Kuba przełknął ślinę i chyba chciał pociągnąć łyk z butelki, ale się rozmyślił i odstawił ją na szafkę na buty obok drzwi.
- To jakiś żart? Andrzej nie żyje od ponad roku. Jeśli chciałaś mnie rozśmieszyć to ci się to nie udało. - chłopak zaczął zamykać drzwi, wyraźnie nie w humorze.
- Ech, no co ty nie powiesz.- Pomyślałam złośliwie chwilę potem odczuwając w piersi mocne ukłucie odzywającej się moralności.
- Hej, poczekaj.- Powiedziałam delikatnie podchodząc szybko do drzwi zanim Kuba zdążył je zamknąć. Wiedziałam, że pokazywanie Kubie karteczki było zupełnie bez sensu; uznałby to zapewne za chory żart i trzasnął by mi drzwiami w twarz z odmachem.
Kuba spojrzał na ciebie podejrzliwie, wciąż wietrząc podstęp.
- Na komunalnym, na Murckowskiej. Po co ci to? - skrzywił się - Co się tak nagle Andrzejem interesujesz?
- Wyjeżdżam niedługo, nie wiem kiedy wrócę i chciałam go chociaż raz odwiedzić. - Odpowiedziałam prosto i rzucając krótkie 'dzięki' na odchodne, ruszyłam z powrotem do mieszkania. Na wałęsanie się po cmentarzach było już dzisiejszego dnia nieco za późno, więc z rana następnego dnia postanowiłam pojechać na cmentarz i odnaleźć grób Andrzeja.
Autobus numer czterdzieści podjechał na przystanek na czas, jednak na cmentarz dojechał o pół godziny spóźniony. Co lepsze, wcale nie jechał przez centrum. Przechodząc wśród straganów, na których babcie sprzedawały sztuczne kwiaty i wiązanki oraz niezliczone rodzaje zniczy w kolorach bogatszych niż moja garderoba, w końcu dotarłam do wielkiej mapy, na której rozrysowany był plan cmentarza. Wielkiego cmentarza.
- I jak cię tu Andrzeju znaleźć?- Mruknęłam pod nosem zaciskając w dłoni karteczkę z wezwaniem o pomoc.
Wybrałaś się więc na przechadzkę. Krążyłaś pomiędzy grobami, oglądając płyty i pomniki, widząc, lecz nie zapamiętując setki nazwisk. Były tam zarówno starsze pomniki, jak i tanie zwykłe płyty z lastryko, ale też bogate, kiczowate granitowe potworki, z rzeźbionymi figurami albo nawet zdjęciami zmarłych wydrapanych na stałe w marmurze. Zdziwiłaś się, gdy zobaczyłaś jego grób tuż przed sobą. Oszczędny, surowy kawał kamienia z jego nazwiskiem, datami urodzin i śmierci i dyskretnym napisem "Na zawsze z nami". Obejrzałaś się za siebie. Wyglądało na to, że droga, którą pokonałaś była najkrótszą możliwą ścieżką od wejścia do jego kwatery.
Dotarłszy w końcu (bo ileż można przyglądać się grobom?) do odpowiedniej płyty z odpowiednim nazwiskiem odetchnęłam cicho. Przypomniały mi się wszystkie niezręczne korytarzowe minięcia z Andrzejem i niewykorzystane godziny otwarcia kawiarni za rogiem mieszkania.
- Jakiej ty pomocy możesz ode mnie potrzebować? - Spytałam cicho płytę nagrobkową. Wyglądała na czystą, niepohańbioną przez żadnego gołębia.
Grób, jak to grób, milczał zawzięcie. Nie sądziłaś, że nagle usłyszysz dzwony z niebios i objawi się duch Andrzeja w otoczeniu anielskich zastępów, ale... Ale miałaś nadzieję na jakiś znak. Symbol. Natchnienie. Cokolwiek, co by usprawiedliwiło twoją wizytę na cmentarzu. Zamiast tego granitowa płyta wydawała się kompletnie zwyczajna i banalna. Wręcz raziła swojskością, przaśnością. Gdybyś miała podać definicję "zwykłego grobu" to byłaby właśnie ona. Przez moment łudziłaś się jeszcze, że może coś się wydarzy, ale po chwili to uczucie ustąpiło innemu. Może po prostu traciłaś rozum i powinnaś była zostać pacjentką w Rybniku zamiast włóczyć się po cmentarzach? Może to wszystko było tylko halucynacją, ułudą chorego umysłu? Sięgnęłaś nerwowo do torebki i poczułaś ulgę, gdy karteczka nadal tam była.
- Głupota pewnie...- Mruknęłam cicho pod nosem i wyjęłam karteczkę z torebki gotowa podrzeć ją na kawałki i dać rozprowadzić wiatrowi na wszystkie strony. Powstrzymały mnie jednak dwie rzeczy; sam cmentarz, gdzie mama mówiła, że nie wypadało śmiecić oraz słaba wiara w to, że jednak nie miałam z głową.
W rozterce usiadłam na pobliskiej mini ławeczce, której spróchniałe drewno mogło pęknąć pod moim dupskiem w każdej chwili, i wpatrując się to w nagrobek to w karteczkę doszłam w końcu do wniosku, że karteczka wcale nie musiała być zaadresowana do mnie.
- Może to jakiś kolejny mafiozo Moniki, któremu zabrakło na towar? - Spytałam samą siebie na głos czując, jak mój umysł na siłę stara się znaleźć jakieś logiczne dla niego wytłumaczenie.
- E! Dzioucha! - usłyszałaś za sobą. Kiedy się obejrzałaś, zobaczyłaś rudego, siwiejącego starca wspartego na lasce. Miał na sobie dobrej jakości ubrania, ale wyglądał komfortowo i nosił kaszkiet. Gdyby jego odzienie było trochę mniej porządne, wzięłabyś go za stróża.
- Czego szukasz na tym grobie? Tu nic nie ma. - podszedł powoli, ociężale.
- Serio? Chwali się. Tylko trochę źle trafiłaś, bo jak już mówiłem, jego tu nie ma. - smarknął na trawę - Duchem ani ciałem. No ale jak tam sobie chcesz.
Odwrócił się na pięcie, najwyraźniej uważając rozmowę za zakończoną.
Zamyślenie w jakie wpadłam starając się rozwiązać zagadkę wiadomości od 'Andrzeja' na chwilę przesłoniło zdolność mojego umysłu do odbierania pewnych bodźców, bowiem dopiero kiedy staruszek oddalił się ode mnie na dobrych parę metrów zareagowałam.
- Ale jak to go nie ma? - Z gardła mojego wydał się wysoki skrzek.
- No nie ma. Tutaj jest pusta trumna. Ciała nie było, wiem, bo sam kopałem. - dziadek strzyknął brunatną śliną na grunt. Biorąc do ust kolejną prymkę tytoniu żuł gęstą masę z wyraźnym upodobaniem.
Pusty grób. Nieznana wiadomość. Do tego jeszcze cała ta szopka z magami, wampirami, anty-magami... Czy to miało jakiś sens? Czy to miało jakiś cel? Nawet jeśli, w tej chwili go nie widziałaś. Czy lepiej byłoby po prostu wrócić do domu i udawać, że nic się nie stało, czy po raz kolejny rzucić się w nieznane, nie wiedząc nawet czy po drugiej stronie czeka nagroda czy kara?
- Czekej pan. - Uniosłam się głośno podchodząc do dziadka jakby z zamiarem uduszenia go na miejscu.
- Jeśli ciała nie ma tutaj, to gdzie jest? Przecież wszyscy wiedzą, że zginął w wypadku. - Oskarżycielskim spojrzeniem patrzyłam na dziadka stojąc przed nim i oczekując wyjaśnień. Ręką wskazywałam na grób, jakby właśnie zakopał mi tam portmonetkę.
- A bo ja wiem? Jestem tylko grabarzem. Ale mówię panience, że gdziekolwiek go pochowali, ta płyta tutaj to pic na wodę. - wzruszył ramionami dziadek, definitywnie dając znak, że już sobie idzie -Jak go chcesz szukać, to popytaj w kanałach. Oni takie rzeczy wiedzą.
- W kanałach? Jakich kanałach? - Spytałam nie rozumiejąc dziadka grabarza. Chyba nie kazał mi schodzić do ścieków?
Jakikolwiek wytłumaczenie miałoby rozjaśnić sytuację braku ciała Andrzeja było tym, co najprawdopodobniej wyjaśniłoby również dziwną wiadomość. Z drugiej strony... Dziadek miał swoje na karku. Może się mylił?
- No przecież nie telewizyjnych. Ściekowych, paniusiu. - zakpił.
Strzelając śliną na trawnik między grobami, pozostawił cię w stanie zdumienia. W ściekach? Tam przecież nic nie było. Ot, trochę zawalających się korytarzy, do których nie wolno wchodzić ze względu na szkody górnicze. Katowice nie były miastem o rozbudowanym systemie kanałów, do których możnaby ot tak wchodzić. Były oczyszczalnie, były koryta, ale takich prawdziwie gotyckich kanałów, jakich należałoby się spodziewać po tym wszystkim, co zobaczyłaś, w Katowicach zwyczajnie nie było. Mogłaś pomyśleć o jednym, czy dwóch wejściach do jakichś większych kanałowych zbiorników, które gromadziły syf po drodze do oczyszczalni, ale zwyczajne ścieki płynęły pod ulicami i były zwykłymi rurami z gównem.
- Karma to suka. Musiałam być chyba gołębiem srającym na ludzi w poprzednim życiu. - Stwierdziłam cicho pukając się po głowie, kiedy decyzja dotycząca wchodzenia do kanałów została już podjęta. Rzucając ostatnie spojrzenie na grób Adama opuściłam cmentarz.
Parę godzin później po zawiązaniu nowo zakupionej chusty na twarzy znów pukałam się po głowie stojąc przed wejściem do ścieków. Smród powoli unosił się w powietrzu wydobywając z istnego łoża ludzkich bakterii, których mokre depozyty znajdowały się pode mną. Nie miałam zielonego pojęcia czy byłam gotowa na sprawdzenie drugiego wejścia, jeśli nie znalazłabym tutaj jakichkolwiek odpowiedzi.
- Gówniana sytuacja. - Mruknęłam pod nosem schylając się do wejścia.
Wejście do kanału było czymś w rodzaju łukowato sklepionego mostka. Nad nim biegła jakaś ulica, łącząca obrzeża miasta z zadupiastą dzielnicą, w której nigdy nie byłaś. Dookoła nie było ludzi, co wcale cię nie dziwiło. Z kanału wypływała niezbyt czysta ciecz, która być może w poprzednim wcieleniu była wodą, by wlać się do niedużej rzeczki, jednej z wielu gruntowych cieków, które i tak na końcu wpływały do Bałtyku. Kanał, przy którym stałaś, był zdecydowanie pomyślany jako kanał burzowy. To jednak nie przeszkadzało mu po przejściu przez trzewia miasta być prawdziwą kloaką.
Okoliczne murki, płotki, znaki i wszystkie inne dostępne gówniarzerii powierzchnie pionowe pokryte były kiepskiej jakości graffiti, głównie nieczytelnymi napisami oraz typowym dla blokowisk bohomazem, którego skompilowany przesłanie było proste: "Zabić żyda, GKS pany, Ruch kurwy, Górnik chuje". Same wejście do kanałów było jednak oszczędzone przez gnojków, którym widocznie nie było w smak sprejować kanały. Nie były jednak pozbawione napisów. Widziałaś kilka symboli, wyrytych gwoździem w kamieniu kanału. Jeden przypominał przewróconą w prawo literę T, trochę niczym grecka lambda z prostych kresek. Inny przedstawiał dwa nachodzące na siebie prostokąty. Była też prosta pozioma kreska i dwa styczne okręgi, ustawione poziomo.
Nie mając pojęcia co oznaczały przeróżne symbole oraz skróty (w końcu nie zaliczałam się do elitarnej klasy społeczeństwa kiboli), zdecydowałam się w końcu wejść do kanałów. Przez pierwszych parę chwil starałam się nie oddychać oparami ścieków, w których aktualnie moczyły się moje skórzane kozaki (przynajmniej nie przeciekały...), jednak prędzej niż później musiałam zacząć przyzwyczajać się do woni, w których przyszło mi spędzić zapewne następnych parę godzin. Ciemność kanałów zaczynała się już parę metrów od wejścia, gdzie światło latarni nie sięgało już ani trochę. Sięgając do kieszeni wodoodpornej kurtki wyciągnęłam komórkę i włączyłam opcję latarki po czym ruszyłam dalej.