Po raz kolejny w ciągu ostatnich dni przekonywałeś się o tym, jak dużą jednostką jest wasz statek. A nie, zaraz zaraz, nie "wasz statek", tylko "MÓJ statek, na którym WAS przewożę", jak wielokrotnie podkreślał kapitan Fensen. Brzuchaty gbury, jakim przy każdym spotkaniu wydawał ci się być właściciel tej jednostki, nie stanowił bynajmniej najdziwniejszego elementu załogi. Sam nie wiedziałeś co wywierało na tobie większe wrażenie: jednoręki Trandoshanin o wyglądzie, wzroku, postawie, ruchach i wszystkich innych cechach rasowego zabójcy, który patrzył na ciebie jak na rozdeptanego kinratha i prychał pogardliwie coś w swoim narzeczu, zdrowo pieprznięty na oprogramowaniu droid, będący najwyraźniej najprawdziwszym seryjnym HK-47, który co i rusz nawiązywał do mordowania, masakrowania, palenia, duszenia, strzelania innych form eksterminacji wszystkiego co żyje, robiąc to ze specyficznym, rozbrajającym humorem, czy w końcu niemniej rozbrajająca pani drugi pilot, Twi'lekanka imieniem Iziz, która zarówno aparycją jak i sposobem bycia wystawiała na potężną próbę twe śluby czystości.
Sama "Heavy Metal Queen" okazała się najbardziej klasyczną z możliwych jednostką dostawczą. Nie widziałeś ich bardzo wiele, ale ten statek w pełni dorównywał wszystkim wyobrażeniom na ten temat, jakie mógłbyś mieć. Bardzo duży i pojemny, doskonały do przewozu niemal każdego rodzaju towaru, złożony z kilku segmentów i części tak różnych, że po prostu nie mogły nie pochodzić z połączenia kilku niezależnych jednostek. Przechodząc kolejnym wąskim korytarzem w, jak sądziłeś, kierunku ładowni, z jednej strony nie mogłeś oprzeć się wrażeniu, że cała krypa zaraz się rozpadnie, z drugiej zaś dziwne, graniczące z podszeptem Mocy przeczucie mówiło ci, że "Królowa" zobaczy jeszcze niejedno. A na pewno widziało już dużo.