Sesja Trzeciego Kura - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

eimyr,
Przeszedłeś już prawie całą długość statku, o czym świadczyła obecność wrót przedniej śluzy po twojej lewej. Jak na wszystkich statkach handlowych, przed nią znajdował się tylko mostek. Drzwi prowadzące do pomieszczenia pilotów były zniszczone, jedno skrzydło gdzieś zniknęło, drugie, powyginane, wisiało na pojedynczym siłowniku. Za nimi jednak mogłeś zobaczyć tylko pokręcany, zmiażdżony złom, który kiedyś był dziobem statku. Uderzenie rozgrzanego statku owszem, wyparowało całkiem spory tunel, lecz uderzenie wystarczyło, by wcisnąć całą przedni moduł statku do jego wnętrza, zamieniając deskę rozdzielczą, fotele pilotów wraz z nimi samymi, poszycie, żebrowanie, elektronikę i plastikowe wykończenie w jedną bezkształtną masę. Stamtąd z pewnością nic żywego nie wylazło.

Twój wzrok spoczął na suficie, który był kompletnie zdarty, również nad śluzą. Przez otwarte poszycie widziałeś formacje lodowe, a w nich, a jakże, kolejną szczelinę, zza której sączyło się słabe światło.

W śluzie czekała na ciebie jeszcze większa niespodzianka. Brudną i pokrytą kryształami lodu podłogę zdobił pojedynczy, całkiem świeży hanarski trup.
Trzeci Kur,
Cholera. A myślałem, że to zimne trupy. Czułem przez skorupę, że nie zostało wiele czasu. Trza walnąć z kopyta i dotrzeć do źródła tego cyrku.
W ogóle mi się ta zabawa nie podobała, ociąganie się oddziału wsparcia wkurzało jak ja pierdolę, ale odwrotu nie było.
No dobra - był, ale póki świat światem, nie miałem zamiaru rejterować. Obejrzałem się jeszcze za siebie, aby upewnić się, czy nic nie ożyło, po czym ruszyłem dalej.
eimyr,
[ Ej, jak cię interesuje granie w multi ME3 to daj znać, oki? ]

Przechodziłeś wokół martwych pasażerów czując na sobie ich tępe, szklane spojrzenie. Im dalej byłeś na pokładzie tym bardziej mechanicznie i upiornie się prezentowali. Z drżącym sercem dotarłeś do mniej więcej dwóch trzecich długości pokładu, gdy zauważyłeś, jak obecny w powietrzu niski, drążący dźwięk nasila się. Niebieskie światełka na wszystkich podróżnych zamigotały nieco.

Dźwięk wzrósł jeszcze i usłyszałeś jakby wyładowanie biotycznej mocy, gdzieś daleko z przodu wraku. Widziałeś, jak na twoich oczach zombifikacja przyspiesza, a rurki i przewody wokół ciał przez moment wijąc się w przyspieszonym tempie opanowują kolejne kończyny i narządy. Szczęśliwie żaden się nie przebudził, ale byłeś przekonany, że jeszcze kilka takich sygnałów i najdalszy rząd wstanie głodny zniszczenia.
Trzeci Kur,
Zakląłem pod nosem szpetnie. Wygląda na to, że wdepnąłem w sam środem pieprzonego "gniazda", z którego wzięły się te wszystkie maszkary.
Nerwowo zaciskałem łapę na broni, bacznie rozglądając się po pomieszczeniu i tylko czekając, aż coś na mnie wyskoczy. Czułem przez skórę, że nawet wsparcie wysłane z góry, jak nic ograniczające się do paru tylko ochroniarzy z wątpliwymi umiejętnościami, gówno tu pomoże.
Moim skromnym zdaniem wypadałoby wypieprzyć cały ten cyrk w powietrze. Powodowany tą myślą, obejrzałem się w stronę, z której tu przylazłem. Energia rdzenia mogłaby wystarczyć, tylko jak ją wyzwolić by samemu nie skończyć w atmosferze?
Powoli ruszyłem przed siebie, bezustannie spoglądając na martwych pasażerów z nieskrywaną obawą. I kroganin dupa, kiedy wrogów kupa.
eimyr,
Przemierzając jeszcze raz pomieszczenie które powitało cię na statku, nie zauważyłeś nic dziwnego. Przeszedłeś przez nie, a za krótkimi schodami w dół zobaczyłeś wreszcie pokład pasażerski. Od razu domyśliłeś się, jaki to typ statku, wystarczyło jedno spojrzenie na pokład. Rzędy pojedynczych, ciasnych siedzeń, przystosowanych dla ludzi, względnie asari. Gdzieś z przodu musiały być też siedzenia dla innych ras, ale stąd ich nie widziałeś. Był to typowy transportowiec przerobiony na statek pasażerski - po zakupie biletu siadałeś na fotel na czas startu i lądowania, natomiast w trakcie lotu mogłeś korzystać z wygodniejszych pomieszczeń na górnym pokładzie. Teraz jednak widziałeś, że wszyscy pasażerowie grzecznie siedzieli, zapięci pasami, w swoich fotelach. I tak umarli, na skutek momentalnego zamrożenia, przeciążeń, a może jeszcze wcześniej podczas dekompresji. Pomiędzy fotelami leżało kilka ciał, jednak większość była nietknięta.

Poza jednym szczegółem. Wszystkie z nich znajdowały się w różnym stopniu zombifikacji. Część z nich, w głębi, przypominała upiory, z którymi wcześniej walczyłeś. Ci bliżej ciebie byli bardziej podobni do zwyczajnie zamrożonych ludzkich zwłok, choć i po ich ciałach wiły się już grafenowe elementy elektroniczne i gąbczaste organiczne powłoki z pamięcią kształtu. A ciał były setki. Wystarczyłyby do opanowania całej kopalni w kilka godzin, gdyby się wszystkie przebudziły. Teraz jednak nie dawały znaku życia, lecz świecił tylko delikatną, błękitną poświatą, towarzyszącą biotycznym reakcjom transmutacji martwego ciała w całkiem żywego zombie.
Trzeci Kur,
Wzruszyłem ramionami na widok przeszkody i odwróciłem się na pięcie. Przynajmniej nic mnie teraz nie zajdzie od dupy strony, jak będę się kręcił po pokładzie pasażerskim. Zebrałem się w sobie, wykonałem kilka głębszych wdechów i poklepałem się wolną łapą po mordzie. Bez zbędnego ociągania ruszyłem w jedynym słusznym kierunku, zaciskając łapy na broni. Bez zbędnej ściemy - nieco się cykałem.
eimyr,
Żwawo poczłapałeś w stronę rdzenia czując, że twój organizm zabrał się do roboty. Nie zostawiałeś już za sobą brunatnych plamek, ból też się zmniejszył i byłeś pewien, że się z tego wyliżesz bez gorszych konsekwencji niż kilka ciekawych blizn żeby przyciągać panienki. Martwiłeś się trochę dziwną pustką, jaką zostawiła po sobie łapa upiora, gdy sięgała w twoje flaki, ale teraz i tak nie mogłeś nic na to poradzić. W ogóle nic z tym nie mogłeś zrobić. Nie byłeś vorchą, żeby sobie nerki regenerować.

Śluza do rdzenia zamknięta była na głucho, lecz chłód i czas zniósł elektroniczne blokady. Wyglądała jak zamknięta awaryjnie, ale cykle marznięcia i teraz częściowego rozmarzania wypaczyły wrota. Kilka kopnięć załatwiło sprawę, choć nieprzyjemnie potrząsnęło twoimi wnętrznościami.

Za wrotami jednak czekała na ciebie tylko ochronna pianka, wystrzeliwana z ukrytych pojemników w przypadku katastrofalnej awarii rdzenia - żeby zapobiec skażeniu reszty statku. Gęsta, kleista niczym połączenie miodu, ropy naftowej, gąbki, gumy i waty szklanej, utwardzona przez chłód w niemal jednolitą masę, stanowiła zaporę, którą trudno byłoby ci pokonać bez użycia siły. Wcisnąć się w to - niemożliwe. Mógłbyś ewentualnie szarpać dłońmi ale czy był sens? Jeśli rdzeń faktycznie się rozszczelnił, pianka była napchana eezo jak asariańska dziwka ludzkimi kutasami.
Trzeci Kur,
Stałem tak dłuższą chwilę, gapiąc się na ślady i główkując, w którą stronę iść. Choć rozum (ale nie rozsądek) podpowiadał, by iść w lewo, ja postanowiłem ruszyć w stronę rdzenia. Wyszedłem z założenia, że pewnie i tak nic ważnego przy nim nie znajdę, więc mogę odhaczyć go na początek, a potem martwić się już tylko pokładem pasażerskim, gdzie - jak mniemam - na stówę trafię na to, co zostawiło te ślady.
eimyr,
Kop pancernego buciora poradził sobie z przemarzniętymi drzwiami. Wyszedłeś po krzywych stopniach, uważając, żeby nie pośliznąć się zmarzlinie. Wyszedłeś na wyższe piętro i stanąłeś na małym holu. Pozacierane napisy na ścianach mówiły, że w twoją prawą stronę prowadzi korytarz do rdzenia efektu masy, natomiast po lewej znajdziesz pokład pasażerski.

Hol był pozamrażany podobnie jak ładownia. Tym razem jednak wykwity kryształów na metalowych ścianach poznaczone były odciskami pazurzastych dłoni, a na pokrytej szronowym pyłem podłodze mogłeś rozpoznać ślady upiorzych stóp. Dziesiątki krzyżujących się śladów. Chociaż nie znałeś się na tropieniu, zauważyłeś jednak, że ślady zawsze szły pojedynczo, nigdy grupami.
Trzeci Kur,
Przeciągłym niskim pomrukiem wyraziłem zdziwienie. Nie spodziewałem się, że znajdę jakieś informacje, a tu proszę. Wciąż jednak nie mogłem skumać, jakim sposobem statek znalazł się w tym miejscu, a te ciołki z góry nawet się o nim nie zająknęły, gdy mnie tu wysyłali.
Wyłączyłem omni-klucz i sięgnąłem do pleców po karabin.
- No to jadziem - rzuciłem do siebie i ruszyłem w kierunku jaśniejącej w mroku szczeliny.
Nie analizowałem jakoś specjalnie tego, co przeczytałem, ale i bez tego mogłem wywnioskować (choć nie wiedziałem, czy słusznie), że to pałętające się po kopalni od pewnego czasu barachło ma coś wspólnego z tym statkiem. A bardziej z jego tajemniczym końcem.
eimyr,
Zdziwiłeś się. W niezbyt bogatych zasobach Twojego omniklucza znalazłeś wzmiankę o statku - w informacjach na temat samej planety. MSV Lusitanic zaginął kilka miesięcy temu na gasnącej orbicie. Przyczyna katastrofy była nieznana, a statek nie zdążył wysłać żadnego sygnału SOS. Dowodem na jego zaginięcie w tym rejonie był wektor procy grawitacyjnej, który zostawili przechodząc obok bojki komunikacyjnej. Nigdy jednak nie dotarli do następnej, po drugiej stronie orbity. Ich upadku nie zarejestrowała ani stacja orbitalna ani żadna inna jednostka. Wraku nie odnaleziono. MSV Lusitanic był niedużym statkiem, który wykonywał regularne loty pasażerskie. Zabierał na pokład kilkadziesiąt osób i nieco ładunku i w 16 godzin był w stanie dotrzeć do przekaźnika. Klientami byli zwykle zamożni mieszkańcy Arvuny.

Wyglądało na to, że jesteś pierwszą żywą osobą na pokładzie od katastrofy.
Trzeci Kur,
- To se pogadałem - burknąłem niezadowolony, wyłączając komunikator. Uruchomiłem omni-klucz i zacząłem szukać w nim jakichkolwiek informacji na temat statku. Nie spodziewałem się jednak znaleźć nic wartościowego.
eimyr,
Szum i piski potwierdził twoje obawy, że w rzeczy samej góra jest nieosiągalna.

Pomieszczenie było pomalowane z handlowym standardem, zagracone i zarośnięte kryształami zmarzniętych gazów, które teraz, gdy szczelina otworzyła pomieszczenie na cieplejsze gazy kopalniane tłoczone z powierzchni, tajały powoli i miękły. Pokład był przekrzywiony o jakieś 15 stopni na bok i z pięć do tyłu, więc musiałeś się wspinać pod górę. Zauważyłeś za to wystający napis z nazwą statku. Gdy starłeś kawałki kryształów z metalowej powierzchni zdążyłeś przeczytać "MSV LUSITANIC" zanim dobrze przewodząca ciepło powierzchnia ściany znów zarosła szybko resublimującym szronem.

Przez szczelinę między oberwanymi skrzydłami przesuwnych drzwi sączyło się błękitne światło.
Trzeci Kur,
- Ożeż ty w mordę... - mruknąłem do siebie, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczyłem. Jakim cudem przy wyrąbywaniu tuneli nikt nie zauważył, że za ścianą leży takie bydlę? Moje pojęcie o górnictwie było co prawda żadne, ale - do cholery - chyba najpierw sonduje się miejsce, gdzie zaraz ma się wpieprzyć maszyny i roboli.
Na początek rozejrzałem się po pomieszczeniu dość pobieżnie, ot by oszacowac jego wielkość i wygląd. Za chwilę jednak uruchomiłem komunikator i spróbowałem połączyć się "z górą". Pewnie się zesrają, jak się dowiedzą, co cały czas mieli pod nosem.
eimyr,
Szczelina była ciasna i ciemna jak dupa salariańskiego szpiega. Przeciskałeś się, mając nadzieję, że nic cię nie zaatakuje - w takich warunkach byłbyś trupem zanim zdążyłbyś się ruszyć. Ku twemu zdziwieniu nic na ciebie nie wyskoczyło.

Po drugiej stronie zobaczyłeś zupełnie inny świat. Korytarz górniczy został zastąpiony metalem i zwisającymi kablami. Włączyłeś latarkę zobaczyłeś, że znajdujesz się we wraku jakiegoś dużego statku. Wszędzie walały się kawałki poszycia i elementy wyposażenia wnętrza. Oszacowałeś, że znajdujesz się gdzieś w ładowni, a statek musiał być wielkości co najmniej sporej fregaty. Zachował z grubsza swój kształt, mimo że musiał leżeć tu od lat - zmarzlina otaczała już metalowe powłoki bardzo szczelnie.
Trzeci Kur,
Miałem złe przeczucia co do tej całej szczeliny i przeciskania się przez nią, ale jednocześnie nie miałem wyboru. Tajemnicze mrowienie sprawiało wrażenie, jakby gdzieś w pobliżu znajdował się jakiś potężny generator mocy. Co zastanawiające, gdy byłem tu poprzednio - razem z tamtym quariańskim jajogłowym - niczego takiego nie odczuwałem. Miałem wrażenie, że jestem blisko źródła tutejszych problemów.
Wrzuciłem broń na grzbiet i wlazłem w szczelinę.
eimyr,
Za tobą kolejka ruszyła do góry. Wszedłeś w ciasny korytarz ponownie. Wrogów nie widziałeś nigdzie, lecz miałeś dziwne wrażenie, którego jeszcze nigdy nie czułeś. Jakby... elekryczności? Mrowienia skóry? Dziwne, przeszywające wszystko uczucie. Niedobrze ci się robiło - ale to równie dobrze mogła być zasługa upiora i jego grzebania w twoich flakach.

Doszedłeś do miejsca, w którym zawalisko blokowało przejście. Tym razem widniała tam szczelina, przez którą dałbyś radę się powoli przecisnąć, długa na kilkanaście metrów. Za nią sączyło się lekko błękitne światło.
Trzeci Kur,
Aktywowałem latarkę, by mieć stałe źródło światła, a nie migające i rozpraszające równowagę. Z uwagi na kiepski stan pancerza, ale też nie chcąc przeszkadzać sobie odgłosem własnych kroków, posuwałem się przed siebie powoli i ostrożnie.
Szczerze mówiąc, niespecjalnie nawet mi się chciało tu zapuszczać, ale wkręciłem się tu do roboty, więc biorę co dają. Muszę tylko zapamiętać, by dorzucili mi jakąś niczego sobie, kurna, premijkę.
eimyr,
Wszedłeś w korytarz eksploracyjny. Było tam ciemniej niż poprzednio, bo część świateł zamiast świecić jak należy, migała. Wyczuwałeś jakby czyjąś obecność, wydawało ci się, że słyszysz ciche, stłumione dźwięki, ale nie byłeś na tyle obeznany z walką w kopalniach, żeby jednoznacznie powiedzieć, czy to odgłosy z szybów i korytarzy czy gdzieś przed tobą czai się niebezpieczeństwo.
Trzeci Kur,
- Co ja tu w ogóle, kurwa, robię? - zapytałem sam siebie po przeglądzie ekwipunku.
Wysłałem do "góry" komunikat, że jestem już w tunelu i czekam na wsparcie, po czym zdjąłem Windykatora z pleców, przełączyłem amunicję na zapalającą i wylazłem z windy, jakbym wychodził z kibla.
Wczytywanie...