Głowa upiora pojawiła się na celowniku twojego pistoletu. Nacisnąłeś spust. Wystrzał i głowa upiora zyskała nową dziurę. Pozostałe dwa spojrzały po sobie. Jeden przekrzywił głowę. A zaraz potem oba rzuciły się na ciebie z dzikim wyciem, szarżując wprost na ciebie. Jeden biegł na wprost, jakby chciał cię staranować, drugi natomiast nieco z boku, tak, żebyś nie mógł skosić ich obu jedną serią.
Kurwa!, pomyślałeś, trzymając w dłoniach jedynie pistolet.
Bez namysłu schowałem pistolet i sięgnąłem do pleców po strzelbę. Miałem nadzieję, że zdążę oddać choć jeden strzał zanim któreś z nich mnie dopadnie. Utrata źródła światła to niewątpliwy problem, ale zdałem się na własną pamięć. W końcu pierwszy strzał planowałem oddać na wprost, licząc na to, że upiór pędzący na mnie od frontu nie zmieni w znienacka kierunku szarży.
Światło z latarki oświecało nieco korytarz nawet gdy było skierowane w bok. Wyszarpnąłeś strzelbę zza pleców, a ona rozłożyła się z cichym szczęknięciem metalu i polimerowej obudowy. Gdy tylko lampka zabezpieczenia przestała się świecić, wypaliłeś chmurę śrucin w zombiaka, który upadł u twoich stóp. Drugi, widząc jak rozwalasz jego kompanowi połowę korpusu, skręcił w bok, w kierunku ściany, odbił się od niej i wylądował na twoich ramionach w desperackiej próbie odgryzienia ci głowy.
Kolejny upiór położony trupem sprawił mi niemałą ulgę, ale ostatni już tylko rozsierdził. Nie doceniłem sukinsynów, kurwa ich mać. Po tych ścierwojadach pokroju vorchów i varrenów nie spodziewałem się taktyki bardziej skomplikowanej niż szarża całą masą i to jeszcze od frontu. A tu taka niespodzianka.
- O żeż ty chu... - zakląłem, czując na sobie ciężar kreatury. Niewiele myśląc, kierowany odruchem spróbowałem rzucić się na najbliższą ścianę tunelu w celu przygniecenia kreatury do niej i, miejmy nadzieję, kupienia sobie cennych sekund.
Pochyliłeś się w klasycznej krogańskiej szarży i siłą rozpędu walnąłeś o ścianę tunelu. Twój napastnik okazał się wyjątkowo twardy. Wielokrotnie miażdżyłeś już swoim pancerzem rozmaite istoty żywe, ta jednak była nawet twardsza niż turianie. Mimo, że nie poczułeś jak cokolwiek w nim pęka albo się łamie, upiór wydał z siebie skrzeczący odgłos i odpadł od ciebie, spadając na podłoże korytarza. Poderwał się prędko, lecz nie udało mu się na ciebie ponownie wskoczyć - zamiast tego ucapił za twoją nogę, zawzięcie gryząc pancerz w okolicy kostek, jak jakiś zombie-fetyszysta. Ku swemu przerażeniu usłyszałeś, jak płytka pancerza pęka.
Co za popapraniec! Z czego on ma te pieprzone zęby?! Takaż to myśl mi się nasunęła, gdy usłyszałem chrupnięcie pancerza.
Żeby nie odstrzelić sobie przypadkiem nogi, zamachnąłem się i wymierzyłem lutę z kolby broni prosto w czerep. Jakbym się kopał z varrenem, psiakrew.
Przypieprzyłeś mu aż zadzwoniło. Zombiak puścił twoje udo i odchylił się od siły uderzenia. Zdziwiło cię, że chociaż zazwyczaj takie golfowe ciosy miały tendencję do wbijania przeciwnikom nosa do mózgu, upiór całkiem dobrze to przetrwał. Zaszamotał się, chcąc cię znów dopaść i wypluł kawałek ceramicznej tarczki, która jeszcze przed minutą chroniła twoją łydkę.
To był ten idealny moment, kiedy powinno się rzucić jakimś zapadającym w pamięć tekstem: "całuj berło", "gryź glebę" czy coś równie durnego.
Niestety, nawet na to nie wpadłem.
Bez zbędnej zwłoki odwinąłem strzelbę i wycelowałem ją w tors ścierwojada. Niech ginie.
W milczeniu pociągnąłem za spust.
Chrupnęło metalicznie, gdy obłoczek kanciastych ziaren przebił jego pierś. Zombiak podrgał jeszcze moment i znieruchomiał. Zobaczyłeś, w świetle wycelowanej na nowo latarki, że jego krew jest prawie czarna, z drobnymi, błękitnymi elementami w niej pływającymi - jakby drobną elektroniką.
- Co to jest za bydlę? - mruknąłem pod nosem i z przezorności szturchnąłem trupa nogą.
Złożyłem strzelbę i pochyliłem się nad truchłem. Wolną dłonią dotknąłem jego ran i substancję, która, zdaje się, była jego krwią, roztarłem między palcami. Przydałby się teraz ten nieszczęsny doktorek, oj przydał.
Palcami przetarłem po pancerzu na brzuchu i spróbowałem skontaktować się z posterunkiem ochrony z zamiarem doniesienia o znalezisku. Równocześnie poświeciłem latarką w kierunku, z którego przyszły te kreatury. A nuż jakaś się teraz skrada.
Trup był już stanowczo trupem, nawet jeśli był trupem już wcześniej. Roztarłeś jego krew między palcami, była lepka, ale jednocześnie śliska. Olej? Nie, ciężko ją było usunąć z palców. Ostatni raz jak coś takiego widziałeś było jak grzebałeś elcorowi w kolanie. W jego torebce stawowej było coś podobnego.
Posterunek odpowiedział tradycyjnie milczeniem, połączenie zostało nawiązane, lecz nie usłyszałeś żadnej odpowiedzi. Latarka za to ujawniła całkiem niezłe znalezisko. Przed tobą w suficie ziała spora szczelina, biegnąca w górę - taka, jaką widziałeś wcześniej, ale większa - mógłbyś się w nią wcisnąć. Spojrzałeś do góry i uznałeś, że to może nie być dobry pomysł - wspinaczka oznaczała dobre kilkaset metrów w górę.
- Niech was chuj strzeli - warknąłem do komunikatora i rozłączyłem się.
Obejrzałem sobie dokładnie ten "komin" i machnąłem ręką. Jestem tu ochroniarzem, a nie górnikiem czy pieprzonym komandosem, nie będę się cisnął po jakichś dziurach. Ruszyłem więc dalej, w głąb tunelu. Może tam coś znajdę. A jak nie - wrócę na posterunek, ciągnąc za nogę jednego z upiorów. Rzucę go temu batarianinowi pod nogi, to się zesra.
- He, he, he.
Doszedłeś do końca tunelu i zobaczyłeś kolejną stertę ciał. Z grubsza oszacowałeś jak duże były drużyny górników, a sądząc po tym, ile trupów już zobaczyłeś, ani jednemu zapewne nie udało się uciec. Nie, poza śladami "pracy" upiorów nie miałeś niczego do oglądania. Kiedy maszerowałeś w stronę posterunku ciągnąc zombiaka za sobą, zastanawiałeś się, jak to jest, że trzy potworki mogą rozwalić trzydziestu górników. Owszem, to nie byli wojownicy, ale twarde chłopy, z metalem i narzędziami dookoła. Z drugiej jednak strony, przypomniałeś sobie, jak łatwo stwór odgryzł kawałek pancerza i wzdrygnąłeś się na myśl, jak to musiało działać na mięciutkich człowieków. Za następnym rogiem zapewne czekała na ciebie drużyna strzelecka, którą mijałeś idąc w tamtą stronę - widziałeś światło, lekko padające na załom korytarza.
Sądząc, że najgorsze już za mną, rozluźniłem się. Zaraz dojdę do stanowiska ochroniarzy, pomacham tym ścierwem przed oczami, każę im się zawijać, a potem już tylko do windy i na górę. Ależ sobie golnę.
Moja robota, zdaje się, wykonana. Żeby tylko nie wzięli mnie za "zarażonego", jak tamtych.
Pomachałeś im z daleka, żeby widzieli, że wracasz jako zwycięzca, nie jako pokonany. Zdziwiłeś się, kiedy zobaczyłeś, że posterunek jest pusty. Widocznie dali nogę, bohaterowie. Przy okazji zostawili tę dziewczynę, która dostała rykoszetem od twojej tarczy, żeby gniła sobie spokojnie w tym kawałku piekła.
- Banda cykorów - skwitowałem krótko postępek pozostałej dwójki.
Stałem tak kilka chwil obok posterunku, patrzyłem się to na martwą kobietę, to na drogę prowadzącą do wind. Trochę podumałem, aż w końcu złapałem kobiecinę za rękę.
- A co mi tam, jedno w tę czy we w tę - postanowiłem i ją zaciągnąć na górę. Po resztę zjadą już sobie sami.
Ciągnąc ofiary, dotarłeś do posterunku. Kilka rzeczy natychmiast zwróciło twoją uwagę. Pierwszą były ślady walki, chociaż trupów nie widziałeś nigdzie w pobliżu. Drugą byłą otwarta mapa kopalni na pulpicie batarianina. Trzecią, całkowity brak kogokolwiek - czy to górników czy ochroniarzy.
Czwarta rzecz zmroziła ci krew w żyłach. Na dole nie było wagonika kolejki.
Jak stałem, tak puściłem oba ciała. Rozejrzałem się dookoła, obracając się gwałtownie. Mogłem tylko zgadywać, choć właściwie miałem pewność, kto tu był i skąd się wygramolił. I w ogóle - że też nie skumałem wcześniej, dlaczego mimo dobrego połączenia z posterunkiem, nie było kontaktu zwrotnego.
Zwiali? Upiory ich zeżarły? Wolałem nie gdybać, kto pojechał wagonikiem.
Zakląłem siarczyście i uruchomiłem komunikator. Chciałem skontaktować się z "górą" i poinformować ich w paru żołnierskich słowach o sytuacji.
O ile nie jest już za późno.
- Gormot! Żyjesz. Nie sądziliśmy, że ktoś został na dole po wydaniu rozkazu ewakuacji. Jak tylko opróżnimy kolejkę, wyślemy ją natychmiast na dół. Trzymaj się, chłopie. Przydasz nam się żywy. - usłyszałeś głos turiańskiego kapitana straży. Animowana mapa przed tobą powiększona była na tunelach, w których byłeś. Dziwne. Po co ktoś miałby otwierać mapę w środku takiej rozpierduchy?
- Tylko się sprężajcie - odpowiedziałem przełożonemu i rozłączyłem się. Zapowiadała się nielicha posiadówa.
Brak kolejki tak mnie rozemocjonował, że zupełnie zapomniałem o mapie. Aż dziw, że nie zwróciłem na to uwagi, choć z drugiej strony nie było to coś, co aż tak rzucałoby mi się w oczy. Zastanawiałem się nad tym, dlaczego ktoś przeglądał mapę akurat teraz, w dodatku - o ile dobrze kojarzyłem - miejsca, w których byłem, ale im bardziej się siliłem na jakiś sensowny wniosek, tym mniej przychodziło mi do głowy.
W pewnym momencie złapałem się na tym, że ze zniecierpliwieniem nasłuchuję odgłosów kolejki. Sam przed sobą musiałem przyznać, że kiblowanie tu na dole w pojedynkę budziło we mnie niepokój.