Sesja Morttona

Przeszedłeś skrzyżowanie i stanąłeś u furty w kościelnym murze. Sama świątynia prezentowała się skromnie - niewielka, z małą, spiczastą dzwonnicą, zbudowana w prostym stylu, przynajmniej w tej części, bo za małym kosciółkiem widać było nowszą, niewykończoną jeszcze dobudówkę.
Rozejrzałeś się uważnie za śledzoną postacią, ale nie dostrzegłeś jej. Zniknął gdzieś, choć nie bardzo miał gdzie, bo na terenie parafii rosło zaledwie kilka drzew, a kościół był chyba zamknięty o tej porze, choć nie miałeś pewności. Nie widziałeś też całego terenu, przesłanianego przez budynek świątyni.
Szukam wejścia do zakrystii.
[Nie wiem jak się piszę ostatnie słowo chyba tak. ;P]
[Jeśli nie jestem pewny, to zmieniam tak długo, aż mi autokorekta przestanie podświetlać A pisze się "zakrystii" ]

Obszedłeś kościół dookoła od lewej strony, stwierdzając przy okazji, że nowa dobudówka pasuje do starego budynku jak pięść do oka. W dobudowanej ścianie bocznej znalazłeś niewielkie drzwi z klamką, które okazały się jednak zamknięte.
- Dość nietypowa pora na odwiedziny. - usłyszałeś za plecami męski głos. Odwróciłeś się szybko, by ujrzeć... tak, chyba księdza, siedzącego na jednej z ławeczek stojących między drzewami. Przysiągłbyś, że przed sekundą go tu nie było.
- Cóż to za nagła potrzeba wymusza wizyty na zakrystii o tej porze?
-O akurat ciebie szukałem.... proszę księdza.
- Mnie? A to w jakiej sprawie? - zapytał ksiądz, nie ruszając się z miejsca.
-Alfons mnie przysyła.
Milczał, oczekując jakiegoś rozwinięcia.
- I...?
-Mam otrzymać informacje gdzie są Lenin i Grga i o co chodzi z Seholem.
Ksiądz zaśmiał się bezczelnie.
- Nie wiem z jakiej racji miałbym służyć jako książka telefoniczna. Nie wiem też dlaczego Alfons zaczął przysyłać do mnie idiotów, którzy nie wiedzą nawet kim jest Sehon. A Sehon jest trupem. Ostatecznie i nieodwołalnie. Jeśli Nosferatu nie wiecie gdzie są Lenin i Grga, to trudno żeby miał się w tym orientować jakiś ksiądz z przedmieścia.
Wstał z ławki, otrzepał sutannę.
- Jeśli to wszystko, to życzę dobrej nocy.
-Nie jeszcze coś. Chciałbym wiedzieć skąd taki fenomen wokół księdza.
Ksiądz wybuchnął zaskakującym, obłąkańczym śmiechem i pomyślałeś nagle, że masz przed sobą najprawdziwszego szaleńca. Przestał jednak szybko i gdy przemówił, w jego głosie pobrzmiewał jedynie spokojny, lekko znudzony i zrezygnowany ton.
- Sam chciałbym to wiedzieć synu, sam chciałbym to wiedzieć... Skąd Alf cię wytrzasnął? Ponieśliście chyba największą ofiarę w walce z Sehonem. Nie widziałem cię wcześniej, a znam tu prawie wszystkich.
-To długa historia. Dziękuje księdzu za tę pouczającą rozmowę. I jeszcze jedno pytanie: Czy działo się coś jeszcze ciekawego w ostatni tygodni lub dwóch, bo byłem... niedostępny.
Ksiądz westchnął i podszedł bliżej, dzięki czemu mogłeś zobaczyć jego krótkie, chyba czarne włosy i niezbyt ładną twarz, na której rysował się wyraz politowania i lekkiego rozbawienia.
- Nie stójmy tu tak, bo nas zjedzą komary. Chodź, napiszę notkę Alfonsowi, mniej będzie strzępienia języka i dla mnie i dla ciebie. - oświadczył i ruszył energicznym krokiem w stronę plebanii. Dwupiętrowy budynek, prosta konstrukcja, niezbyt duży, białe ściany. Otworzył drzwi kluczem, weszliście po schodach na piętro, do dość przytulnego wnętrza z regałami, dywanami i kominkiem. Ksiądz zapalił niewielką lampkę biurową, usiadł przy stole i wyjął kartkę papieru, na której zaczął coś pisać.
- Rozgość się. Kawy? Herbaty? Jeszcze coś? - pytał, nie odrywając wzroku od kartki.
-Nie dziękuje. Jak się zaczęła księdza "współpraca" z wampirami?
Duchowny uśmiechnął się półgębkiem, nie przestając pisać. Nie odpowiedział od razu.
- Jak to miło spotkać kogoś, kogo Bóg nie skarał jeszcze nadmiernym rozeznaniem w tych wszystkich sprawach... - odezwał się po paru sekundach, wciąż ze wzrokiem na kartce. - Nadspodziewanie... zręczne określenie, "współpraca"... - schował kartkę w kopertę, zalał woskiem, przystawił jakąś pieczęć. Wreszcie wstał od biurka i podszedł do ciebie. - Pytasz, kiedy ta "współpraca" się zaczęła... To chyba dość proste. - wręczył ci list. - Gdy umarłem.
-Dziękuje za to przemiłe spotkanie i za ten sarkazm. Gdy ksiądz kogoś spowiada też zabiera się do tego z taką dozą sarkazmu?
- Gdy kogoś spowiadam - odpowiedział poważnym tonem - ten ktoś zwykle wie o co chce zapytać i jaki ma problem. A to co powiedziałem przed chwilą to nie sarkazm, ale smutna prawda.
-To dobranoc.
Biorę list i wychodzę.
Wyszedłeś.
Próbuje sobie przypomnieć jak wrócić do Alfonsa.
← Sesja WoD
Wczytywanie...