Sesja Wiktula
- To proszę za mną. - wskazał ci drogę i kontynuował - Ubitego sarlacca przewozi się w zbiorniku z piaskiem, by jego ciało, podatne na promienie słoneczne, nie wysuszyło się zbyt szybko. Następnie, na krótko przed podaniem na stół, wyciąga się go, odkraja się ogon i wyciąga z niego interesujące nas części: serce, wątrobę oraz mięśnie żuwaczek z łba. Myjemy je dokładnie w posolonej wodzie, następnie obsmażamy krótko na głębokim oleju. Tak przygotowane mięso dusi się wraz z kolendrą, miętą oraz liśćmi laurowymi przez godzinę. Następnie mięso stygnie i jest podawane letnie, w sosie miętowym. - dokończył kucharz, pokazując ci zbiornik z piaskiem, z którego wystawał łeb sarlacca. Obrzydliwy stwór, miał dobre kilka metrów długości. Nie chciałbyś się na niego natknąć na pustyni. Wywód kucharza niezbyt cię zainteresował, rozważałeś w jego trakcie, czy by się nie dało zatruć jakiejś potrawy. Tylko że nie było pewności, iż cesarz jej spróbuje. Poza tym mógł mieć nadwornych próbujących jego potraw.
Pohamował wzdęcie, które w wymiotnym tempie wędrowało w górę przełyku. Nie należał do delikatesów, ale tego typu "specjały" z podobnych świństw przyprawiały go o nudności. Krew, walające się po podłodze flaki, czyjś mózg na jego twarzy - po tych wszystkich latach nie robiły już na nim wrażenia, ale widok trzęsącego się na talerzu w galarecie mózgu firakhiana czy innego badziewia odrzucał go z miejsca.
- Hmm... A czy takie zwierzę nie ma jakichś trujących elementów? - przyszło mu nagle do głowy. - Skoro taki bydlak siedzi w piachu i trawi wszystko, co mu wpadnie w gębę przez setki lat, to musi być w nim pełno toksyn. Jeśli cesarz miałby zjeść tak egzotyczny przysmak, to czy ochroniarze nie zaglądają panu w każdy garnek?
Pytał, ale nie liczył na oszałamiające odpowiedzi, zatrucie cesarskiego kotleta było mało prawdopodobne. Jego perspektywy w tym momencie rysowały się równie atrakcyjnie, co rozczłonkowany tatooiński skurwiel, który zaraz trafi na talerz.
- Hmm... A czy takie zwierzę nie ma jakichś trujących elementów? - przyszło mu nagle do głowy. - Skoro taki bydlak siedzi w piachu i trawi wszystko, co mu wpadnie w gębę przez setki lat, to musi być w nim pełno toksyn. Jeśli cesarz miałby zjeść tak egzotyczny przysmak, to czy ochroniarze nie zaglądają panu w każdy garnek?
Pytał, ale nie liczył na oszałamiające odpowiedzi, zatrucie cesarskiego kotleta było mało prawdopodobne. Jego perspektywy w tym momencie rysowały się równie atrakcyjnie, co rozczłonkowany tatooiński skurwiel, który zaraz trafi na talerz.
- Tajemnicą nie są toksyny, lecz bardzo bogata kultura bakterii, żyjąca w niezwykle długim jelitach sarlacca. Potrafią one rozłożyć wszystko, lecz zajmuje im to dużo czasu. Wcześniej pokarm jest nadtrawiany i rozdrabniany ruchami perystaltycznymi. - wielce ciekawy wykład, którego miałeś już dosyć. Tylko czemu zadawałeś dalej pytania.
- Nie notuje pan? - spytał kucharz zdziwiony. Ty od razu potaknąłeś i udałeś, że zanotowałeś te niezwykle cenne informacje. W międzyczasie zauważyłeś, że kuchciki mają przy pasku karty magnetyczne, którymi przejeżdżają przez czytniki przy windach kuchennych. Zauważyłeś także ciekawy system okapów i wentylacji z nad pieców. Zaczynały się one tuż nad wcześniej wspomnianymi i biegły pionowo w górę, by zniknąć w suficie. U ujścia przewodów wentylacyjnych znajdowały się spore wiatraki. Przyjrzałeś się temu z zainteresowaniem, co nie uszło uwadze kucharza.
- O, tutaj mogę się pochwalić, że dbamy o ekonomię. Ponieważ zimy mamy dość chłodne na tej wysokości, gorące powietrze z kuchni, po oczyszczeniu, służy do ogrzewania komnat cesarskich powyżej. Prawda, że wymyślne?
- Nie notuje pan? - spytał kucharz zdziwiony. Ty od razu potaknąłeś i udałeś, że zanotowałeś te niezwykle cenne informacje. W międzyczasie zauważyłeś, że kuchciki mają przy pasku karty magnetyczne, którymi przejeżdżają przez czytniki przy windach kuchennych. Zauważyłeś także ciekawy system okapów i wentylacji z nad pieców. Zaczynały się one tuż nad wcześniej wspomnianymi i biegły pionowo w górę, by zniknąć w suficie. U ujścia przewodów wentylacyjnych znajdowały się spore wiatraki. Przyjrzałeś się temu z zainteresowaniem, co nie uszło uwadze kucharza.
- O, tutaj mogę się pochwalić, że dbamy o ekonomię. Ponieważ zimy mamy dość chłodne na tej wysokości, gorące powietrze z kuchni, po oczyszczeniu, służy do ogrzewania komnat cesarskich powyżej. Prawda, że wymyślne?
- Zmyślne? Genialne! - wykrzyknął entuzjastycznie i tym razem faktycznie zapisał to spostrzeżenie. - Choć czcigodny władca może mieć problemy z zaśnięciem, jeśli aromaty z pańskiej kuchni będą drażnić jego apetyt o zmroku. - zapodał kolejny konwenansowy żarcik, jednak myśli odbiegły w stronę sposobu na urwanie się szefowi kuchni. Przy tym całym zapierdzielu nie będzie miał przecież czasu non stop niańczyć pismaka, rzecz w tym, by przekonać go, że może odstawić się sam. Jak tam wejść... Da radę. Gorące powietrze też nie może być wrzącą parą, a nawet jeśli, to pancerz wytrzyma. Żeby tylko znaleźć moment, właściwy. Wchodząc tam musiałby narobić sporo hałasu i mieć trochę czasu, a z tym było trudno. Zwędzić kartę kucharzowi - niby łatwa rzecz, pytanie czy opłacalna.
Nie miałeś pojęcia, gdzie cię taka winda zawiezie i co zastaniesz na miejscu. Dlatego ten pomysł wydał ci się kiepski. Mogłeś spróbować wejść wentylacją, ale teraz wydawało się to niemożliwe. Może musiałbyś poczekać jakoś do nocy?
Usłyszałeś głuchy huk. Ty i kucharz odwróciliście się w tamtą stronę. Dwóm kucharzom niedaleko was urwał się garnek, który nieśli. Jego zawartość, jakaś zupa warzywna, wylała się ma podłogę.
- No niech to cholera. - zaklął kucharz i poszedł ich obrugać.
Usłyszałeś głuchy huk. Ty i kucharz odwróciliście się w tamtą stronę. Dwóm kucharzom niedaleko was urwał się garnek, który nieśli. Jego zawartość, jakaś zupa warzywna, wylała się ma podłogę.
- No niech to cholera. - zaklął kucharz i poszedł ich obrugać.
Rozejrzał się szybko dookoła. Gdzie byli kucharze, gdzie co stało? Może wleźć do jakiegoś dużego piekarnika i zaczekać tam? Ech, to myślenie pod presją... Zależy co było w tym garnku. Jeśli tylko ich opieprzy i zaraz się odwróci, a on będzie chował się do garnka... To już lepiej zostać w miejscu i poczekać na lepszą okazję. Jeśli jest szansa, że mu to trochę zajmie, a obok ktoś kroi cebulę, to klepnął go lekko po ramieniu.
- Hej, powiedz szefowi, żeby się już mną nie kłopotał i że bardzo mu dziękuję. Zajrzę jeszcze w parę garnków i się stlenię, niech się nie martwi. - uśmiech nr 5 i wychodzimy przez najbliższe drzwi. Kibel, chłodnia, schowek na naczynia - cokolwiek. A wszystko to trzeba ocenić w sekundę, zależnie od tego co dzieje się wokół.
- Hej, powiedz szefowi, żeby się już mną nie kłopotał i że bardzo mu dziękuję. Zajrzę jeszcze w parę garnków i się stlenię, niech się nie martwi. - uśmiech nr 5 i wychodzimy przez najbliższe drzwi. Kibel, chłodnia, schowek na naczynia - cokolwiek. A wszystko to trzeba ocenić w sekundę, zależnie od tego co dzieje się wokół.
Wyglądało na to, że kucharz zamierza dać im tylko reprymendę i wróci za kilkanaście sekund. Przez ten czas może i zdążyłbyś się gdzieś schować, ale przyrządy kuchenne były za często w użyciu i istniała duża szansa, że by cię znaleziono. Dlatego postanowiłeś się stąd urwać. Przyczepiłeś na szybko nadajnik impulsowy wysokiej częstotliwości do wylotu wentylacji, by mieć jakikolwiek namiar, gdzie jest ten pion, następnie podszedłeś do pierwszego lepszego kucharzyka i powiedziałeś swoją kwestię. Zrobił zdziwioną minę, ale zanim cokolwiek zdążył powiedzieć, ty już szybko lawirowałeś między stołami i kuchenkami, aby zniknąć im z oczu, kierując się w stronę najbliższych drzwi. Sprawdziłeś, czy nikt nie widzi i otworzyłeś je delikatnie. W środku był składzik robotów sprzątających. Pokoik nie miał innego wyjścia i widziałeś jedynie wejście do wentylacji, raczej niezbyt duży. Nie wiesz, czy byś się przecisnął.
Jeśli pokoik był większy niż 2 na 2, Sev po prostu stanął przy / za robotami i odpalił kamuflaż. Jeśli jednak klitka jest tak mała, że nawet przy osłonie byłby prawdopodobnie widoczny, wsparł się o ściany (jeśli są wystarczająco wąskie - jeśli nie, to wspiął się za pomocą magnesów) i powoli wdrapał się pod sufit, zapierając nogami o ściany (trzymając się na magnesach).
Bardzo ostrożnie i powoli usiadł w seizan i z włączonym kamuflażem odprężył się. Siedział poniżej linii wzroku, ukryty za osłoną i za droidami, a w tej pozycji mógł wytrzymać w całkowitym bezruchu przynajmniej godzinę. Pozostawało czekać, aż odgłosy krzątaniny ucichnął i kuchnia opustoszeje na tyle, by mógł spróbować wejścia przez okap.
Jak zamierzałeś, tak zrobiłeś. Przysiadłeś sobie i poczekałeś, aż otoczenie się wyludni. Musiałeś poczekać chyba z godzinę. W pewnym momencie włączyły się roboty sprzątające i wyruszyły do kuchni, by wypełnić swoje obowiązki. Gdy wyjrzałeś przez drzwi, nie zauważyłeś nikogo oprócz nich. Kuchnia była zostawiona w dobrym porządku, gdzieniegdzie coś dusiło się na wolnym ogniu. Droidy sprawdzały czystość i nadzorowały kuchenki.
Bardzo powoli i bardzo ostrożnie podniósł się, najpierw na jedną, potem na drugą nogę. Postał tak chwilę, pozwalając krwi powrócić do normalnego obiegu po tak długim okresie ściśnięcia żył w nogach, a następnie - również bardzo powoli i bardzo ostrożnie, by nie wpaść na żadnego z pracujących droidów, nie zdejmując osłony, wyszedł ze schowka. Wrócił do okapu i przyjrzał mu się. Zdjęcie go musiało wiązać się albo z odkręceniem kilku śrub, albo z podważeniem zabezpieczającej kratki i zdjęciem jej. W obu przypadkach pomocne powinny okazać się jego rozmaite noże, których użyłby w charakterze śrubokrętu lub łomu. Ostatecznie zawsze pozostawało najprostsze rozwiązanie - nic na siłę, weź większy młotek. Nie chciał jednak robić niepotrzebnego hałasu, a po zdjęciu kratki i wgramoleniu się do szybu zamierzał jeszcze zakryć ją za sobą. Przykręcić od środka raczej by nie zdołał, ale wcisnąć na chama od wewnątrz, tak by trzymała się chociaż przez jakiś czas, zapewne dałoby radę.
Kratka była zamocowana suwliwie w prowadnicach, po przyjrzeniu się stwierdziłeś, że na lekki wcisk. Uradowało cię to, nie będzie problemów z zamknięciem od środka. Już chciałeś się brać za zdejmowanie, gdy zauważyłeś, że w rogu kuchni wisi pod sufitem kamera, obserwując otoczenie. W innych rogach także. Dałbyś głowę, że wcześniej ich tu nie było.
Zatrzymał się w miejscu i zaklął bezgłośnie. Albo zamontowali je, kiedy on siedział w schowku, co było możliwe, choć mało prawdopodobne, albo po prostu je przeoczył, w końcu wszyscy są tylko ludźmi. W wypadku ludzi takich, jak on owo "tylko" nabierało nieco innego znaczenia, ale błędów nie uniknie się zawsze. Jeżeli kamery obracały się leniwie, mógł poczekać na dogodną chwilę, szarpnąć raz a porządnie i po sprawie. Jeśli były statyczne i skierowane wprost na to miejsce, to korzystając z (zapewne) marnego oświetlenia, mógł posłużyć się poklatkowym opóźnieniem transmisji, występującym we wszystkich kamerach monitorujących obraz na żywo. Bardzo, bardzo, bardzo powoli zdejmować kratkę, równie powoli wejść i równie powoli zamknąć ją za sobą. Przy marnym oświetleniu nagrania, nastawionego raczej na jakieś gwałtowne ruchy w nieużywanej kuchni, cała akcja nie będzie widoczna w ogóle, a przynajmniej na tyle nieznacznie, by ujść uwagi zmęczonego strażnika na nocnej zmianie, kontrolującego kilkanaście - jeśli nie kilkadziesiąt - kamer z pałacu.
Jakiekolwiek rozwalanie czy czasowe wyłączanie kamer (jeśli w ogóle było możliwe) nie wchodziło w grę. Mała usterka w jakimś magazynie na lotnisku nikogo nie obchodziła, tutaj zwracając uwagę strażnika na monitor, który choćby przez sekundę zrobił się pusty, podpisałby się równie dobrze, jak rozpieprzając wszytko granatem.
Jakiekolwiek rozwalanie czy czasowe wyłączanie kamer (jeśli w ogóle było możliwe) nie wchodziło w grę. Mała usterka w jakimś magazynie na lotnisku nikogo nie obchodziła, tutaj zwracając uwagę strażnika na monitor, który choćby przez sekundę zrobił się pusty, podpisałby się równie dobrze, jak rozpieprzając wszytko granatem.
Kamery obracały się powoli, jednakże niesynchronicznie, więc dane 22,5 stopnia pola widzenia w każdej chwili widziała choć jedna z nich. Obserwując jednak wnętrze kuchni i niektóre wyższe jej meble stwierdziłeś, że będziesz miał 2sekundy wolnego czasu. Nie ociągając się, przyjąłeś pozycję, sprawdziłeś najpierw, jak mocno trzeba będzie szarpnąć. Potem tylko wejście etapami - zdjęcie kratki, wejście do środka na magnesy, przyłożenie kratki, zasunięcie jej. Wydawało ci się, że zrobiłeś wszystko dobrze. Nad twoją głową szedł pionowo w górę ciemny, dość wąski tunel, raczej do wspinaczki niż zapierania się metoda kominową.
Przełączył tryb widzenia na noktowizję. Wspinaczka... cóż, pozostawało mu uruchomić magnesy i pełznąć systematycznie i ostrożnie w górę, dopóki wywietrznik nie przejdzie w poziom. A także liczyć na to, że blacha nie jest na tyle cienka, by odkształcać się i strzelać przy każdym jego ruchu. Namyślał się ostatnio powyżej normy, pora wrócić do bardziej sprawdzonych i mocniej prążkowanych mięśni...
Blacha była cienka, dlatego nie mogłeś się o nią zapierać. Przewód prowadził pionowo w górę przez ładnych kilkanaście metrów, czasem dołączając inne z boku. Po pewnym czasie coś ci przegrodziło drogę. Wyglądało jak filtr powietrza - duża skrzynia z wentylatorem na część średnicy wentylacji, skręcana i zgrzewana. Dalej nie przejdziesz.
Prychnął krótko, na wpół ze złości, na wpół z rozbawienia. "Ja nie przejdę...?" O nie, takich rzeczy nie było w regulaminie.
Przenosząc ciężar ciała na pozostałe trzy kończyny sięgnął do zaczepu na ramieniu, gdzie znajdował się nóż o energetycznym ostrzu. Takie małe, niepozorne, ledwie dwadzieścia centymetrów noża, ale ciął skórę, ciało, pancerz i większość metali jak masło. No, może jak zmrożone masło, ale wystarczająco dobrze. Nie był to miecz świetlny, tak dużych ogniw nie dałoby rady zmieścić do tak małej broni, ale zasada działania była podobna. Chwycił więc nóż pewnie w dłoń, aktywował ostrze i zaczął systematycznie kroić otwór w konserwie.
Przenosząc ciężar ciała na pozostałe trzy kończyny sięgnął do zaczepu na ramieniu, gdzie znajdował się nóż o energetycznym ostrzu. Takie małe, niepozorne, ledwie dwadzieścia centymetrów noża, ale ciął skórę, ciało, pancerz i większość metali jak masło. No, może jak zmrożone masło, ale wystarczająco dobrze. Nie był to miecz świetlny, tak dużych ogniw nie dałoby rady zmieścić do tak małej broni, ale zasada działania była podobna. Chwycił więc nóż pewnie w dłoń, aktywował ostrze i zaczął systematycznie kroić otwór w konserwie.
Zanim jeszcze zacząłeś kroić, sprawdziłeś jak się ma sprawa dotycząca czujników nadzorujących pracę filtru. Niestety, wyglądało na to, że oprócz zwykłych regulatorów, były także przepływomierze, pilnujące, czy powietrze jest filtrowane prawidłowo. Niewątpliwie twoje krojenie zakłóci ich pracę. Obejść ich niestety nie potrafiłeś. Zrezygnowany, przyczepiłeś nóż z powrotem.
Dreszcz zimnej furii przeszedł po nim, jak zawsze w takich sytuacjach. Zabezpieczenia jak w pieprzonym Sarkofagu na Belsavis. Czujniki w okapie kuchennym???
- Tu Sev, jestem w dupie. Gdzie wy jesteście? - zapytał przez komunikator, zanim zdecydował, czy pełznąć którąś z wcześniejszych odnóg, czy pałętać się po kuchni w poszukiwaniu drogowskazu "Prywatna sypialnia cesarza - tędy", czy po prostu rozpieprzyć całość i liczyć, że przynajmniej do jutra nikt nie wpadnie tu z histeryczną potrzebą naprawy kuchennego okapu. W końcu mają na głowie kilka ważniejszych rzeczy. No i tamten garnkowy maestro mówił, że używają tego systemu ocieplania w zimie, teraz mieli lato, o ile dobrze pamiętał z ulic.
- Tu Sev, jestem w dupie. Gdzie wy jesteście? - zapytał przez komunikator, zanim zdecydował, czy pełznąć którąś z wcześniejszych odnóg, czy pałętać się po kuchni w poszukiwaniu drogowskazu "Prywatna sypialnia cesarza - tędy", czy po prostu rozpieprzyć całość i liczyć, że przynajmniej do jutra nikt nie wpadnie tu z histeryczną potrzebą naprawy kuchennego okapu. W końcu mają na głowie kilka ważniejszych rzeczy. No i tamten garnkowy maestro mówił, że używają tego systemu ocieplania w zimie, teraz mieli lato, o ile dobrze pamiętał z ulic.