- Pół godziny szybkiego marszu, nie więcej, o ile po drodze nie spotkamy więcej tego ścierwa. - splunął na truchło Genlocka
Sesja Krixa
-Z nim szybko nie pójdziemy. W takim razie zajmie to około godziny bo musimy sklecić jakieś nosidło. Magia zaleczyła co mogła, ale płuco było przebite. Na razie ruszać się nie może.- Sprawdzam czy poszkodowany ma gorączkę która mogłaby świadczyć o stanie zapalnym i zakażeniu od grotu. Czuwam też by oddech był miarowy.
Jak to mówią - stan ciężki, ale stabilny. Lodran skrzywił się na twoje słowa w zniecierpliwieniu.
- Bierzcie go we dwóch na plecy. - polecił krasnoludom. - Jeśli napadną nas Genlocki, robicie z niego tarczę. Jeśli będzie trzeba, to go dobijecie. Idziemy.
- Jednak nie jesteście tacy szlachetni i dobrzy w szarzy strażnicy. A jednak. - powiedział Bailum i razem z towarzyszem wzięli rannego na plecy.
- Nigdy nie powiedziałem, że jest inaczej... - odparł Lodran, jakby do siebie.
- Bierzcie go we dwóch na plecy. - polecił krasnoludom. - Jeśli napadną nas Genlocki, robicie z niego tarczę. Jeśli będzie trzeba, to go dobijecie. Idziemy.
- Jednak nie jesteście tacy szlachetni i dobrzy w szarzy strażnicy. A jednak. - powiedział Bailum i razem z towarzyszem wzięli rannego na plecy.
- Nigdy nie powiedziałem, że jest inaczej... - odparł Lodran, jakby do siebie.
-Czy na prawdę nie możemy poświęcić czasu na nosze? Jaki był sens ratowania go jeśli ma być tarczą?- Kiedy go podnoszą czuwam i sprawdzam jak wygląda sytuacja z raną i czy nie było problemu z jego oddychaniem. Później podnoszę swój miecz i zabieram pochodnie. Jak ruszymy idę tak by pilnować stanu krasnala. -A z resztą co ja będę oddech tracił. Nie dość, że sami go postrzeliliśmy to jeszcze dobijemy jak będzie zawadzał. Piękny plan.
- Ach, sens. - powtórzył człowiek, jakby słysząc to słowo po raz pierwszy od dawna. - Jaki jest sens ratowania życia? Jaka wartość? - zapytał cię z niespodziewanie grobową powagą. - Najwyższa. Po to istnieje Straż i Strażnicy, by ratować życie. Ale nie każde dobro niesie równie dobre konsekwencje. Bezmyślna, odruchowa dobroczynność może szkodzić bardziej, niż cyniczna kalkulacja. Uratowałeś jego życie, na razie, potwierdzając tym samym to, kim jesteś. Albo kim starasz się być, Marcusie apostato... Ale co, jeśli niosąc twego rannego, któryś z krasnoludów otrzyma postrzał od Genlocka, który zdążył zakraść się w pobliże, gdy my mitrężyliśmy na bezrefleksyjnym miłosierdziu? Jaki będzie twój sens, gdy przyprowadzony wraz z nim ogr rozsmaruje po ścianie któregoś z nas, a tobie zabraknie sił do pomocy? Tych sił, które z takim oddaniem, sercem i wysiłkiem poświeciłeś teraz? To wszystko decyzje, których setki będziesz musiał podejmować jako Strażnik. Podjąłeś już jedną, zobaczymy co przyniesie. - skończył wywód i znów zamilkł, wpatrując się w głębię ścieżki.
-Ja wiem, że masz wiedzę i doświadczenie. Że trzeba starszych słuchać, ale gadasz... głupoty. Nie da się wszystkiego przewidzieć. Mam komuś teraz nie pomóc bo a nuż za kilka oddechów będę musiał ratować kogoś innego? Jestem tu i teraz mam moc to ją wykorzystuje. Jak za chwilę coś nas walnie to znów będę robił wszystko co w mojej mocy w danym momencie. Jestem znachorem i medykiem szkolonym przez mojego mistrza do niesienia pomocy nie odmówię jej.
Ta dyskusja mogłaby potrwać dłużej, gdyby Strażnik miał na nią ochotę. Najwyraźniej jednak nie miał, bo po otwarciu ust jedynie machnął ręką i zamilkł na resztę drogi. Dwa krasnoludy usiłowały nieść rannego Legionistę w miarę równo, co nie było proste, gdyż co chwila trzeba było pokonywać nierówności podłoża, głazy, stalagmity, zaś sam ranny ważył swoje, a w połączeniu ze zbroją był to prawdziwy "spacer farmera" w krasnoludzkim wydaniu. Z tym większą radością powitaliście, po ponad czterdziestu minutach spokojnego, choć szalenie forsownego marszu, thaigę, w której zagłębieniu piętrzyła się surowa, ponura, przypominająca wrota ogromnego grobowca fasada twierdzy nadgryzionej zębem czasu i erozji - siedziba Legionu Umarłych.
Zbliżyliście się do pierwszego posterunku, skonstruowanego z pozornie chaotycznie poodłupywanych ze ścian kamieni oraz wyrwanych kostek niegdysiejszego bruku, które następnie zrzucono na okopy, zasłony i niewielkie kopce. Wśród początkowego nieładu dało się jednak dostrzec zakamuflowaną regularność, czyniącą tę linię obrony niemożliwą do sforsowania jednym, wściekłym szturmem. Deilen poprosił cię o zluzowanie, wzięliście więc we dwóch rannego - Bailum pod ramię, ty podtrzymując za plecy - , który jakby nieco odżył na widok swej twierdzy, usiłując koślawo iść o własnych siłach, co z waszą pomocą jako tako mu wychodziło. Lodran trzymał się z tyłu, "wasz" Legionista wysforował się na przód, witany przez swych kamratów. W krótkich, żołnierskich słowach przedstawił waszą sytuację i nie pytany o niepotrzebne duperele został poprowadzony wraz z wami przez wąską, przytłaczająco wysoką bramę do zakonnego lazaretu. Surowe, niskie pomieszczenie, wypełnione rozmaitymi środkami polowej pierwszej pomocy, z których większość rozpoznałeś od razu przy pobieżnym rzucie oka, było zajmowane tylko przez dwóch Legionistów bez zbroi - jednego siedzącego na krześle z poharataną nogą, którą drugi z nich dezynfekował właśnie jakąś maścią.
Kiedy odłożymy naszego rannego z chęcią się rozejrzę. Muszę przyznać, że jak na konstrukcję pod ziemią to nieźle się tu urządzili. Pewnie większości i tak nie widzę z powodu ciągłego mroku. Ciekaw też jestem jakie to zioła stosują do leczenia. Zapewne jakieś same podziemne kłącza i korzenie. Liści tu nie sposób uświadczyć.
- Tutaj, tutaj, szybko. - legionista sanitariusz wskazał wam stół-leżankę, bardziej przypominający narzędzie tortur, niż cokolwiek innego, ze względu na ciemne plamy krwi z dawna wsiąkniętej w drewno. - Zaraz coś mu... Cholera, postrzał? Dorwały was Genlocki?
- Powiedzmy. - odparł Deilen zdawkowo.
Widziałeś tu masę korzeni, suszonych i proszkowanych grzybów, ciemnych, karłowatych kłączy... Dwugrot, świetnie zbijający gorączkę i spowalniający metabolizm, cierniak, doskonały środek przeciwbólowy, choć silnie uzależniający, kilka gatunków muchomorów (działań niektórych z nich nie znałeś, pewnie endemiczne). Były też liście, ku twemu pewnemu zaskoczeniu. Dwa gatunki podziemnych kwiatów, nie mogłeś przywołać klasycznej nazwy, zwane potocznie "halucynką" i "ogłupką", o wspaniałym działaniu dezynfekującym i wzmacniającym, zarówno wywary jak i organizm lub inne maści i substancje, posiadające odimienne skutki uboczne.
- Powiedzmy. - odparł Deilen zdawkowo.
Widziałeś tu masę korzeni, suszonych i proszkowanych grzybów, ciemnych, karłowatych kłączy... Dwugrot, świetnie zbijający gorączkę i spowalniający metabolizm, cierniak, doskonały środek przeciwbólowy, choć silnie uzależniający, kilka gatunków muchomorów (działań niektórych z nich nie znałeś, pewnie endemiczne). Były też liście, ku twemu pewnemu zaskoczeniu. Dwa gatunki podziemnych kwiatów, nie mogłeś przywołać klasycznej nazwy, zwane potocznie "halucynką" i "ogłupką", o wspaniałym działaniu dezynfekującym i wzmacniającym, zarówno wywary jak i organizm lub inne maści i substancje, posiadające odimienne skutki uboczne.
-Postrzał był w prawą cześć klatki piersiowej. Płuco zostało naruszone. Nie wiem czy się nie zapadło. Ale sądząc po dotąd stabilnym oddechu chyba nie.- Pochodząc do stołu ciągle oglądam zbiory. Może uda się nakłonić na małą darowiznę? Niektóre rzeczy stąd mogły nam uratować życie na szlaku. -Poza tym może być jeszcze krew w płucu, przydałoby by się by ją wykrztusił. No i nie wiem w jakim stanie była strzała więc grozi mu zakażenie, ale o tym będziemy wiedzieć dopiero jeśli zacznie gorączkować. To chyba tyle.
Do lazaretu wszedł Deilen.
- Poczekajmy tu do jutra. Dowódca mówi, że będą robić wypad na dużą grupę Pomiotów, które zaległy niedaleko stąd. Może przy okazji znaleźlibyśmy skrót.
- Ja radziłbym iść dalej. - rozległ się za nim głos Lodrana, który również wszedł do pomieszczenia. - Donieśliśmy rannego, nie mamy co dłużej mitrężyć tutaj. Legion Umarłych poradzi sobie równie dobrze bez nas, nie widzę potrzeby pakować się w niepotrzebne starcie.
- Szczerze, bez urazy, ale on ma rację. - opowiedział się za Strażnikiem Bailum.
- Poczekajmy tu do jutra. Dowódca mówi, że będą robić wypad na dużą grupę Pomiotów, które zaległy niedaleko stąd. Może przy okazji znaleźlibyśmy skrót.
- Ja radziłbym iść dalej. - rozległ się za nim głos Lodrana, który również wszedł do pomieszczenia. - Donieśliśmy rannego, nie mamy co dłużej mitrężyć tutaj. Legion Umarłych poradzi sobie równie dobrze bez nas, nie widzę potrzeby pakować się w niepotrzebne starcie.
- Szczerze, bez urazy, ale on ma rację. - opowiedział się za Strażnikiem Bailum.
- Uratowaliście jednego z naszych braci. Bez waszej pomocy stanąłby przed Stwórcą o kilkunastu Genlocków za wcześnie. - zażartował krasnolud w odpowiedzi. - Weźcie tyle medykamentów, ile wam potrzeba. Nasza zbrojownia też stoi przed wami otworem, więc bardzo cię proszę, Deilen, załóż na siebie coś cywilizowanego, bo w tych szmatach wyglądasz jak jakiś człowiek.
- Nie bój nie bój. - zbywał go "wasz" Legionista machnięciem ręki i odwracał się do wyjścia. - Idziesz też? - zapytał Bailuma przez ramię - Łuków tu nie uświadczysz, ale może jakiś pancerz godny krasnoluda.
- Nie bój nie bój. - zbywał go "wasz" Legionista machnięciem ręki i odwracał się do wyjścia. - Idziesz też? - zapytał Bailuma przez ramię - Łuków tu nie uświadczysz, ale może jakiś pancerz godny krasnoluda.
To weźcie dla mnie ten sprzęt do tatuażu i pozbieram zapasy lecznicze.- Oglądając pułki wybieram kilka rzeczy które dobrze działają znieczulająco. Także coś łagodzącego obrzęki w razie czego. Obracam się w stronę medyka. -Pomiot ma w sobie jakąś truciznę prawda? Macie jakiś sposób by ją leczyć? A i czy mógłbyś mnie pobieżnie poinstruować na co wartościowego powinienem zwracać uwagę? Jak znaleźć dobre medykamenty na ścieżkach?
Krasnolud splunął, nie przerywając opatrywania rannego.
- Na krew Pomiotów nie ma antidotum. W trakcie walki urżniesz takiemu łeb, napijesz się, zakrwawisz ranę jego juchą - po tobie. Obyś miał dobrego przyjaciela, który z marszu skróci twoje męki, nawet złoty proszek tu nie pomoże... A właśnie. - odszedł od stołu z rannym i zdjął z najwyższej półki malutki słoiczek, stając na palcach, co wyglądało dość komicznie. W słoiczku znajdował się malutki, złotawy grzybek, przypominający jaskiniowego muchomora.
- To złotomor. Trudniej je tu znaleźć niż leśnego elfa. Zwykle rosną na skalnych występach, stalagmitach, półkach itepe. Lubią wilgoć. Ich kapelusze pokrywa drobny, złoty pył. Musisz cholernie uważać, żeby nie zdmuchnąć go lub nie rozsypać przy zdejmowaniu grzyba. Posyp trochę na ranę - okręcił słoik -, a ta zasklepi się w ciągu godziny, choćbyś w nią wtarł ogrzą srakę. Nasyp do ust - jak powiedział, tak zrobił z przyniesionym przez was rannym -, a złagodzisz obrzęki, duszności, gorączkę... Możesz nawet odroczyć delikwentowi termin powołania w Legionie Zmarłych, jak to tutaj mawiamy, hehe...
- Na krew Pomiotów nie ma antidotum. W trakcie walki urżniesz takiemu łeb, napijesz się, zakrwawisz ranę jego juchą - po tobie. Obyś miał dobrego przyjaciela, który z marszu skróci twoje męki, nawet złoty proszek tu nie pomoże... A właśnie. - odszedł od stołu z rannym i zdjął z najwyższej półki malutki słoiczek, stając na palcach, co wyglądało dość komicznie. W słoiczku znajdował się malutki, złotawy grzybek, przypominający jaskiniowego muchomora.
- To złotomor. Trudniej je tu znaleźć niż leśnego elfa. Zwykle rosną na skalnych występach, stalagmitach, półkach itepe. Lubią wilgoć. Ich kapelusze pokrywa drobny, złoty pył. Musisz cholernie uważać, żeby nie zdmuchnąć go lub nie rozsypać przy zdejmowaniu grzyba. Posyp trochę na ranę - okręcił słoik -, a ta zasklepi się w ciągu godziny, choćbyś w nią wtarł ogrzą srakę. Nasyp do ust - jak powiedział, tak zrobił z przyniesionym przez was rannym -, a złagodzisz obrzęki, duszności, gorączkę... Możesz nawet odroczyć delikwentowi termin powołania w Legionie Zmarłych, jak to tutaj mawiamy, hehe...
-Będę bacznie się za tym rozglądał. A że jeszcze w mieście na elfa trafiłem widać szczęście mi sprzyja. Szansa jest. -Niezwykłe, porównywalne z najpotężniejszą magią leczniczą o jakiej słyszałem. Chciałbym trochę tego zagarnąć ale nie śmiem nawet prosić. Po prostu muszę znaleźć to. Pewnie nawet nie da się tego hodować. A na powierzchni to chyba tylko prochy Andrasty. Szansa znalezienia podobna, choć coś tam do mnie doszło, że je odkryto. -A są jakieś słabsze? Popularniejsze na które musiałbym uważać by nie pomylić ze śmiertelnymi? Jak sam widziałeś mojej kompani aż śpieszno do śmierci. Utrzymanie ich to może być nie lada wyczyn.
Legionista roześmiał się głośno.
- O Deilena się nie martw. Jego nic nie ruszy, a jak już ruszy, to wpakuje się w takie gówno, że nie będzie czego po nim zbierać. Co do reszty... - podrapał się po głowie. - Tak, jak widzisz, większość tutaj jest. Jeśli czegoś nie poznajesz, kieruj się kolorem. Zwykle trujące rośliny mają mętne, jadowite kolory i kwaśnawy posmak, czasem zapach. Generalnie wiele tu nie rośnie, nie wiem czy zauważyłeś, że nie ma tu słońca. - zażartował.
- O Deilena się nie martw. Jego nic nie ruszy, a jak już ruszy, to wpakuje się w takie gówno, że nie będzie czego po nim zbierać. Co do reszty... - podrapał się po głowie. - Tak, jak widzisz, większość tutaj jest. Jeśli czegoś nie poznajesz, kieruj się kolorem. Zwykle trujące rośliny mają mętne, jadowite kolory i kwaśnawy posmak, czasem zapach. Generalnie wiele tu nie rośnie, nie wiem czy zauważyłeś, że nie ma tu słońca. - zażartował.
-No jakoś tu tak nie za jasno ale myślałem, że to kwestia zachmurzenia. Wezmę trochę tego. nie ma co brać za dużo jak nie wiemy gdzie idziemy.- Wskazuje na starte korzenie lecznicze. Dobrałem jeszcze kilka znieczulających jak planowałem. -A tam głębiej co jest do jedzenia? Polujecie pewnie na coś co siedzi tu na dole.