Sesja Morttona

Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Słyszałeś świst wiatru w wybitych oknach, gardłowe głosy żuli na podwórku. Wreszcie ktoś podszedł do drzwi, choć nie otworzył ich.
- Czego?
-Potrzebuje informacji.
- A co ja?! Informacja turystyczna?! Spieprzaj pan! - odparł ci ktoś uprzejmie.
-Brata z Camrilli nie wpuścisz? Poza tym wiem wszystko o tym co tu robisz i o twoim prawdziwym i tajnym zadaniu. Chyba nie chcesz aby się ktoś dowiedział co?
Kolejna chwila ciszy - szczęk zamka - szczęk zasuwy - kolejnego zamka.
Zawiasy zapiszczały, odsłaniając nieoświetlone wnętrze zionącego stęchlizną mieszkania. Zza nich wychyliła się szczerbata, paskudna gęba menela, który prawdopodobnie od tygodnia nie widział płynu innego, niż spirytus, o wodzie z mydłem nie wspominając.
- Czego chcesz? - zacharczał ochryple, jak poprzednio.
Wiesz coś o "demonie"?
Robię charakterystyczny ruch palcami.
Żul spojrzał na ciebie przeciągle, prychając w pogardliwym zaskoczeniu.
- Ke? Demonie? Czy ja wyglądam jak jakiś Constantine? - zapytał retorycznie. W istocie, nie wyglądał. Ani jak Constatine, ani jak żadne inne wcielenie Keanu Reevesa.
-To prościej: wiesz coś o takim zjebie w meloniku z laską?
Kolejna przerwa, kolejna chwila milczenia.
- Powiedzmy, że coś tam wiem. Zależy o co pytasz dokładnie... - odpowiedział, tym razem ciszej niż poprzednio.
-Gdzie go znajdę?
Pytam z irytacją w głosie.
Twój rozmówca parsknął chrapliwym, przepitym rechotem.
- Nigdzie, to on znajdzie ciebie. Pokręć się po obrzeżach, slumsach, menelniach pokroju Górnej czy Radogoszcza, przy ważniejszych dla magów, wilkołaków lub Rodziny miejscach. Pewnie trafisz na niego. A jeśli dodatkowo byłeś wrogiem Sehona, hooo.... - machnął ręką, dając bez słów wyraz temu, co oznacza taka opcja.
-Dzięki.
Mówię i schodzę na dół.
Schodziłeś szybko (acz w miarę ostrożnie) po spróchniałych schodach strychu, chcąc jak najszybciej opuścić śmierdzący szczyną slums. Wyminąwszy oberwane drzwi wyszedłeś z bramy na podwórze, wprost na grupę pięciu dresów, którzy stali tuż obok przy trzepaku, urywając rozmowę na twój widok.
-Kurw....
Mówię do siebie. I Myślę czy da radę ich jakoś podejść.
Czasu na myślenie miałeś niewiele, a można nawet powiedzieć, że wcale. Pomysłu na "obejście ich" nie wymyśliłeś, oni natomiast zaczęli podchodzić do ciebie.
-Cześć chłopaki może się dogadamy. Dostaniecie po browarze.
Dresiarze spojrzeli po sobie i roześmiali się gardłowo, po żulersku.
- A co? Wybierasz się na browar? - zapytał łysol stojący najbliżej ciebie. - To zajebiście, napijesz się z nami, bo my, kurwa, też idziemy, a z kasą marnie... - zakończył przy kolejnej salwie debilnego śmiechu. Ściema była tak oczywista, że aż łupała w zęby.
-Hej a po co ta agresja.... Kurwa.
Próbuje udawać że nie odczuwam strachu.
- Hehahehehahahahahahahha!!! - rozległ się przygłupi śmiech z pięciu gardeł, który świadczył o tym, że wyszło ci nie za super.
- Jaka, kurwa, agresja, jaka, kurwa, agresja? - zapytał tonem groźby twój rozmówca, uśmiechając się po żulersku. - Agresja to dopiero może być. My się tu tylko napić chcemy jak kulturalni ludzi, nie? No. To chodź, kurwa, a nie tu coś, kurwa, pierdolisz... - zaprosił ochoczo, dla odrobiny perswazji chwytając cię za ramię.
-I znów kurwa jego mać cztery dni w trumnie ja pier.
Wolałbym aby moje myśli nie wychodziły na zewnątrz.
← Sesja WoD
Wczytywanie...