[WoD] Sesja Wiktula

Kosacki spojrzał na czaszkę, skoncentrował się, po czym odsunął ją od siebie ze wstrętem kościany artefakt. Pobladł jeszcze bardziej niż wcześniej, objął się ramionami, jakby z zimna. Wstał, otrzepując się niezręcznie. Przyjąłeś czaszkę, tym razem z łatwością nawiązując z nią połączenie. Śliskie macki energii artefaktu objąłeś z obrzydzeniem, lecz bez obruszenia. Obrzydliwości wampirzych umysłów były podobne do tego, co miałeś przed sobą. Wytężyłeś się, korzystając ze Sfery Umysłu - poczułeś, że jesteś w stanie dotknąć jaźni Zielińskiego i pożałowałeś, że nie studiowałeś tej dziedziny głębiej. Wiadomość była w zasięgu ręki, lecz nie twojej.

Zieliński wzruszył ramionami.
- Siły, Materia, tym się zajmuję. Nic nie poradzę, że potrzebna jest inna Sfera. Maciek się tym kiedyś interesował, może on by mógł nawiązać taką łączność...

Obaj nie zbyt się tym przejęliście. Kosacki stworzył jasne źródło światła, które unosiło się nieco przed wami, gdy ruszyliście w labirynt korytarzy, żeby odszukać waszego towarzysza. Przeszliście z loszku korytarzem do przedsionka, z którego z kolei drabiną wyszliście na wyższy poziom. Wystrój wnętrz zmienił się z więziennie obskurnego na industrialnie zapuszczony, ale i tak była to miła odmiana. Kilkadziesiąt metrów dalej czekały już na was drzwi Pokoju Kontroli, które uchyliły się lekko, gdy podeszliście. Za nimi czekał was widok setek przełączników i dziesiątków kineskopowych wyświetlaczy, w lwiej części zniszczonych lub nieczynnych. Na podłodze zaś siedział Zieliński, nieudolnie próbując obandażować kikut prawej ręki, kończący się w połowie przedramienia. Obok niego leżał w kałuży krwi ogromny brytan, z zakrwawioną mordą, paskudnymi zębiskami, z których wciąż jeszcze wisiały strzępy mięsa i paskudną, wypaloną raną na boku. Ponad wszelką wątpliwość zwierz był nieżywy, lecz tanio skóry nie sprzedał.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Gwizdnął przeciągle, unosząc brwi do góry.
- Robi się coraz ciekawiej... - spojrzał na Kosackiego i wskazał gestem w stronę Zielińskiego. - No to dajesz, pomóż koledze i wykaż się w tej Materii.
Rzucając okiem, czy ranny nie zamierza przejść szybkim tempem w stan agonalny, wymagający wspólnej interwencji obu Euthanatosów, ostrożnie zbliżył się do leżącego na ziemi truchła. Przyklęknął przy nim, obejrzał ze wszystkich stron, usiłując lepiej poznać budowę i naturę tego stworzenia.
- Chyba mamy sobie sporo do opowiedzenia, prawda? Panie Zieliński? - rzucił przez ramię, obrócił się i wstał. - Jak tam z tą ręką? Mocno pana poranił?
Odpowiedz
Naukowiec z wyraźną ulgą przyjął wasze przybycie. Kosacki przyskoczył do niego i udzierając fragment koszuli jako źródło materii, prędko stworzył zgrabny, samozaciskający się bandaż, z pomocą którego opatrywanie szło sprawnie i skutecznie.

Zieliński, choć widać było, że jest ciężko ranny, wyglądał na bardziej poirytowanego niż przerażonego utratą kończyny.
- Podkradł się, kiedy przeszukiwałem system za informacjami wskazującymi na miejsce waszego pobytu. Mierzył w gardło, zasłoniłem się. Strzępy dłoni zapewne są w jego żołądku. Dzięki temu żyję, bo gdyby nie przerwał ataku w celu konsumpcyjnym, nie miałbym szans złapać go w Ognisty Trójkąt Maille'a-Clichy'ego. - spojrzał na was z mieszanką radości i profesjonalnego wstydu - Wiecie co się dzieje z Maćkiem?

- No siema. - zawołał Adept, stając w drzwiach. Na twarzy miał liczne ślady szminki, jego odzienie było rozchełstane, a z ust zwisał mu smętnie w połowie wypalony skręt, tak wypchany i grubaśny, że wystarczyłby na was czterech. Dałbyś też głowę, że zawiało od niego koniakiem. A może winem? Prawdopodobnie oboma trunkami.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
- Pytanie, czy sam Maciek wie, co się dzieje z Maćkiem... - zapytał tyleż badawczo, co drwiąco, uważnie obserwując nowe zjawisko. - Niektórym to dobrze, jak widać. Komnata rozkoszy, jak rozumiem...
Bacznie przyglądał się zachowaniu kolejnego odnalezionego, oceniając na ile jest ono efektem standardowych środków psychoaktywnych i oszałamiających doznań zmysłowych, a na ile odbiega od tzw. "normalności", rokując szanse na jakieś zagrożenie. Jeśli jednak kolega Maciej sprawiał wrażenie totalnie spalonego i zerżniętego na śmierć, Gassonet postanowił dać mu chwilę na dojście do siebie i osiągnięcie stanu komunikatywności.
- Panie Zieliński, czy jest pan nam w stanie wyjaśnić gdzie się znaleźliśmy i na ile szybko należy się stąd wynosić? Przyznam, że zdążyłem zobaczyć tu już kilka rzeczy, które mocno mnie fascynują, ale część z nas zdążyła stracić głowę, część, nieomal, duszę, a inni dość istotne kończyny... - przyjrzał się zabiegom Kosackiego, w międzyczasie streszczając co do tej pory widział, działał, dowiadywał się i domyślał.
- Wszystko wskazuje więc na to, że w wyniku pomylenia adresu trafiliśmy na plac zabaw kogoś, kto o mało co nie dołączył umysłu kolegi Kosackiego do swojej kolekcji motyli, posiada bardzo specyficzne domowe zwierzątka oraz odpowiednie środki do uczynienia z kolegi Maćka nadmiernie wyluzowanego idioty... Choć te ślady szminki są równie straszne, co obiecujące.
Odpowiedz
Pobieżna ocena nie wskazywała na to, żeby Maciek był pod wpływem innych sił niż psychoaktywne działanie alkoholu, THC oraz podbudowanej dopaminą satysfakcji z niedawnych seksualnych dokonań. Jego ocena sytuacji za to mogła nie być poprawna, o czym przekonałeś się gdy tylko otworzył usta.
- Zajebista impreza. I w ogóle to na pewno trafiliśmy dobrze. Aura się zgadza a obrazy, hu hu hu, zgodne z niektórymi "nieprawidłowymi", haha, "odrzuconymi" wynikami. - sarkastycznie celował skrętem w Zielińskiego, najwyraźniej przypominając sobie z radością o jego istnieniu. Ten odchrząknął, jeszcze bardziej zawstydzony niż wcześniej. Musiał sobie chyba zaaplikować sobie jakiś czar znieczulający.
- W rzeczy samej, jesteśmy we właściwym miejscu. I nie zamierzamy się ewakuować dopóki nie wykonamy zadania. Czy to aby nie jest to, czego poszukujemy? - wskazał na twoją czaszkę.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Obrócił czaszkę w dłoni, oglądając ją ponownie.
- Mówi pan...? To prawda, że jej właściwości są dość ciekawe, ale faktycznie o to panu chodziło? Jeśli tak, to świetnie, możemy wracać w znacznie mniejszej ilości kawałków. - spojrzał na truchło psa Baskervillów. - Chyba, że koniecznie chce pan szukać tego, kto hoduje i tresuje te zwierzątka, co stanowczo odradzam.
Odpowiedz
- Skoro pan pyta, najwyraźniej nie jest to poszukiwany artefakt. Inaczej chyba nie byłoby wątpliwości. A skoro tak, poszukiwania beda kontynuowane. - rzucił otonem nieznoszacym sprzeciwu.
- Niekoniecznie. - odezwał się Kosacki - Wiemy gdzie to jest. Nawet jeśli nie wiemy czego strzegli poprzedni lokatorzy, czaszka pokazała nam drogę. I najprawdopodobniej otworzyła
ją. To chyba rodzaj klucza do tego miejsca. Właściwie... jak ja zdobyles? - zainteresował się.
- To bez znaczenia. Opiszesz to w raporcie. Skoro wiesz jak tam trafić, prowadź. - naukowiec wstał i wciąż trzymając się za ranne ramię wskazał ci głową drzwi.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
- Zaraz zaraz. - wstrzymał ich gestem, wskazując na wielki panel kontrolny. - Zanim ruszymy się gdziekolwiek, musimy mieć jakiś konkretny cel. Za sprawą Yoricka - podrzucił czaszkę w ręce - wiem zaskakująco dokładnie jak trafić do poszczególnych miejsc, a nawet jakie mają oznaczenia, ale wolałbym wiedzieć, że robimy coś poza szukaniem "czegoś, co może być tym, czego szukamy". Coś tu pan robił, profesorze. Zdążył pan coś wysondować odnośnie działania tego panelu sterowania zanim sytuacja stała się niezręczna?
Odpowiedz
- Starałem się uruchomić te urządzenia. Elektronika była w większości bezużyteczna, zaczęła pracować gdy się zbliżyłeś. Pewnie się domyślasz, że nie miałem czasu się dziwić. - wskazał kikutem na jeden z monitorów, wyświetlający niekompletny plan pomieszczeń - taki, jaki miałeś cały czas w głowie.
- Wygląda na to, że droga do centralnego pomieszczenia jest otwarta... i prowadzi przez te drzwi na prawo.
- A co myśleliście? Laski mi wszystko powiedziały. Mieczor jest nasz. - uzupełnił nieco bełkotliwie Adept, gromadząc na sobie skonsternowane spojrzenia grupy badawczej. Najwyraźniej poczuł się nieswojo, bo zaczął obgryzać paznokcie.

Ruszajmy. Mam dość tego miejsca. - rzucił Kosacki, usprawiedliwiając niejako Eteryka, który potoczył się we wskazanym wcześniej kierunku bez słowa. Dałbyś sobie też uciąć rękę, że miał ochotę wyładować złość na naćpanym nerdzie i powstrzymał się tylko ze względu na twoją obecność.

Korytarz w rzeczy samej nie był długi i kończył się w okrągłej, industrialnej sali. Na samym środku, rozświetlając inaczej ciemną salę stał piedestał, nad którym unosił się zawieszony w powietrzu zębaty miecz, długi flamberg o klindze z brązu i bogato zdobionej rękojeści. Wokół piedestału wyrysowane były runy, najwyraźniej podtrzymujące jakiś rodzaj pola siłowego. Kiedy wchodziliście do sali, było ono jeszcze wyczuwalne, lecz gdy z czaszką zbliżyłeś się, runy przygasły a mleczna powierzchnia bąbla zniknęła. Na cokole zauważyłeś wyżłobienia - jedno odpowiadające kształtem podstawie ludzkiej czaszki, drugie będące odbiciem ludzkiej dłoni.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Ach, jakie to proste... Teraz w powietrzu zaświeci się pomarańczowa strzałka, nad którą widnieć będzie wielki napis "Tędy! Tędy idź Batmanie!". Położyć czaszkę, przyłożyć rękę, przeżegnać się nogą przez lewe ramię...
Unosząc dłoń Gassonet wstrzymał całą grupę w miejscu, przy okazji syknąwszy wymownie w stronę śliniącego się ćpuna. Tylko tego jeszcze mu brakowało, by oszołomiony diabli wiedzą jakim efektem Przebudzony rzucił się na niego w najmniej odpowiednim momencie, usiłując zadźgać go na śmierć. Mniejsza o to czym.
Ostrożnie obchodząc piedestał dookoła i lustrując pomieszczenie, Gassonet usiłował zrozumieć cokolwiek z rozpisanych run, przyjrzeć się orężowi, wywnioskować lub wyczuć jego charakter i przeznaczenie. Piekło było miejscem z które wrócił całkiem niedawno i nie zamierzał znów się tam wybierać za sprawą ciekawości. Czaszka pasuje do wyżłobienia? Miecz fajnie się obraca? Faktycznie, fajnie. Ale by dotknąć się do któregokolwiek z tych, Gaston musiał mieć konkretny powód.
Odpowiedz
- Na co czekacie? - warknął Zieliński, gdy tylko zakończył rysować w powietrzu runy ochronne. Maciek, który przed momentem wydobył z kieszeni futurystyczny skaner, wyglądający jak połączenie pilota od telewizora z zestawem lampek choinkowych. Adept kiwnął głową, gdy skaner wydał z siebie charakterystyczny zestaw pisków, potwierdzając, że stoicie przed kosztownym celem waszej wyprawy.
- Ja nie mam prawej ręki. Gassonet, bierz się do roboty. - zakomenderował, dając ci powód, którego szukałeś. W głębi duszy wiedziałeś, że logicznie jest w racji. On sam miał zabrać artefakt i zapewne nadal miał zamiar to zrobić, lecz bez dłoni nie był w stanie wydobyć go znad piedestału. Maciek nadal był zaćpany, nie byłoby bezpiecznie powierzać mu takie zadanie. Wreszcie, młody euthanatos był... młody. To miejsce okazało się być dla niego już wystarczająco niebezpieczne. Oczywiście, że to właśnie Michel powinien podjąc ryzyko. Jeśli w ogóle było warto je podejmować.

Naukowiec nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Były Tremere westchnął ostentacyjnie i spojrzał na Zielińskiego z mieszanką pogardy i politowania.
- Mój dobry człowieku, rad jestem, że mogę posłużyć ci pomocną dłonią, zważ jednak, że to moja ręka ma być w użyciu. Widzisz czerwony guzik? Wciśnij czerwony guzik! Doprawdy, nie wiem kto z nas dwóch jest tu naukowcem, jednak wiem, że moja ręka nie odrasta już tak jak kiedyś w ciągu jednej nocy. Jeżeli więc nie macie panowie nic do powiedzenia w kwestii zabezpieczeń, efektów, pułapek i Bóg wie czego jeszcze, co zapewne uruchomi takie lekkomyślne sięgnięcie po miecz, to proszę się zamknąć i dać mi w spokoju pomyśleć. - poprosił uprzejmie i odwrócił się na pięcie w stronę piedestału, wracając do lustrowania oraz wyczuwania jakichkolwiek zagrożeń związanych ze stojącą przed nim konstrukcją i artefaktem.
- Ktoś, kto skonstruował, odnalazł, przyzwał, stworzył to miejsce - wszystko jedno, zapewne nie jest imbecylem. - myślał na głos, częściowo do pozostałych, częściowo do siebie. - Jeśli nie jest imbecylem, to raczej nie pozostawi czegoś tak cennego do dyspozycji byle przybłędy, który jakimś sposobem wszedłby w posiadanie Yoricka. Nawet przy założeniu, że nasz gospodarz nie zakładał, iż ktokolwiek zdoła ją dorwać i uciec z gabinetu luster, choć ja bym nie zakładał, że on tego nie zakładał. Pytanie zatem, co stanie się, kiedy położę tam łapę i czachę. Obstawiamy prawdopodobieństwo tego, że po prostu weźmiemy miecz i za pięć minut będziemy w domu, sącząc herbatkę i śmiejąc się z wcześniejszych przygód?
Gassonet mówił, ale nie zważał na reakcje słuchaczy, pogrążony w myślach na temat tego, co widział wokół artefaktu. Czy rozumiał coś z inskrypcji? Czy coś mu to przypominało? Coś, o czym słyszał, czytał lub widział? Nie marnował sił na analizę ewentualnie ukrytych tu efektów, licząc, że coś ordynarnie prostego i silnego samo mu się narzuci lub dostrzeże to bez porównania bieglejszy w tych kwestiach Eteryk. Jeśli jednak nic a ni nikt nie wskazywało, że jego paranoja pt. "To zbyt proste" ma jakieś podstawy, nie pozostało nic innego, jak przyłożył rękę do dalszego rozwoju wydarzeń.
Odpowiedz
Maciek, mimo swojego odmiennego stanu świadomości wyprodukował całkiem zgrabny efekt, mający w założeniu wygaszać właściwości magyczne artefaktu. Zieliński z etergoglami na oczach założył na ciebie dobry tuzin różnych kontrolek i monitorów, w czasie rzeczywistym śledzących twój wzorzec. Kosacki również próbował stworzyć ochronę dla ciebie, lecz magia spaliła mu się w palcach.

Położyłeś czaszkę w odpowiednim miejscu, a zaraz potem z niejakim wahaniem przyłożyłeś dłoń do piedestału. Moc zawibrowała w powietrzu, gdy pękały wewnętrzne wzorce chroniące miecz przed ingerencją z zewnątrz. Broń również się poruszyła i opadła zgodnie z prawem grawitacji, które najwyraźniej działało bez zarzutu. Wyostrzona klinga wbiła się z cichym zgrzytem w kamień. Poczułeś, jak kwintesencja uchodzi z ciebie przez dłoń, którą dotykałeś do piedestału. Chciałeś ją zabrać, lecz nie mogłeś, niespodziewaną siłą przyssany do wgłębienia.

- O kurwa, ale jaja. Te wzorce się normalnie łączą... - wymamrotał Maciek, po czym odbiegł niemrawo parę kroków - Zara jebnie!

Zieliński, zachowując przytomność umysłu również zauważył niepokojące migotanie na powierzchni metalu i przypadł do ziemi, ratunkowym efektem przekształcając beton podłogi w beton walcowatej ściany wokół piedestału.

Młody euthanatos spojrzał z przerażeniem, jak betonowa tarcza zatrzymuje się na twojej ręce, którą wciąż dotykałeś postumentu. Mur nadal boleśnie rósł. Poczułeś jak Kosacki doskakuje do ciebie, siłą obalając cię na ziemię. Ból zatętnił w twoim ramieniu, gdy adept siłą odrywał cię od postumentu i w tym samym momencie usłyszałeś huk i zobaczyłeś błysk. Miecz eksplodował, zostawiając pęknięty postument, rozetę z sadzy na niekompletnej ścianie Eteryka i kilka długich cięć szrapneli na plecach twojego wybawcy. Ogłuszonym padłeś na wznak. Nie poczułeś już uderzenia o ziemię.

.
.
.
.

[AMBIENT]

Obudziłeś się na szpitalnym łóżku. Przy tobie siedział profesor Lejtner i czytał książkę. Nie zauważył twojego przebudzenia, wyglądał na to za bardzo znużonego. Po twojej lewej słyszałeś ciężki oddech Kosackiego, który leżał na brzuchu, a plecy miał pokryte jakiegoś rodzaju mchem i bluszczem. Byłeś obolały i bardzo chciało ci się pić.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Bardzo powoli, bardzo ostrożnie, zupełnie jakby jego porcelanowa głowa miała zaraz się rozlecieć, potoczył wzrokiem po otoczeniu, raz po raz sennie otwierając i zamykając powieki.
-... Putain... - wydyszał przez lekko rozchylone usta i spróbował uśmiechnąć się słabo. Analizując całe swe odrętwienie, poziom zatopienia w szpitalnej pościeli, natężenie wszechobecnego metronomu tworzonego przez dźwięki pracujących urządzeń oraz generalny stan obicia i zdewastowania cielesnej powłoki, Gassonet zastanawiał się nad filozoficznym problemem. Czy zaistniała sytuacja, poprzez jej przewidywalność, bardziej go śmieszyła, czy wkurwiała?
- Ach.. te ścisłe umysły... Ach, to... niezrównane bezpieczeństwo... naukowych obliczeń... - powiedział w sufit, dając znać Lejtnerowi, że oto przebudził się do tej gorszej rzeczywistości.
Odpowiedz
Lejtner pochylił się nad tobą, zerkając jeszcze na monitory, którymi byłeś obstawiony. Natychmiast niemal zaczął odpowiadać na pytania, które zwykle zadaje się w takich okazjach, przynajmniej zgodnie z tym, czego uczą filmy z Hollywoodu.

- Jesteś w naszej Fundacji. Mamy środę. W poszukiwaniach byliście prawie trzy dni, kolejny dzień leżałeś bez przytomności. Jesteś trochę poobijany i masz lekkie wstrząśnienie mózgu, ale z tym już sobie poradziliśmy. Domyślam się po twoich słowach, ze pamiętasz co się stało. Moja diagnoza - zostałeś złapany w pułapkę wysysającą Kwintesencję. Twoja prawa ręka nadal to odczuwa. Pułapka musiała działać jak ślina pijawki, moc nadal się z ciebie wysącza. Przygotowaliśmy dla ciebie zestaw Haustów, na wypadek gdyby skaza się otworzyła - to bardziej na wszelki wypadek. - Lejtner sięgnął po iniektor i podniósł twoją rękę. Prawie tego nie czułeś, tak była zdrętwiała - ale po tym, jak wstrzyknął w ciebie czystą energię eteru, natychmiast odzyskała sprawność i zdrowe rumieńce, przestała być sina i bezwładna. Sam tez poczułeś się lepiej, bóle ustały i poczułeś przyjemne mrowienie, stymulujące twoje zdolności magyczne. Czułeś się na tyle dobrze, że . Profesor położył na stoliku iniektor i jeszcze trzy naboje, których charakterystyczny kolor i duchowy wibr jednoznacznie określał czym są.

- Oczywiście, artefakt rozpadł się podczas wybuchu i wróciliście z niczym. Kosacki teraz śpi, wybudzać dzięwczęta z Kręgu będą go dopiero jutro. Chłopak poświęcił się, żeby cię chronić i prawie przypłacił to życiem. Dwaj pozostali są w dużo lepszej formie. Tymczasem tu, na górze, sprawy nie mają się najlepiej. Daj znać, gdy będziesz czuł się na tyle dobrze, by pomóc. Przydasz się aktywny. - uśmiechnął się krzepiąco.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Słysząc ostatnie słowa, zachichotał cicho. - Rozpadł się podczas wybuchu... - powtórzył po Lejtnerze, a chichot przeszedł w rechot, ten zaś następnie w kaszel. Mocno nieprzyjemny. Chwila ciszy i oddechu.
- Jak zła dokładnie jest sytuacja? Są różne sposoby stawiania na nogi tak nietypowych pacjentów, jak ja, więc w zależności od potrzeb mogę być w pełni sprawny i użyteczny szybciej, niż później. Choć, jak widzę, wszystkie kończyny mam na miejscu... - urwał i spojrzał na moment pod kołdrę. - Tak... Mowy nie odjęło, rozumu wiele nie było, więc i tu wielkich strat nie ma... Zamieniam się w słuch. Przyjemniej mi słuchać pana, niż serenady kardiografu.
Odpowiedz
Lejtner na dobre odłożył książkę i usiadł wygodniej. Widziałeś jak schodzi z niego powietrze. Zamiast poważnego profesora siedział przed tobą starszy pan przytłoczony ogromem kłopotów. Co więcej, nie wyglądał na zdającego relację mistrza, lecz na zagubionego przywódcę z konieczności, który rozpaczliwie pragnie porady i zastępstwa, wyższego autorytetu, do którego mógłby się odwołać. Niestety, był tylko on. I ty, ze swoim doświadczeniem życiowym.

- Technokraci wypuścili swój tajemniczy produkt. Przystawka do telewizora, a jakże, sprzedaje się jak ciepłe bułeczki. Chłopcy z PFK wzięli ją na warsztat, działanie jest subtelne, ale przerażające. Wzmacnia odbiór emocjonalny przekazu telewizyjnego, oficjalnie podnosząc tylko jakość obrazu i dźwięku. W rzeczywistości zakrzywia percepcję oglądającego. Naprawdę przyjemny efekt, filmy wyglądają tak ekscytująco jak nigdy przedtem, programy przyrodnicze ze zwierzętami na wyciągnięcie ręki. Brzmi niewinnie, ale domyślasz się pewnie jak to działa, gdy ktoś ogląda wiadomości albo debatę polityczną. Musimy przeprowadzić akcję odwetową albo jakieś metody neutralizacji tej maszyny zanim przerobi naszych półgłupich już śpiących na kompletnie zdemenciałych. To zadanie przypadło PFK. My stoimy przed bardziej bezpośrednim problemem. Grupa, zapewne sterowana przez jedną z frakcji Techno przypuściła walny atak na sosnowiecki i jaworznicki caern. Sosnowiec padł, miejsce zostało kompletnie zniszczone, wilkołaki w większości pierzchły do Umbry, chociaż ze sporymi stratami. Jaworznickie plemię było bardziej zacięte, wybronili swój węzeł, ale została ich garstka. Krąg leczy rannych i próbuje pomóc, ale nasz wywiad twierdzi, że to był tylko pierwszy z serii ataków. Ponoć ta sama ekipa ma teraz na celu lokalne Fae. Nie wiemy jak to się łączy ze śmiercią księcia krwiopijców, ale jeśli technokraci nie obawiają się tak otwarcie zaatakować, musimy temu przeciwdziałać, nawet jeśli ich ofiary to nie my. Do tego, plotki o Lalkarzu przybrały na sile. W Fundacjach panuje przeświadczenie, że jesteśmy zinfiltrowani. I w rzeczy samej, znaleźliśmy jednego sabotażystę - na szczęście dało się go zneutralizować zanim zdążył wysadzić Krąg. Sprawa jest dziwna, dwa dni wodził nas za nos, zanim wpadł w sposób tak oczywisty i bzdurny, że zastanawiam się czy spowodowanie wybuchu faktycznie było jego celem. Tych dwóch troglodytów, którzy się z tobą kontaktowali też nie pomaga, zabrali się za eliminację ich zdaniem niebezpiecznych wampirów. Zaraportowali też, że według ich - nam nieznanych - źródeł, z okręgu zniknęło w ostatnim czasie pięć tysięcy osób. Sprawdzamy to... - zawiesił głos, westchnął i powstrzymał się przed spytaniem cię o radę. Sięgnął na nowo po książkę, starając się odzyskać kontenans, lecz z marnym skutkiem.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Złapał się za głowę, która zabolała ponownie i zacisnął powieki.
- Profesorze, litości, nie na jednym wydechu. Moja głowa dopiero od niedawna ponownie przyswaja informacje, zabijać można bardziej humanitarnie.
Pozwolił sobie na kilka głębszych wdechów, by przetrawić wszystkie nowości.
- Pięć tysięcy. Ot tak. Zniknęło. I nikt tego nie widział? Nikt o tym nie wie? Ani wy, ani policja, czyli najpewniej wampiry? Może zanim tych dwóch imbecyli pozbawi nas ostatnich procentów szansy na pozyskanie jakichkolwiek danych, poinstruujcie ich, żeby NAJPIERW pytali, możliwie długo i boleśnie, a dopiero POTEM zabijali. Poza tym, jak chcecie dogadać się z Rodziną i dowiedzieć, co to za bajzel z Księciem, jeśli to właśnie z waszego polecenia eliminuje się wszystkich, którzy mogą coś o tym wiedzieć?
Wsparł się na łokciach i przeszedł powoli do pozycji półleżącej, a potem spróbował usiąść. Jeśli przez najbliższe tygodnie będzie leżakował tutaj, racząc się specjałami szpitalnej garkuchni, to będą mogli podetrzeć się jego "eksperckimi opiniami".
- Nie mam pojęcia, co należy zrobić w sprawie Technokratów i ich chorych pomysłów. Nie mam z nimi ani wielkich, ani pozytywnych doświadczeń, podobnie dziedziny magyi, w których oni celują, dla mnie pozostają co najwyżej niepewne. Ufam, że wspomniany przez pana zespół wie lepiej ode mnie, jak należy działać. Tymczasem - wilkołaki. Uważam, że bezzwłocznie powinniście zaoferować im pomoc. Nie muszę chyba tłumaczyć panu, co oznacza dla Garou utrata Caernu, w dodatku na rzecz takich, jak my. Podobnie jak nie muszę tłumaczyć, co oznacza wolny dostęp do potężnego węzła dla takiej ekipy Technokratów. Jeśli tylko zdołam, sam spotkam się z tymi, którzy zdołali się obronić. Jeżeli mamy dowiedzieć się czegokolwiek o Lalkarzu lub innych umbralnych istotach, o których my sami nic nie wiemy, to potrzeba nam dobrego Teurga. Jeżeli mamy dowiedzieć się, czy ta grupa ma coś wspólnego z cała hecą wokół wampirów, to prędzej od tych, którzy właśnie z nimi walczą.
Usiadł na łóżku i jęknął, gdy w plecach coś strzeliło.
- I wreszcie, profesorze, jeśli mamy mieć jeszcze jakiekolwiek szanse na obronę przed tym, co się wyprawia, nie możemy dopuścić, by Technokraci dorwali drugi węzeł. Przypuszczam, że nie dysponujemy podobnymi zapasami energii i artefaktów. A, skoro już o tym - Zieliński. Niech zajmie się czymś beznadziejnie nieistotnym lub zginie w słusznej sprawie. Nie chcę więcej oglądać tego idioty.
Odpowiedz
- I skąd weźmiemy na to wszystko ludzi? - skrzywił się profesor - Krąg już teraz wygląda jak obóz dla uchodźców. Obrona caernu to sprawa najwyższej wagi, ale może wymagać przeznaczenia wszystkich naszych zasobów. I najprawdopodobniej kiedy tak zrobimy atak przypadnie gdzie indziej. To sytuacja bez wyjścia, cokolwiek zrobimy, coś stracimy. Obawiam się, że albo caern albo Fae będziemy musieli spisać na straty. Technokratom zupełnie nie chodzi o przejęcie kontroli, tym razem ich celem jest wyłącznie zniszczenie. Węzeł w sosnowcu już nie istnieje, zamknęli go na dobre. I z całym szacunkiem i sympatią jaką do ciebie żywię, nie znam gorszej osoby do rynku negocjatora z wilkołakami.

- Odmianie zaś twoich morderców, sądziłem, że się tym zajmiesz i nie pozwolisz im biegać dziko po mieście kołkując tak samo naszych sprzymierzeńców jak wrogów. - powiedział z pewnym wyrzutem - Powinieneś się tym zająć jak tylko będziesz miał siłę. Sprawdź też te twierdzenia o pięciu tysiącach. Wątpię by nam to umknęło, monitorowalismy technokratów zbyt uważnie.

- Mamy po prostu zbyt mało zasobów. Musimy zorganizować obronę istniejącego jeszcze caernu, zapewnić pomoc fae, jednocześnie pilnując samych siebie przed kolejnym sabotażystą oraz ulokować cenne zasoby ludzkie w badaniach telewizyjnej przystawki. Z czegoś będziemy musieli zrezygnować, inaczej przegramy wszystkie bitwy.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Odpowiedz
Teraz wkurwił się nie na żarty.
- Drogi panie Lejtner, czy ja dobrze słyszę? Najpierw podsyłacie mi dwóch ćwierćpółmózgów, od których przez kwadrans usiłuję wydusić informację kim są i czego chcą ode mnie, a gdy już mi się to uda, idą w pizdu twierdząc, że Bóg ich powołał do tego, aby czynili zło dla niego i ja mam w tym interes. Potem, pomimo wszelkich moich wątpliwości, uprzedzeń i opinii, na temat bezsensowności wyprawy po Złote Runo, decydujecie się przeznaczyć na nią znaczną część swych "mocno ograniczonych zasobów", bo absolutnie nikt nie potrafi wyperswadować jednemu zakompleksionemu badaczowi jego dziecinnych zachcianek. A kiedy po tym, jak niezidentyfikowany artefakt omal nie obrócił mnie w proch, czego dotąd z powodzeniem unikałem przez półtora wieku, ląduję w szpitalnym łóżku, pan czyni mi wyrzuty, że proponuję rozwiązania, które wiążą się z kosztami i nie kontroluję praktycznie nieznanych mi wykidajłów, którzy ponoć mieli czekać na moje rozkazy, choć takich wydać nie zdążyłem. Mam "sprawdzić" niespodziewane informacje o PIĘCIU TYSIĄCACH ludzi porwanych przez kosmitów? Niby jak, skoro dotąd nic o tym nie wiecie, choć przecież na pewno wam to nie umknęło?

Westchnął, po raz kolejny zastanawiając się nad różnicą, jaka zaszła w jego fizjologicznym przejawianiu się gniewu od czasów nie-życia. Kardiograf rozpiszczał się pogodnie, jakby zamierzał zaraz zatańczyć lambadę.

- "Obrona caernu to sprawa najwyższej wagi", ale "należy spisać go na straty", ponieważ "mamy za mało ludzi na wszystko". Panie Lejtner, wobec powyższego proponuję wszystkim położyć się i umrzeć. Lub biadolić nad tym, że przez ostatnie lata urządzaliście sobie sympozja i habilitacje, efektem czego Technokracja tak się za was zabrała, że aż się dobrała. Chce mi pan opowiedzieć o tym, jak niestosowny ze mnie negocjator w sprawach wilkołaków? Czy może zamiast tego wskaże mi pan lepszego? Moim zdaniem to powinno być naszym priorytetem, bo bez niego nie osiągniemy już nic. Nie zostali już nam żadni inni, potencjalni sojusznicy, choćby i tak niewygodni.
Odpowiedz
← Sesja WoD by eimyr

[WoD] Sesja Wiktula - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...