[ekhp1] Początek - Finkregh

(Strażnik leży oparty o głaz. U jego nóg gdzie zebrała się już mała kałuza krwi leży parę monet które upuściłeś bedąc na gałęzi. Durgiego straznika nie widzisz, zasłania co go pień (około 2 metry średnicy) dębu. Ekwipunek strażnika leży na kamieniu jakieś 12 metrów od ciebie. Jeśli spróbujesz go zabrać to prawdopodobnie będziesz w polu widzenia drugiego strażnika (ale nie wiesz obecnie jak on stoi i co robi). Martwy strażnik ma na sobie ćwiekowaną zbroję ukrytą pod burym płaszczem (który zaczyna się nasiąkać powoli krwią). U pasa dostrzegasz mieszek...)
Szybko zbieram monety, które wcześniej zrzuciłem, i odcinam mieszek strażnika, chowam go za pazuchę, i zostawiam przy nim swój nóż. Wycieram dłonie, twarz i szyję w jego spodnie, które jako jedyna część jego ubioru nie sa poplamione krwią, i oglądam się.
"Prawie nie widać..."
Podskakuję, i ściągam mój płaszcz za zwisający rąbek, pośpiesznie zawiązuję troczki. No, wyglądam jak ktoś, kto miał do załatwienia ważną sprawę w mieście i zaspał.
Wybiegam na alejkę, i nabieram powietrza.
"Raz kozie śmierć!"
- Bogowie! Bogowie, co tu się stało? Jest tam kto? - mówię głośno, i biegnę alejką w stronę strażnika (o którym pozornie nie wiem), okrążając dąb od strony bez ekwipunku strażnika. - Bogowie, całe szczęście, że tutaj jesteś, panie! Tam, tam ktoś leży! Wokół niego jest mnóstwo krwi! Panie, trzeba mu pomóc! Ktoś go napadł! Kto to może być?! Panie, ratuj go! Tam, tam, pod świętym dębem! - krzyczę do strażnika, na tyle głośno, by był to głos roztrzęsionego przechodnia, ale nie na tyle głośny, by ściągnął całą okolicę.

[jaka reakcja? ]
(uprzedzam - nie pisz proszę, że za nim pobiegnę. Po prostu napisz co zrobi... )
Strażnik wydaje się przez chwilę nie wiedzieć o co chodzi. Kiedy dociera do niego sens twoich słów zaczyna biec w twoją stronę. Na jego twarzy maluje się obraz przerażenia i lekkiej paniki...

- CO jest?! Gdzie on jest? Pokaz! - wykrzykuje spanikowany
- Tam, panie, po drugiej stronie! On jest ranny! Musisz mu pomóc, panie, musisz! - mówię łamiącym się głosem. - Tam panie, tam! - pokazuję palcem.
Spanikowany strażnik rusza we wskazaną stronę. Jednak w połowie drogi zatrzymuje się i mówi do ciebie:

- Chodź ze mną. Przydasz się, szybko!
- Panie, lepiej biec po uzdrowiciela! Ja sam nie znam się na magii kapłanów, a na ziołach tym bardziej! Widziałem druida; może biec po niego?!
- Racja, tylko się pośpiesz! - mówi po czym rzuca się biegiem w strone drzewa. Widzisz, ze w momencie w którym dostrzega ciało zrzuca hełm, i rękawice i pada na kolana.

- Markus!...
- Panie...
Podchodzę do niego wolno. Kładę mu rękę na ramieniu, jakby w pocieszającym geście.
- Panie... Czy myślisz, że można uzdrowić śmierć? Me oczy widzą więcej, niż chciałbym. Ten człowiek... Markus... ma głowę oddzieloną prawie od szyi. Nie można uzdrowić śmierci. Nie można.
Zręczne palce oderwały sie od ramienia i szybko znalazły tchawicę strażnika. Błyskawiczny ruch drugą dłonią, przykrycie gardła strażnika i mocny nacisk na nie, pociągnięcie do tyłu, by dodać wiecej siły. To chyba najskuteczniejszy, ale najgorszy sposób zabicia człowieka.
Strażnik odwraca w twoim kierunku głowę w momencie w którym kładziesz mu ręke na ramieniu.

- Druid tu już nei pomoże... Kto... - przerywa w momencie gdy robisz krok i zaczynasz mu sięgać za szyje. Jednak nie traci zimnej krwi, czujesz jak jego palce niczym żelazne kleszcze chwytają twoją dłoń. Zdążyło ci przemknąć przez myśl tylko pytanie : Skąd w tym człowieku taka siła a juz leciałeś rzucony przez bark. Uderzenie o ziemie. Drugi raz w ciągu jednego dnia obrywasz po klatce piersiowej. (tym razem rękojeścią meicza)

- Chyba juz wiem kto. - mówi szykując się do przebicia cię mieczem. - Albo nie. Nie zaslugujesz na to.
- Możliwe. Dlatego zadam ci jedno pytanie. Ale odpowiedz na nie. Czy Markus miał wczoraj patrol w mieście? Jeśli nie, to co zrobił takiego... ważnego? Proszę, odpowiedz. Wtedy ja również z czymś się z tobą podzielę. I nie będzie to ostrze miecza lub ukrytego sztyletu. Odpowiedz. Proszę.
Odwróciłem głowę w bok, nie patrząc ani na strażnika, ani na ciało Markusa. Nie chciałem, by widział moje łzy. "Może zabiłem kogo innego... Nie tego, kogo powinienem. Kogokolwiek. Może teraz zapoczątkowałem lawinę katastrofalnych wydarzeń?" Cholera, całe moje życie to suma pecha i głupoty, a także nieprawdopodobnego szczęścia. Cholera.
"Proszę. Dajcie szansę wykonania zadania. Raz jeszcze. Naprawienia błędu. Proszę. Proszę. Proszę. Proszę. Proszę..." Taka nieskładna litania wypełniła moje myśli, choć wiedziałem, że nic nie da. Niektórych błedów się nie wybacza. Ale kiedy ktoś jest przyparty do muru...
"Proszę, raz jeszcze. Jeszcze jedna szansa. Na naprawienie błędu. Chociażby ostatniego. Proszę. Proszę. Proszę. Proszę. Proszę. Proszę..."
Mocne uderzenie płazem miecza po policzku było wystarczającą odpowiedzią.

- Milcz sukinsynie bo się rozmyśle. Wstawaj! Idziesz przedemną, ręce nad głową by m widział i idziemy do ratusza. ALE JUŻ! - oczekuje twojej reakcji
- Och, nie trzeba. W sumie, to śmierc już mi niestraszna... Przekonałem się, że prawie wcale nie boli. Prawie. Ale jest świadomość, że to już koniec, więc nie trzeba się tym martwić - nie będzie boleć bardziej. Jednak jest to opis mojej śmierci, nie wiem, jak jest z ludźmi...
Czekam, aż ze mnie zejdzie.
[opisz mi go, bardzo dokładnie. I w którą stronę pójdziemy do ratusza. ]
Mężczyzna jest wysoki, nie wygląda by był atletycznie zbudowany ale to co przed chwilą ci zaprezentował raczej nie budzi wątpliwości co do jego umijętnosci. Na oko można by mu dać ze 30 lat. Strażnik podobnie ubrany jest do Marcusa. Ma na sobie ćwiekowaną skórzaną zbroję. Ubrany jest w brązowy płaszcz z kapturem. Na głowie ma hełm (otwarty). Dostrzegasz, ze jego buty są chyba prosto od szewca, skóra nie straciła jeszcze połysku...

Silne kopnięcie w bok uzmysławia ci intencję strażnika.

- WSTAWAJ powiedziałem!

(ratusza jest jakieś 60m od dębu)
- Tak, powiedziałeś. I? Jeżeli zabijesz mnie teraz, czekają mnie męczarnie. Jeśli weźmiesz mnie do ratusza, zostanę stracony i też będę cierpieć. Co ty byś wybrał? No tak, nie odpowiesz mi, wiem. I wiem też, że skończę swe życie... Przedziwny wybór.
Powoli wstałem, oceniając, czy nasza trasa do ratusza zahaczy o kamień z ekwipunkiem Markusa. Ponadto jednym spojrzeniem z góry [jestem wyższy, wszakże elf ze mnie] oszacowałem, czy zdołam mu umknąć. Ja mam w sumie dłuższe nogi...
Omijacie szerokim łukiem kamień na którym leży ekwipunek zabitego. Strażnik idzie za tobą dwa kroki trzymajac w dłoni obnażony miecz. Jest wysoce prawdopodobne, że pierwsza próba zerwania się do biegu skończy się wbiciem ci ostrza między łopatki.

Wchodzicie na żwirową alejkę. Do ratusza zostało mniej niż 45m.
- Ruszaj się. Ręce nad głową!
Posłusznie założyłem ręce za głowę. Skoro muszę juz zginąć, to lepiej jednak to odwlec... Sytuacja jednak jest bardzo głupia, i śmieszna zarazem. Ehh... Śmierć po raz drugi? No, to będę ewenementem...
Wchodzicie po małych schodkach na podwyzszenei prowadzace do wejścia do ratusza. Strażnik uderza rękojeścią mieczaw drzwi.

- KARTUS! RADAM! OTWIERAJCIE!

Po chwili drzwi uchylają się i dostzregasz dwóch strażników - bliżniaków. Przyglądają ci się ciekawie.

- Co to ma być do cholery? Przecież skończyłes już słuzbę.
- Ten sukinsyn zarżnął Marcusa pod dębem.
- Coo?!
- TO! Chlasnął go po szyi nożem, ubił jak rzeźnik świnie. Weźcie go ode mnie bo nie zdzierże... Wrzućcie go do loszku. Ja idę po kapitana i... zabrać Marcusa.
- popycha cię w stronę dwóch strażników i zbiera się do odejścia. Jednak nagle się odwraca i z całej siły uderza cię w twarz po czym spluwa. Zataczasz się na strażników którzy łapią cie i krępują ci ramiona.

- To dopiero początek śmieciu!

Chwilę później idziesz korytarzem w stronę schodów prowadzących w dół. Strażnicy tzrymają cię mocno pod ramiona. Nie odzywają się ale widzisz, że są głęboko poruszeni.
(korytarz jest bardzo wysoki. U sufitu wisi ładny ozdobny zyrandol, świecący zapewne dzięki jakiejś magii. Po bokach znajdują się pootwierane drzwi prowadzące do dużych sal. Na końcu korytarza znajduą się schody prowadzące na góre (gdzie widzisz kruzganek) i na dół gdzie domyślasz się, że jesteś prowadzony)
[nie widze sensu odpisywania, ale cóż...]

Staram się oszacować, czy - jeśli w ogóle - mógłbym wyrwać się strażnikom. Nie mieli obnażonych mieczy, to trzeba zaliczyć na plus. Niedaleko jets krużganek, ale on jest po wewnętrznej stronie... Chociaż powinien mieć duże okna na zewnątrz.
"Piekne położenie. Najpierw obiecujecie pomoc, a potem zapominacie i nic sobie nie robicie. Trzeba było wybrać śmierć. Cholera!"

[Ekh, czy ja mam związane ręce? W sumie nic o tym nie napisałeś, ale wolę się upewnić. -_-']
Zgodnie z twoimi oczekiwaniami zeszliście schodami w dół. Strażnicy trzymaja cię mocno pod ręce.

- Kartus nie sądzisz, ze powinniśmy załatwić to tak jak się to powinno robić?
- Bedą problemy...
- Ten sukinsyn mógł mnie albo ciebie tak zarżnąć. Nie puścimy mu tego płazem.
- Oj nie... Czemuś to zrobił? Gadaj!?
- ten po prawej wykręca ci mocniej ręke.

Pytanie w momencie kiedy zatrzymujecie się przed niskimi okutymi drzwiami. Znajdujecie się długim holu, tu i ówdzie przez uchylone drzwi widziałeś jakieś rupieciarnie lub klasutrofobiczne biura w których chyba tylko gnomy mogły się czuć swojsko. Korytasz jest ciemny, tylko gdzieniegdzie palą się małe oliwne lampki dajace więcej sadzy niż światła....
- Nawet jak ci powiem, nie zrozumiesz. I nie wiedziałem kto to był. Przymus, że tak powiem. Usatysfakcjonowany?
Tak, nie ma wątpliwości - oto pośledni strażnicy z inteligencją bliską zeru, którzy zostali pozbawieni dowódcy, którego kochali. Super sytuacja...
"Tak, do cholery. Brawo."
Wróciłem myślami do czasu, kiedy mi się to przydarzyło. Starałem się przypomnieć wszystko.
"Słuchajcie, moi Bogowie. Wasz sługa prosi. Prosi o sposobnność wykonania zadania, tak jak obiecaliście pomagać w trakcie zadania. Nie musicie ich zabijać, dajcie mi tylko siłę, bym wyrwał się im i uciszył. Sługa Wasz prosi, by dać mu sposobność wykonania zadania."
Delikatnie badam granicę bólu. Czy dam radę?...

[Ekh, za co oni mnie trzymają? Barki, ramiona, łokcie, przedramiona, nadgarstki?]
← [ekhp] Sesja 1
Wczytywanie...