Spojrzał na ciebie, jakby zobaczył cię po raz pierwszy.
- Taak... Genialne! Studnia potencjału! Chodzi o utrwalenie efektu Czasu, czasowej pętli, dzięki której cała moc efektu kumuluje się w deiformie, pozwalając jej swobodnie przenikać przez wszystkie czasoprzestrzenie. - klasnął w dłonie i zatarł je energicznie, spoglądając z uśmiechem to na ciebie, to na pulsujące, mechaniczne serce, od patrzenia na które zaczęło robić ci się lekko pół średnio.
- To co? Pomożesz mi? Efekt musi być możliwie najtrwalszy, a sam mogę nie podołać tak wielkiej mocy. On nie wybaczyłby mi pomyłki.
- A nie chciałeś zawsze sam mistrzu dokonać odkrycia? Bez niczyjej pomocy? - szybko mówię, by jakoś go ułagodzić. Nie podoba mi się fakt, że ktoś go kontroluje i pewnie szantażuje. O ile nie zmienił strony...
- Dokonałem!!! - wybuchnął tak gwałtownie, że aż cofnąłeś się o krok. - TO jest moje dzieło! - wskazał na bijące serce wewnątrz mechanizmu. - MOJE!!! Dzięki mnie jest nieśmiertelny! Potrzebuję jeszcze tylko tyle, by uczynić go niezniszczalnym, a on nagrodzi mnie w dwójnasób! - wrzeszczał, wskazując palcami jak niewiele potrzebuje, by osiągnąć swój cel. - A ty - wycelował w ciebie palec wskazujący - pomożesz mi w tym lub zginiesz.
- Widzę, że się zmieniłeś starcze. Miły facet, który uczył małego chłopca sztuczek zniknął bezpowrotnie. - oddech - Kim jest ten Fabrykant i czemu mu służysz? - pytam, jednocześnie wyrysowując sobie w pamięci barierę ochronną, podobną jak poprzednio. Nie wiem, czy nie posłuży się sferą Czasu, ale nic na to nie poradzę. Najwyżej go unieruchomię.
[ [url=" Nie będzie z ciebie żadnego pożytku. Marnujesz tylko mój cenny czas."]Ilustracja[/url] ]
- To deiforma, głupcze. - prychnął pogardliwie i pokręcił głową. - Nie będzie z ciebie żadnego pożytku. Marnujesz tylko mój cenny czas.
Po tych słowach coś uderzyło cię gwałtownie. Siła efektu rozeszła się po twojej tarczy, ale i tak pociemniało ci w oczach, a plecy odczuły twarde lądowanie na drewnianej podłodze.
*Skoro tak...*
Zrywam się nogi. Mając pręt, z którym szedłem w ręku łączę efekty. Pierwszym będzie zwiększenie ciśnienia i prędkości powietrza, którego ruch wytworzył się przede mną, gdy wstawałem. Wyślę go kierunkowo w stronę mojego byłego mistrza. Wykorzystując ten sam prąd powietrza oraz odrobinę korespondencji, sięgam ręką z prętem do serca wewnątrz mechanizmu, przebijając je nim.
Drugą ręką wodzę palcami po obrysach mojego amuletu Sił, by bardziej się na nich skupić.
Potężny podmuch cisnął starcem przez poddasze, zdmuchując po drodze stoły i ich zawartość oraz wybijając nim jak bezwładnie rzuconą lalką wielką szklaną tarczę zegara, który widziałeś przed wejściem do budynku. Gdy szkło pękło i rozsypało się, a twój dawny mistrz znalazł się na tle nocnego nieba, zobaczyłeś, że to niebo na pewno nie należy do wymiaru realnego. Pstrokate feerie fioletu, żółci, seledynu, czerwieni i błękitu strzępiły nieboskłon w paranoicznych wzorach, na tle których ciśnięty przez ciebie w powietrze człowiek jeszcze bardziej przypominał bezwładną lalkę. Nie tracąc jednak czasu na śledzenie jego lotu i dochodzenie tego, w jakim to nowym zadupiu wszechświatów się znalazłeś, dźgnąłeś pulsujący, żywy mechanizm.
Siłę własnego uderzenia poczułeś w całym barku, gdy zatrzymało się ono na niewidzialnej barierze. Serce zapulsowało gwałtownie, mechanizm zatrzeszczał i obrócił się kilkanaście razy szybciej, zaś cały trzymany przez ciebie pręt dosłownie na twoich oczach zeżarła korozja, przemieniając go w staloworudy pył.
Jednocześnie za sobą, od strony korytarza, usłyszałeś głuche tąpnięcie. Niewiadomym sposobem na podłodze za tobą leżał wyrzucony przez okno mag, który posunął siłą rozpędu jeszcze kilka metrów po drewnianych deskach. Cały mechanizm tworzący poddasze i zapewne resztę tego, co widziałeś w zajezdni, momentalnie zwolnił, niemalże stając w miejscu, a mechaniczne serce zatrzęsło się jeszcze mocniej, jakby z dziwnego przeciążenia miało dostać zawału.
Twój dawny mistrz, równie oszołomiony co paręnaście sekund wcześniej, podniósł się do pozycji siedzącej i tocząc wzrokiem po zwalniających trybach i łańcuchach powiedział z przestrachem:
- Idzie tu... Idzie po nas. Uciekaj! - zawołał na koniec, patrząc wprost na ciebie.
- Uciekniemy razem! Jak stąd wyjść?! - podnoszę go nerwowo za ramię. Nie wiem, co zrobić z mechanizmem. Już wokół siebie może kontrolować Czas, więc go nie tknę. Spróbuję jedynie zwiększyć ciśnienie powietrza (bo chyba nie krwi w środku), by je rozerwać. W tym momencie wykorzystuję jedynie to, które jest obok mechanizmu. Szybko, bo nadchodzi...
Jak pomyślałeś, tak zrobiłeś. Poczułeś wzmożoną cyrkulację powietrza w bezpośrednim pobliżu ustrojstwa, efektem czego samo serce zaczęło pęcznieć niczym gwałtownie nadmuchiwany balon.
Mechanizm zwolnił. Obserwowałeś obracające się w nieskoczenie spowolnionym tempie olbrzymie tryby, zaś twój umysł pełznął wraz z nimi w podobnie spetryfikowany sposób. Twa myśl, poprzedzająca ruch, zdawała się trwać minutę, zaś jej wykonanie, jakim było poruszenie ręką, kolejnych dziesięć. Zdawało się, że serce zastygło w jednym, przesadnie długim tonie, lecz po chwili (lub stuleciu) zmniejszyło się nieco, kończąc cykl jednego uderzenia. Poczułeś na ramieniu obcy ciężar, rozchodzący się po nim przesadnie długą informacją sensoryczną. Gdy wreszcie zdołałeś się odwrócić, zobaczyłeś starego maga, który wskazywał nieruchomym palcem korytarz, z którego przyszedłeś. Na jego końcu, równie niespiesznie, jak cały czas wokół ciebie, szedł w waszą stronę człowiek w meloniku.
Głowa starca odwróciła się powoli. W jego oczach nie dostrzegałeś cienia zrozumienia. Zastąpił je strach, szaleństwo i otępienie. W tej krótkiej, a zarazem nieskończenie długiej chwili, pojawił się jeden sensowny błysk.
- Mechanizm... - powiedział niemal bezgłośnie, by zaraz potem zakrztusić się krwią, która popłynęła z jego ust, oczu, uszu i nosa. Człowiek w meloniku mierzył w niego swoją laską.
Nie wiedziałeś, która z tych dwóch rzeczy była cięższa - czy twoja prawa ręka sięgająca po kołnierz maga, czy twoja lewa ręka, brnąca przez gęsty, ospały czas do pulsującego usypiająco serca.
Poruszałeś się tak wolno...
Mechanizm był tak daleko...
Człowiek w meloniku był już tak blisko...
Chwyciłeś. Poczułeś w garści jeden ton serca, a potem twoje własne zatrzymało się i zaczęło bić wstecz.
Wszystko zniknęło.
W całej warszawskiej pracowni twojego mistrza rozdzwoniły się zegary. Wiedziałeś, że twój dawny mistrz poza iluzjami od zawsze interesował się sferą Czasu.
- Ciiiicho... - zawołał ze śmiechem w stronę urządzeń i uciszył je ruchem ręki, zmieniając jazgot dzwonków w rytmiczne tykanie. Jego siwe włosy spływały spokojnie po poznaczonej zmarszczkami twarzy.
- Nawiązałem niedawno korespondencję z pewną łódzką fundacją Synów Eteru. - powiedział do ciebie, pochylając się nad rozłożonym budzikiem, który zaczął skręcać na powrót. - Bardzo interesujący ludzie, nie można im tego odmówić. Nigdy nie byłeś w Łodzi, prawda? - zapytał retorycznie. Faktycznie, nie miałeś dotąd okazji ani powodu odwiedzać tego miasta.
- Ja też nie. - dodał, nie czekając na twoją odpowiedź. - Dobrze by było kiedyś się wybrać.