Sesja Kiyuku

- Dlaczego... mamy... go... puścić... wolno... - powiedziała ciężko Kaileen, starając się podnieść. - Załatwiłeś... go...?
Tymczasem Sith, zapewne nie mogąc pogodzić się z porażką w walce z Makankosem, na odchodnym postanowił jeszcze potraktować go Mocą. Wyciągnął dłoń, a Trandoshanin grzmotnął o ścianę jak kukła. Zadudniło głucho, jaszczur osunął się na podłogę.
- Powiedziałem dość! - zagrzmiał Harlan i chwycił go za kołnierz, przyciągając do twarzy. - Czy teraz czujesz się zwycięzcą? - Zasyczał gniewnie, w sposób, który nawet ciebie przyprawił o dreszcze. Stojący z nim twarzą w twarz Sith musiał być autentycznie przerażony.
- Czy teraz twoja walka nabrała sensu?! Zatem chodź! - pchnął go w tył i sam poszedł energicznie przed siebie. W paru krokach minęli waszą zbierającą się nieporadnie trójkę, jakby nie dotyczyło ich to, co właśnie pozbawiło was sił do stania i szybko znikli wam z oczu, w nieprzeniknionych, nienaturalnych ciemnościach wraku-grobowca.
Odpowiedz
- Khem... - mówię, by przerwać nieporęczną ciszę - Mamy się ukryć. Chyba najlepiej będzie wrócić na Królową. - mówię do towarzyszy. Pomagam wstać Kaileen, ruchem głowy pokazuję Niklowi, by zajął się Makankosem. - Rozumiem, to Harlan był tym Sithem, który przyleciał do z Huminro. Za zdradę Republiki grozi z tego co wiem kara śmierci.
Odpowiedz
- Poczekajmy jeszcze trochę z osądem. Sprway mogą wyglądać inaczej, niż myślisz. - powiedziała nad wyraz spokojnie Kaileen, oddychając głębiej. - Chodźmy, przeczekajmy trochę w ukryciu.
Jednak Niklo ani myślał odpuszczać. Stał jak wryty, wpatrując się w próżnię korytarza, w której zniknęli Sithowie.
- To musi być zakończone. Sprowadził nas tu z jakiejś przyczyny. Może by go powstrzymać, może byśmy stali się jego ofiarami. Ale jesteśmy Jedi. Musimy stać na straży. - stwierdził enigmatycznie, po czym skoczył w ciemność za odchodzącymi. Straciliście go z oczu niemalże od razu, gdy tylko przekroczył niewyraźną granicę między półmrokiem, a zupełną ciemnością. Choć biegł z włączonymi oboma mieczami, ich blask również zatonął w gęstej czerni, tak jak i odgłos jego kroków.
- Idiota... - syknął cicho zza waszych pleców Makankos.
Odpowiedz
- Ehh... możecie iść? - pytam się Kaileen i Makankosa. Przyzywam Mocą mój miecz, lub właściwie, teraz dwa. - Czego jak czego, ale tego to mu nie daruję. Będę miał trzy pracowite dni. Odtworzenie kryształu wspomagającego, zsynchronizowanie...
Odpowiedz
Kaileen odpowiedziała twierdząco na twoje pytanie.
- Za nim! nie chcę, by zrobił coś głupiego! - krzyknęła, mając na myśli Nautolanina, który zniknął w korytarzu przed wami. Odnalazłeś swoje miecze i ruszyłeś wraz z nią i Makankosem, na tyle szybko na ile byliście w stanie. Jednak już po parunastu metrach poczuliście, że coś jest nie tak. Nautolanina nie było nigdzie widać ani słychać, na nic zdawało się nawoływanie go, a nic nie wskazywało, by miał gdziekolwiek skręcić lub się ukryć. Nie słyszeliście też żadnych odgłosów walki.
Wówczas poczułeś również pierwszy wstrząs. Ściany i podłoga statku zadrżały, jakby ktoś potrząsnął nimi od zewnątrz. Chwilę potem, nastąpił kolejny wstrząs, tym razem mający swoje epicentrum gdzieś daleko wgłębi statku. Miałeś wrażenie, że kąt nachylenia wraku zmienił się nieznacznie.
Odpowiedz
- Idiota... - powtarzam słowa Makankosa pod nosem. Czy można by określić inaczej to co zrobił Niklo?
- Możesz go wyczuć przez Moc? - mówię do Kaileen.
Odpowiedz
- Czuję go poniżej. Nie wiem, gdzie on jest. Ale powinniśmy stąd uciekać. Ze statkiem jest coraz gorzej.
Faktycznie, było. Kolejny wstrząs zachwiał mocno twoją równowagą, a kąt nachylenia podłogi zmienił się wyczuwalnie. Statek jęknął boleśnie, przeciągłym, metalicznym dźwiękiem naprężanego i rozrywanego metalu, brzmiącym jak pośmiertna skarga zbłąkanego ducha. Wszystko wskazywało na to, że wrak zamierza zapaść się na dobre na dno Morza Wydm.
Odpowiedz
- Nie możemy ryzykować. Mam nadzieję, że znajdzie drogę, jeśli jednak zostaniemy tu zbyt długo, zaraz nie będziemy mieli wyjścia. - mówię do towarzyszy, po czym ruszam w drogę powrotną na powierzchnią.
Odpowiedz
Pokład przechylił się z rdzawym, metalowym jęknięciem, ostatnim tchnieniem niszczycielskiego kolosa, który postanowił na dobre pogrzebać się na dnie Morza Wydm. Zrobiło się zbyt pochyło na normalną, pionową pozycję, dodatkowo wszystko, co tylko mogło jeszcze odpaść, wysunąć się ze schowków, kajut i korytarzy spadało wgłąb statku niczym ciężki deszcz metalu i elementów wyposażenia okrętu. Najwięcej problemów miał Makankos. Wy mogliście chwytać się czego popadło lub używać mieczy w charakterze czekanów, jednak Trandoshanin mógł w jednym momencie wspierać się tylko na jednej ręce, w efekcie czego musiał wykonywać karkołomne, akrobatyczne figury aby sunąć dalej i wyżej.
Odpowiedz
Jeden miecz, drugi miecz, spojrzenie na Makankosa, jeden miecz, drugi miecz... nie wiem, co sie stało z Niklem, ale mam nadzieję, że przeżył. Patrzę znów na Makankosa, by w razie czego wrzucić go gdzieś Mocą.
Odpowiedz
Z waszą poMocą, zwłaszcza przy wydatnym udziale Kaileen, razem z Makankosem zdołaliście doczołgać się do wyrwy w burcie okrętu. Na łeb na szyję rzuciliście się w stronę oślepiającego, złocistego światła, o mało nie łamiąc się przy upadku z kilkudziesięciu metrów. Nieco bezwładnie i dość koślawo zamortyzowałeś upadek, obok ciebie Makankos grzmotnął z głuchym syknięciem, ale wydostaliście się, choć na odpoczynek nie było czasu, bo grunt wokół okrętu zapadał się wraz z nim.
Kątem oka dostrzegłeś też, że dalej, na wysokości rufy, przez wyrwę w której wchodziliście, razem z wrakiem powoli zapada się też wciąż nieprzytomny Huminro.
Odpowiedz
Niechętnie to robię, jednak ruszam głowę do Kaileen, by mi pomogła i staram się przenieść Mocą kapitana. Sith, nie Sith, bądź co bądź, to człowiek. Za to jestem zbyt zmęczony, bo próbować go przenieść normalnie, i ponadto, mógłbym się zapaść wraz z nim.
Odpowiedz
Kaileen wykazała się takim samym pomysłem w tej samej chwili, dzięki czemu wspólnie, stękając okropnie, zdołaliście "zdalnie" wyciągnąć nieprzytomnego ze strefy zagrożenia i ewakuować się na bezpieczną odległość. Spod krawędzi leja machał do was niebieskim mieczem Niklo, półleżąc na piasku. Dowlekliście się do niego, rzucając na piasek Huminro, który mruknął coś w malignie.
- Już drugi raz ratujecie to ścierwo. - syknął Trandoshanin pomiędzy jednym sapnięciem, a drugim. - Z tego co wiem o Sithah będzie musiał teraz popełnić podwójne samobójstwo.
Odpowiedz
- Nie nasz problem. - wzruszam ramionami. - Wracajmy na królową. - myśl o chwili odpoczynku na statku Fensena wywołuje u mnie odprężenie.
Odpowiedz
- Może też zmienić strony. Ostatnio wszystkim się to zdarza. - Niklo uśmiechnął się z dolnej pozycji z pewnym grymasem bólu. Spróbował powstać. Widać było, że odczuwa dotkliwy ból we wszystkich kończynach. Mimo to powstał ze swojego miejsca.
- Widziałem jak odlatują przez wąwóz. Pewnie nie mamy co ich teraz ścigać. Powinniśmy znaleźć jakieś miejsce by się ukryć od światła. Zaczyna mi doskwierać. Przyda się też miejsce do opatrzenia naszego stanu i rozmowy co dalej.
Odpowiedz
- Khem... - staram się zwrócić Niklowi uwagę na to, co mówiłem wcześniej. Czasem trzeba, ale na ogół nie lubię powtarzać tego co mówiłem.
Odpowiedz
- Na razie to odpada. - Niklo zamknął oczy, odwołał się do Mocy i zrobił krok. - Powinniśmy udać się w tę stronę. - wskazał kierunek - Jak mówiłem Sithci udali się w stronę wąwozu. Możne nawet do "Królowej". Więc ich uprzedziłem. Opuszczają planetę. Skontaktujemy się z nimi później, teraz przydałoby się zejść ze słońca. A teraz wybacz, że cie nie usłyszałem. Jestem trochę nieswój po walce z samym sobą i tym dziwnym uczuciu w nurcie Mocy. Idziemy?
Odpowiedz
Wzruszam ramionami. Cóż, lepiej iść, niż stać i prażyć się na tatooińskim słońcu. Tatooińskich słońcach. - Ruszajmy. - mówię, po czym idę w stronę, którą wskazał Niklo.
Odpowiedz
Poszliście. Przed siebie, wprost na otwierające się przed wami piaskowe wydmy, zostawiając za sobą zapadnięte wrakowisko.
Byliście zmęczeni, obolali, poobijani, wykończeni psychicznie i fizycznie. W ciągu mniej więcej pół godziny mozolnego marszu po szorstkim i gorącym jak rozpalona stal piachu zostawiliście pasmo skał dość daleko za plecami, choć nadal było ono wyraźnie widoczne. Najgorsze jednak, że poza jasno wyznaczonym celem i kierunkiem nie mieliście żadnego sprzętu ani prowiantu. Dodatkowo obciążyliście się pokaźnym bagażem w postaci bezwładnego Huminro, który wciąż nieprzytomny i mamrocący sporadycznie, musiał być niesiony przez was na zmianę. Makankos zarzekał się, że nie uszkodził mu żadnych kluczowych organów i tłumaczył jego przedłużającą się nieprzytomność udarem słonecznym. Zważywszy na czas, jaki kapitan spędził leżąc na słońcach przed wrakiem "Defilera", była to całkiem prawdopodobna hipoteza.
- Dobra, dość. - wychrypiał Makankos zatrzymując się i rzucając Huminro na ziemię. - Nie mam zamiaru mordować się z nim dalej. Albo zróbcie coś i obudźcie go tymi swoimi sztuczkami, albo zostawcie go tu, żeby zdechł. Ledwie mamy siły stać, nigdzie nie widać cienia ani schronienia, a to tylko zbędny tobół do taszczenia.
Odpowiedz
Podchodzę do nieprzytomnego Huminro, po czym próbuję najstarszej metody na świecie - strzelam w pysk z dłoni. Jeśli to nie skutkuje, wzruszam ramionami i czekam na reakcję towarzyszy.
Odpowiedz
← Sesja SW 3

Sesja Kiyuku - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...