Sesja Krixa
Legionista skwitował kiwnięciem głowy na znak, że zrozumiał. Pierwsze minuty marszu upływały wam w ciszy i względnym spokoju, a także przy dość regularnym oświetleniu, gdyż tak blisko wrót wciąż utrzymywano kilka małych ognisk i co jakiś czas wymieniano ścienne pochodnie, które paliły się teraz w liczbie kilkunastu na odcinku początkowych sześciuset metrów, rozświetlając wam drogę. Korytarz, którym się poruszaliście, był szeroki na przynajmniej dziesięciu mężczyzn i wysoki na tyle, by niemal nie dało się dostrzec jego sklepienia. W tym rejonie skały i ziemia pod stopami były dość równo wydeptane na przestrzeni lat, więc marsz przebiegał łatwo. Po jakichś dziesięciu minutach w niemal kompletnej ciszy zobaczyliście sylwetkę w dalszej, prawie nieoświetlonej już części skalnego korytarza. Wszyscy rozbudziliście się momentalnie, ale postać okazała się być moment później jakimś samotnym wojownikiem, który tylko pozdrowił was gestem dłoni, dostrzegając idących z naprzeciwka.
-Nie jest tak źle. Spodziewałem się armii czyhającej pod samymi wrotami a mamy coś jak rzadki szlak górski. Tylko, że w duł.- Kurcze mogę przed nimi udawać niepoważnego ale gdzieś wewnątrz strach mnie ogarnia. Nawet z pochodniami jest tu ciemno. No i ich blask mnie wnerwia. Zdaje mi się, że widzę na jeszcze krótszy dystans. Może jak będę ją niósł wyżej zamiast tak przed twarzą. Cholera ale ręka mi sztywnieje. Tylko, że powiem im coś to mnie za babę wezmą. Lepiej już głupa rżnąć.
- A tak w ogóle to po co myśmy tu przyszli? - zapytał Lodrana Bailum.
- Jak to po co? Żeby dotrzymać zawartej przez nas umowy. - odpowiedział ten ze śmiechem. - Ale ponieważ ze względu na okoliczności charakter naszej umowy nieco się zmienił, to muszę powiedzieć wam to i owo. Wiecie, że choć Arcydemon nie żyje, to Plaga nie zniknęła. W głębinach Ścieżek czekają wciąż legiony Pomiotów, stworzonych na przestrzeni wszystkich lat, w których Ferelden zmagało się z Plagą. Ponieważ trwa ona od niepamiętnych czasów, całe dzieło splugawienia - Pomioty, nie są tworem jednego tylko Arcydemona. Wiecie czym tak naprawdę jest Arcydemon? I co to oznacza w tej sytuacji?
- Jak to po co? Żeby dotrzymać zawartej przez nas umowy. - odpowiedział ten ze śmiechem. - Ale ponieważ ze względu na okoliczności charakter naszej umowy nieco się zmienił, to muszę powiedzieć wam to i owo. Wiecie, że choć Arcydemon nie żyje, to Plaga nie zniknęła. W głębinach Ścieżek czekają wciąż legiony Pomiotów, stworzonych na przestrzeni wszystkich lat, w których Ferelden zmagało się z Plagą. Ponieważ trwa ona od niepamiętnych czasów, całe dzieło splugawienia - Pomioty, nie są tworem jednego tylko Arcydemona. Wiecie czym tak naprawdę jest Arcydemon? I co to oznacza w tej sytuacji?
-Chwila, ja się już gubię. Plaga została pokonana. Wiem, że pomioty siedzą tu pod ziemią ciągle, ale bez arcydemona nie są zagorzeniem. Wyjść same nie wyjdą. Prawda?- Kurna wnerwia mnie ta pochodnia. Mam wrażenie, że widzę jeszcze mniej. Dobra Ponoszę ją chwilę nad łbem bo mnie szlak trafi.
- Wyjdą, ale w nieskoordynowanych, niewielkich grupach. Jednak Plaga nie została pokonana ze śmiercią Arcydemona. Jak dotąd w historii Plagi było pięć Arcydemonów. Każdy z nich był tak naprawdę jednym z Dawnych Bogów, którzy przybrali fizyczne formy i zostali obrani za lidera przez Pomioty. Stare podania głoszą, że gdzieś w Ścieżkach znajdują się świątynie poświęcone Starym Bogom, którzy jako pierwsi wyrzekli się Stwórcy. A to oznacza, że wciąż istnieje groźba pojawienia się nowego Arcydemona.
-A cha, rozumiem. Przynajmniej tak mi się zdaje. Szara staż jest po to by niwelować to zagrożenie. W takim razie czemu wcześniej nikt nie ruszył tam na duł. Albo czemu tylko ty się zdecydowałeś? Tu by trzeba armii. A to mi uświadamia czemu was jest tak mało? Po Arcydemonie Ferelden ma nie ma za wielu strażników, nie powinniście teraz się odbudowywać?
- O tym wszystkim dowiedziałem się przypadkiem, mam tu na myśli zagrożenie, o którym wspomniałem. Wydarzenia, w których mimowolnie wzięliście udział, w pewien sposób potwierdzają moje obawy. Wybierając się tutaj miałem jednak inny cel. Czy Straż powinna się odbudować? Może i tak, ale nie wiem, czy jestem najbardziej odpowiednią do tego osobą, podobnie jak wy jeszcze sami nie wiecie, na ile nie wolelibyście zawisnąć na stryczku Beilehna.
- Nadążasz? - zapytał cię uszczypliwie Bailum - A tak poza tym jak wnioskuje idziemy szukać tej świątyni?
- Również. Na pewno dowiedzielibyśmy się stamtąd wielu istotnych rzeczy, także o was.
- Nadążasz? - zapytał cię uszczypliwie Bailum - A tak poza tym jak wnioskuje idziemy szukać tej świątyni?
- Również. Na pewno dowiedzielibyśmy się stamtąd wielu istotnych rzeczy, także o was.
Przez dłuższą chwilę czekałeś na odpowiedź, gdyż Lodran milczał, wpatrując się w gęstniejący przed wami i wokół was mrok, rozświetlany jedynie przez niespokojnie światło pochodni. Po minucie uznałeś, że nie doczekasz się jej, a pewności nabrałeś, gdy Strażnik zmienił temat.
- Czekajcie... - wstrzymał was gestem. - Ktoś tam jest...
Faktycznie, wypatrując sobie oczy dostrzegliście jakieś czterdzieści metrów przed wami skuloną przy ziemi sylwetkę, bardzo niewyraźną w mroku, jakby zastygłą w bezruchu. Jednak nie ulegało wątpliwości, że nie był to głaz.
- Czekajcie... - wstrzymał was gestem. - Ktoś tam jest...
Faktycznie, wypatrując sobie oczy dostrzegliście jakieś czterdzieści metrów przed wami skuloną przy ziemi sylwetkę, bardzo niewyraźną w mroku, jakby zastygłą w bezruchu. Jednak nie ulegało wątpliwości, że nie był to głaz.
Podeszliście bliżej, ostrożnie, w otoczeniu pola siłowego. Już po paru krokach ogrom pomyłki Bailuma stał się jasny w świetle pochodni - na ziemi, trafiony w prawą pierś, leżał krwawiący krasnolud, który pochylał się nad ciałem Genlocka. Krasnolud, który - podobnie jak Deilen - należał najwyraźniej do Legionu Umarłych.
- Noż kurwa twoja mać... - zaklął szpetnie Deilen, patrząc na swego brata z zakonu.
- Noż kurwa twoja mać... - zaklął szpetnie Deilen, patrząc na swego brata z zakonu.
-Spróbuje mu pomóc ale nic obiecać nie mogę.- Podchodzę szybko lecz ostrożnie. Broń kładę blisko, mimo wszystko to ścieżki. Oglądam i oceniam ranę. Jeśli strzała jest już głęboko a krasnolud słychać, że charczy krwią wbijam głębiej by przebić na wylot i usunąć grot. Potem usunięcie strzały i sporo Magii. Może zdążę nim się wykrwawi bądź udusi własną krwią. No może, że rana jest płytka bo pancerz spowolnił ją. wtedy sztyletem się poszerzy ranę by usunąć grot i raz dwa leczenie załatwi sprawę. Tak czy inaczej będzie trzeba z nim tu posiedzieć i odpocząć. Bo mi many później nie starczy.
Z rannym było kiepsko, wykrztuszona krew obryzgała ci policzek. Nie było dobrze, ale jednak pancerz Legionu zrobił swoje, więc postanowiłeś spróbować drugiego, mniej drastycznego rozwiązania. Wyjąłeś sztylet i przygotowałeś się do przeraźliwie improwizowanej operacji chirurgicznej. Nacięcie z jednej, nacięcie z prawej... Głowa aż odskoczyła ci w bok wraz z ręką, gdy coś z dużą siła uderzyło we wciąż trzymaną przez ciebie barierę. Spojrzałeś szybko w głąb tunelu... Kolejne trzy sylwetki, strzelające do was z łuku lub łuków, wydające z siebie charczące, tym razem zdecydowanie nieludzkie odgłosy.
-No to mamy towarzystwo. Ratować go czy walczymy? Jeśli mnie osłonicie mogę mieć szansę. Inaczej zginie.- Teraz jeszcze koncentruje się na rannym. Cholera mogli by nie strzelać. Poszerzam rozcięcie i wyjmę chociaż strzałę. Jeśli nasz strażnik zdecyduje, że mam walczyć to przynajmniej biedak się męczyć nie będzie.
[ Ilustracja ]
Krasnoludy rzuciły się do walki, Lodran przykucnął przy tobie i zdejmując z pleców trójkątną tarczę zasłonił cię przed kolejnymi strzałami.
- Potrzebujemy zdrowych, nie martwych. - odpowiedział ci szybko. - Pomóż mu jeśli możesz, ale potrzebujemy cię sprawnego.
Krasnoludy rzuciły się do walki, Lodran przykucnął przy tobie i zdejmując z pleców trójkątną tarczę zasłonił cię przed kolejnymi strzałami.
- Potrzebujemy zdrowych, nie martwych. - odpowiedział ci szybko. - Pomóż mu jeśli możesz, ale potrzebujemy cię sprawnego.
-Będę mógł walczyć. Może mniej czarować.- Staram się sprawnie z tym uwinąć. Jeśli pluł krwią to znak, że płuco jest uszkodzone. Rana została poszerzona. Czas wyciągnąć strzałę. Jak tylko wyjdzie szybko uciskam ranę by zmniejszyć krwawienie i rozpoczynam inkantację do leczenia. Najpierw trzeba zasklepić wewnętrzne tkanki. Zregenerować płuco. Mam nadzieje, że zdążyłem z zaciskiem i płuco się nie zapadło. Teraz wszystko w mojej mocy. Magia musi naprawić zniszczenie.
Szło powoli i opornie. Krwawienie było duże, trudne do zatamowania, ranny stracił dużo krwi. Wrzaski i odgłosy walki nie pomagały w koncentracji. Jednak ostatecznie udało się wyjąć strzałę i zasklepić ranę. Krasnolud nadal charczał i wypluwał co jakiś czas trochę krwi, ale oddychał samodzielnie, choć płytko i nierówno. Skończyłeś akurat wtedy, gdy towarzysze skończyli z Pomiotami.
-Przydałoby się by miał gdzie odpocząć.-Wycieram w coś zakrwawione ręce. Ostrożnie badam miejsce rany i delikatnie obracam krasnoluda na bok. Musi wykrztusić resztę krwi i tak będzie mniejsza szansa na zakrztuszenie. Układam jego lewą rękę pod głowę prawą tak by jej poruszenie nie wpłynęło na ranę. -Jeśli nie możemy tu odpoczywać trzeba zrobić nosze. Potrzebny też jakiś materiał by go przykryć. Jest osłabiony może coś złapać. A nie mam tu ziół by leczyć nawet zwykłe przeziębienie.