Sesja eimyra
- O świcie. Sądząc z tego, czym Pan się zajmuje, to chyba będzie dobra nowina: zostało dla nas coś, co się nazywa Zajezdnia Telefoniczna. Do Stacji Radegast wydaje mi się, pójdzie jedna z sióstr. Oczywiście, jeśli pan zechce przyjąć mnie do drużyny. - wstałem, pamiętając, by zabrać ze sobą książkę. - Byłoby dobrze, gdybyśmy wiedzieli co potrafimy. Ja się już opowiedziałem. Oczywiście, pomoże nam moja kochana Sieghild. - odsłoniłem znacząco kaburę z czterdziestką.
- Zgierzem zajmują się wilkołaki. Korothir sugerował, żeby nasza fundacja zajęła się tym albo Radegastem. A domyślam się, że zajezdnia będzie w synergii z Pana możliwościami. Jesli Pan powoli, odpocznę przed akcją.
Wracam do pokoju, żeby nieco ochłonąć i się zdrzemnąć. Sprawdzam godzinę świtu, po czym nastawiam budzik na godzinę wcześniej.
Wracam do pokoju, żeby nieco ochłonąć i się zdrzemnąć. Sprawdzam godzinę świtu, po czym nastawiam budzik na godzinę wcześniej.
Rozebrałeś się, rozłożyłeś na łóżku, zatapiając się w kojącym odrętwieniu po trudach całego dnia. Sen przyszedł szybko i choć nie należał do najspokojniejszych, to jednak był ci bardzo potrzebny. Mimo zmęczenia obudziłeś się po paru godzinach, jak to czasem zdarza się w takich sytuacjach, bez wyraźnego powodu. Niewyraźnym powodem był natomiast niepokój, dziwny, wciąż nieco oniryczny, jakby w pokoju był ktoś, kogo nie powinno tu być.
Gdy rozespany wzrok wyostrzył się w półmroku, zobaczyłeś, że twoja broń drga lekko na szafce.
Gdy rozespany wzrok wyostrzył się w półmroku, zobaczyłeś, że twoja broń drga lekko na szafce.
Pojawiła się tuż obok ciebie. Wyglądała na mocno przestraszoną.
- Niech to szlag... Ciaran, nie wchodź do Umbry... Coś tu lezie, chyba po ciebie... - wyrzucała z siebie teatralnym szeptem, patrząc po ścianach na przeciwko, choć tak naprawdę wiedziałeś, że chodzi jej o zobaczenie czegoś za Rękawicą.
- Niech to szlag... Ciaran, nie wchodź do Umbry... Coś tu lezie, chyba po ciebie... - wyrzucała z siebie teatralnym szeptem, patrząc po ścianach na przeciwko, choć tak naprawdę wiedziałeś, że chodzi jej o zobaczenie czegoś za Rękawicą.
- Nie zamierzam, przynajmniej na razie. Kurwa, jest tu jakiś alarm? - rozejrzałem się niespokojnie, złapałem książkę i broń, po czym wypadłem jak pocisk z pokoju, lecąc w stronę kwater starszyzny - konkretnie Nikodema i sióstr, gdziekolwiek purchawy raczyły się zagrzybić.
- Hej, Kruku, obudź się! Mamy gości! - zawołałem, wcale donośnie.
- Hej, Kruku, obudź się! Mamy gości! - zawołałem, wcale donośnie.
[ Ilustracja ]
Wywołani pojawili się niemal od razu. Nikodem wciąż w spodniach od garnituru i czarnej koszuli, trzy raszple natomiast w nocnych koszulach w grochy... To był straszliwy widok. Kruk patrzył na ciebie pytająco, ale zamiast zadać kilka bezsensownych pytań wyjaśniających, spojrzał po siostrach. Te natychmiast wyjęły z kieszeni koszul swoje talie (widać nawet we śnie nie rozstawały się z nimi) i zaczęły wykładać po jednej karcie.
- Rozpacz... - powiedziała Kloto (choć równie dobrze mogła to być Lachezis lub Atropos, nie rozpoznawałeś ich, były równie szpetne) - Albo też zniszczenie... Przychodzą tu zniszczyć coś...
- Lub kogoś. - wpadła jej w słowo druga, wykładając swoją kartę.
- Chcą zniszczyć człowieka. Konkretnego człowieka. - spojrzała na ciebie spode łba. - Wypełnić go rozpaczą.
- Pustka? - zdziwiła się na głos trzecia. - A może duch... Tak, to muszą być duchy. Ale wypełnić pustką? To nie ma sensu, to przecież... - zawiesiła głos, kręcąc przecząco głową. Zaraz jednak spojrzała na swe bliźniaczki i na trzech koszmarnych ryjach pojawiło się zrozumienie, które wyartykułowały jednocześnie.
- ... Paradoks.
Nikodem wskazał gwałtownym gestem korytarz za tobą. Na jego końcu, jeszcze za twoją komnatą, w kamiennej ścianie zaczęły kreślić się widmowe drzwi.
Wywołani pojawili się niemal od razu. Nikodem wciąż w spodniach od garnituru i czarnej koszuli, trzy raszple natomiast w nocnych koszulach w grochy... To był straszliwy widok. Kruk patrzył na ciebie pytająco, ale zamiast zadać kilka bezsensownych pytań wyjaśniających, spojrzał po siostrach. Te natychmiast wyjęły z kieszeni koszul swoje talie (widać nawet we śnie nie rozstawały się z nimi) i zaczęły wykładać po jednej karcie.
- Rozpacz... - powiedziała Kloto (choć równie dobrze mogła to być Lachezis lub Atropos, nie rozpoznawałeś ich, były równie szpetne) - Albo też zniszczenie... Przychodzą tu zniszczyć coś...
- Lub kogoś. - wpadła jej w słowo druga, wykładając swoją kartę.
- Chcą zniszczyć człowieka. Konkretnego człowieka. - spojrzała na ciebie spode łba. - Wypełnić go rozpaczą.
- Pustka? - zdziwiła się na głos trzecia. - A może duch... Tak, to muszą być duchy. Ale wypełnić pustką? To nie ma sensu, to przecież... - zawiesiła głos, kręcąc przecząco głową. Zaraz jednak spojrzała na swe bliźniaczki i na trzech koszmarnych ryjach pojawiło się zrozumienie, które wyartykułowały jednocześnie.
- ... Paradoks.
Nikodem wskazał gwałtownym gestem korytarz za tobą. Na jego końcu, jeszcze za twoją komnatą, w kamiennej ścianie zaczęły kreślić się widmowe drzwi.
- To jakiś żart, prawda? - odpowiedziałem już spokojniej, gestykulując bronią pistoletem - Przecież ja cały czas uważałem... Grohman? - spojrzałem na siostry z przestrachem. Po akcji z mechanicznym napierdzielaczem jest zdolny do takich ryzykownych historii...
- Może uda się je przekupić. Mamy jakieś Hausty? Najlepiej kilkadziesiąt? - odwróciłem się w stronę tworzących się drzwi.
- Może uda się je przekupić. Mamy jakieś Hausty? Najlepiej kilkadziesiąt? - odwróciłem się w stronę tworzących się drzwi.
Nikodem pokręcił głową.
- To się nie uda. Jeśli przyszły tu po kogoś, możesz jedynie je obrazić.
- Więc trzeba się obronić... - powiedziała Kloto (a może Lachezis?), wykładając kolejną kartę.
Linie, które rysowały już detale drzwi, zatrzymały się mniej więcej w połowie szkicu.
- Zabezpieczyć... - dodała Atropos (a może Kloto?), wyciągając drugą.
Zarys drzwi, jarzący się widmowym blaskiem, przygasł.
- I nie wpuścić. - zakończyła Lachezis (choć równie dobrze mogła to być Atropos), kładąc ostatnią kartę i odwracając ją obrazkiem do dołu.
Drzwi zniknęły. Nikodem skrzywił się jednak.
- Nie jestem pewny, czy to rozwiązuje problem...
- To się nie uda. Jeśli przyszły tu po kogoś, możesz jedynie je obrazić.
- Więc trzeba się obronić... - powiedziała Kloto (a może Lachezis?), wykładając kolejną kartę.
Linie, które rysowały już detale drzwi, zatrzymały się mniej więcej w połowie szkicu.
- Zabezpieczyć... - dodała Atropos (a może Kloto?), wyciągając drugą.
Zarys drzwi, jarzący się widmowym blaskiem, przygasł.
- I nie wpuścić. - zakończyła Lachezis (choć równie dobrze mogła to być Atropos), kładąc ostatnią kartę i odwracając ją obrazkiem do dołu.
Drzwi zniknęły. Nikodem skrzywił się jednak.
- Nie jestem pewny, czy to rozwiązuje problem...
Ubrałeś się i zebrałeś możliwie najszybciej. Cała czwórka stała na miejscu tak, jak ich zostawiłeś i zdawało się, że nic nie zmieniło się przez te kilkanaście sekund. Wszyscy rzucali przelotne spojrzenia na ścianę, w której przed paroma chwilami rysowały się drzwi.
- Jesteście pewne, że to wytrzyma? - zapytał Nikodem siostry.
- Tutaj tak. Dalej nie wiem. Któraś z nas musiałaby iść z nim. - wskazała na ciebie jedna z trzech - Albo... Możemy spróbować je odstraszyć.
- Jesteście pewne, że to wytrzyma? - zapytał Nikodem siostry.
- Tutaj tak. Dalej nie wiem. Któraś z nas musiałaby iść z nim. - wskazała na ciebie jedna z trzech - Albo... Możemy spróbować je odstraszyć.
- Chyba nie mamy wyboru, co? Mówcie co mam robić. - z chrzestem wyłamałem palce, zerkając na Sieghild i jej minę. Nie było lepszego barometru nastrojów w Umbrze, przynajmniej dla mnie.
Sięgnąłem po obsydianowy sztylet, jak zawsze w przypadku trudnej magyi. - Nie sądzicie, że wypadałoby obudzić Grohmana? Bo chyba to nie ja przyciągam te cholerstwa? - zapytałem kutrep, ale nieco mniej pewnie niż poprzednio.
Sięgnąłem po obsydianowy sztylet, jak zawsze w przypadku trudnej magyi. - Nie sądzicie, że wypadałoby obudzić Grohmana? Bo chyba to nie ja przyciągam te cholerstwa? - zapytałem kutrep, ale nieco mniej pewnie niż poprzednio.
Za odpowiedź posłużyły ci trzy milczące, wymowne spojrzenia.
- Możecie obudzić Syna Eteru, ale do świtu możecie spać tu spokojnie. - zaskrzeczała jedna z nich, podchodząc do ciebie i wręczając ci talię. - Bierz. Skoro już ktoś nasłał je na ciebie, to nie odpuszczą łatwo. Karty obronią cię, jeśli jesteś dość mądry... - zakończyła z miną, która świadczyła, że wątpi o tym dość mocno. Przyjrzałeś się talii przelotnie.
- Możecie obudzić Syna Eteru, ale do świtu możecie spać tu spokojnie. - zaskrzeczała jedna z nich, podchodząc do ciebie i wręczając ci talię. - Bierz. Skoro już ktoś nasłał je na ciebie, to nie odpuszczą łatwo. Karty obronią cię, jeśli jesteś dość mądry... - zakończyła z miną, która świadczyła, że wątpi o tym dość mocno. Przyjrzałeś się talii przelotnie.
- Pewnie ile razy bym nie pociągnął, wyjdzie "głupiec". Dziękuję.
Na dzisiaj miałem już jednak dość snu, zwłaszcza że miałbym go co najwyżej dwie godziny. Wolałem przygotować się, tym razem bez alarmu. Porozmawiać z Sieghild, spróbować ją uspokoić. Ta cała historia wyzwoliła w niej część osobowości, której nie znałem. Sieghild z przestrachem w głosie? Sieghild, która mówi mi, żebym nie atakował, żebym się wycofał? Coś zszarpało jej nerwy, a ja potrzebowałem wojowniczki takiej, do jakiej przywykłem. Odważnej aż do przesady, perfekcyjnej, pogardliwej wobec wszystkiego słabszego, a nieraz wobec silniejszego również.
Karty położyłem w zasięgu dłoni.
Na dzisiaj miałem już jednak dość snu, zwłaszcza że miałbym go co najwyżej dwie godziny. Wolałem przygotować się, tym razem bez alarmu. Porozmawiać z Sieghild, spróbować ją uspokoić. Ta cała historia wyzwoliła w niej część osobowości, której nie znałem. Sieghild z przestrachem w głosie? Sieghild, która mówi mi, żebym nie atakował, żebym się wycofał? Coś zszarpało jej nerwy, a ja potrzebowałem wojowniczki takiej, do jakiej przywykłem. Odważnej aż do przesady, perfekcyjnej, pogardliwej wobec wszystkiego słabszego, a nieraz wobec silniejszego również.
Karty położyłem w zasięgu dłoni.
- A ha ci w de i cydr w szczyny. - warknęła z przesadnym oburzeniem. - Jakoś nie byłeś taki "niehisteryczny", jak paradoksy zapukały ci do drzwi. - dodała zadziornie, infantylnie sylabizując słowo. - A że mam ostatnio "nieco" więcej nerwów, niż zazwyczaj, bo nie co dzień przypalają mnie jakieś pieprznięte incarny i duchy, to akurat nie moja wina.