Sesja Kiyuku

- Czekaj. Albo zresztą idź. Zaraz do ciebie dojdę. - rzucił przez ramię Francis, odbezpieczając swój karabin i idąc z wściekłą miną w kierunku rufowym. Drzwi nadal był zamknięte, ale gdy zacząłeś przy nich majstrować, otworzyły się. Zdziwiłeś się, bo nie zdążyłeś zrobić niczego istotnego z elektroniką zamka, ale nie miało to znaczenia. Droga do kuchni była wolna, a szafka z jedzeniem nie stanowiła zagrożenia.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Włączam komunikator.
- Wszystko wporzo Fran? Po cholerę tam idziesz?
Otwieram szafkę, wyjmuję stamtąd jedzenie, i idę w stronę komory dekontaminacyjnej
W komunikatorze usłyszałeś jego głos.
- Dokończę, co zacząłem. Żaden mechaniczny skurwiel nie będzie do mnie strzelał bezkarnie.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Jakby coś było nie tak, mów.
Naciskam przycisk otwarcia komory, czekam chwilę, i wchodzę tam.
Komora była pusta. Po dekontaminacji przeszedłeś bez problemu na drugą jej stronę, objuczony paczkami żywnościowymi. Po chwili zobaczyłeś Francisa, który przyszedł zaraz za tobą. Zabrał ze sobą ze statku naręcze klipów termicznych, które trzymał w odłupanym kawałku pancerza mecha.

- Załatwione.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Kiwam głową.
- Jeśli ci się chce, to idź na działko i rozpierdol ten jebany statek w drobny mak.
Ze swoim "brzemieniem" kieruję swe kroki do dużego pomieszczenia mniej więcej w środku statku, zwanego na Hendriksie roboczo salonem, gdzie cała załoga ma zwyczaj zbierać się na posiłki. Kładę żarcie na stole, i idę do swojego pokoju by się przebrać w zwykłe ciuchy. Po drodze włączam jeszcze komunikator, i mówię co całej załogi:
- Dania na wynos z restauracji "MSV Eiryaku" podano.
Robię krótką przerwę i mówię:
- Tylko nie wpierdolcie wszystkiego zanim przyjdę.
- Nie chce mi się. - odpowiedział krótko i poszedł za tobą, przysiadając się do jedzenia pierwszy. Nie czekał na twoje zaproszenie, wyjął z paczki dwa zestawy obiadowe i wpakował do mikrofali. Gdy przebrzmiał twój głos w komunikatorze, Francs już dobierał się do sucharów i rybnej pasty.

Po chwili dołączył do was Mac, najwyraźniej tylko na to czekający. Zanim jednak doszedł do was Nirvag, Eiryaku odpiął się od doku i w ogniu fuzyjnych silników pomknął dalej według tego samego wektora, którym podróżował wcześniej.

- Wygląda na to, że poleciał. Co tam się działo, chłopaki? - odezwał się Nirvag, przy wtórze zachłannych kęsów reszty załogi.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- A, wiesz, nic ciekawego. Trochę mechów do rozwalenia, martwi ludzie z oddziałów specjalnych Przymierza, dostałem od mecha z metra... Norma.
Dosiadam się do stołu, biorę kilka sucharów i kawałków wołowiny, kradnę Francisowi zestaw obiadowy, i zaczynam jeść.
- Ile nam... zostało do tej planty... Arvuny, czy jak ona się... tam nazywała? - mówię, robiąc przerwy na jedzenie.
Gdy skończę jedzenie, opieram się, kładę ręce na brzuch, posyłam znaczące spojrzenie do Francisa, mówiące "Dajszlugaalbocięzabiję".
Francis spojrzał na to, co wyczyniasz z jego obiadem, ale nie powiedział ani słowa, tylko włożył sobie drugi do piecyka. Najwyraźniej nie planował dziś poprzestać na pojedynczej racji. Też miałeś na to ochotę, pomijając nawet batona, którego zjadłeś. Za to fajkami nie miał ochoty się dzielić. Zazwyczaj, gdy był zły na kogoś nie odzywał się przez tydzień, albo aż go ktoś nie udobrucha. Potem mu przechodziło... albo dawał komuś w ryj bez powodu.

- Pięćdziesiąt osiem godzin. I parę minut. - odpowiedział Nirvag, wyręczając Maca, napchanego żarciem niczym chomik.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Wzdycham, po czym biorę następny zestaw i dorzucam go do porcji Francisa. Siadam znowu na swoim krześle, opieram głowę na ręce.
- Pięćdziesiąt osiem godzin... czyli ponad dwa dni... - mówię do siebie, po czym rzucam do Nirvaga:
- Jest coś jeszcze do naprawy po awariach?
- Twój kurwa durny łeb. - mruknął Francis. Widocznie był mniej obrażony niż sądziłeś.

- Nie, ale nie było szans na przepompowanie paliwa. Cokolwiek kontrolowało ten statek, kompletnie poradziło sobie z moimi algorytmami. Zero szans włamania. Dziwne, że wyszliście z tego z życiem. - odpowiedział quarianin.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Poradziliśmy sobie, bo najwyraźniej do dupy z ciebie technik. - mówię do Quarianina drwiąco-śmiejącym-się tonem. Wyjmuję podgrzane jedzenie, kładę jedna porcję obok Francisa, zaś drugą przed swoim krzesłem, po czym biorę kubek i idę do ekspresu zrobić sobie kawą. Następnie siadam i po chwili zastanowienia, dolewam mleko. Dosypałbym cukru, ale batonik zjedzony w sumie niedawno sprawił, że zmalała moja ochota na cukier. Siadam, jem drugą porcję i popijam kawą.
- Ta, a to, że wam zrobiłem z niczego grawitację to co, pies? - wtrącił się twój pilot pomiędzy kęsami.

- Tak, najwyraźniej. Jaki niesamowity haker był na tym statku? Nie miałem podglądu na żadne systemy, co się tam w ogóle działo? - rzucił quarianin, patrząc z zadowoleniem na to, jak wraz z pochłanianym jedzeniem załodze wraca humor.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Cóż, jest taka jedna rasa, nazywa się "Sztuczna inteligencja". W hakowaniu jest nie do pokonania, ale w walce jest trochę do dupy. - dopijam kawę, i siadam, opierając się wygodnie na krześle. Robię sobie drugą kawę, tym razem i z mlekiem, i z cukrem.
Przez czas spędzony na Hendrixie zdążyłeś trochę poznać quarian i ich zachowania. Przez to, że nosili maski i ich mimika nie była widoczna dla rozmówcy, modulowali teatralnie głos i dużo gestykulowali. Dzięki temu, nawet nie mówiąc, potrafili przekazać emocje. A tym razem emocji nie brakowało.

- Co?! Tam była SI? Skąd, jak? Udało wam się ją wykasować? Powiedz, że ją wykasowaliście! - prawie krzyknął Nirvag, potrząsając cię nerwowo za ramię.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- A czym by nie groziło niewykasowanie? To nie była jakaś specjalna SI, tylko po prostu coś w rodzaju buntu mechów. Wszystkie poszły w drobny mak, więc chyba nie ma się czym martwić.
Przez moment myślałeś, że Nirvag cię zabije. Jego milczenie i zaciśnięte pięści wyraźnie oznaczały, że jest kompletnie wytrącony z równowagi.

- Czy uważasz, że prosta VI mechów mogłaby kontrolować układy statku kosmicznego? Kontrolować kamery, grawitację, systemy podtrzymywania życia? Zadokować do nas i próbować nas zhackować? - powiedział cicho, chrypiąc - Powiedz mi, Jack. Skoro wszystkich rozwaliliście, czemu ten statek odłączył się i poleciał sam w stronę Zasłony Perseusza?

Zauważyłeś, że reszta ekipy również przestała żuć i zaczęła wpatrywać się w ciebie z napięciem.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Faktycznie. Ale powiesz mi może, co głupia SI, bez wsparcia ogniowego może zrobić złego? Kraść paliwo? Owszem, może zhackować statek i mechy będące na jego pokładzie, ale ludzie trzymający mechy na pokładzie to albo kupcy, żołnierze albo najemnicy. Najemnicy i żołnierze poradziliby sobie z palcem w dupie z małym buntem mechów. Kupcy oprócz mechów zawsze mają jakąś liczbę najemników. Niepotrzebnie panikujesz. Jeśli to cię uspokoi, jak za trzy dni będziemy mieli paliwo, to możemy polecieć śladem tego statku i go rozjebać na miliard części.[
Wstaję od stołu, podchodzę do ekspresu, i opieram się o szafkę, na którym stoi.
- A jak zaczniesz mi mówić, że tam na pokładzie też byli żołnierze, i to z sił specjalnych, to spotkaliśmy dwóch. Przy czym, jeden był pilotem.
- No i gdzie go przechwycisz, mądralo? To jest ostatni przekaźnik przed zakazaną strefą Zasłony. Chcesz za nim lecieć kilka miesięcy na pełnej mocy, żeby go dogonić w pół drogi? - obruszył się Nirvag - Jak sobie to wyobrażasz?
- Nirvag ma trochę racji. Hendrix to nie ścigacz. Żeby nadrobić te kilka dni straty, jakie do niego mamy musielibyśmy rozpędzić statek do nie wiem jakiej prędkości. Musiałbym to policzyć, czy w ogóle jesteśmy w stanie go dogonić i wrócić na jednym baku. - odezwał się Mac.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Ehh, cóż, faktycznie, muszę przyznać wam rację. Ale z drugiej strony, co nas ten pieprzony statek obchodzi?
← Sesja ME
Wczytywanie...