Sesja Krixa
Sypnąłeś w oczy jaszczurowi aż miło, odruchowo zasłonił twarz ręką i zamknął ślepia. Dobrze, punkt numer dwa - Trandoshanin zachwiał się i natychmiast przetoczył, uskakując przed spodziewanym atakiem z twojej strony. Dobrze, punkt numer trzy - wyobraziłeś sobie strukturę miecza, mechanizm w jego wnętrzu, plsujący energią kryształ. Ostrze Makankosa zniknęło i po raz pierwszy zobaczyłeś wyraźnie, że akurat tego się nie spodziewał. Sekunda konsternacji wystarczyła ci aż nadto, spiąłeś się w sobie z całej siły i cisnąłeś nim w piach, w który wcisnął się tak, że aż utworzytł za sobą niewielką hałdę.
-Będziemy kończyć na dziś.- Nautolianin oddychał ciężko. Wykorzystanie Mocy do innych celów niż poprawa jego fizycznych umiejętności nigdy niebyła łatwa. Tym razem poszło to jednak płynnie. Czyżby Niklo udoskonalił swój kontakt z żywą Mocą? Któż wie. Jedi wyłączył dzierżony miecz mimo to nadal pozostał w pozycji do gardy z VI formy. Miał nadzieję, że Makankos nie będzie na niego zły za takie zakończenie, ale trzeba było to zrobić. Przy okazji ukazać też siłę Mocy. -Rada Jedi widząc nagranie z naszej walki na mostku stwierdziła iż posiadasz potencjał. Przez ten pojedynek chciałem na własnej skórze się o tym przekonać. Za ich namową zwracam się do ciebie z propozycją. Dołącz do zakonu. Jeśli się zgodzisz będę cie szkolił. Wiec, że to nie łatwa ścieżka, masz wybór jaki mało który z nas dostaje. Jeśli się zdecydujesz nie będzie to nic przyjemnego, więc pomyśl o tym.
Makankos nie odpowiedział od razu. Podniósł się ciężko do pozycji siedzącej, otrzepał jedną ręką ubranie i wytarł piach z oczu, po czym splunął siarczyście. Nie byłeś pewny, czy zademonstrował ci w ten sposób, co myśli o złożonej ofercie, czy po prostu zbyt wiele ziarenek dostało mu się do ust.
- Więc niby co? Mam zostać szlachetnym rycerzem światła i prawości? Przerabiałem to już w drugą stronę i pierdolę taki interes. - zasyczał harcząco, podnosząc się na nogi. - Wszystkie te czary, sztuczki i filozoficzne pieprzenie kosztowały mnie swego czasu bardzo wiele. - uniósł i opuścił pozbawiony ręki bark. - Od tamtej pory wolę polegać jedynie na swoim ciele i stali. To walka, która rozumiem, uczciwa walka. Sztuczki i czary są dobre dla tych, którzy nie są dość dobrzy, by walczyć uczciwie.
- Więc niby co? Mam zostać szlachetnym rycerzem światła i prawości? Przerabiałem to już w drugą stronę i pierdolę taki interes. - zasyczał harcząco, podnosząc się na nogi. - Wszystkie te czary, sztuczki i filozoficzne pieprzenie kosztowały mnie swego czasu bardzo wiele. - uniósł i opuścił pozbawiony ręki bark. - Od tamtej pory wolę polegać jedynie na swoim ciele i stali. To walka, która rozumiem, uczciwa walka. Sztuczki i czary są dobre dla tych, którzy nie są dość dobrzy, by walczyć uczciwie.
-Moc nie musi być sztuczką do przechylenia szali.- Nautoliani podszedł do przyjaciela i wyciągnął rękę by pomóc mu wstać. -Jednak można ją też i tak wykorzystać. Jesteś na nią wrażliwy. Czy tego chcesz czy nie, korzystasz z niej, wyczułem to. Czerpiesz siłę w gniewie. Jeśli byś się jednak zdecydował to będę cię uczył ciężkiej współpracy z Mocą. Jak mówiłem masz wybór. Ja go nie miałem i wielu Jedi przede mną i po mnie. Jednak w tym stanie możesz być niebezpieczny. Gniew doprowadzi do ciemnej strony a ta może tobą zawładnąć. Możesz w szale skrzywdzić bliskie ci osoby, a potem nie będzie już odwrotu. Mogę ci pomóc nad tym panować albo...- Niklo zawiesił na chwilę głos. Nie był pewien czy powinien to proponować, ale może to było rozwiązaniem. -Mogę cię nauczyć wynurzenia z Mocy. Dzięki temu przestaniesz czerpać siłę z gniewu, będziesz mógł ufać tylko sile i stali. Osobiście jednak wolałbym byś się zgodził. Żyjemy w mrocznych czasach i zakon potrzebuje wprawnych wojowników. No i możesz być tym co odrodzi mistrzów broni.
- Nic nie rozumiesz? Już kiedyś próbowałem! - żachnął się Trandoshanin. - Tamten nie dał mi wyboru, to prawda, ale poza tym? Jaka to różnica? Też mówił o gniewie, uczył mnie wykorzystywać gniew, przekuwać go w broń. Uczył mnie tej całej Mocy, wszystkich technik, sztuczek... - Makanos mówił coraz szybciej, z coraz większą pogardą, jakby samo wspomnienie czegoś, o czym opowiadał, budziło w nim gniew. - Kiedyś byłem zupełnie inny, zupełnie inny w walce, w życiu. Była tylko siła, tylko furia, tylko żądza zwycięstwa, Mandalorianin dobrze by to zrozumiał. A tamten to wyczuł, uczył jak rozpalać ją Mocą i zaufałem mu. Tym jego "naukom", których nie rozumiałem. I ot - trafił się właśnie Mandalorianin, lepszy ode mnie. A ja, zamiast to zrozumieć i po prostu przegrać lub poprostu go zabić, musiałem koniecznie go pokonać. Bo przecież była ze mną MOC - podkreślił szyderczo i skrzywił swój brzydki pysk w kwaśnym grymasie. - Gdyby nie ten stary, gruby idiota i jego statek, nie byłoby mnie tutaj. - wskazał głową w stronę "Królowej". - Musiałem nauczyć się tego, co umiałem, od nowa. Wyrzucić wszystkie te bzdury, to tajemnicze pieprzenie o ciemnych stronach, jasnych stronach, mocach, energiach i gniewie. Dlaczego miałbym teraz do tego wracać, Nautolaninie? Czym wy, Jedi, różnicie się w tym względzie od Sithów?
-Pewnie niczym... Ale miałeś okazję poznać mnie w walce i poza nią.- Niklo uśmiechnął się przyjaźnie i ze spokojem. Blizna na twarzy nie pozwalała jednak osiągnąć pełni zamierzonego efektu.-Żyłem z Mocą. Żyłem i bez niej. Dla mnie to nie sztuczki a ograniczenia. Z jej powodu stajemy się leniwi. Zamiast posuwać swoje umiejętności dalej to ulepszamy je Mocą. Nie zgadzałem się z wieloma lekcjami zakonu. Odszedłem albo mnie wywalili, co wolisz i szukałem swojej odpowiedzi. Nadal jej nie mam. Jestem już tylko zepsuty. Ale dzięki temu mogę mieć odpowiedzi dla ciebie, jeśli będziesz gotów zadać pytania. Jedi kierują się innymi wartościami niż Sith. Jakbyśmy my prali twój mózg jako piersi to byś starał się stronić od gniewu. Tylko wewnętrzny spokój pozwoliłby ci walczyć w pełni. Co dla ciebie lepiej brzmi? W czym twój duch by się lepiej czuł? Gniew czy opanowanie? Strach czy Spokój? Ględzę co?
Nautolianin ponownie się uśmiechnął, tym razem jakby miał zaraz się roześmiać. Oto jest w największej galaktycznej piaskownicy, odstępstwo, wyrzutek wśród Jedi. Gada jak pełnoetatowy.
-Nie zamierzam cię do niczego zmuszać. Nie obchodzi mnie kim byłeś wcześniej. Ratowałeś moją dupę już kilka razy i uważam cię za przyjaciela. Chciałem ci po prostu pomóc jak umiem.- Niklo odetchnął ciężko. Podejrzewał wcześniej towarzysza o wpływy drugiej strony. Zakładał jednak słabą indoktrynację. Okazało się jednak iż szło to dużo głębiej. Ale dla każdego jest nadzieja. On się odnalazł... chyba. -Ale musisz przyznać. Zaskoczyłem cię wyłączeniem miecza?
Nautolianin ponownie się uśmiechnął, tym razem jakby miał zaraz się roześmiać. Oto jest w największej galaktycznej piaskownicy, odstępstwo, wyrzutek wśród Jedi. Gada jak pełnoetatowy.
-Nie zamierzam cię do niczego zmuszać. Nie obchodzi mnie kim byłeś wcześniej. Ratowałeś moją dupę już kilka razy i uważam cię za przyjaciela. Chciałem ci po prostu pomóc jak umiem.- Niklo odetchnął ciężko. Podejrzewał wcześniej towarzysza o wpływy drugiej strony. Zakładał jednak słabą indoktrynację. Okazało się jednak iż szło to dużo głębiej. Ale dla każdego jest nadzieja. On się odnalazł... chyba. -Ale musisz przyznać. Zaskoczyłem cię wyłączeniem miecza?
- Wiedziałem, że będziesz przynudzał, ale nie sądziłem, że jesteś oszustem. - mruknął oddając ci miecz, lecz od razu wyczułeś, że to udawana obraza. - Dodaleś tym samym kolejny powód, dla którego nie używam energetycznych ostrzy. I bez podatności na podobne triki są zbyt lekkie. Jeśli nie walczysz nimi odpowiednio długo, nie masz wyczucia broni i łatwo możesz sam urżnąć sobie łeb. Jeśli robisz to zbyt często, przy konieczności walki zwykłą, nawet najlżejszą stalą, zaburza się cała koordynacja ruchów. Do tego ostrze bez masy nie ma atutu własnego ciężaru podczas cięć i przepychanek. No i największa bzdura, nie powalczysz tym w wodzie. Spróbuj dorwać swoje zlecenie w Lasach Cienia w porze deszczowej z mieczem świetlnym w ręku. - zakończył, nareszcie przywołując swój brzydki, kpiący uśmiech.
-Dla tego mam też blastery. Mogłem do ciebie strzelić podczas naszych wywijasów. - Wcześniej miły i przyjemny uśmiech na twarzy Nautolianina zmienił się w dość złośliwy grymas. -Miecze świetlne mają też swoje zalety. Wiele opcji zaskoczenia przeciwnika poprzez wyłączanie i włączanie. Rany są czystsze. Łatwiej jest schować. Przy rzucaniu, kontrola ostrza bez masy, w powietrzu jest łatwiejsza a obroty rękojeści lepiej wyważone. A co do wody... Jestem Nautolianinem myślisz, że nie zabezpieczyłem się na taką okazję? Mój niebieski miecz ma regulację częstotliwości. Ostrze o niższej temperaturze nie nagrzewa tak wody i nie rozgrzewa rękojeści do punktu przeładowania. Prawda ostrze jest słabsze i krótko mogę go używać, ale w wodzie mam inne przewagi. A co do dowcipu... Gdy jeden Mandalorianin padł drugi kontaktuje się z bazą. Mój partner chyba nie żyje, co mam robić? Pyta. Spokojnie, najpierw się upewnij, że nie żyje, odpowiada baza. Słychać strzał. Już, co teraz? Mówi Mandalorianin
Jaszczur parsknął porgardliwie i machnął ręką.
- Dowcipy opowiadasz nawet gorzej, niż walczysz, a to naprawdę niesamowite. Co planujesz dalej? Twoi koledzy po fachu już zabrali się za zwiedzanie okolicy. - wskazał na Kaileen i Kyle'a, którzy oddalili się od was już dość znacznie.
- Dowcipy opowiadasz nawet gorzej, niż walczysz, a to naprawdę niesamowite. Co planujesz dalej? Twoi koledzy po fachu już zabrali się za zwiedzanie okolicy. - wskazał na Kaileen i Kyle'a, którzy oddalili się od was już dość znacznie.
-Nigdy nie byłem dobry za podążaniem ścieżką zakonu. Idziemy w drugą stronę?- Nautolianin się uśmiechnął. -Chciałem chwilę poświęcić na kontemplację Mocy planety. Może udałoby mi się wyczuć jakąś różnicę w jej aurze bo byłem na jej powierzchni nim zrobiliśmy cały ten rozgardiasz. Potem powinniśmy ich pewnie dogonić. Może coś udało im się osiągnąć gdy rozmawialiśmy. No i raz jeszcze cię pomęczę byś się zastanowił nad moimi słowami, nie odpowiadaj od razu bo była by to odpowiedź zrodzona z emocji. Pomyśl obserwując nas tutaj. Jeśli się nie mylę jesteśmy zbiorem kilku efektów szkolenia. Ja odszedłem i powróciłem, Kyle upadł i chyba powrócił, miał z nas największy kontakt z Ciemnością, tak mi się zdaje. Kaileen to jak na razie przykład właściwego Jedi. Choć jest kobietą, a to zły start. Nie chciałbyś zobaczyć jedi w okresie. Choć pewnie z sithami poddającymi się emocją jest gorzej. A teraz oddal się. Sio! Idź się opalać czy co jaszczurki robią na piasku.- Muszę się skoncentrować. Ta myśl dominowała teraz w umyśle Niklo. Musiał odgonić wszystkie dekoncentracje. Wszystko co mu przeszkadza. Gorąc, Makankosa który zapewne chcę się odgryźć, byle nie chciał zrobić tego dosłownie. Dwójkę jedi którzy swoją obecnością mogą silnie wpłynąć na aurę planety. Starał się jednak nie zapominać iż Ciemność którą może wyczuć może pochodzić z różnych źródeł. Sith w dredach, Kapitan, możliwe, że nawet jeszcze inni. Niklo jednak podejrzewał iż jeśli Sion trafił tu, to pustka i śmierć w żywej Mocy wybije się nad inne ciemności. Usiadł na piasku i wskoczył w głębiny mocy w niższe nurty dalej od jej powierzchni.
[ Ilustracja ]
Odprężyć się i wprowadzić w trans nie było łatwo. Rozpalone powietrze wlewało się do twoich płucniczym gorący ołów, równie rozgrzany piasek wypalał na twej rozpaczliwie spragnionej wilgoci skórze swoje piętno, a morderczy ciężar wszechobecnego upału wylewał się wodospadem z obu słońc wprost na twą głowę, niemalże miażdżąc cię swym ogromem.
Medytacja była jedną z najbardziej podstawowych technik relaksacji, jednak w połączeniu z Mocą mogła tworzyć najrozmaitsze odmioany. Posługiwanie się nią w szerszym zakresie jako odrębną techniką nigdy nie było dla ciebie czymś prostym, dlatego również teraz, rozszerzjąc swą percepcję na obszar tak niekorzystny dla umysłu i ciała jak Morze Wydm, przyjąłeś na siebie potężny cios.
Pustka, wszechograniający brak żywej Mocy, w którym zanurzałeś się z każdą kolejną falą gorąca, niemalże utopił cię w swym ogromie. Pustynia nie była cmentarzem, śmiercią, wyrwą w Mocy, jak miało to miejsce na pokładzie "Defilera". Stanowiła raczej bezkresne, wyschnięte źródło, w którym z dawna obumarły strumień wyżłobił swoje ślady. Echo dawnej, od wieków nieobecnej tu żywej Mocy niemalże pozbawiło cię wszystkich zmysłów, jednak z wolna, oddech za oddechem, z niemałym wysiłkiem i niemal fizycznym bólem, zdołałeś jasno określić najbliższe jej skupiska. Tuż obok ciebie świetlista sylwetka Makankosa, jasna i silna, utworzona z miriadów jasnych drobin przetykanych akcentami gwałtownego szkarłatu - gniewu, częściowej świadomości Mocy, wciąż nieukierunkowanej.
Nieco dalej - Solusar i Kaileen. Dwie różne, a przecież tak podobne sylwetki jaśniejących molekuł, tworzących samodzielne, żywe, pełne energii istoty, emanujące jasnobłękitną aurą, silniejszą w wypadku Twi'lekanki. Koncentrując się nieco bardziej i inkasując kilka kolejnych ukłuć gorącego, psychofizycznego bólu, zdołałeś również określić w przestrzeni Iziz i Fensena, a nawet charakterystyczne puste miejsca w tej pierwotnej tkance wszechświata, jaką stanowiły dwa droidy.
Wiedziałeś już z jakim wysiłkiem i trudnościami wiąże się taka medytacja w tych konkretnych warunkach, przeczuwałeś też niebezpieczeństwa z nią związane. Wyczuć Moc najbliżej położonych, dobrze znanych istot, to jedno, jednak odnalezienie pozstałych, których miałeś na myśli przed chwilą, będzie oznaczało ekspresową duchową podróż przez pustynię, równie bezlitosną dla ciała jak i ducha. Czułeś, że jeśli skupisz się i zaryzykujesz wystarczająco dużo lub wspomożesz się jeszcze czyimiś umiejętnoścami, możesz odnaleźć dokładnie to, czego szukasz. Z drugiej strony w niesprecyzowany sposób zdawałeś sobie sprawę, że tak intensywne zastosowwanie tej techniki tu i teraz w tak szerokiej skali, może okazać się zadaniem ponad twoje siły.
Odprężyć się i wprowadzić w trans nie było łatwo. Rozpalone powietrze wlewało się do twoich płucniczym gorący ołów, równie rozgrzany piasek wypalał na twej rozpaczliwie spragnionej wilgoci skórze swoje piętno, a morderczy ciężar wszechobecnego upału wylewał się wodospadem z obu słońc wprost na twą głowę, niemalże miażdżąc cię swym ogromem.
Medytacja była jedną z najbardziej podstawowych technik relaksacji, jednak w połączeniu z Mocą mogła tworzyć najrozmaitsze odmioany. Posługiwanie się nią w szerszym zakresie jako odrębną techniką nigdy nie było dla ciebie czymś prostym, dlatego również teraz, rozszerzjąc swą percepcję na obszar tak niekorzystny dla umysłu i ciała jak Morze Wydm, przyjąłeś na siebie potężny cios.
Pustka, wszechograniający brak żywej Mocy, w którym zanurzałeś się z każdą kolejną falą gorąca, niemalże utopił cię w swym ogromie. Pustynia nie była cmentarzem, śmiercią, wyrwą w Mocy, jak miało to miejsce na pokładzie "Defilera". Stanowiła raczej bezkresne, wyschnięte źródło, w którym z dawna obumarły strumień wyżłobił swoje ślady. Echo dawnej, od wieków nieobecnej tu żywej Mocy niemalże pozbawiło cię wszystkich zmysłów, jednak z wolna, oddech za oddechem, z niemałym wysiłkiem i niemal fizycznym bólem, zdołałeś jasno określić najbliższe jej skupiska. Tuż obok ciebie świetlista sylwetka Makankosa, jasna i silna, utworzona z miriadów jasnych drobin przetykanych akcentami gwałtownego szkarłatu - gniewu, częściowej świadomości Mocy, wciąż nieukierunkowanej.
Nieco dalej - Solusar i Kaileen. Dwie różne, a przecież tak podobne sylwetki jaśniejących molekuł, tworzących samodzielne, żywe, pełne energii istoty, emanujące jasnobłękitną aurą, silniejszą w wypadku Twi'lekanki. Koncentrując się nieco bardziej i inkasując kilka kolejnych ukłuć gorącego, psychofizycznego bólu, zdołałeś również określić w przestrzeni Iziz i Fensena, a nawet charakterystyczne puste miejsca w tej pierwotnej tkance wszechświata, jaką stanowiły dwa droidy.
Wiedziałeś już z jakim wysiłkiem i trudnościami wiąże się taka medytacja w tych konkretnych warunkach, przeczuwałeś też niebezpieczeństwa z nią związane. Wyczuć Moc najbliżej położonych, dobrze znanych istot, to jedno, jednak odnalezienie pozstałych, których miałeś na myśli przed chwilą, będzie oznaczało ekspresową duchową podróż przez pustynię, równie bezlitosną dla ciała jak i ducha. Czułeś, że jeśli skupisz się i zaryzykujesz wystarczająco dużo lub wspomożesz się jeszcze czyimiś umiejętnoścami, możesz odnaleźć dokładnie to, czego szukasz. Z drugiej strony w niesprecyzowany sposób zdawałeś sobie sprawę, że tak intensywne zastosowwanie tej techniki tu i teraz w tak szerokiej skali, może okazać się zadaniem ponad twoje siły.
Niklo poczuł się jakby zachłysnął się filtrowaną wodą, jak czasem się zdarza długo pływając lub gdy nurt się zmieni. Jest za głęboko. Czuł to i wręcz wyrwał się do powierzchni Mocy. Czuł się tak jakby głębia go ciągnęła. Oto zanurzony głęboko w wodzie, zakrztuszony nie może odzyskać właściwego oddechu jeśli nie wykrztusi wody, która trafiła w niewłaściwą część jego organizmu. Już widzi taflę Mocy, sięga. Z pozycji siedzącej wręcz się obrócił na kolana. Mimo tego, że był z dala od wody zakaszlał tak jakby naprawdę była w nim. Wizualizacje duchowej sfery potrafią się odbić na rzeczywistości. Dla tego iluzje Mocy mogą być tak niebezpieczne. Niklo źle się tu czuł. Nie mógł nawet ocenić czy aura planety się zmieniła. Trudno może jak znajdą jakieś lepsze miejsce, może z pomocą innych. Nie teraz. Jedi powstał z palącego go piasku. Widział iż jego ręce drżały. Po kolei. Skoncentrował się nad swoim mieczem i spróbował znów nastawić go by pojawiło się żółte ostrze. To proste zajęcie powinno przywrócić mu równowagę. Po tym sięgnął do kaptura swojego płaszcza. Strój wielośrodowiskowy powinien mu ulżyć choć trochę i trzeba będzie dogonić innych. Czas ustalić co robimy.
Ruszyliście w stronę dwójki Jedi, wokół których zebrała się spora grupka małych postaci w brązowych szatach, będących niezawodnie Jawami. Pozostała część pustynnych złomiarzy przemieszczała się po dość dużym obszarze, najwyraźniej zbierając po powierzchni pustyni fragmenty czegoś, co raz po raz posyłało w waszą stronę słoneczne refleksy, odbijające promienie dwóch tatooińskich gwiazd od swej metalowej powierzchni. Im bliżej podchodziliście, tym bardziej zbierane przez nich szczątki wyglądały na resztki statku. Zakapturzone karzełki przeczesywały wydmy wygrzebując z piachu różnej wielkości kawałki metalu, z których kilka rozmiarem i wyglądem przypominało fragmenty kadłuba lub czegoś podobnego. Widziałeś także kilka samobieżnych gąsienicowych kontenerów, do których Jawowie wrzucali znaleziony złom.
Idąc po tej nieprzyjemnej planecie Niklo zaczął marzyć by skryć się w jakimś cieniu. Najlepiej w klimatyzowanym wnętrzu, czegoś. Wszystko byłoby lepsze. No może poza wnętrzem gigantycznego pustynnego potwora, ale to już mieli za sobą. Ilu mogłoby takich być na planecie? A w ogóle jak się rozmnażają te monstra? Ta myśl szczególnie zaskoczyła Nautolianina, ale wolał się nią nie dzielić. Zapytał za to Towarzysza.-Makankos jak myślisz ile złomu ze statków wpada do tej piaskownicy? Może być to pozostałość po naszych działaniach?
Trandoshanin spojrzał chłodno na rozgrzany złom, walający się wszędzie w zasięgu waszego wzroku.
- Być może. - ocenił zdawkowo. - Tatooine to śmietnik wszechświata porównywalny z Balmorą. Na samej orbicie krąży więcej złomu po rozbitych przemytniczych jednostkach i ofiarach wojen imperialno-republikańskich, niż kamieni w pasmie asteroid. Nawet jeśli to szczątki "Defilera", to na pewno nie wszystkie. - oznajmił, przenosząc wzrok na Kaileen, która z zaskakującą sprawnością i ku niemałemu zdumieniu Solusara, prowadziła rozmowę z terkocącym w zastraszającym tempie Jawą w jego rodzimym dialekcie. Młodszy Jedi podszedł do was i założył ręce na piersi.
- A wy co sądzicie?
- Być może. - ocenił zdawkowo. - Tatooine to śmietnik wszechświata porównywalny z Balmorą. Na samej orbicie krąży więcej złomu po rozbitych przemytniczych jednostkach i ofiarach wojen imperialno-republikańskich, niż kamieni w pasmie asteroid. Nawet jeśli to szczątki "Defilera", to na pewno nie wszystkie. - oznajmił, przenosząc wzrok na Kaileen, która z zaskakującą sprawnością i ku niemałemu zdumieniu Solusara, prowadziła rozmowę z terkocącym w zastraszającym tempie Jawą w jego rodzimym dialekcie. Młodszy Jedi podszedł do was i założył ręce na piersi.
- A wy co sądzicie?
-O złomie? O upale? Czy o Twi'lekance?- Niklo uśmiechnął się złowieszczo, ale zaraz zmazał swój uśmiech z twarzy. -Próbowałem się otworzyć w tym miejscu na nurt Mocy, ale upał mi to utrudniał... i wy razem z nim. Jest nas tu za dużo i w tej wyschniętej Mocy świecimy za jasno. Może gdybyśmy połączyli medytację udałoby się wyeliminować część problemu, ale i tak wolałbym byśmy do tego zeszli z upału.
-Mój towarzysz twierdzi, że do tej kuwety dla gizka wpada wszystko. Możemy być pośród właściwego złomu choć wcale niekoniecznie.- Niklo rozejrzał się chwile szukając jak rozlegle są porozrzucane szczątki. -Na oko jest tego za mało. Mówimy to o gwiezdnym krążowniku, a nie frachtowcu. Z resztą Sithi mieli sporo czasu, mogli to już przeszukać. Ba nasz kapitan sithów z inkwizycji, czy z czego on tam nie był, mógł nas wyprzedzić i zabrać to co ważne do swoich. Myślałem, że jak wylądujemy to wyczuję te samą zmianę w Mocy jak na pokładzie Defilera. Ale na razie nie. Może jednak udało nam się Siona rozwalić w tak drobną przyprawę iż się nie pozbiera...
- Chodźmy z nimi i obejrzyjmy to wszystko. - wtrąciła się Kaileen, wskazują na zakapturzonych tubylców. - Musimy się upewnić, czy na pewno niczego tu nie ma. Prowadźcie. - poleciła Jawom i ruszyła za nimi, a wy, chcąc - nie chcąc, za nią.
[ Ilustracja ]
Najwyraźniej cała grupa zebrała już to, co chciała lub przynajmniej tyle, ile mogła, dlatego też tworzyliście właśnie radosny korowód złożony z Nautolanina, Twi'lekanki, Trandoshanina, człowieka, dziesięciu Jawów i ich pięciu samobieżnych gąsienicowych roboto-kontenerów na załom, wypełnionych po brzegi. Przyglądając się bliżej zarówno zebranym, jak i pozostawionym przez Jawów szczątkom utwierdzałeś się w przekonaniu, że są one fragmentami wielkiej, bojowej jednostki. Kawałki pancerza, wewnętrzne elementy kadłuba z wciąż częściowo widocznymi oznaczeniami pokładów, ułamane fragmenty radarów lub czegoś podobnego i tym podobne rzeczy.
Dokądkolwiek jednak zmierzali złomiarze, nie wydawało się to mieć nic wspólnego ze wspomnianym "niedaleko". Mamrocąc, piszcząc i podskakując radośnie Jawa rozmawiali ze sobą i szli wgłąb Morza Wydm, zupełnie nie przejmując się waszą obecnością, jakby gdzieś tam, pośrodku niczego, miało czekać coś w sam raz dla tak wątłych i niepozornych istot, jak oni. Nim się zorientowaliście, "Królowa" zniknęła wam za którąś z kolejnych wydm i jedynie niesymetryczny szlak złożony z kolejnych kawałków metalu, błyskających do was tu i ówdzie, dawał nadzieję na odnalezienie statku.
Tymczasem piaskowe morze przerzedziło się nieco, a grunt pod stopami stał się odrobinę twardszy i pewniejszy, prześwitując pod ziarnistych wydm łysinami spalonej, popękanej ziemi. Waszym oczom ukazał się kanion, wąwóz - trudno powiedzieć w rozgrzanym do czerwoności powietrzu, w każdym razie kompleks skalny, w stronę którego wyciągnęły się ręce Jawów.
- Niedaleko! Tam-Tam! - zapiszczał ich przewodnik, szybko jednak podskoczyli do niego pobratymcy i również wskazując coś w tamtym kierunku, zagdakali nerwowo.
- Złomowóz-tam-tam! - wyjaśnił w swoim stylu zakapturzony tubylec. Najwyraźniej Jawa widzieli w pustynnych słońcach znacznie dalej i lepiej niż wy. Że też nikt nie wziął lornetki, zakląłeś w duchu, jednak wytężając wzrok faktycznie dostrzegłaś jakieś 2-3 tysiące metrów przed wami sporawy, klockowaty kształt, który mógł być pojazdem Jawów.
- No jest, i co z tego? Powiedzieliście, że powinien tu być. - zasyczał z jadowitą obojętnością Makankos.
- Nie-nie-nie! Nie-tu-Wcześniej! I-nie-jedzie-Stoi! Złomowozy-nie-stają-na-pustyni! Nie-nie! Nie-tutaj-Kanion-Ludzie-Piasku-nie-nie!
- Cholera. - Solusar rozejrzał się nerwowo. - Myślę, że lepiej będzie, jak pójdziemy do tego kloca i sprawdzimy, o co chodzi. Pomoc tych Jawów zawsze może się przydać. Ale z drugiej strony nie podoba mi się wchodzenie do jakiegokolwiek kanionu, jeśli w pobliżu mogą być Ludzie Piasku. - stwierdził, spluwając gęstą śliną na piasek. - Ma ktoś w ogóle wodę?
[ Ilustracja ]
Najwyraźniej cała grupa zebrała już to, co chciała lub przynajmniej tyle, ile mogła, dlatego też tworzyliście właśnie radosny korowód złożony z Nautolanina, Twi'lekanki, Trandoshanina, człowieka, dziesięciu Jawów i ich pięciu samobieżnych gąsienicowych roboto-kontenerów na załom, wypełnionych po brzegi. Przyglądając się bliżej zarówno zebranym, jak i pozostawionym przez Jawów szczątkom utwierdzałeś się w przekonaniu, że są one fragmentami wielkiej, bojowej jednostki. Kawałki pancerza, wewnętrzne elementy kadłuba z wciąż częściowo widocznymi oznaczeniami pokładów, ułamane fragmenty radarów lub czegoś podobnego i tym podobne rzeczy.
Dokądkolwiek jednak zmierzali złomiarze, nie wydawało się to mieć nic wspólnego ze wspomnianym "niedaleko". Mamrocąc, piszcząc i podskakując radośnie Jawa rozmawiali ze sobą i szli wgłąb Morza Wydm, zupełnie nie przejmując się waszą obecnością, jakby gdzieś tam, pośrodku niczego, miało czekać coś w sam raz dla tak wątłych i niepozornych istot, jak oni. Nim się zorientowaliście, "Królowa" zniknęła wam za którąś z kolejnych wydm i jedynie niesymetryczny szlak złożony z kolejnych kawałków metalu, błyskających do was tu i ówdzie, dawał nadzieję na odnalezienie statku.
Tymczasem piaskowe morze przerzedziło się nieco, a grunt pod stopami stał się odrobinę twardszy i pewniejszy, prześwitując pod ziarnistych wydm łysinami spalonej, popękanej ziemi. Waszym oczom ukazał się kanion, wąwóz - trudno powiedzieć w rozgrzanym do czerwoności powietrzu, w każdym razie kompleks skalny, w stronę którego wyciągnęły się ręce Jawów.
- Niedaleko! Tam-Tam! - zapiszczał ich przewodnik, szybko jednak podskoczyli do niego pobratymcy i również wskazując coś w tamtym kierunku, zagdakali nerwowo.
- Złomowóz-tam-tam! - wyjaśnił w swoim stylu zakapturzony tubylec. Najwyraźniej Jawa widzieli w pustynnych słońcach znacznie dalej i lepiej niż wy. Że też nikt nie wziął lornetki, zakląłeś w duchu, jednak wytężając wzrok faktycznie dostrzegłaś jakieś 2-3 tysiące metrów przed wami sporawy, klockowaty kształt, który mógł być pojazdem Jawów.
- No jest, i co z tego? Powiedzieliście, że powinien tu być. - zasyczał z jadowitą obojętnością Makankos.
- Nie-nie-nie! Nie-tu-Wcześniej! I-nie-jedzie-Stoi! Złomowozy-nie-stają-na-pustyni! Nie-nie! Nie-tutaj-Kanion-Ludzie-Piasku-nie-nie!
- Cholera. - Solusar rozejrzał się nerwowo. - Myślę, że lepiej będzie, jak pójdziemy do tego kloca i sprawdzimy, o co chodzi. Pomoc tych Jawów zawsze może się przydać. Ale z drugiej strony nie podoba mi się wchodzenie do jakiegokolwiek kanionu, jeśli w pobliżu mogą być Ludzie Piasku. - stwierdził, spluwając gęstą śliną na piasek. - Ma ktoś w ogóle wodę?
-Pięknie się wybraliśmy na tą eskapadę.- Zamruczał Nautolianin spod swojego kaptura. Próbował nawet zaciągnąć go bardziej. Nic z tego gorąc nadal był dla niego dokuczliwy. Przed deszczem czy zimnem te płaszcze chronią w miarę dobrze, na upale jednak wysiadają. A może nie? Myślał Niklo. Może jest tak gorąco iż bez tego płaszcza jego skóra już by wyschła i zaczęła pękać. Nie chciał tego sprawdzać. -Ruszmy się wolę ten kanion. Tu jesteśmy odsłonięci na snajperów, tam będziemy mogli wejść w zwarcie jeśli dojdzie do walki. No i jest cień- Ostatnie słowa wypowiedział z taką nadzieją jakby od tego skrawka ciemności zależało jego przeżycie. Ścisnął pięści. Jestem JEDI! Ta myśl zdominowała wszelkie pozostałe. Skoncentrował się ogonił wszystko co mu przeszkadzało. Skupił się na żywej Mocy płynącej w nim. Skupił się na prądach wewnątrz. Pchnął je lekko i przyspieszył pracę serca. Ruszył swoim ciałem tak by zwiększyło obroty. Szybciej płynąca krew ochłodzi go choć trochę, a spokój z medytacji usunie resztę nieprzyjemności. Może i to go zmęczy, ale Niklo liczył iż w cieniu odpoczną.