Sesja Morttona

Wróciłeś w kierunku, z którego przyszedłeś, sprawdzając na przystanku ile czasu musisz czekać na autobus. Okazało się, że od przejażdżki nocnym w stronę centrum dzieli cię jedyne pół godziny.
Czekam i rozglądam się za panami zajmującymi się czyimiś problemami i innymi nieprzyjemnościami.
Rozglądałeś się i zrobiłeś słusznie, bo oczywiście zawodowi rozwiązywacze problemów znaleźli się niebawem. Przezornie zszedłeś im z zasięgu wzroku, a niedługo potem okazało się, że czekanie na autobus 20 minut przekracza ich możliwości. Zadowolili się więc pokonaniem stojącego obok wiaty śmietnika i poszli dalej.
Autobus wreszcie nadjechał, w stronę centrum jechałeś sam. Od centrum mogłeś albo zaczekać na kolejny nocny wiozący cię na Górną, albo odpuścić sobie i dać z buta przez trzy przecznice. Przy postoju jak zwykle było dość sporo ludzi, który to tłum przerzedzał się im dalej w miasto. Zobaczyłeś, że niektórzy pokazują coś sobie, nie zwracając uwagi na innych przechodniów ani na ciebie. Na nocnym niebie, jakiś kilometr, może dwa od przystanku, wznosił się dym i łuna pożaru, gorejącego gdzieś w okolicach Piotrkowskiej na odcinku, który łączy ją z Górną.
Idę do miejsca wypadku i olewam na razie Alfonsa.
Dojście, czy też dotruchtanie w kierunku z którego unosił się dym, zajęło ci ponad 15 minut. Gdy minąłeś wreszcie główne skrzyżowanie i przeszedłeś za Central na drugą część Piotrkowskiej, dostrzegłeś od razu płomienie ogromnego pożaru trawiącego jakiś budynek, mniej więcej kilometr wgłąb ulicy. Pomyślałeś przez chwilę i stwierdziłeś, że musi być to Biała Fabryka, jedna z kilku siedzib łódzkich magów, o której wspominał ci niegdyś Alfons.
Chowam się w cieniu aby żaden człowiek mnie nie zobaczył i obserwuje.
Jarało się ostro, na tyle ostro, że nie odważyłeś zbliżyć się bardziej niż na 400 metrów od płonącego budynku. Cztery jednostki straży pożarnej, trzy policyjne radiowozy, z w chwilę potem dwie karetki minęły cię na pełnej szybkości, wyjąc okrutnie i budząc tych mieszkańców, którzy jakimś cudem nie zainteresowali się jeszcze szalejącym w głębi ulicy pożarem. Zdawało ci się jednak, że nie dzieje się nic nadzwyczajnego, aż zobaczyłeś przy jednej z ciemnych bram postać człowieka z laską i w meloniku, który przyglądał się przez moment pożarowi, by za chwilę zniknąć w przejściu między kamienicami.
Idę do Alfonsa.
Dotarcie na Górną okrężną drogą zajęło ci ponad pół godziny. Gdy wreszcie znalazłeś się na miejscu, pojawiły się dwa problemy. Pierwszy - Alfonsa nie było, nikt nie otwierał na twoje pukanie. Drugi - czułeś się słaby, zmęczony, senny w pewien bardzo charakterystyczny sposób. Od świtu dzieliły cię już minuty.
Sprawdzam czy nie mam przy sobie wytrycha lub spinki do włosów.
Wśród śmieci wypełniających twoje kieszenie znajdowało się parę drutów i podobnych "dóbr", które od biedy mogły posłużyć za wytrych. Jednak jak na stare, drewniane drzwi w obskurnej kamienicy, zamek do mieszkania Alfonsa był zaskakująco solidny, a może po prostu twoje zdolności włamywacza nie były wystarczająco dobre, by sforsować takie zabezpieczenie.
Wychodzę i idę do kanałów poszukać miejsca by "przedzienić".
Kolejna noc w ściekach była równie upojna jak wszystkie poprzednie, spędzone w ten sposób. Problem polegał na tym, że twój sen był wyjątkowo niespokojny i przerywany. Widziałeś dziwne, niepokojące obrazy upiornego miasta, w którym ściga cię nieokreślona postać w meloniku. Parę razy budziłeś się za dnia, co nie zdarza się przecież często.
Ostatecznie twój sen zakończył się wraz z nadejściem zmroku, gdy na "dzień dobry" lub "dobry wieczór" podgryzały cię dwa szczury, najwyraźniej uznawszy cię za padlinę.
Wypijam je za karę, wychodzę z kanałów i idę do Alfonsa.
Tym razem zastałeś go na miejscu. Wszedłeś do kamienicy, na strych, zapukałeś, otworzył ci sam gospodarz.
- A, to ty. Wchodź. - powitał cię krótko spomiędzy uchylonych drzwi, jakby czymś poddenerwowany. - Co jest?
-Dwie sprawy. Po pierwsze mam list od księżulka.
Daje mu list.
-Po drugie zjarała się kamienica magów niedaleko. Podejrzewam Sabbat.
- Ta, wiem. Byłem tam. - zamknął drzwi, zasuwając trzy zamki. - I raczej nie Sabat. Pokaż no to... - wziął od ciebie list i zaczął czytać na miejscu. W międzyczasie zapytał jeszcze. - Widziałeś coś dziwnego? Ostatnio jakoś? Na mieście? I dlaczego myślisz, że to Sabat?
-Po prostu Sabbat polował na coś co mieli magicy i tego nie dostali. I widziałem dziwnego gościa w meloniku.
Alfons spojrzał na ciebie gwałtownie.
- Widziałeś go?! - zapytał z wyraźnym niedowierzaniem. - No i?! Żyjesz? Gdzieś ty się pchał w ogóle, że na niego wlazłeś?!
-A kim on jest. Bo nawet próbowałem z nim gadać.
← Sesja WoD
Wczytywanie...