybrudzonych tuszem pieczęci i połamanych piór. Wszystko pokrywala warstwa kurzu i piasku do wysuszania inkaustu. Zwróciłeś swoją uwagę ku regałowi...


Przeglądasz bele płótna i leżące tam szpargały. Wśród drewnianych karniszy znalazłeś parę całkiem grubych żelażnych prętów. Są to najwyraźniej zdobienia z jakiegoś żyrandola albo z poręczy schodów. Ostrożnie otwierasz butelki i sprawdzasz ich zawartość. Mdławy zapach bijący z kilku świadczy, ze jest w nich nafta; ostry, świdrujący nos - świadczy o terpentynie; mocny zapach sfermentowanych owoców - przeterminowany sok? czy zapomniana butelka wina?; bardzo aromatyczny zapach żywicy - pasta do podłóg?. Chwytasz za line by sprawdzić ile jej masz. Okazuje się, ze jest ona zetlała i poprzegryzana przez szczury. Jednak koncówka (ok. 3-4m) jakoś się ustała w calkiem dobry stanie. Na górnej półce regału dostrzegasz parę potłuczonych lamp naftowych. (potłuczone klosze albo same odbłyśniki).

Uważnie badasz okna. Otwory okienne są małe ale wystarczająco duże by się przez nie przecisnąć. Jednak na drodze stojąci kraty. Trzy pręty w każdym oknie grubości mniej więcej palca wskazującego. W najdalszym oknie zauważasz jednak, ze woda skapująca z rynny ściekała w miejsce umocowania krat i sprawiła, że zaprawa się tam troche rozkruszyła...

Moze to szansa?

Za oknem widzisz oddalony o parę metrów budynek wozowni.
Chowam zawartość obu sakiewek do większej, i wkładam za koszulę. Linę odkładam obok regału, przyda siępóźniej.
Podchodzę do naruszonej zaprawy, lekko ruszyłem każdy pręt. Następnie uderzyłem w każdy z osobna wnętrzem dłoni. Znowu lekko ruszyłem, i znowu, i znowu... Przez cały czas nasłuchuję kroków z korytarza. Jeśli jakimś sposobem uda mi się wyrwać pręt - wkładam go z powrotem [taka "prowizorka"] i zajmuję się kolejnym...

[jakby co - wolę jeszcze nie przywiązywać liny do prętów ;p]
Początkowo wykruszanie zaprawy idzie ci z łatwością ale szybko ukazuje się, ze jest ona tyklo zwietrzała na wierzchu. Pręty są osadzone głęboko i trzymają sie solidnie. Choć moze...

Słyszysz czyjeś dudniące kroki na korytarzu...
Siadam oparty o biurko, naprzeciwko drzwi, i zamykam oczy. Czyżby już przyszli?...
Siedzisz skuolony na podłodze. W napięciu nasłuchujesz kroków. Okazuje się jednak, ze to nie do ciebie. Słyszysz jak ciężkie kroki przebrzmiewaja w korytarzu. Ktoś przeszedł tylko koło twojego więzienia...

Nagle słyszysz jakieś głosy dobiegając z zewnątrz. Podchodzisz do okna i dostrzegasz mężczyzne opartego o sciane zaledwie parę kroków od ciebie. Spogląda znudzonym wzrokiem w stronę wozowni.

- Vistonzo! Długo mamy czekać? Bierz co tam masz a nie grymaś. - mężczyzna wygląda jakoś dziwnie. Kontury jego postaci wydają ci się być lekko rozmyte. Przyglądasz się uważnei i dziwne wrazenie znika...
"Hmm... Gość nic o mnie nie wie. Może by tak spróbować?..."
- Hej! Hej, ty! - zawołałem zduszonym głosem, tak, by nie usłyszano mnie za drzwiami. - Tu, na dole!
"Cholera, on musi tutaj spojrzeć! Inaczej sobie mogę nie poradzić... Gdyby tak w to kopnął, no cokolwiek!"
- Taaaak? - mężczyzna pzreciąga wyraz modulując głos by brzmiał przekornie. Wydaje ci się, ze bardzo dobrze wiedział, ze jesteś za kratami poniżej. - Co mi powiesz ptaszku?
- A to, że mógłbyś kopnąć w ta kratę, cieniu... - to ostatnie słowo akcentuję. W sumie, to jedyne co widać to buty i CIEŃ... - I to mocno... Naturalnie, nie bez pokrycia... Ale zapłata po. Ci cholerni biurokraci... Nie potrafią normalnych zamków robić, no to klucz się ułamał...
"Cholera. Żeby on nie był strażnikiem! Tja. Myślę po, a nie przed. Daleko zajdę..."
Ty? Zapłacić mi? Nie bez kozery jesteś tam gdzie jesteś - postać mężczyzny mignęła i przez chwilę zobaczyłeś zupełnie inną postać stojącą obok okna. Niższego mężczyzne ubranego w znacznie uboższy strój - Cholera! - mężczyzna uderzył się w pierś i stary obraz wrócił - Vistono! Ruszże tyłek. Musimy wiać. A co kopania to mogę kopnąć ale CIEBIE!

Widzisz jak z wozowni wychodzi drugi mężczyzna, tak naprawdę młody chłopak, wyprowadzajacy wóż zaprzężony w dwa konie...
- Powodzenia w polowaniu na kule w gnieździe odpoczywającego orła - mówię i odchodzę lekko od okna. Biorę linę z podłogi, na ślepo, odrywam słabą część i odrzucam ją w tył, ciagle wpatrując się w okno. Jeszcze raz sprawdzam jakość bardziej trwałego końca. [również na ślepo]
Chłopak usłyszał co mówiłeś, przyjrzał ci się zdziwiony po czym spojrzał na mężczyzne przy oknie. Ten najwyraźniej wzruszył ramionami i zaczął iść w stronę wozu.

- Czubek, nie zwracaj na niego uwagi.
- STAĆ!!. TO ONI!!! - słyszysz krzyki dobiegające z parwej strony, z daleka
- Vistonzo! Łap lejce i nie szczędź bata! - krzyczy mężczyzna po czym szybko wskakuje na wóz

Strzał bata i konie zerwały się jak szalone do galopu. Nie minęła chwila kiedy za uciekinierami pobiegło dwóch strażników. Zadziwiło cię ich zdeterminowanie w próbiedogonienia koni. I po chwili zostałeś sam, zapadła cisza...
"Nieźli. Ukradli konie tuż pod nosem straży. Ale ta wzmianka o cieniach... Hmm... Czyżbym miał zaszczyt ich spotkać? Mniejsza z tym."
Podszedłem do najbardziej obluzowanej kraty. Zawiązałem ją podwójnym węzłem*, dwoma końcami liny owinąłem dłonie i, zaparłwszy się o róg podłoga/ściana stopami mocno pociagnąłem do siebie. Rozluźniłem linę, i znowu ją naciagnąłem... I tak dalej, aż krata puści lub usłyszę nowe kroki na korytarzu.

Podwójny węzeł - jeden z bardzo wytrzymałych sposobów wiązania liny. Polega na złożeniu liny na pół [trzymamy dwa lużne końce w jednej ręce], owinięcia podłużnego przedmiotu [trzymamy luźne końce w jednej, a pętlę w drugiej ręce obejmując przedmiot] i przełożeniu luźnych końców przez pętle, a nastepnie pociągnięciu ich zaciskając linę. Pociagając za jeden koniec zaś szybkim pociagnięciem możemy łatwo zdjąć pętlę.
Napinasz line i zazynasz ciągnąć. Początkowo niepewnie licząć sie z tym, ze trzeszcząca lina może w każdej chwili pęknąć, później coraz mocniej i mocniej. W pewnym momencie chrupnęło ci coś boleśnie w ramieniu. Rozmasowując bark na chwile przerwałes szamotanine z kratą która najwyraźniej nie zamierzała się przejmować twoimi wysiłkami...
"Cholera! Jak nie krata to co? edna, druga, trzecia... W sumie sześć. Drzwi. Podłoga. Co jeszcze, do cholery?!"
Zdjąłem z krat linę, położyłem na podłodze. Podszedłem do drzwi, bardzo dokładnie im się przyjrzałem.
Drzwi same w sobie nie wyglądały na specjalnie wytrzymałe. Jednak otwierały się do środka (nie można więc było ich wyważyć) i nie miały zamka! Przypomniałeś sobie, że od zewnątrz były zakmnięte na porządną,ordynarną zasuwę.

Usiadłeś zrezygnowany na podłodze gdy usłyszałeś gwizdanie za oknem. Podszedłeś zaciekawiony i zobaczyłeś idącego dostojnym krokiem starszego meżczyzne. Niski człowieczek o pokaźnej tuszy szedł wolnym krokiem w strone wozowni pogwizdując w takt rytmu wybijanego laską. Ubrany był dosyć nietypowo, we frak i kapelusz. W oku miał monookl. Jednymsłowem typowy arystokrata albo jakiś hrabia.

W pewnym momencie cię zauważył. Podszedł dwa kroki i zapytał:
- A cóż to młodzieńcze? Dlaczego siedzisz w tej piwnicy?
- Eh, zostałem oddelegowany do uporządkowania i skatalogowania tamtych papierów na biurku, ale ktoś chyba zatrzasnął za mną drzwiami i zamknął zasuwą. No cóż... A że nikogo tam nie ma, to nie mogę zawołać pomocy. To upokarzające. Hmm... A mógłby mi pan pomóc? To znaczy... Osobiście? Nie chciałbym znowu stać się pośmiewiskiem wszystkich pracowników, że się zatrzasnąłem w starym biurze, i gdyby pan pod jakimś pretekstem zszedł tam na dół sam i mnie otwarł... Wiem, proszę o dużo, ale zrobiłby pan to dla mnie?
- A tańczyć to ty umiesz młodzieńcze? - hrabia nachylił się do krat i wyjąl monookl z oka, uśmeicha się dobrodusznie.
- Naturalnie! Jakże mógłbym się obyć bez umiejętności tańca w tych czasach? Wszakże to oznaka dobrego wychowania!
← [ekhp] Sesja 1
Wczytywanie...