Sesja Kiyuku
- Fire in the hole! - rzucił Francis, ładując granat dymny do pomieszczenia ładowni. jedno głośne PUFF! później, ładownia była zasnuta dymem, który skutecznie ograniczył widoczność mechom, ale również wam. Nowoczesne granaty były małymi cudami techniki - można ich było używać kilkukrotnie, jeśli znalazło się pusty granat i wypełniło go na nowo substancją dymotwórczą. Co więcej, za pomocą swoich systemów rozprowadzały gęstą zasłonę po całym pomieszczeniu w kilka sekund.
Nie przeszkodziło to mechom trafić w twoją broń, gdy tylko ją wystawiłeś. Oczywiście, większość pocisków spudłowała, ale jeden z mechów trafił celnie. Twoja broń wypadła ci z ręki i poleciała w głąb korytarzyku, w którym byliście. Byłeś też absolutnie przekonany, że mechy nie miały prawa widzieć tego za pomocą swoich sensorów przez tak gęsty dym.
Nie przeszkodziło to mechom trafić w twoją broń, gdy tylko ją wystawiłeś. Oczywiście, większość pocisków spudłowała, ale jeden z mechów trafił celnie. Twoja broń wypadła ci z ręki i poleciała w głąb korytarzyku, w którym byliście. Byłeś też absolutnie przekonany, że mechy nie miały prawa widzieć tego za pomocą swoich sensorów przez tak gęsty dym.
- To nie podczerwień, Jack. - Francis rozejrzał się podejrzliwie - Ten dym blokuje całe spektrum, wiesz ile ja zapłaciłem za ten granat?. - odwrócił się, rozglądając uważnie. Wreszcie zaklął cicho. - No bez jaj... - rzucił i wypalił dwukrotnie w małą kamerę umocowaną w kącie pomieszczenia, skierowaną na was. Kamera rozpadła się na drobiazgi. Francis wystawił swoją broń zza framugi, ale nic się nie stało. Pomachał nią, a mechy na to nawet nie zareagowały zza gęstej dymnej zasłony.
- Kurwa, że też... ślepy jestem. Jak ich rozpierdolimy, to ci kurwa kupię skrzynkę tych pierdolonych granatów. - mówię do Francisa, po czym macham głową by zaszarżował. Tym razem jednak nie zostawiam go samego, i ruszam za nim, biegnąc do kontenera, a później pod galeryjkę, na której stoją mechy, i rozglądam się, lub staram sobie przypomnieć, gdzie jest wejście na nią.
Wbiegliście do pomieszczenia. Jeden z mechów, najwyraźniej próbujący stać na warcie na kontenerze zebrał serię od Francisa, a twój strzał zmiótł go z kontenera na podłogę za nim. Wszystko wskazywało na to, że jest rozwalony. Dopadliście ściany kontenera w tym samym momencie, w którym salwa pozostałych puszek rozorała podłogę w miejscu, w którym byliście ostatni raz. Druga, minimalnie spóźniona, uszkodziła kontener, lecz wy byliście już pod galeriami, a mechy mogły tylko zgadywać w którym kierunku strzelać w gęstej zasłonie.
Z dołu na galeryjkę prowadziła drabina, być może nawet dwie, po obu stronach ładowni. Wiedziałeś, ze wygodniejsza i bezpieczniejsza droga schodami prowadzi przez górny pokład dziobowy, ale od niego byliście odcięci zamkniętymi na głucho wrotami.
Usłyszałeś syk przeciwpożarowego układu wentylacyjnego, a dym zaczął się przerzedzać, wirując w stronę oddymników.
Z dołu na galeryjkę prowadziła drabina, być może nawet dwie, po obu stronach ładowni. Wiedziałeś, ze wygodniejsza i bezpieczniejsza droga schodami prowadzi przez górny pokład dziobowy, ale od niego byliście odcięci zamkniętymi na głucho wrotami.
Usłyszałeś syk przeciwpożarowego układu wentylacyjnego, a dym zaczął się przerzedzać, wirując w stronę oddymników.
Wskazuję Francisowi jedną z drabinek, po czym idę do drugiej, otaczam się barierą, i staram się posłać kulę biotycznej mocy w mecha, ale tak, by zakręciła, i walnęła go od frontu, posyłając go w miejsce, do którego prowadziła drabinka. Następnie celuję pistoletem w otwór, przez który - jeśli sztuczka mi się uda - powinien wylecieć mech.
Dym błysnął się na niebiesko, gdy uaktywniłeś swoje moce biotyczne - zanim kula energii wystrzeliła, dym rozwiał się prawie całkowicie, ale trafiłeś i tak. Coś jednak się nie zgadzało. Celowałeś w wyłaz drabiny, ale nie mogłeś utrzymać jej w celu. Jednocześnie poczułeś lekkie mdłości i uderzenie gorąca na twarzy, jakbyś zawisł do góry nogami. A gdy spojrzałeś na ścianę, zorientowałeś się, że powoli dryfujesz do góry i w stronę środka ładowni, będąc w stanie nieważkości.
Mech uderzył o ścianę bezwładnie, ale zamiast spaść wprost pod twoją lufę, odepchnął się, płynąc zwinnie za osłonę.
Mech uderzył o ścianę bezwładnie, ale zamiast spaść wprost pod twoją lufę, odepchnął się, płynąc zwinnie za osłonę.
- Francis, kurwa! Rozpierdol tego mecha! - krzyczę do współtowarzysza, będąc świadomy faktu, ze jeśli nie skończy się moja lewitacja, lub mech nie pójdzie na złom, to szybko trafię na drugą stronę. Jednak, gdyby były żołnierz nie zdążył, próbuję w swojej trudnej pozycji, wycelować w mecha, i oddać do niego, zapewne niecelnych, strzałów. Bądź co bądź, może zmuszę go do pozostania za osłoną, a wtedy gunner go "wyłączy".
- Kurwa! Kurwa! Kurwa! - Francisa nieważkość złapała, gdy biegł. Teraz wirował bezładnie, zbyt daleko od czegokolwiek, czego mógłby się złapać. Musiał czekać aż dopłynie do ściany, żeby przestać się kręcić, co dawało mechom jakieś dwie, może trzy sekundy przewagi. Wycelowałeś ze swojego pistoletu, strzeliłeś kilkukrotnie, chybiając sromotnie. Pierwszy strzał trafił w barierkę i okręcił cię na bok i do tyłu - w warunkach nieważkości twoja broń pchała cię do tyłu - nie był to oręż bezodrzutowy. Drugi i trzeci strzał trafiły kompletnie nie tam gdzie trzeba, ty za to "spadłeś" na podłogę, uderzając w nią lekko głową i dotykając jej teraz plecami.
Wstaję z podłogi, ukrywając się od razu za osłonę, i czekając na moment, aż mech dobiegnie do osłony. Skoro nie broń, i bezpośrednia biotyka - trzeba spróbować innej taktyki. Gdy mech dobiegnie do kontenera, ale jeszcze się przed nim nie skryje, próbuję przycisnąć go do niego używając mocy, tak by wystawić go na strzał i móc go wysłać na złom.
Nic z tego nie wyszło. Nadal byłeś w stanie nieważkości, więc próby wstania na nogi skończyły się wypłynięciem ciebie bardziej w stronę kontenera i otwartego środka sali. Mec za to wcale nie próbował biec do kontenera. Zwinnie odpychając się nogami przewirował nad tobą, strzelając cały czas, zanim skrył się za krawędzią kontenera. Twoje tarcze zapiszczały i zgasły, a pancerz nie nadawał się już do niczego.
Wrzuciłeś Francisa za kontener, wprost na lecącego w tamtą stronę mecha. Twój strzelec, gubiąc w locie broń, zaczął okłądać wroga pięsciami - ale tego już nie widziałeś, ponieważ byli za kontenerem. Jednocześnie wystrzał z broni spowodował, że zacząłeś obracać się jak gówno w przeręblu, bez ładu i składu koziołkując przez całe pomieszczenie. Po raz pierwszy od dawana poczułeś, że masz ochotę się wyrzyga do wnętrza hełmu.
Zamachałeś rękami, ale było to kompletnie bez znaczenia. Odkąd pola efektu masy były powszechne, większość ludzkich kosmonautów, włącznie z tobą, zatraciło cenną umiejętność poruszania się w nieważkości.
Obok ciebie słychać było odgłosy walki, zakończone krzykiem Francisa i brzędkiem stali o stal. Dopiero po chwili ktoś cię przydepnął, twarzą do ziemi, zatrzymując twój obłąkańczy taniec.
- Wstawaj, łamago. - powiedział ostro Francis, a potem spadłeś. Jak się okazało, tępe, ciężkie buty Francisa pochodziły z pancerza, który pamiętał czasy, gdy pokładowe pole efektu masy było luksusem - i mogły zostać zamagnetyzowane. Niestety, przydepnął cię do podłogi - a ciężkość, która wróciła, była zorientowana inaczej niż poprzednio - "dół" był tam, gdzie kiedyś ściana. Ciążenie było niewielkie, ale wystarczające, by stabilnie stać.
Obok ciebie słychać było odgłosy walki, zakończone krzykiem Francisa i brzędkiem stali o stal. Dopiero po chwili ktoś cię przydepnął, twarzą do ziemi, zatrzymując twój obłąkańczy taniec.
- Wstawaj, łamago. - powiedział ostro Francis, a potem spadłeś. Jak się okazało, tępe, ciężkie buty Francisa pochodziły z pancerza, który pamiętał czasy, gdy pokładowe pole efektu masy było luksusem - i mogły zostać zamagnetyzowane. Niestety, przydepnął cię do podłogi - a ciężkość, która wróciła, była zorientowana inaczej niż poprzednio - "dół" był tam, gdzie kiedyś ściana. Ciążenie było niewielkie, ale wystarczające, by stabilnie stać.
- To już był ostatni? - mówię do towarzysza chowając broń.
- Wiesz co, walka się skończyła, ale jako że stoimy trochę inaczej, zwiedzanie tego pierdolonego statku będzie zbyt ciężkie. Proponuję zabrać tamto żarcie i wracać na Hendrixa. Z jedzeniem spokojnie dolecimy do jakiejś planety, a mi się nie chce dalej nadstawiać dupy by skrócić podróż.
- Wiesz co, walka się skończyła, ale jako że stoimy trochę inaczej, zwiedzanie tego pierdolonego statku będzie zbyt ciężkie. Proponuję zabrać tamto żarcie i wracać na Hendrixa. Z jedzeniem spokojnie dolecimy do jakiejś planety, a mi się nie chce dalej nadstawiać dupy by skrócić podróż.
- # ...opaki, słyszycie?# - usłyszałeś w komunikatorze znajomy głos. Nirvagowi najwyraźniej udało się odzyskać kontrolę nad łącznością. - #Miałem podgląd na was, widziałem co się działo, ale nie mogliśmy nic zrobić. Mac zużył resztę paliwa do silników pomocniczych, żeby zrobić wam sztuczną grawitację - kręcimy się wokół siebie jak gówna w kiblu. Jesteście ranni?#
Włączam komunikator.
- Nic nam nie jest, nie licząc tego, że dostałem w klatę od mecha z dwóch metrów. Wracamy na statek. I powiedz... albo nie, sam powiem Macowi, że mamy żarcie. Albo... a z resztą.
Wyłączam komunikator i kieruję się w stronę pierwszego pomieszczenia, a tam - do szafki z racjami żywnościowymi.
[Sorry w ogóle, że nie odpisywałem przez weekend, ale komp się na mnie obraził]
- Nic nam nie jest, nie licząc tego, że dostałem w klatę od mecha z dwóch metrów. Wracamy na statek. I powiedz... albo nie, sam powiem Macowi, że mamy żarcie. Albo... a z resztą.
Wyłączam komunikator i kieruję się w stronę pierwszego pomieszczenia, a tam - do szafki z racjami żywnościowymi.
[Sorry w ogóle, że nie odpisywałem przez weekend, ale komp się na mnie obraził]