Sesja Dany'ego

Siedem lat to dość newralgiczny okres w karierze Hermetyka. Zwłaszcza, gdy nagle bez śladu znika mistrz, z którym spędziło się ostatnie 13 lat życia. Nic więc dziwnego, że twoja Fundacja poleciła ci znaleźć zaginionego, choć miejsce poszukiwań było co najmniej dziwne. Łódź od lat uchodziła, nie tylko w twoim środowisku, za miejsce szczególnie osobliwe. Nie chodziło tylko o rozrastającą się sieć fabryk i industrialny charakter miasta, lecz o przedziwną mieszankę interesów Przebudzonych, Lupinów, a nawet Kainitów, którą trudno było sobie wyobrazić w mieście takim, jak Warszawa. Niemniej należało odnaleźć twego starego mentora i bynajmniej nie tylko ze względu na to, że fajnie by było mieć wreszcie własny sigil.

Mniej więc półtora roku temu, czyli około pół roku przed jego zniknięciem, zaginiony mag zaczął prowadzić jakieś tajemnicze badania czy interesy. Nigdy nie udało ci się przyjrzeć bliżej dziwnym ludziom, którzy zjawiali się u niego co jakiś czas, przynajmniej wtedy, gdy akurat go odwiedzałeś. Były to rozmowy krótkie, prowadzone wyłącznie po zmroku, zaś sam mistrz nie chciał zdradzić ci ich treści, dając ewentualnie wymijające odpowiedzi o rzekomych studiach na pewnymi magycznymi aspektami nauki. Niedługo potem przepadł, a jego zniknięcie zbiegło się w czasie z nadejściem informacji o jakiejś lokalnej wojnie, w którą zaangażowani były łódzkie Tradycje, Garou i Kainici. Te informacje, podobnie jak te szczątkowe, które uzyskałeś o interesach mistrza przed i po jego zaginięciu, również łączyły się w niejasny sposób z jednym imieniem - Sehon.

[ Ilustracja ]

Z tych właśnie względów jechałeś swoim samochodem po trasie Łódź - Warszawa, odprężając się przy jakiejś audycji z Chili Zet, bardzo szybko zbliżając się do celu podróży. Była sobota, około północy, a na trasie nie było praktycznie żadnych samochodów, więc jechało się równie szybko, co dziwnie. Na miejscu polecono ci wywiedzieć się o te enigmatyczne powiązania, zasugerowano sprawdzenie, czy zaginiony miał jakiś udział w ostatnich wydarzeniach, których echo niosło się ponoć dużo dalej, niż sama Łódź i Warszawa, a także zaproponowano zasięgnąć języka u łódzkich Wirtualnych, którzy cieszyli się sporą renomą w tej części kraju. Także Eterycy, skoncentrowani wokół łódzkiego przemysłu, stanowili ponoć sensownie prowadzoną i dość otwartą Fundację, choć nie utrzymywano z nimi jakichś szczególnie intensywnych stosunków. Do jednych i drugich podano ci adresy i numery kontaktowe.

Opuszczanie Warszawy przyszło ci dość lekko. Co prawda lubiłeś swoją pracę i Tradycyjne aktywności związane z tym miejscem, ale na dłuższą metę życie na "planecie Warszawa" było co najmniej męczące. Zwłaszcza z panoszącą się wszędzie coraz bardziej Technokracją. Kolejną intrygującą informacją, jaka doszła do Hermetyków wraz z echem łódzkiego konfliktu, była nieudana interwencja Techników w mieście. Widocznie usiłowali wykorzystać chaos powstały po tamtejszej rozpierdusze, więc wysłali tam dość spore oddziały, ale zostali przeokrutnie zmiażdżeni i to ponoć nie przez żadną z innych Tradycji, nie wiadomo dokładnie przez kogo. Bajzel jednak pozostał, a kilku z waszych starszych przebąkiwało coś o zwiększonej duchowej aktywności w tamtym rejonie, posiadającą wszelkie cechy magycznej anomalii. Cóż, kolejna rzecz, o której miałeś się przekonać.

[Markę samochodu oraz imię mistrza i inne szczegółowe informacje o nim pozostawiam Tobie ]
Wracam do mojej Mazdy 6, wsiadam do samochodu i uruchamiam GPS, wpisując adres Fundacji Wirtualnych Adeptów. Następnie ruszam pod wskazany adres. Podczas jazdy wybieram numer telefoniczny tej Fundacji, oczywiście dzięki zestawowi słuchawkowemu (bezpieczna jazda to podstawa).
Gdy odbiorą, mówię:
- Dobry wieczór. Nazywam się Bartłomiej Siwicki i jestem z Warszawskiej Fundacji. Centrala w Łodzi podała mi państwa adres. Czy można by podjechać niedługo? Chciałbym zapytać się o kilka rzeczy.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- Warszawskiej...? - odpowiedział ci lekko zaskoczony, nosowy głos. - Ale której? A z resztą, bez różnicy. Proszę bardzo, jesteśmy na miejscu 24 na dobę, chętnie pogadamy, jeśli będzie o czym. - twój rozmówca sprawiał wrażenie luzaka, miałeś ponad to wrażenie, że jest równolegle zajęty czymś innym, jakbyś parę razy usłyszał kliknięcie myszki czy klawiszy. Jednocześnie z twoim GPSem stało się coś dziwnego. Obraz zaczął śnieżyć, następnie zrywać, pojawiły się na nim paski, niczym na przegrzanym rosyjskim "Zenicie", między którymi dostrzegłeś komunikat "Nie znaleziono adresu".
- Najłatwiej będzie ci dojechać prosto jak w mordę do Centralu, wjeżdżaj od Pietryny, a potem wejdź przy radiu "Eska". Drugi korytarz, nie ten radiowy. Pytaj o Staszka. - gdy podawał ci te instrukcje, GPS przestał wariować i dokładnie zaznaczył ci miejsce, o którym mówił Staszek.
Minąłeś tablicę informującą, że do granic Łodzi pozostało ci jeszcze 60 kilometrów, a po jakichś dziesięciu minutach szybkiej jazdy (było ciemno, ale zaskakująco pusto) Statoil, przy którym musiałeś już zwolnić, bo z daleka widziałeś błyskające w ciemności koguty. Podjeżdżając kawałek dalej dostrzegłeś już wyraźnie oświetlone miejsce jakiegoś ciężkiego karambolu - trzy jednostki drogówki, karetka, policjanci zatrzymujący i kierujący wahadłowo nieliczne nadjeżdżające samochody, a w poprzek drogi porozrzucane bezładnie Harleye, chyba trzy, jakieś ślady krwi na asfalcie.
*No tak, rozsmarowali się i nie ma czego zbierać.*
Pukam palcami w kierownicę, czekając na przejeździe. Będąc przy miejscu zdarzenia, oglądam na tyle ile mogę, co się stało.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Stwierdzić było ciężko, poza rozrzuconymi Harleyami nie widziałeś żadnych ciał i tylko serce krajało się na widok tak pięknych maszyn przeoranych po asfalcie. Jedynie policjanci sprawiali wrażenie bardziej poddenerwowanych, niż to zwykle bywało w wypadku kraks i karamboli. Przyszła twoja kolej na przejazd, po drodze zobaczyłeś też, że stojąca tu karetka jest pusta, a sanitariusz z kierowcą stoją oparci o drzwi rozmawiając luźno. Dziwne.

Po jakichś 20 minutach zobaczyłeś obrzeża miasta, wraz z jego nocną, przytłumioną poświatą. Ciężkie, mroczne sylwetki osiedli i dalszych zabudowań majaczyły na horyzoncie i już od samego wjazdu do miasta zrobiło ci się jakby ciężej na sercu i umyśle, zupełnie jakby to ciebie ktoś rozsmarował wcześniej po asfalcie. Audycja w Chilli Zet zerwała się na moment.
Wyłączam radio i jadąc po najbardziej zaniedbanym mieście w Polsce, udaję się spiesznie pod adres fundacji Wirtualnych Adeptów. Po drodze, sunąc wąskimi ulicami miasta, spoglądam na kamienice wyrastające tuż obok, słyszę stukot kół o tory tramwajowe. Nie jest tu wesoło.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Zdecydowanie na przedmieściach Łodzi wesoło nie było. Aż chciałoby się rzecz, że psy dupami szczekają, ale nawet psów tutaj nie dostrzegłeś ani nie usłyszałeś, o ludziach nie wspominając.
Nieco dalej droga stała się już szersza, przechodząc w czteropasmowy, względnie równy asfalt. Wjeżdżałeś na pierwsze duże osiedle. Ludzi i ruchu nie było praktycznie wcale. Trasa była dobrze oświetlona, jezdnia względnie szeroka i równa, niemniej sylwetki bloków wydały ci się odpychające, przygnębiające na swój dziwny, dojmujący sposób, którego nie umiałeś wytłumaczyć. Zupełnie inne wrażenie robiły pojedyncze domki, stare kamienice, jakieś muzeum stylizowane na antyk... Jednak to wszystko ginęło w ogólnym, wszechogarniającym mroku, który jakby wisiał między drzewami osiedlowego skweru.

Światła sygnalizacji zmieniły się już dawno na ostrzegawcze, bo było dobrze po północy. Jechałeś jednak dość wolno, z niemal przepisową prędkością, jakby z niewiadomych przyczyn instynkt nakazywał ci ostrożność. Parę razy dostrzegłeś wychylające się z bramy czy parku sylwetki w kapturze, które zaraz kryły się przed światłami trupio bladych, pomarańczowawych latarni. Wiedziałeś już po 10 minutach pobytu, że Łódź nocą nie jest twoim miastem, przynajmniej na... Radogoszczu? Chyba taką nazwę zobaczyłeś na jednej z mijanych tabliczek z nazwami ulic i dzielnicy.

[ Ilustracja ]

Zajechałeś na skrzyżowanie z wciąż włączonymi światłami. Po drodze widziałeś zarysy kominów pracujących fabryk, wypuszczających w nocne niebo kłęby smolistego dymu. Z czasem dostrzegłeś ich coraz więcej. Stanąłeś światłach, mając po swojej lewej wielki, ceglany mur z wyrzeźbionymi na całej długości dłońmi, których sylwetki przeplatały się, rozmazywały w jakimś spazmatycznym, pełnym cierpienia geście. Na placu przed tym, co odgradzał mur, a co wyglądało z daleka jak jakaś stacja kolejowa, piętrzył się równie ponury obelisk, u podstawy którego wypisano czytelny manifest "Nigdy więcej". Choć sam monument był bardzo sugestywny, to jednak skóra ścierpła ci z innego powodu, jakbyś chciał oddalić się stąd jak najprędzej. Nagromadzenie magycznej energii była w tym miejscu tak dojmująca, że nawet bez operowania własną magyą byłeś w stanie ją odczuć.
Czy za pomocą pierwszej mogę wyczuć jakiego rodzaju jest ta energia? Pozytywna, negatywna, z jakiego źródła może pochodzić? Jak wygląda obelisk? Czy coś z nim związanego kojarzę? Myślę także nad hasłem "Nigdy więcej".
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Przyjrzawszy się nieco dokładniej monumentowi (i przy okazji odpuszczając jedną zmianę świateł, ale i tak nic nie jechało), dostrzegłeś dalszą część napisu - "Nigdy więcej nazizmu". Spoglądając jednak przez Pierwszą, bez szczególnej koncentracji i wysiłku, uderzył cię wręcz oślepiający blask negatywnej, ciemnej energii, którą najbliżej byłoby przyrównać do zdeformowanej, pełnej gniewu i smutku entropii. Koncentrowała się ona głównie wokół samego terenu za murem, gdzie dokładniej - musiałbyś sprawdzić dokładniej.
Zapamiętując to miejsce po adresie jadę dalej. Niepokoi mnie taka duża ilość negatywnej energii w jednym miejscu.
*Może wampiry mają tam siedzibę? Pod pewnym względem lepiej, że nie statyka i Technokracja. Tej i tak już pełno.*
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Depnąłeś nieco mocniej, pozostawiając za sobą Bałuty i zbliżając się do centrum. Im bliżej niego byłeś, tym więcej oznak nocnego, miejskiego życia dostrzegałeś. Z oddali zauważyłeś obłoki dymu z jakiejś dużej, pracującej fabryki, dojeżdżając w końcu do dużego, pyszniącego się w świetle reflektorów Pałacu Poznańskich, o którym kiedyś słyszałeś. Pojechałeś dalej Zachodnią, równoległą do Piotrkowskiej, w okolicy której toczyło się życie miasta. Ludzie, taksówki, samochody, nocne autobusy, rowery, riksze, bardziej lub mniej zabawowi i wcięci przechodnie wchodzili i wychodzili z licznych pubów i restauracji, które nadawały mijanemu krajobrazowi specyficznego kolorytu. Na końcu ulicy i kolejnym skrzyżowaniu ze światłami, dostrzegłeś już wysoką wieżę "Centralu", w którego szybach odbijały się światła licznych latarni. Skręciłeś, zaparkowałeś, rozejrzałeś się nieco nieprzytomnie za budynkiem radia Eska, który ostatecznie znalazłeś. Po schodach na górę, piętro z neonem radia i jednym korytarzem z dwiema parami drzwi - jednymi na zamek magnetyczny i domofon, bez podpisu. Zadzwoniłeś, pytając o Staszka. Zabrzęczało w zamku, wszedłeś.
Znalazłeś się w pokoju wielkości malutkiego biura, zawalonego po sufit płytami, podzespołami i kablami. Na pięciu biurkach leżały fragmenty klawiatur, procesorów, z płyt głównych zrobiono tapetę, z sufitu zamiast lampy zwisał stary monitor, niewiadomym sposobem oświetlający jasno całe pomieszczenie. W głębi, plecami do siebie, siedziało trzech nerdów tak potwornych, jakby żywcem wyjęto ich z kreskówki. Żaden zdawał się nie zauważyć twojego przybycia. Wszyscy trzej grali w WoWa.
- Kurwa mać, pieprzony idioto, zdychaj zdychaj zdychaaaaaaj!!!
- Dobry wieczór. - mówię, nie oczekując zbytnio odpowiedzi, po czym podchodzę do nich i czekam, aż skończą pvp. I tak wcześniej nie przerwą. Następnie mówię:
- Dzwoniłem jakiś czas temu. Przyjechałem, ponieważ podano mi wasz adres w Centrali. Jestem Hermetykiem. Chciałbym się zapytać o wydarzenia, które mają ostatnio miejsce w Łodzi. O wojnie z Gaoru i Kainitami oraz akcjach Technokracji. Interesuje mnie także, czy kojarzy wam się z czyś imię Sehon? - pytam uprzejmie, wyjmując trzy małe kuleczki z kieszeni i kręcąc nimi w prawej dłoni.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Niczym na filmach trzy głowy odwróciły się jednocześnie w twoją stronę, patrząc przez trzy pary zbyt dużych okularów. Cała trójka nerdów jak na komendę zapomniała o swojej chwale w WoWie, przyglądając ci się jakbyś spadł z Księżyca.
- A dlaczego interesuje cię Sehon...? - zapytał ostrożnie siedzący po twojej lewej, z palcem wciąż uniesionym nad klawiszem myszki.
- Słyszałem to imię, gdy wypytywałem o mojego zaginionego mistrza. Nic o nim nie wiem, a mam nadzieję, że ta informacja pomoże mi w poszukiwaniach. - odpowiadam rzeczowo, przestając się bawić kulkami na chwilę.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Nerd siedzący po lewo - Staszek, jak można było przypuszczać - spojrzał na ciebie uważnie i poprawił okulary.
- No ta... ty chyba faktycznie nie stąd... Dobra. - nacisnął jakiś klawisz i zamiast WoWa pojawił się pulpit. Następnie otworzył Firefoxa i wpisał jakiś adres, zasuwając po klawiaturze tak szybko, że aż rozbolała cię głowa od samego patrzenia. Zacząłeś zastanawiać się cóż to za adres, bo bez wątpienia Staszek potrafił pisać kilkadziesiąt znaków na sekundę, a wpisywanie adresu zajęło mu dobre dziesięć, jak nie więcej. Gdy ostatecznie wcisnął "Enter" twoim oczom ukazała się strona bliźniaczo podobna do Wikipedii, jednak opatrzona nazwą KiboWiki, na której wyświetlane było hasło "Sehon".
Hasło opatrzone było zdjęciem mężczyzny w długim, czarnym płaszczu i płaskim czarnym kapeluszu z szerokim rondem, tak zuego i mhrocznego, że od razu skojarzył ci się z czymś pomiędzy tajemniczym Don Pedrem a Kung Lao. Sam artykuł, opatrzony gdzieniegdzie hiperłączami, zawierał taką oto treść:

Cytat

Sehon (dokładnie Sehon Aszurbanipal) - urodzony chuj wie gdzie, w chuj dawno, jeden z największych skurwysynów w historii Polski. Jak wynika z różnych źródeł, przybył na tereny obecnego państwa około XVIII wieku, wraz z późniejszym Księciem Mateuszem Poznańskim vel "Młodym". Jako najbliższy przyjaciel Poznańskiego przez kilka stuleci pełnił rolę jego osobistego doradcy oraz reprezentanta w sprawach Rodziny, a także innych interesach politycznych. Jednocześnie prowadził własne, zakulisowe, wszawe interesiki w rejonie Łodzi, do której w drugiej połowie XX wieku przeniósł się na stałe, wraz z powojennym rozwojem przemysłowym miasta i rozwinięciem fabrykanckiego interesu przez Poznańskiego.

Przez wiele lat Sehon brał istotny, choć zwykle drugoplanowy udział w lokalnych konfliktach, zarówno tych prowadzonych Rodzinę, jak i Garou czy Przebudzonych. Przypuszczalnie właśnie wtedy pozyskał Maruderów, Nephandi i Naraka, których wykorzystywał w późniejszym okresie. Przeciwnik tzw. Paktu z Wodnej, pijawa o nieustalonym pokoleniu i przynależności klanowej. W 2010 roku dokonał ostatecznej rewolty, zabijając Księcia i samemu ginąc marnie jak należało się takiemu złamasowi, podczas tzw. II Operacji Łódzkiej.


Na samym dole artykuł opatrzony był ramką informacyjną:

Cytat

Ten artykuł wymaga uzupełnienia i / lub korekty w zakresie:
- danych personalnych przedstawianej osoby
- danych merytorycznych z zakresu prezentowanej tematyki
- źródeł posiadanych danych oraz ich weryfikacji


Na samym końcu zaś zwieńczono go przypisem:

Cytat

Chuj mu w dupę niech będzie na wieki.


Staszek zabujał się na krześle.
- No, proszę bardzo. Coś tłumaczyć?
- Jest pewność co do jego śmierci? - pytam odrywając się od komputera.
- Jak wyglądała ta II Operacja Łódzka? I co to w ogóle jest Pakt z Wodnej? Jeszcze mam pytanie, czy wiecie, co się dzieje w okolicy Dworca przy monumencie "Nigdy więcej nazizmu"? - zadaję pytania niczym z karabinu maszynowego.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Staszek westchnął i skinął na kumpli.
- No to po kolei... - znów zabrał się za bicie rekordu świata w szybkim pisaniu na klawiaturze, wstukując kolejne absurdalne adresy. Ekran podzielił się na pół i obok strony o Sehonie pojawił się artykuł zatytułowany "II Operacja Łódzka".

Cytat

II Operacja Łódzka - przeprowadzona na przestrzeni 21 / 22 marca 2011 roku zbiorowa akcja Kainitów, Garou i Przebudzonych, mająca na celu zabicie Sehona. W akcji tej, przeprowadzanej zarówno w planie realnym (lasy w okolicach Zgierza), jak i w różnych planach umbralnych, brały udział połączone siły łódzkich Gangreli, wszystkich łódzkich Tradycji oraz przedstawicieli Caernu Sowy wraz z sprzymierzeńcami. Operacja, zakończona ostatecznym sukcesem, była w głównej mierze spowodowana rewoltą Sehona zaistniałą w jej wyniku destabilizacją sytuacji w mieście.

Postacie kluczowe:

Sehon
Rafał Ostrowski (Caern Sowy)
Reznor Barnaba (Hermetyk / Ehanatos)
ks. Marius Korothir (Malkavian, inconnu)
bp Mateusz Geyer (Teurg Caernu Sowy)
abp Maciej Konieczny (Egzarcha Niebiańskich)
"Wujek Grga" (Gangrel)
"Lenin" (Gangrel)
Kruki Odyna (Caern Kruka - Finlandia)


Wirtualny siedzący przy środkowym biurku wyświetlił na KiboWiki artykuł o Pakcie.

Cytat

Pakt z Wodnej - zawarte dnia 15 czerwca 2001 roku porozumienie między przedstawicielami łódzkiej Rodziny, Tradycji oraz Garou. W ogólnym kształcie porozumienie to obejmowało gwarancję nietykalności węzła Caernu Sowy, swobodny dostęp do Umbry dla miejscowych Przebudzonych oraz deklarację nieagresji ze strony wszystkich podmiotów - sygnatariuszy paktu na czas nieokreślony. Pakt, mający na celu zapewnienie spokojnej koegzystencji zainteresowanych stron, w świetle wcześniejszych konfliktów między nimi, obowiązywał w niezmienionej formie do 19 marca 2011 roku, gdy został zerwany jednostronnie w wyniku tzw rewolty Sehona.

Sygnatariusze:

Mateusz Poznański vel "Młody" (Książę łódzkiej Rodziny)
bp Mateusz Geyer (Teurg Caernu Sowy)
Eugeniusz Grabarczyk (Lider Euthanatosów)
Ludwik Grohman (Przewodniczący Eteryków)
Joanna Bojda (Verbena)


Drugi z kumpli Staszka dla odmiany zaserwował ci artykuł ze zwykłej Wikipedii, wraz ze zdjęciem monumentu, który widziałeś wcześniej.

Cytat

Radegast – nieczynny już przystanek kolejowy Łódź Radogoszcz przy alei Pamięci Ofiar Ghetta Litzmannstadt (dawniej ulicy Stalowej), zbudowany w okresie II wojny światowej dla potrzeb łódzkiego getta, z którego Niemcy hitlerowskie wywoziły do obozu Auschwitz-Birkenau obywateli narodowości żydowskiej. Od 2005 roku, w budynku przystanku znajduje się muzeum. Pomnik upamiętniający martyrologię Żydów odsłonięto w tym miejscu 28 sierpnia 2005 roku. Radegast był przystankiem kolejowym łódzkiej zamkniętej dzielnicy żydowskiej. Leżał na północno-wschodnim krańcu getta, już poza jego granicami. Na przystanek ten docierało skąpe zaopatrzenie getta i odjeżdżały na śmierć kolejne transporty, na północny zachód do Kulmhof, pierwszego w Polsce obozu zagłady, i na południowy wschód do Auschwitz.

Wywózki zaczęły się 16 stycznia 1942 roku. Pierwszy transport odjechał z przystanku Radegast w kierunku Chełmna. W ciągu czterech miesięcy, do 15 maja 1942 roku, z getta zostali wysłani wszyscy pobierający zasiłki, więźniowie i handlarze, a zaraz po nich Żydzi zachodnioeuropejscy. Kilka miesięcy później, we wrześniu 1942 roku z dworca Radegast odjechały do Chełmna transporty ze starcami i dziećmi. Tzw. "wielka szpera" miała przekształcić dzielnicę żydowską w wielki obóz niewolniczej pracy dla hitlerowskiego państwa.

W 1944 roku rozpoczęła się ostateczna likwidacja getta w Łodzi, ostatniego getta na ziemiach polskich. 29 sierpnia 1944 roku z przystanku Radegast odszedł do Auschwitz ostatni transport łódzkich Żydów.Ogółem do obozów w Chełmnie nad Nerem i Auschwitz-Birkenau wywieziono około 145 tys. Żydów.


- Co zaś się tyczy śmierci Sehona... - odezwał się znów Staszek - to owszem, mamy pewność, trzy zbieżne relacje trzech osób, które osobiście zdeletowały go na dobre.
- Hmm, ciekawe czemu mój mistrz miałby mieć jakiś związek z Sehonem. Może badał sprawy z nim związane. - myślę sobie głośno. - Jak teraz się sprawy mają w Łodzi? Mówię oczywiście o Kainitach i Garou. Słyszałem, że spokojnie nie jest. - mówię, po czym patrzę na artykuł o pomniku, wskazuję go palcem. - Sprawdzaliście, czemu jedzie stamtąd entropią? Nadal pozostałość po wojnie?
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

- Stamtąd zawsze jechało entropią. - odpowiedział Staszek. - Chyba jeszcze przed wojną był tam dziki węzeł, a po wojnie narosło wokół niego tyle gówna, że szkoda gadać. Ale nie wiemy nic, żeby coś się tam gnoiło bardziej niż zwykle. A co? Widziałeś coś?
- Sprawy w mieście mają się cały czas tak samo - wtrącił jego kumpel z prawej. - Burdel na kółkach, bo pożar w burdelu skończył się z Sehonem. Pijawy nadal chyba nie dogadały się kto ma zająć stołek po "Młodym", Camarilla wypięła się na nich już dawno, a Sabat chyba coś by chciał, ale nie bardzo może. A z futrzakami nie wiem, w sumie dawno żadnego nie widzieliśmy. Tegi wpierdol obskoczyli wtedy, choć sami spuścili jeszcze większy, więc pewnie cały czas się po tym respawnują.
- Hmm, nic przy pomniku nie zobaczyłem, czując entropię myślałem, że nie jest to normalne w tamtej okolicy, ale chyba się myliłem. - mówię, po czym troszeczkę zmieniam temat.
- Dzieje się w takim razie według was coś dziwnego w mieście? Jakieś zniknięcia, nietypowe Źródła itp.? Albo słyszeliście może o Mateuszu Pokorskim, magik i kuglarz, mój mistrz? - załamuję ręce w geście bezradności.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

← Sesja WoD
Wczytywanie...