Sesja Dany'ego

Wróciłeś na stację, która nagle przybrała zupełnie innego wyglądu. Widziałeś w pełni sprawną, używaną stację, na której pełno było ludzi oraz żołnierzy, czekających na coś, co miało nadjechać. I nadjechało w końcu, lecz nie było pociągiem, jak można by się spodziewać, a...
Tramwajem.
Stary, długi tramwaj z jednym światłem ulokowanym centralnie z przodu, długimi przedziałami ze schodami na podwyższenia w środku, harmonijkowymi drzwiami i drewnianym wnętrzem.
- 46,5 Bis, zajezdnia Dąbrowa, proooooszę wsiadać! - krzyknął przez okno utyty okularnik - motorniczy, o zupełnie współczesnym wyglądzie, po czym zachichrał się tak paranoidalnie, jak jeszcze nigdy nigdzie dotąd nie słyszałeś.
Mając przekonanie, że głupio robię, wsiadam do tramwaju i czekam na rozwój wypadków.
- Dokąd jedzie ten tramwaj? - pytam motorniczego.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- IiiiihihihihihihihhihihihihihihihiahahhahahiahiaaAHAHhahaihaiaihiaAHAAAA!!! - usłyszałeś w odpowiedzi, widząc jak motorniczy zaśmiewa się do rozpuku. - Zajezdnia Dąbrowa, jako się rzekło. Odjaaazd! - krzyknął i zamknęły się drzwi.

[ Ilustracja ]

Rozejrzałeś się po niesłychanie długim, dwuwagonowym tramwaju. Takich nie widziałeś ani w Warszawie, ani w innych miastach. Poza tobą wsiadło też paru pasażerów-duchów ze stacji. Przyszło ci do głowy, że bardzo zasadne jest pytanie jakim cudem tramwaj zamierza wyjechać ze stacji, o ile nie chce cały czas jechać na wstecznym. Wszak kabina motorniczego znajdowała się teraz tyłem do kierunku jazdy. Jednak pytanie straciło swą zasadność równie szybko, jak przyszło ci na myśl. Nie wiedziałeś kiedy, nie wiedziałeś jak, grunt, że oto siedziałeś przy oknie, na jednym z pojedynczych miejsc, mając na sobie drugie pojedyncze krzesło, od którego oddzielał cię niewielki, składany blat (taki jak w pociągach), jadąc przodem do kierunku jazdy, zaś kabina, którą przed momentem miałeś za plecami, teraz znajdowała się dokładnie przed tobą. Jakby wagon, do którego wsiadłeś, w ułamku sekundy przeskoczył na przód, jakimś niezrozumiałym, magicznym sposobem.
Jazda zdawałaby się zupełnie normalna - trochę trzęsło, trochę szumiało, coś trzeszczało czasem przy pantografie nad tobą - , gdyby nie fakt, że za oknami nie widziałeś niczego. Tylko jednolitą, niezmąconą ciemność. Żadne z widmowych pasażerów nie odzywał się, nie patrzył w twoją stronę, w sumie jak zupełnie normalni ludzie w typowej codziennej przejażdżce tramwajem.
Zacząłeś zastanawiać się, czy może przypadkiem nie nawąchałeś się kleju...
Wstaję ze swojego miejsca i idę wzdłuż wagonu ku motorniczemu, przyglądając się pasażerom i zaczepiając ich po drodze. Reagują na cokolwiek?
Przez chwilę skupiam się w sobie, by za pomocą Pierwszej wybadać ten tramwaj.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Choć pasażerowie zwracali uwagę na twoją obecność, to jednak nie wchodzili z tobą w interakcję, jakbyś był bezdomnym lub pijakiem zaczepiającym ich o dwa złote na wino. Odwracali się, udawali, że cię nie widzą lub przesiadali się w inne miejsce.
Spojrzałeś przez Pierwszą i przeżyłeś kolejne zaskoczenie. Stałeś pośrodku niczego. Wszędzie wokół ciebie była nie tyle ciemność, co bezbarwność. Wszystko było skrajnie nieokreślone, jakby każda możliwa część rzeczywistości powstawała i przemijała jednocześnie.
Doszedłeś do kabiny motorniczego. Było tu pełno dziwnych świateł i wskaźników o niejasnym zastosowaniu, a także pięć różnych zegarów. Każdy z nich wskazywał inną godzinę, lecz na wszystkich wskazówki przemieszczały się z zawrotną prędkością, nie odzwierciedlającą żadnej znanej ci rachuby czasu.
- O, wi-tam wi-tam! - powiedział motorniczy, zauważywszy cię przez ramię. - Co tam Orfeusz może dla pana zrobić?
Pytam się go:
- Przez co teraz jedziemy? I czemu te zegary tak szaleją? - wskakuję mu palcem na czasomierze.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- Przez wieczność! - odparł ze śmiechem, przekrzykując huk tramwaju. - A zegary wskazują dokładnie nasze położenie w linii czasu, hehehehe! Dlatego nie ma możliwości, żebyśmy gdziekolwiek się spóźnili!
- W takim razie jak może Pan określić, czy będzie na czas na stacji? Jeżeli się Pan spóźni, wyrzucą Pana z pracy... - ciągnę tę rozmowę dalej, czekając na rozwój wypadków.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- HAHAHaAHhahahahaha, nieeeee, nie, nikt mnie nie wyrzuci. - padła kolejna histeryczna odpowiedź. - Jeśli podróżujemy poza wszelkim czasem, to na pewno nie będziemy na miejscu po czasie, prawda? Hehehehe. Podróż potrwa dokładnie tyle, ile będzie potrzeba.
- A od czego to zależy? Wie pan, ile ta potrwa? - pytam się, ponownie rozglądając się za okno.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Orfeusz przyjrzał się zegarom, które wirowały jak szalone, najwyraźniej coś z nich wyczytując.
- Mniej więcej... za 44 lata i 12 dni, plus minus 3 miesiące. To znaczy - dopóki pan nie umrze. - wyszczerzył się pyzatą, zarośniętą gębą.
Opanowuję dreszcz i mówię:
- W takim razie dziękuję.
Odchodzę od niego i próbuję otworzyć jedno z okien.
Potrafię powiedzieć, czy znajduję się w Bliskiej Umbrze?

[Wyjeżdżam i wracam w niedzielę.]
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Otworzyłeś okno, czując rozlewającą się po twej twarzy i płucach falę dojmującego chłodu. Jednocześnie jednak nie doznałeś najmniejszego podmuchu wiatru, pędu powietrza, który powinien pojawić się przy takiej operacji i takiej szybkości. Był to po prostu chłód, zimno, które pozbawiało cię tchu, wypełniając twe ciało paraliżującym lodem.

Usiłowałeś wyczuć Duchową naturę tego miejsca, określić swoje położenie.
Nie była to Bliska Umbra, na pewno nie w tym wymiarze, który znałeś tuż zza Rękawicy. Wytężałeś pamięć i rozum, usiłując określić tutejsze Videre, mimochodem śledząc przemykające za oknem bezkształtne cienie. Było to jak oglądanie gałęzi drzew i krzewów podczas podróży pociągiem, gdy nigdzie w zasięgu wzroku nie widać latarni ani innych źródeł światła. Ot - niewyraźne majaki, równie ulotne, co nieokreślone. A jednak były tam.

I wtedy przyszło ci na myśl coś niedorzecznego, a jednak prawdopodobnego - jechaliście przez Bliską Umbrę, ale Krain Zmarłych.
Zamykam okno i siadam na jednym z miejsc. Myśląc gorączkowo, co począć, wyciągam swój kawałek grafitu do rysowania i zaczynam nim kreślić na podłodze linie. Zaczynam od koła, w którym zamykam sieć odbijających się linii. Na koniec otaczam całość jeszcze jednym, ochronnym okręgiem, chowam grafit i wypowiadam zaklęcie. Wykorzystując Siły, powoli wprowadzam tramwaj w drgania, by osiągając rezonans zakłócić jego bieg na tyle, by się wykoleił. Bariera ochronna ma mnie zabezpieczyć przed ewentualnymi obrażeniami.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

[ Ilustracja ]

Wszystko zaczęło się trząść, jeszcze bardziej, niż zwykle. Zobaczyłeś, że na twarzach widmowych pasażerów rysuje się konsternacja, zdziwienie, jakby im również mogło coś grozić w związku z nagłymi turbulencjami.
- Heee-ej! - Orfeusz zawołał z kabiny trzęsącym się od drgań głosem - Je-eśli zaraz pa-an nie prze-sta-aaanie, to będzi-emy musie-eeli obciążyć pana ko-osztami o-opóźnienia skła-aadu!
Coś zgrzytnęło, strzeliło, podskoczyło - tramwaj wypadł z szyn. I zaczął spadać.
Wagon przechylił się nagle w przód, jakby w trakcie jazdy wpadł do wielkiej dziury. Nie byłeś przygotowany na taką ewentualność, poleciałeś więc wprzód, zatrzymując się na poręczy przy kolejnych drzwiach. Gdyby nie bariera, mógłbyś połamać sobie coś istotnego. Kilku "pasażerów" również przeleciało bezwładnie na drugi koniec wagonu, zatrzymując się z głuchym dudnieniem na drzwiach kabiny motorniczego.
- Aaa--aaaahahah-ahahahah-ahaaaaa-aaa! Ale ja-azdaaaa-a!!! - darł się Orfeusz, podczas gdy ty kurczowo trzymałeś się poręczy, z której usiłowała strzepnąć cię siła bezwładności.

Wypadłeś na coś twardego i przetoczyłeś się kilka razy, upadając ciężko. Początkowo oszołomiony, nie mogłeś się podnieść, obserwując wirujące nad tobą gwiazdy. Po chwili zdołałeś usiąść, by stwierdzić, że siedzisz na trawie, na przeciwko starego, skorodowanego wraku archaicznego tramwaju. Stał naprzeciw ciebie pusty, powykręcany i nadgryziony zębem czasu, najwyraźniej nie używany od dziesiątków lat, zajmując jeden z nieużywanych, równie zniszczonych bocznych torów. Obok ciebie i wokół ciebie były też inne szyny i wagony, wszystko skoncentrowane wokół wielkiego, posępnego budynku jakiejś zajezdni.
*No, chyba udało im się wrócić* - myślę sobie, po czym wstaję na nogi i otrzepuję spodnie. Dochodzę do wniosku, że łażenie tutaj nie jest zbyt bezpieczne. Zbieram się i staram się wyjść z terenu stacji. Wracam po torach na stację, a następnie na zewnątrz. Pojadę z powrotem do Fundacji i porozmawiam z Eterykami. Może zdołają mi coś wyjaśnić.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Ruszyłeś w stronę wyjścia z zajezdni, a przynajmniej w kierunku, w którym zdawało ci się, że się ono znajduje. Było ciemno, widziałeś więc jedynie niewyraźne zarysy ogrodzenia, odległego o kilkaset metrów. Szedłeś szybko, mijając kolejne tramwaje, które sprawiały wrażenie śpiących, metalowych węży, które łatwo przebudzić najdrobniejszym hałasem. Po dobrej minucie marszu doznałeś kolejnego wstrząsu - stałeś dokładnie w tym miejscu, z którego ruszyłeś, obok tego samego, przerdzewiałego wagonu.
Dźwięk zegara na szczycie budynku starej zajezdni, której wnętrze skryte było w nieprzeniknionej ciemności, rozlał się po okolicy powolnym, ospałym kurantem.
*Aha, czyli wciąż się nie wydostałem.*
Patrzę się w stronę zegara. W przebłysku przypuszczenia pędzę do budynku starej zajezdni. Będę musiał się dostać do tego zegara.
*Przydałaby się jakaś lampa, ciemno tu jak cholera.*
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

[ Ilustracja ]

Przyjrzałeś się wielkiemu zegarowi, umiejscowionemu dobre dziesięć metrów nad tobą, pod dachem wielkiej hali zajezdni. Podobnie jak w tramwaju, jego wskazówki cofały się w szaleńczym tempie, odmierzając czas w sposób, który wymykał się twoim domysłom.
Zarówno od zegara jak i z głębi hali dobiegały cię mechaniczne echa pracujących maszyn, jakby trybów, kół zębatych czy łańcuchów. Dostrzegałeś też niewyraźne światła, jakby jakaś maszyneria co jakiś czas budziła się i gasła, na moment oświetlając uśpione wagony tramwajów.
Wchodzę do środka zajezdni. Starając się na razie omijać mechanizmy, patrzę jedynie, jakie może być ich zastosowanie. Nie jestem dobry w tej kwestii, ale co tam. Szukam także sposobu, by dostać się wyżej, ku zegarowi.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

← Sesja WoD
Wczytywanie...