Sesja Krixa
Bardzo powoli, bardzo mozolnie, tym razem ze skutkami znacznie mniej spektakularnymi, niż byś sobie tego życzył, zacząłeś tamować krwotok i opatrywać ranę swoją magią. Leżąc za stołem zaczynałeś odczuwać odrętwienie i senność. Potrząsnąłeś głową. Stal ciągle uderzała o stal obok ciebie, słychać było stęknięcia gniewu i wysiłku. Sen w tym miejscu i czasie mógłby okazać się wiecznym.
Powoli, bardzo powoli, tony ołowiu opadały z twoich powiek i płuc. Poruszyłeś palcami, zgiąłeś nogę w kolanie. Ból przesyłał ci czytelną wiadomość, że nie tylko nie zasnąłeś, ale także nie umarłeś. Otworzyłeś oczy, przypomniałeś sobie gdzie i dlaczego się znajdujesz. Opuściłeś brodę na szyję i zobaczyłeś długą, świeżą bliznę na piersiach. Uniosłeś się lekko, znów czując mięśnie, choć zamiast siły wypełniała je wata. W skrzydle izby Legionista, nisko i ciężko wsparty na nogach, kończył zagonionego do rogu przeciwnika mocarnymi, chamskimi wręcz cięciami topora, które spadały raz za razem na zasłony mężczyzny w zielonej kolczudze, za każdym razem pozbawiając go drogocennych sił, a w niedalekiej przyszłości życia. Nieco bliżej, w drzwiach do sąsiedniej izby, stał złotowłosy elf z odkrytą twarzą, na której widniał łobuzerski, chłopięcy wręcz uśmiech. Ubrany był w ten sam pancerz co poprzedni napastnicy, w luźno opuszczonych dłoniach dzierżył dwa krótkie miecze. Stojąc w przejściu spokojnie, jakby trafił na nieoczekiwane przyjęcie, patrzył na znajdującego się naprzeciw niego Deilena, który lekko krwawił z rozbitego nosa.
Celowałeś i czekałeś. A czekałeś dość długo, bo walczący uwijali się. Deilen, uporawszy się z poprzednim przeciwnikiem, atakował ciężkimi, zamaszystymi cięciami. Bailum z kolei wybierał wymyślne kombinacje cięć, pchnięć i obrotów. Sprawiało to, że trudno było wybrać moment, tym bardziej, że elf popisywał się nieprawdopodobną zręcznością i szybkością, nie atakując, jakby bawiąc się z krasnoludami. W końcu jednak znalazłeś okazję i postanowiłeś zaryzykować. Wymierzyłeś i strzeliłeś na wysokości klatki, tuż pod piersią. Trzasnęła cięciwa, gwizdnął bełt.
Jednak elf musiał należeć do rodzaju tych, którzy posiadają specjalny, szósty zmysł, a może i więcej. Odrzucił nogi i korpus w tył, wyrzucając ręce przed siebie, tak, że bełt zadzwonił na pierścieniach jego kolczugi i wbił się we framugę. Zabójca spojrzał na ciebie zaskoczony, dostrzegając cię wreszcie, i rzucił się do sąsiedniej izby. Krasnoludy ruszyły za nim, ale sądząc po rozlegającym się chwilę potem dźwięku tłuczonego szkła, elf wyskoczył oknem na ulicę.
Jednak elf musiał należeć do rodzaju tych, którzy posiadają specjalny, szósty zmysł, a może i więcej. Odrzucił nogi i korpus w tył, wyrzucając ręce przed siebie, tak, że bełt zadzwonił na pierścieniach jego kolczugi i wbił się we framugę. Zabójca spojrzał na ciebie zaskoczony, dostrzegając cię wreszcie, i rzucił się do sąsiedniej izby. Krasnoludy ruszyły za nim, ale sądząc po rozlegającym się chwilę potem dźwięku tłuczonego szkła, elf wyskoczył oknem na ulicę.
Biegniesz, biegniesz. Drzwi - łup, otwierają się na oścież. Ledwie uniknąłeś uderzenia w twarz. Odruchowo zasłaniasz się mieczem, widzisz błysk kilku ostrzy.
- Stać! Rzuć broń! Nie uciekniesz już! - rozkazał ktoś srogim tonem. No tak, straż miejska. Czterech, pięciu... Sześciu konkretnych krasnoludów, uzbrojonych w strażnicze pancerze, gotujących topory lub celujących w ciebie z dużych kusz.
- Stać! Rzuć broń! Nie uciekniesz już! - rozkazał ktoś srogim tonem. No tak, straż miejska. Czterech, pięciu... Sześciu konkretnych krasnoludów, uzbrojonych w strażnicze pancerze, gotujących topory lub celujących w ciebie z dużych kusz.
-Później się nie dało? Przegapiliście całą karczemną zabawę.- Opuszczam broń. Trzymam, ale ostrze stuknęło o podłogę. Nie mam siły trzymać go w powietrzu. Chwiejny krok w tył. -Mimo to zapraszam, może jakieś piwo się znajdzie.- Teraz tak myślę... rozglądam się po sali. Ci co dostali pierwsi. Ciekawe czy ktoś, żyje może zdążę kogoś uleczyć. Ten krasnal co siedział niedaleko mnie. Może żyje. Ruszam chwiejnym krokiem. Puszczam miecz. Nie będę zagrożeniem.
Krasnolud dychał jeszcze, ale dogorywał. Dostał w plecy na wysokości karku, bełt wbił się do połowy, zapewne sięgając przełyku. Wątpiłeś, czy miałeś dość siły, by pomóc mu jakkolwiek, a nawet gdybyś miał, to nie było powiedziane, że zdołałbyś.
Strażnicy rozejrzeli się po pobojowisku. Musiał zawiadomić ich ktoś, kto zdołał uniknąć śmierci. Wokół leżał pięć trupów, w tym oberżysta. Sześć, jeśli licząc tego przed tobą. Wpadli do drugiej izby i słyszałeś, jak jeden z nich wykrzykuje:
- Na Stwórcę... Stać! Nie ruszać się! Rzucić broń!
Strażnicy rozejrzeli się po pobojowisku. Musiał zawiadomić ich ktoś, kto zdołał uniknąć śmierci. Wokół leżał pięć trupów, w tym oberżysta. Sześć, jeśli licząc tego przed tobą. Wpadli do drugiej izby i słyszałeś, jak jeden z nich wykrzykuje:
- Na Stwórcę... Stać! Nie ruszać się! Rzucić broń!
Spompowałeś się tak, że aż pociemniało ci w oczach. Zaklęcie, którym rozwaliłeś tamtego zabójcę dopakowałeś ponad miarę, zupełnie przypadkiem wkładając w nie prawie całą moc. Faktycznie, nie przypominałeś sobie, kiedy ostatnio coś wyszło ci tak szybko i tak dobrze. Ale teraz generalnie było trudno ci myśleć o czymkolwiek. Efekt tego wszystkiego był taki, że krasnoludowi coś zaświszczało w płucach, ciałem wstrząsnął dreszcz, on sam odkaszlnął i zaczął oddychać, nierówno i szarpanie, ale jednak. Przetarłeś oczy wierzchem dłoni i zobaczyłeś, że w miejscu, w którym bełt wchodził w ciało, rana zasklepiła się świeżą skórą, a sam bełt wysunął się o kilka centymetrów tak, że prawdopodobnie w środku został sam grot. Zadziwiłeś się nieco nad tym efektem, gdy krasnolud, jęcząc niemrawo, zaczął macać się po barkach i plecach jedna ręką, zapewne szukając na ślepo raniącego go pocisku.
Nie mając pod ręką nic innego zacząłeś drzeć swoją szatę. Cholera, jakie to wytrzymałe... Pomogłeś sobie mieczem, jeszcze trochę wysiłku... To szata, czy kolczuga...? Dobrze, teraz bełt... Powolutku, ostrożnie...
Krasnolud jęknął, ale był wciąż zbyt słaby, by się wyrwać, choć jego spazmatyczne szamotanie nie pomagało. W końcu grot wyszedł. Cholera, ale cieknie, nie myślałeś, że aż tak. Trzeba będzie jakoś ucisnąć ranę, obwiązać go mocno...
- Co tu wyprawiasz?! Zostaw go!
Krzyk, uderzenie, ciemność.
Obudziłeś się.
Łeb napieprzał bezlitośnie. Leżysz na czymś twardym. Lekki ruch. Szeleści. Zginasz palce. Miękkie, suche, chyba siano. Na chyba kamieniu.
Nad tobą brudny, zmurszały sufit, pajęczyny, gdzieś niedaleko kapie woda.
Cela.
Krasnolud jęknął, ale był wciąż zbyt słaby, by się wyrwać, choć jego spazmatyczne szamotanie nie pomagało. W końcu grot wyszedł. Cholera, ale cieknie, nie myślałeś, że aż tak. Trzeba będzie jakoś ucisnąć ranę, obwiązać go mocno...
- Co tu wyprawiasz?! Zostaw go!
Krzyk, uderzenie, ciemność.
Obudziłeś się.
Łeb napieprzał bezlitośnie. Leżysz na czymś twardym. Lekki ruch. Szeleści. Zginasz palce. Miękkie, suche, chyba siano. Na chyba kamieniu.
Nad tobą brudny, zmurszały sufit, pajęczyny, gdzieś niedaleko kapie woda.
Cela.
-Jakby dzień nie był dość widowiskowy.- Leże chwilę. Odpocznę sobie i poczekam aż mnie czerep choć trochę boleć przestanie. Myśleć mi się nawet nie chce. Nie. Dobra. Wstaję, trudno ale trzeba to wyjaśnić. Chwieję się. Może usiądę? Siadam. Wszystko wiruje. Dobra lepiej. Rozglądam się gdzie jestem.-STRAŻNIK! Czy ktokolwiek kto zawiaduje tym cyrkiem!
Siadając zauważyłeś kolejną zmianę - ręce skrępowane były ołowianym łańcuchem na wysokości nadgarstków. Coraz lepiej.
- Czeego się prujesz, heretyku? - odpowiedziała ci kupa szmat siedząca na stołku w kącie korytarza, która okazała się być strażnikiem. - Coś taki nerwowy? Jeszcze zdążysz na szafot, spokojnie, poczeka. - zakończył donośnym beknięciem.
- Czeego się prujesz, heretyku? - odpowiedziała ci kupa szmat siedząca na stołku w kącie korytarza, która okazała się być strażnikiem. - Coś taki nerwowy? Jeszcze zdążysz na szafot, spokojnie, poczeka. - zakończył donośnym beknięciem.
-Za co tu jestem? Za samoobronę? Za pomoc rannemu?-Niech mnie nawet nie denerwuje. Tyle czasu mnie nie złapano, jak niby krasnale miałby rozpoznać we mnie Apostatę. Nie stosowałem niczego co może uchodzić za zakazaną magię. Ba nawet nie znam takiej. Wkurzę się kiedyś i zajmę magią krwi. Wtedy im pokarzę co to znaczy heretyk i mag krwi. Pokarzę im, jeśli tylko się z tego wykaraskam. Co ja się oszukuje nie chcę. Chcę tylko być wolnym. Mieć może kiedyś rodzinę. -Świetną macie sprawiedliwość.