Po chwili milczenia jako pierwszy świadomość (choć nie rezon) odzyskał Beihlen.
- Cco? Jak to? Jakim prawem? Przecież Arcydemon został pokonany, Plaga została pokonana, nie jesteście już nikomu potrzebni! - składał argumenty z wyraźnym wysiłkiem. - Aaa, a on? - wskazał gwałtownie na Deilena. - Nie możesz go powołać, służy przecież w Legionie Umarłych! Niby czemu miałbym się na to zgodzić, hm?
Lodran tylko pokręcił głową.
- Mylisz się, mylisz się i mylisz się. Żadne śluby, przysięgi czy wyroki nie stoją ponad moim prawem powołania ich do służby w Szarej Straży, która wbrew twym mylnym zarzutom nie przestała być potrzebna. Plaga pokonana, powiadasz? Z jakiego zatem powodu dzień i noc waszych wrót do Ścieżek pilnują uzbrojeni wartownicy, a podobni im - również wskazał na Deilena - wariaci pchają się na zatracenie między Genlocków i Hurlocków, żeby nie mówić o innych diabelstwach, które się tam pojawiły? Arcydemon nie żyje, to fakt. Ale nie po raz pierwszy i niewiele to zmienia, choć nie są to rzeczy, które miałbym ci tłumaczyć, bo i tak byś ich nie pojął.
- Król... - zaakcentował głośniej, gdy Beihlen znów próbował mu przerwać - który od miesięcy nie potrafi poradzić sobie z szajkami bandytów we własnych slumsach i nie dostrzega, że wokół jego okien krążą antivańskie kruki, nie powinien tracić sił i czasu na takie błahostki jak niegodne wiary oskarżenia nieudolnych strażników miejskich. Lepiej, by pozwolił im odejść, gdy sami z radością znikną z jego oczu.
- Nie waż się mówić mi co powinienem, a czego nie! - warknął wściekle władca, zaciskając pięści.
- Ani ty mówić mi, że nie godzisz się na rzeczy, które gwarantuje mi prawo starsze od twego rodu. Bo i starsze rody niż twój próbowały stawać mu wbrew i nie ma dziś kto tego wspominać.
Cisza zgęstniała wystarczająco, by można w niej było powiesić siekierę. Obaj mówiący mierzyli się wzrokiem w milczeniu. Po kilku szalenie głośnych uderzeniach serca Beihlen, nie spuszczając wzroku z Lodrana, wskazał palcem drzwi i powiedział, zapewne do wszystkich zebranych:
- Precz...
Lodran nieznacznie skinął głową, obrócił się na pięcie i wyszedł bez słowa, pobrzękując lekko kolczugą.
Kłaniam się królowi i radośnie ruszam za szarym strażnikiem. Kurcze, coś w nim było takiego. To doświadczenie. Wiedział jak walczyć z magiem. Tak czy inaczej otwiera się nowy rozdział. Ciekawe czy to trudne? Legendy okrywające szarą straż są różne. Wielbiące i przeklinające. Ile z tego jest prawdą? Niedługo się chyba przekonam.
- I co teraz z nami będzie? - zapytał pleców Lodrana Bailum.
- To się okaże. - odpowiedział Strażnik nie zwalniając kroku. - W dużej mierze zależy to od waszej biegłości we władaniu bronią, ale o to mogę chyba być spokojny. - w jego głosie zabrzmiał cień uśmiechu. - Jednak sprawy dotyczą czegoś znacznie poważniejszego, niż kilku zaślinionych Genlocków. Ale o tym później... Jeśli mieliście jeszcze jakieś sprawy, obowiązki, zobowiązania - zapomnijcie o nich. Nie ma już na nie czasu.
-Kurcze a miałem załatwić książki by poznać trochę język krasnoludów albo by móc tłumaczyć ich teksty w drodze. Eh.- No niestety. Jakoś znów nie idzie wszystko zgodnie z planem. Co nie zmienia faktu, że chciałbym dorwać gościa który zlecił strzelanie do mnie. Może później będzie czas. -No dobrze a jak to jest być szarym strażnikiem? Legendy są różne.
- Legendy są dla dzieci. Rzeczywistość jest znacznie bardziej szara i ponura. - odpowiedział krótko Lodran i zadawało się, że w tej chwili nie ma ochoty mówić nic więcej. Tu włączył się Bailum.
- Szarzy Strażnicy są dziwni, bo niby się nie chwalą swoim fachem, ale po twoim stylu walki poznałem od razu kim jesteś. Kiedy idziemy na Głębokie Ścieżki?
- Zaraz, natychmiast. Łaska pańska jeździ na pstrym koniu, a zanim wielmożnemu władcy pomyśli się, że jednak wyrzucenie nas za drzwi nie wystarczy do naprawy jego humoru, chciałbym być już daleko stąd. Wcześniej jednak wstąpimy do jakiegoś porządnego kowala, żebyście mieli ze sobą coś więcej, niźli hart ducha w najbliższych starciach.
- Marcus nie warto uczyć się krasnoludzkiego. - zapewnił Bailum - Ten język nie jest ani ładny ani rozbudowany, ot język górników. Ale za to przekleństw mamy od groma, a określeń piwa to już aż za dużo!
-No nie wiem. Macie kawał historii i jest on zagrzebany w ścieżkach. Miałem nadzieje trafić może na coś co wasi przodkowie wiedzieli o magii. Może jej nie umiecie ale nie oznacza, że nie próbowaliście poznać. Może przy okazji badań nad lirium. Dla mnie każdy trop jest dobry.- Ciekawe czy udałoby się coś znaleźć. Szczerze powątpiewam bym znalazł coś o izolowaniu się od demonów z pustki. Prawda taka, że na powierzchni dobrze mi nie szło. Może jednak pod ziemią coś będzie.
- Co do historii to racja, jest ciekawa i mamy kilka niezwykłych wydarzeń. A co do lyrium, to mamy taki przetarg z magami, że żadna bryłka nie wydostaje się z konwoju. A i badanie lyrium też jest zabronione.
- Phi, powiedz to tym wszystkim domorosłym alchemikom ze slumsów, - włączył się Deilen - którzy sprzedają ostatnią koszulę za choćby jedną działkę.
-Ja szukam czegoś innego. Dla tego chciałem choć trochę opanować wasze pismo albo mieć księgi do tłumaczenia. No ale teraz otwierają się nowe opcje. Szara straż. Nie przypuszczałbym, że tak mi się poszczęści.- Pełne zadowolenie. No nie potrafię znaleźć wad tej sytuacji. Do tego grozi mi tylko zabijanie pomiotu. To chyba nie takie trudne. Plaga się skończyła. Arcydemon pokonany. To będzie jak burdel bez rachunku.
- Poszczęści? - włączył się Lodran - Nie wiem czy można tu mówić o szczęściu, choć będzie wam potrzebne. Ale najpierw potrzebny jest wam ekwipunek, to tutaj.
Zatrzymaliście się przy pokaźnych rozmiarów kuźni, przed którą rozstawiono kilka straganów i stojaków z najróżniejszego rodzaju orężem, pancerzami i tarczami. Były tu rozmaitych rozmiarów topory (Deilen ruszył dziarsko w ich stronę), miecze i inna broń z najrozmaitszych materiałów. Tak samo pancerze przechodziły przez wszystkie kategorie wagowe i techniki wykonania. Poza nimi były też dodatki, jak rękawice, nagolennice, hełmy, szyszaki. Przy dwóch dużych, huczących piecach kręcili się dwaj osmaleni krasnoludowie w skórzanych fartuchach, których łączyło zapewne bliskie pokrewieństwo.
- Wybierajcie. - polecił Strażnik.
Hm, co by tu. Dobra zaczniemy od miecza. Wolałbym mój stary ale chyba nie ma takiej opcji. Szukam długich. Wybiorę po tym jak leży w dłoni. Powinienem czuć jego wagę, ale nie aż tak bym nie mógł go trzymać w jednej ręce. Tamten był taki. Macham parę młynków i przerzucam broń z ręki do ręki. Muszę mieć pewność, że trzymając go nadal będę w stanie wykonać znaki do czarów. Potem po kolei. Lekka skórznia która będzie mnie izolowała od kolczugi. Następnie koszulka kolcza mojego rozmiaru. Nie może zbytnio krępować moich ruchów. To, że pamiętam czego uczył mnie mój mistrz o czarowaniu w pancerzach nie zmienia faktu, że czasem przeszkadzają, a na pewno męczą. Jeszcze skórzane spodnie i mocne buty. Na ręce ćwieki i jestem gotów. Podskoczę w tym kilka razy niech się uleży, niech dopasuje.
Gdy zamłynkowałeś mieczem odkryłeś, że jest zaskakująco lekki. Na tyle lekki, że prawdopodobnie wypuściłbyś go z dłoni i przy odrobinie pecha zabił któregoś z kowali. Jednak nic takiego się nie stało. Siła ruchu uciekła ci z dłoni, lecz miecz pozostał w niej pewnie. Przyjrzałeś się dokładniej długiemu ostrzu. Gładkie, eleganckie choć proste, normalnej grubości, solidnie wykonane. Wygląda na znacznie cięższe, nawet jak na lekką broń. Przyszło ci do głowy, by zaatakować cięciem po skosie oburącz, tak jak w walce normalnym, ciężkim półtorakiem. Soczyste, ciężkie, śmiercionośne cięcie przeorało powietrze, a miecz jakby dostosował do niego swą wagę. Kilka kolejnych machnięć i zamachów, z umyślnie niedokładnym chwytem - miecz nawet nie zadrżał, jakbyś trzymał go kurczowo. I właśnie wtedy poczułeś niewielką, ale wyraźną magię wypływającą z oręża.
- To będzie kosztować ekstra. - uprzedził starszy kowal, ocierając szmatką upocone od żaru pieca czoło. - Choć jak widzę waszmościowie nie stronią od wydatków. - rzucił krótkie spojrzenia na wybrane ciebie przedmioty oraz na komplet pancerza z czerwonej stali i łuk wybrany przez Bailuma.
Lodran odpiął od pasa pękatą skórzaną sakwę i rzucił na blat przed kowalem. Rozległo się głuche tąpnięcie i zwielokrotnienie brzęczenie.
- Reszty nie trzeba. - oznajmił krótko jeszcze bardziej niż ty usatysfakcjonowanemu krasnoludowi i spojrzał w stronę Deilena.
- A ty? Nic?
- Skoro faktycznie idziemy głębiej, to po drodze miniemy thaigę, w której stacjonują moi współbracia. Tam dobiorę sobie co trzeba.
- A do tego czasu?
- Do tego czasu... - zdjął największe, jeszcze potężniejsze od poprzedniego, toporzysko, które zarzucił na plecy, i dwa małe jednoręczne toporki, które przytwierdził po obu stronach pasa. - ... wystarczy mi to.
Lodran skinął głową i spojrzał na każdego z was.
- Wszystko? Gotowi?
-Jak najbardziej.- Uśmiecham się szczerze. To wszystko robi się aż nazbyt piękne. Wciąż nie mogę uwierzyć, że wychodzę spod topora króla bez szwanku. Ba, to był piękny pstryczek w stronę Zakonu! -Ale muszę spytać. Pewien jesteś, że chcesz nas brać? A przy najmniej mnie. Wiesz już, że jestem Apostatą. Przypuszczam, że wiedziałeś wcześniej, już pewnie gdy walczyliśmy na arenie. Czemu nie lepiej mnie zostawić zakonowi? Nie żebym narzekał, ale zwykle musiałem nieźle się namęczyć by ludzie się nie bali.
- Nie obchodzi mnie zakon. - odpowiedział Lodran zdecydowanym tonem. - Nie jestem tu od oceniania tego, kim byliście, a tego, kim możecie się stać. Sam, dwadzieścia lat temu z okładem, byłem jednym z największych morderców, złodziei i dziwkarzy w swoim regionie, a jednak znalazł się ktoś, kto w takiej szmacie jak ja dostrzegł coś wartościowego. Do dziś mam nadzieję, że się nie pomylił... - zakończył mówiąc nieco bardziej do siebie, niż do was.
-Kawał czasu. Jeszcze walczysz? Szara straż nie ma instruktorów do których mogłeś dołączyć czy coś? W takim wieku wysyłają cie na zadanie?-Jestem z szokowany. Wyglądał staro ale, żeby mieć ze czterdzieści i walczyć? Widać to długoterminowa zabawa.
Lodran milczał przez dłuższą chwilę.
- Nie wysyłają mnie. - odpowiedział wreszcie - Po pierwsze nie ma kto, po drugie nie muszą, powiedzmy, że wysyłam się sam. Ale to niczego nie zmienia, - zmienił ton na bardziej kategoryczny. - przynajmniej nie dla was. Pytanie jakie wy macie pojęcie i wyobrażenie o takiej służbie i podobnych mnie ludziach.
-Wiem o niej z opowieści na szlaku. Z wiosek gdzie dotarłem. Szara straż to bohaterzy z legend. Tylko, że obecnie tym właśnie pozostali. Możliwe, że Arcydemon był swego rodzaju błogosławieństwem. Nagle powróciliście w w chwale. Ale mi to obojętne, lubiłem te opowieści.- Choć muszę sam przed sobą przyznać, że nie wiem czym jest taka zabawa. Służba. Jak w wojsku? Nie wiem czy się nadaje, zawsze wędrowałem. Mistrz mnie wyciągnął z chlewu i nauczył leczyć i walczyć. Nigdy nikomu nie służyłem. Będę potrafił teraz? -Przyznaje nie wiem czym jest twoja służba. Nie wiem czym w ogóle jest służba. No może poza definicją.
- Idziemy czy dalej będziemy prowadzić tu to kółko filozofów? - wtrącił od siebie znudzony już lekko Bailum.
- Jak sobie życzysz, obyś tylko później nie żałował, że być może ostatniej okazji do rozmowy z rozumną istotą nie wykorzystałeś należycie. - odpowiedział Strażnik i nie odezwał się już aż do bramy.
Po kilku minutach stanęliście przez ogromnymi, ośmiobocznymi wrotami, których powierzchnię zdobiły wymyślne zamki, zbrojenia i układające się w słowa runy. Na ponurym posterunku czuwało pięciu posępnych krasnoludów, toczących przyciszonymi głosami jakieś rozmowy przy płonącym obok ognisku. Lodran ruszył w ich stronę zdecydowanym krokiem, rozmówił krótko z jednym z nich i wrócił do was, podczas gdy wartownicy niechętnie podnieśli się na nogi i podążyli w stronę wielkiego, skomplikowanego kołowrotu, stanowiącego część mechanizmu pozwalającego na rozwarcie wrót.
- Tym, którzy w Ścieżkach zostawili trochę życia, nie muszę przypominać o przeszkodach dla zmysłów. - powiedział, rozdając każdemu z was po jednej pochodni. - Miejcie otwarte umysły i serca, bo oczy i uszy mogą zawieść was w największej potrzebie.
Coś stęknęło, trzasnęło i zadudniło głucho i potężnie. Wrota zadrżały, rozjarzając się magią pokrywających je słów. Wstrząsając sklepieniem wrota rozwarły się, przynosząc z głębi tuneli głuche, upiorne echo, przywodzące na myśl przebudzenie prastarego, wielkiego monstrum.
Lodran spoglądał gdzieś wgłąb zalegających w tunelu ciemności z nieruchomym, matowym wzrokiem.
- Stwórco, miej nas w opiece, albo przynajmniej zapomnij o naszych przeciwnikach... - odezwał się ponownie do siebie człowiek.
Nie mogę się odezwać. Patrzę oszołomiony na te wrota. Krasnalom jedno trzeba przyznać, jak coś budują to na stałe. Te wrota pewnie mają z tysiąc lat. Hm. Pochodnia może dobrze byłoby wyuczyć się świetlika. Czar nie jest jakiś trudny i teraz mógłby się bardzo przydać. Postaram się coś z tym zrobić w najbliższych dniach. Tylko gdzie ja znajdę tusz i igłę do to tatuażu? -Ja wiem, że to nie odpowiedni moment ale przydałby mi się jeszcze tusz i igła do tatuowania.
Towarzysze spojrzeli na ciebie z nieskrywanym zaskoczeniem. Jednak, o dziwo, Deilen odpowiedział na twe zapotrzebowanie.
- Jeśli tego ci potrzeba, to nie martw się, gdy dotrzemy do thaigi Legionu, moi bracia na pewno zaopatrzą cię w coś takiego, tatuaże to doskonały sposób na zabijanie nudy, kiedy zabijanie czegoś innego staje się zbyt monotonne. - stwierdził z wyraźną nutą sarkazmu - Ale na co ci, u licha, igła do tatuażu przed pierwszym wejściem do Ścieżek?
-Swoją straciłem wraz z innymi rzeczami. A tatuaże służą mi do zapamiętywania magii. Uczę się i wpisuje czary na skórę.- Ściągam lewą rękawice by pokazać dłoń równocześnie odchylając głowę na prawo by było widać, że tatuaże na twarzy ciągnął się w dół gdzieś pod ubranie. Na pewno widzieli ile tego mam jeszcze w sklepie, ale szczycę się swym dziełem. -Taki zwyczaj.