Przynosicie z poprzedniego pomieszczenia kaganek. W nikłym świetle dostrzegacie jakieś błyszczące drobiny na ziemi. Okazuje się, że to stłuczone lustro, bardzo duże lustro. W paru miejscach na podłodze znajdujecie jakieś dziwne plamy. Wyglada to jak stopione lub wręcz spoalone kolorowe szkło. Plamki nie są większe od monet. Na jednej ze ścian wisi pusta rama, najwyraźniej po lustrze...
Hmm, dziwne musiało być to lustro. Ciekaw jestem jak zostało zbite.
Szukam jakiegoś przedmiotu, którym mogło zostać zbite. Podnoszę takze ostrożnie kawałek by go obejrzeć.
Uważnie rozglądasz się po pomieszczeniu. Lustro wygląda tak jakby wypadło z ramy albo jakby je ktoś wypchnął od strony ściany... Pomieszczenie jest puste. Na scianach dostrzegasz pare wbitych gwozdzi, podłoga nie licząc stłuczonego lustra i dziwnych spalonych/stopionych kawałków szkła jest równiez uprzątnięta. Nagle słyszycie jak deski nad waszymi głowami zaczynają skrzypieć pod czyimiś krokami. Ten ktoś idzie szybko w kierunku klapy (chyba).
To lustro dziwnie wygląda. Mogło słuzyć za coś więcej niż tylko czesanie włosów i robienie makijażu. Tak jakby ktoś wyszedł ze ściany i przeszedł przez nie, dlatego się zbiło. Coś tu jest ne tak.
Manor, chyba nasze szkielety pozbierały się do kupyi chcą rundę drugą.
Przygotowuję miecz i idę do pomieszczenia z klapą i drabiną.
Wchodzisz na trzeszczącą drabinkę i próbujesz otworzyć klapę. Jednak nic z tego. Zwiększasz trochę siłę ale trzeszczące szczeble drabinki mogą w każdej chwili się rozlecieć. Nie przypominacie sobie by klapa miała jakieś zamknięcie od góry. Więc albo ktoś ją trzyma albo coś na niej postawił...
Manor chwilę machasz zawzięcie toprem waląc w klapę. Jednak już po chwili ręka ci omdlewa i musisz poniechać swojego działania. Chwila odpoczynku i od nowa... Ostry topór tnie stare choć mocne drewno nie bez trudu. Po paru minutach udało ci się przerąbać parę desek. Nagle cos trzasnęło i coś ciężkiego spadło na ciebie, ty spadłeś z czymś na drabine a drabina rozsypała się w pył powodując ze wylądowałes na ziemi. Trzymasz w garści a raczej jesteś przywalony ciężarem wielkiego dzbanu, jednego z tych które stały w pomieszczeniu na górze. W suficie zieje dziura po klapie, panuje cisza...
A ostrzegałem. No to teraz mamy problem. Jak tam się na górę wydostać?
Jaka jest odległość od dziury? Chyba będziemy musieli poprzysuwać stoły, żeby sie tam wspiąć.
Chwila posapywań, postękiwań i pod ziejącym pustką otworem stanęła zaimprowizowana wieża z mebli. Kiedy stajecie na krsześle stojacym na blacie to lekko chibocząc trzeszy niemiłosiernie...
Niepewnie zerkacie w strone ziejącego otworu. Wyobraźnia podpowiadała wam, ze ktoś moze się tam czaić by skrócić was o tą cześć ciała któa normalnie podtzrymuje hełm. Najostrożniej jak mogliscie próbowaliscie wybadać okolice klapy. Chwila akrobatyki połączonej z cichymi klątwami i znajdujecie sie w dobrze znanym już wam miejscu. Dobrze znanym? Nie! To jakieś inne pomieszczenie! W małym pomieszczeniu stoją liczne duze dzbany. Jeden z nich niefortunnie przygniatał jeszcze pare chwil temu krasnoluda. Zza jedynych drzwi w tym pomieszczeniu dobiegaja was przytłumione glosy...
-Wiesz co Vol, zaczyna mnie to irytować, ile można chodzić metr do przodu a okazuje się że przeszło się kilometr... wiesz o co chodzi nie? Ja bym stąd poszedł do jakiejś karczmy usiąść wygodnie przed kominkiem z kuflem piwa i słuchać tych wszystkich Ashganów nie Ashganów co plotą głupoty, ale lepsze słuchanie ich niż chodzenie w po tym zakichanym domu-lesie. Ale jak chcesz iść dalej to pójdę, bo wiem że beze mnie zostaniesz poćwiartowany przez kościaki.
Miło mi, że się o mnie troszczysz, ale mogłeś iść wtedy do wyjścia. A teraz jesteśmy razem, więc idziemy dalej. Poza tym szkielety nie gadają. Idziemy tam. Mam dosyć tej zapyziałej dziury.
- TERAZ CIĘ MAM, NIE UCIEKNIESZ MI! ZAPEWNIAM ŻE DUPA BĘDZIE CIĘ BOLAŁA JAK NIGDY DOTĄD!! - Po czym drzwi otwierają się z hukiem i... wbiegacie WY! Nie! Jednak coś jest nie tak. Istoty są ubrane jak wy, poruszają sie jak wy ale nie mają ciała! Łysa krasnoludzka czaszka (choć z bujną białą brodą) zwraca się w twoją strone Volriker.
- Mam cie elfie! - kość żuchwowa podskakuje w takt wypowiadanych słów
- Ooo i pokurcz jest! - słyszysz Manor po czym widzisz jak Volriker-szkielet naciąga łuk...
Kurde, za dużo chyba wypiliśmy. Manor, bierz tego hama co się pode mnie podszywa. Ja biorę pokurcza. Już ja mu te kości przetrzepię. To było telepatycznie.
Rzucam się z mieczem na krasnoluda-szkieleta i tuż przed nim wykonuję zwód wbok i tnę od boku.