Owszem, nie mogę się nie zgodzić. Z drugiej strony pytanie brzmi czy wolimy triumf chwalebny czy szybki. Jeśli to drugie, to trzeba zacząć od eliminacji najsilniejszych przeciwników, bo reszta szybko sama się wyda.
To oczywiście jak najbardziej logiczne i adaptacyjne, niemniej nadal ja staram się działać odwrotnie. Jeśli na wstępie odstrzelę sobie wszystkich, o których wiem, że mi nastręczą problemów i zmuszą do gimnastyki, to cóż dla mnie za frajda w pokonywaniu reszty? Pomijając, że ci w moim mniemaniu "lepsi" gracze szybko się zniechęcą do grania w ogóle, skoro wiedzą, że dostaną w łeb na dzień dobry
%#&$$&@&@~!!! Nienawidzę internetu w akademiku. Od 22 gdzieś do północy pojawił się na 5 minut, które mi nie wystarczyły na głosowanie. >.> Znaaaczy, napisałam nawet odpowiedź, ale jej nie wysłało oczywiście...
Cytat
To oczywiście jak najbardziej logiczne i adaptacyjne, niemniej nadal ja staram się działać odwrotnie. Jeśli na wstępie odstrzelę sobie wszystkich, o których wiem, że mi nastręczą problemów i zmuszą do gimnastyki, to cóż dla mnie za frajda w pokonywaniu reszty? Pomijając, że ci w moim mniemaniu "lepsi" gracze szybko się zniechęcą do grania w ogóle, skoro wiedzą, że dostaną w łeb na dzień dobry
Ja mam ten komfort, że jestem nowa i nie mam uprzedzeń odnośnie tego, kto gra dobrze, a kto kiepsko, więc lecę po kolei.
O tak, szczególnie w Sherlockowej wersji. "Goodbye John". Ale tu nie pasował. Mi okoliczności przeszkodziły w oddaniu głosu, jak też temu kotu z samochodu.
Użytkownik Wiktul dnia poniedziałek, 16 grudnia 2013, 22:53 napisał
To oczywiście jak najbardziej logiczne i adaptacyjne, niemniej nadal ja staram się działać odwrotnie. Jeśli na wstępie odstrzelę sobie wszystkich, o których wiem, że mi nastręczą problemów i zmuszą do gimnastyki, to cóż dla mnie za frajda w pokonywaniu reszty? Pomijając, że ci w moim mniemaniu "lepsi" gracze szybko się zniechęcą do grania w ogóle, skoro wiedzą, że dostaną w łeb na dzień dobry
Jak widać taktyka naszego wytrawnego stratega pozwoliła mu przetrwać do rudy drugiej. Brawo.
W każdym razie pozostał jeszcze jeden przedstawiciel watahy lamerołaków do ubicia. Kto wie, może dziś nie potknie się o własne sznurowadła i kogoś zdejmie?
Jak widać taktyka naszego wytrawnego stratega pozwoliła mu przetrwać do rudy drugiej. Brawo.
Zdecydowanie wolę przetrwać do drugiej rundy przegrywając z kooperatywnym z ludźmi doktorem, niż na początku gry stwierdzać "!!! To X!!! On umie grać! Zabijmy go na wstępie!" Można zapytać Matta co o tym sądzi, ginąc w ostatnich rundach chyba za każdym razem pierwszego dnia, bo tak
Och, zabijanie kogoś tylko dlatego, że dobrze gra to czysta głupota. Szczególnie w linczu, bo można stracić silnego sojusznika. Ale rozumiem wilkołaki, które zabijają silnych nie swoich.