Sesja Wiktula

Pustka. Wszędzie pustka. No i gwiazdy oczywiście. Miliardy rozsiane w około. Jesteś otulony tą ciemnością niczym kokonem, wręcz namacalnym. Znajdujesz się w tej nicości, miliony kilometrów od jakiejkolwiek planety. Samotny. Nareszcie. Rozglądasz się na boki delikatnie. Z nikąd pomocy. Na szczęście nie jest potrzebna. Patrzysz na stan tlenu w skafandrze. Twój oddech aż dzwoni, odbijając się wewnątrz hełmu, ogłuszając cię po tak długim okresie ciszy.
Myślisz sobie – trzeba by już wracać – po czym rzucasz jeszcze jedno spojrzenie na niewielką kometę lecącą w przestrzeni, po czym odwracasz się i dzięki silnikom odrzutowym plecaka, wracasz na swój statek. Model Conqueror. Niezły, nawet szybki, a i zwrotny wystarczająco. Odbijające się od lakieru światło gwiazd tworzy delikatną, krwistą aurę, jeszcze bardziej wzmacniającą karminową barwę. Podpłynąłeś do śluzy zawieszonego w nicości statku i otworzyłeś ją. Uchyliła się bezgłośnie, pozwalając ci wlecieć do środka. Zamknąłeś ją za sobą i włączyłeś system wyrównywania ciśnienia. Obserwowałeś wyświetlacz, aż wskazał normalny poziom powietrza i zacząłeś zdejmować skafander. Był niewygodny do chodzenia na co dzień.
Krótki trening z przebywania w przestrzeni kosmicznej odprężył cię psychicznie. Pomimo tego, że niedawno wyleciałeś z Korriban z nową misją, już miałeś dosyć lotu. Był to już twój któryś z kolei w przeciągu ostatniego tygodnia. Lecisz na Hoth, wciąż nie wiesz po co. Nie raczyli cię poinformować, rzadko to robili zawczasu. Czemu teraz miało być inaczej? I tak radziłeś sobie z każdymi okolicznościami.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Odpowiedz
Nieważkość... Lubił ten stan, w którym absolutnie nic nie przyciągało go do jakichkolwiek spraw, problemów rządzących tym czy tamtym światem. Odprężał się, zupełnie jak podczas relaksującej, gorącej kąpieli... No, prawie zupełnie jak, w próżni nie było tak ciepło.
Ponownie stając na własnych nogach raz jeszcze doświadczył przedziwnego uczucia "zewnętrzności" względem własnego ciała. Ta rzadka świadomość każdego ścięgna, mięśnia i kości pozwalała traktować ciało niczym przedmiot, narzędzie - bardzo cenne, skomplikowane i wspaniałe, to prawda, jednak wciąż będące czymś zewnętrznym względem jego samego. Dziwne było to uczucie, ale czasem pozwalało dokonać tym "narzędziem" rzeczy przekraczające poziom przeciętności...
Ach, kurwa, znowu dopadła go "depresja filozofa", jak to kiedyś określił Sky.
Sky... Komandos uśmiechnął się na myśl o Kinamie rozbijającym się teraz po jakimś "kurorcie" pokroju Mon Ganzy. "Tak, pasowałby mu, tam naprawdę WSZYSTKO wybucha" - pomyślał, śmiejąc się do siebie.
Po zdjęciu skafandra spacerowego nawet nie myślał o nakładaniu "symbionta", jak uszczypliwie nazywał swój bojowy pancerz. Przyjdzie jeszcze na to czas, aż mu się znudzi. Jak zwykle.
W samej bieliźnie poczłapał na mostek i rozsiadł się w fotelu, zarzucając nogi na konsoletę. Nie spiesząc się wystukał kilka opcji, sprawdzając raz jeszcze koordynaty lotu. Może po nich zorientuje się przynajmniej, czy przyjdzie mu lądować w jaskini wampy na środku lodowca, czy też trafi mu się jakaś okoliczna "metropolia".
Odpowiedz
Usiadłeś wygodnie w fotelu i wcisnąłeś dane lotu. Pojawił się rząd cyferek i znaczków, z których wyczytałeś co chciałeś. Za godzinę będziesz mógł znowu wskoczyć w nadprzestrzeń. Przesiadka była tylko jedna, wygodnie, miałeś czas, by poćwiczyć. Na odległość nawet nie zwracałeś uwagi, bo i po co? Ludzki mózg nie jest w stanie tego ogarnąć. Z resztą, i tak będziesz tam za kilka godzin.
Brrr, Hoth, już raz sobie tam dupę odmroziłeś po całym dniu czołgania i leżenia w śniegu. A może to nie była dupa?...
No nic, mus to mus. Spojrzałeś w przestrzeń i włączyłeś silniki. Odrzutu właściwie czuć nie było. Delikatny szmerek dobiegał twych uszu. Postanowiłeś, że pozostały czas wykorzystasz na kąpiel i jedzenie. Udałeś się do małej łazienki, by wziąć przysznic. Letnia woda z instalacji - takie nie wiadomo co, ani się ogrzać, ani schłodzić po wysiłku. No i żel się kończy. Wytarłeś się ręcznikiem i podszedłeś do lodóweczki, z której wyciągnąłeś kilka kandyzowanych jaszczurek na patyku. Zajadając je popatrzyłeś za okno.
*Jeszcze pół godziny* - myślisz sobie i wzdychasz. Usiadłeś na fotelu pilota i postanowiłeś, że się zdrzemniesz. Nie miałeś problemu z szybkim i dokładnym budzeniem się. Nie w twoim zawodzie.
Wybudziło cię pikanie kontrolki. Jeszcze pięć minut, trzeba ustawić parametry skoku. Już brałeś się za wpisywanie w konsolecie, gdy dostałeś sygnał wiadomości na kanale komunikacyjnym. Lekko zdziwiony przyjąłeś połączenie.
Na niewielkim oledowym wyświetlaczu pojawiła się krótka, acz treściwa notka.
Natychmiast wracaj na Korriban, zmiana rozkazów.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Odpowiedz
Jedną z charakterystycznych cech Seva była cierpliwość i samokontrola, określane niekiedy mianem nieludzkich. Dlatego też zamiast przypieprzyć pięścią w konsoletę, jedynie stopniowo zwiększał na nią nacisk.
- Ciekawe... Po jaką cholerę zabierałem cały ten ekwipunek? - zapytał nie wiadomo kogo, myśląc o leżących w ładowni futrach czy zestawie smarowideł chroniących broń przed przymarzaniem do kabur i pasów.
Wymazał niedokończone polecenie aktywujące systemy zawiadujące hipernapędem i wpisał własną wiadomość.

Podaj identyfikator autoryzacji rozkazu.
Określ priorytet nowego zadania.
Zezwól na rezygnację z bieżącego zadania.


Wiedział, że może upłynąć nawet pół godziny zanim sygnał wiadomości i zwrotny dojdą tam, gdzie trzeba. Nie spiesząc się zaczął więc zmieniać ponownie koordynaty lotu, nastawiając autopilota na kurs do bazy głównej.
Jego wiadomość była bardziej formalnością, niż istotnie potrzebną procedurą. Wiedział, że istnieją hakerzy potrafiący dostroić się nawet do ich wewnętrznej częstotliwości meldunkowej i wrzucić tam jakiś śmieć udający oficjalny rozkaz. Jednak nawet oni nie znali identyfikatorów dowódców, w przeciwieństwie do samych dowódców i żołnierzy podlegających im bezpośrednio w trakcie określonej misji.
W rzeczy samej, zapewne nadmierna ostrożność, ale nie miał ochoty potem tłumaczyć się w sztabie z czyjego to niby polecenia przeleciał w poprzek całą galaktykę przez cały szlak pelemiański.
Wolał nie myśleć o tym ile dni zajęła mu podróż tutaj z Korriban. Choć oczywiście nie zdążył jeszcze zapomnieć.
Odpowiedz
Mocno poirytowany oczekiwałeś na zwrotną informację z centrali. Koordynaty lotu na Korriban zostały już wpisane i automatyczny pilot zmienił kierunek lotu oraz obliczył położenie miejsca do skoku w nadświetlną.
Ostatecznie po jakieś godzinie przyszła wiadomość zwrotna.

Rozkaz numer SK 1001101001110/100110 P2
Przerwać wykonywane zadanie i w trybie natychmiastowym wrócić do bazy.


Sprawdziłeś numer, zgadza się. No i jeszcze priorytet 2, musi się dziać coś naprawdę istotnego.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Odpowiedz
Raz jeszcze westchnął głęboko i przeczesał dłonią krótkie, czarne włosy. Awaryjne odwołanie misji na rzecz innej, do której zapewne nie będzie miał czasu się przygotować, pozwalało oczekiwać wszystkich najgorszych scenariuszy. Wobec takiego rozwoju wypadków nie pozostało nic poza snem. Ale najpierw...
Skierował swe kroki do niewielkiego pomieszczenia służącego mu za salę do ćwiczeń. Na miejscu rozgrzał się starannie i ustawił holograficzny wyświetlacz na projekcję "Walki z Cieniem".
Był to bardzo stary i bardzo prosty program treningowy, ale Sev lubił go i stosował zawsze wtedy, gdy nie mógł pozwolić sobie na innego partnera. Projektor wyświetlał schematyczny obraz przeciwnika skanowany w oparciu o sylwetkę samego Seva. Tam, gdzie trenujący fighterzy musieli używać wyobraźni atakując powietrze, on korzystał z małego udogodnienia.
"Cień" posiadał 10 poziomów trudności i kilkadziesiąt prostych ruchów, odtwarzanych w losowo konstruowanych kombinacjach. Ruch klasyfikowany przez program za trafienie ćwiczącego zabarwiał hologram na niebiesko. Cios ćwiczącego klasyfikowany jako trafienie "Cienia" nadawał mu barwę czerwoną, a przy uderzeniu trafiającym na blok "Cienia" rozjaśniał się on zielonym blaskiem.
Sev ustawił poziom na 9. Przy 10 program oszukiwał i "Cień" wykonywał nienaturalne i niemożliwe ruchy. Włączył projektor, odpalił program i ustawił się luźno w pozycji walki.
Odpowiedz
Cień zmaterializował się od razu, lecz w przestrzeni trochę szerszej. Po chwili optyka dostosowała jego odległość do twojego położenia i ustaliła jego koordynaty. Cień stał. Na poziomie 9 to ty zaczynałeś walkę. Dlatego nie marnując czasu zrobiłeś szybki półpiruet i zaatakowałeś prawym łokciem w lewą stronę jego szyi, delikatnie skracając dystans. Hologram rozbłysł na zielono po lekkim bloku lewą dłonią i zejściu w dół. Na twoją lewą nerkę idzie prawy sierpowy.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Odpowiedz
Opuścił przedramię uderzającej ręki po łuku w "zagarniającym" geście, zamierzając przechwycić atakującą pięść blokiem na zewnątrz ciała. Jednocześnie wykonał pół kroku w przód nogą wykroczną, zmniejszając powierzchnię nadchodzącego ciosu oraz szansę chybienia blokiem, i drugą wolną rękę zarzucił na potylicę "Cienia". Przypominało to określanie kształtu powietrza, ale program powinien zrozumieć sygnał. Umiejscowioną w ten sposób dłonią gwałtownie przyciągnął "głowę" przeciwnika do siebie z zamiarem nadziania jej na unoszące się kolano. Nawet gdyby "Cień" zblokował kopnięcie przed twarzą, powinien obliczyć, że jego potencjalna siła odrzuci go w tył, stwarzając okazję do kolejnej kontry.
Odpowiedz
Program prawdopodobnie o tym wiedział, bo zamiast blokować, wszedł całym ciałem i głową w twój brzuch. Rozbłysło niebieskie i czerwone światło. Gdyby to był żywy przeciwnik, prawdopodobnie obaj leżelibyście na ziemi.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Odpowiedz
Będąc tego świadomym bardziej od hologramu Sev rozważał możliwość samodzielnego sprowadzenia walki do parteru, ale nie chciał ryzykować kolejnego niezrozumienia przez program. Wobec tego przyjął, że ów asekuracyjny wybieg pozbawionego twarzy przeciwnika zachwiał nim, ale nie wywrócił i kontynuował walkę w stójce.
Ciosy bezpośrednie w brzuch, poniżej mostka, tak jak ten zadany przed chwilą, nie miały absolutnie żadnego wpływu na przebieg walki z przeciwnikiem mającym jakiekolwiek o niej pojęcie. Wystarczyło odpowiednio zamortyzować uderzenie wydechem i napięciem mięśni, co też Sev uczynił wyobrażając sobie potencjalną siłę takiego ciosu.
Korzystając z tego, że głowa i korpus "Cienia" znajdowały się poniżej ramion Seva, komandos zaatakował w sposób, jakiego nie zaryzykowałby przy żywym sparring-partnerze. Wciąż ciągnąc w dół potylicę przeciwnika tak jakby chciał raz jeszcze naciągnąć go na kolano, jednocześnie zaatakował drugą ręką w odsłonięty kark, uderzając z góry łokciem w kręgosłup tuż przy podstawie czaszki, popierając cios impetem i ciężarem całego ciała przez ugięcie kolana i skręt uda "do wewnątrz" osi własnego ciała.
Odpowiedz
Cień próbował się przewrócić, ale nie był w stanie z powodu twojego kolana. Dostał łokciem w kark, rozbłysło czerwone światło i program znieruchomiał.
Wygrana ćwiczącego. Powtórzyć? - zdawałeś sobie sprawę, że coś łatwo poszło. Gdyby to był jedi, mógłbyś mieć jednak problem.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Odpowiedz
Podszedł do projektora i wyłączył go. Maszyna zawsze pozostanie tylko maszyną, każdy mechanizm, czy to nowoczesna broń czy zbroja z masą dodatków, jak choćby jego "symbiont", mogą w najmniej oczekiwanej chwili zaciąć się, nie zadziałać jak trzeba. Ciało było także swego rodzaju mechanizmem, ale jego zawodność wynikała z nieco innych powodów.
Sev stwierdził, że poćwiczy trochę z klasycznym niewidzialnym przeciwnikiem - powietrzem. Przez kilka minut ze zmienną częstotliwością atakował, blokował, unikał, parował, zmieniał pozycję, przyjmował na gardę i zadawał kolejne kombinacje. Gdy przerwał, zaczął spokojnie wyrabiać "normę" - 300 brzuchów w 3 seriach po 100, 100 seiken seriach po 20 i kilka ćwiczeń na inne partie mięśni. Potem jeszcze pomolestować worek, kilkadziesiąt powtórzeń technik nożnych i ręcznych, a na koniec trochę rozciągania. Nie znosił rozciągania, więc im większa ogarniała go niechęć, tym bardziej sam się wyciskał, pozwalając by ogarnął go ten specyficzny, pseudo-masochistyczny ból towarzyszący temu rodzajowi ćwiczeń.
Odpowiedz
Gdzieś tak w połowie ćwiczeń byłeś zmuszony przez komputer pokładowy ustawić koordynaty do skoku w nadświetlną. Gdy tylko to zrobiłeś i wykonałeś skok w stronę Korriban, wróciłeś do ćwiczeń. Zostało ci jeszcze jakieś pół dnia lotu, więc trening dobrze ci zrobi.
Podczas zadawania ciosów, upadków i ruchu starałeś się kontrolować oddech, szło ci to już bardzo dobrze. Serie brzuszków nie pozbawiały cię oddechu, nadal mogłeś nabierać powietrze nosem. Wynik lat treningu. Znajomy ból mięśni, ciepło i pot, połączone z oczyszczającym treningiem były czymś dla ciebie cudownym i dobrze znanym. I tak codziennym. Trening właściwie niczym medytacja, wyciszał umysł i leczył ciało. Na koniec zrobiłeś kilka serii odprężających pompkek, stojąc na kłykciach dłoni i skończyłeś trening na dzisiaj. Przydał by się tylko jeszcze raz prysznic, by statek nie śmierdział. Po co zużywać energię na filtry zaapachowe?
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Odpowiedz
Wymoczył się pod prysznicem więcej, niż starannie, ciesząc się w dwójnasób z masujących jego ciało strumieni. Nabrał trochę wody w usta, wypluł na ściankę kabiny, jeszcze raz spłukał głowę i sięgnął po ręcznik. Kto wie ile czasu minie zanim znów będzie mógł zaznać tak wspaniałej, pozornie prozaicznej przyjemności?
Bywało, że przez długie dni, a nawet tygodnie nie zaznawał kąpieli. Czy to podczas szczególnie trudnych misji, czy wcześniej, na Geonosis, woda używana do umycia się była czymś pomiędzy abstrakcją a zbrodnią. Tym bardziej, że niekiedy musiał zabijać, by otrzymać wystarczającą jej ilość do picia na kolejne trzy dni. Między innymi dlatego Sev tak uwielbiał wodę i kąpiele.
Wytarł się i nago poszedł do kabiny sypialnej. Rozścielił łóżko i zanim położył się w nim, usiadł na podłodze, skoncentrował się i wyciszył, starając zatopić w medytacji przed snem.
Odpowiedz
Nie starałeś się przywoływać jakichkolwiek obrazów. Same do ciebie napływały, z początku bezkształtne plamy, mieniące się kolorami. Potem fraktale, zawijające się same w siebie, przepływające i dające twemu ciału energię. Nie byłeś wrażliwy na Moc, ale takie doświadczenia były dla ciebie pewnego rodzaju odpowiednikiem, tak przynajmniej myślałeś. Ukierunkowałeś następnie swoje myśli na odbyte misje, te udane, jak i zakończone fiaskiem. Zbierałeś całe doświadczenie, jakie posiadasz, by móc zamknąć je w jednym punkcie i ukryć głęboko w otchałaniach swego umysłu. Krew zaczęła ci pulsować z podniecenia na myśl o zbliżającym się zadaniu i walce. Całe życie jest walką. Zwyciężają najsilniejsi.
Po bliżej nieokreślonym czasie położyłeś się i zapadłeś w letarg. Ni to sen, ni jawa. Medytacja odprężyła cię, przynajmniej psychicznie. Teraz dawałeś odpocząć trochę ciału.
Wybudził cię brzęczyk. Jak tylko wstałeś i dotarłeś do kokpitu, samolot wyskoczył z nadświetlnej i ujrzałeś przed sobą, lekko z boku, Korriban. Brunatnoszara, piaszczysta planeta, którą mógłbyś nawet nazwać nowym domem. Usiadłeś za sterami i skierowałeś samolot w stronę portu kosmicznego. Po niedługim czasie odezwała się do ciebie kontrola lotów:
- Zidentyfikuj się i podaj cel przylotu.
Znudzony odparłeś:
- Statek Conqueror, SK 10010101010, wracam do domu.
Nastapiła chwila ciszy, podczas której pewnie sprawdzano numer.
- Zgoda, ląduj na lądowisku A314.
- Dziękuję, bez odbioru. - odparłeś po czym podszedłeś do lądowania. Wchodzneie w atmosferę planety było dość uciążliwe, ze wzgledu na prądy gazów, wiejące już w wyższych partiach, jednakże twój statek był porządny i zejście nie było prawie odczuwalne. Przebiłeś się przez warstwy chmur i ujrzałeś powierzchnię. Piaski i skały, poprzeplatane raczej niezbyt gęstą zabudową, pomijając większe miasta. Już widziałeś Dreshdae, nieformalną stolicę Korriban, z największym portem kosmicznym. Zabudowa nie była zbyt wysoka, lecz rozlegla, zajmowała prawdopodobnie setki kilometrów kwadratowych. Sprawdziłeś na szybko mapę podejścia i odnalazłeś lądowisko. Podleciałeś, uważając na inne statki oraz kontrolki odległości i delikatnie wylądowałeś.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Odpowiedz
Radosny czas bezczynności i paradowania z gołą dupą skończył się definitywnie. Sev wyciągnął z szafy swoje przydziałowe spodnie, dość wygodne i luźne, w jednolicie czarnym kolorze, oraz podkoszulek z symbolem jednostki. Na to grube, wygodne skarpetki i z butami w ręku przeszedł do "zbrojowni", gdzie oprócz broni i sprzętu zabranego na Hoth znajdował się jego bojowy pancerz.
Dwuczęściowy "Symbiont" krył szczelnie całe ciało komandosa, ciasno opinając korpus i nogi, jednocześnie nie krępując ruchów dzięki wykonaniu z elastycznego stopu, przypominającego nieco boandan. Sev nazywał pancerz w ten sposób ze względu na ilość technicznych udogodnień, które wedle indywidualnych preferencji zapewniano każdemu z członków SSC. On sam wybrał możliwie najmniej bajerów, lecz i tak było ich aż nadto.
Hełm, oprócz standardowego komunikatora, zawierał wyświetlacz montowany w wizjerze, który pozwalał korzystać z trzech trybów patrzenia: zwykłego, taktycznego (w którym Sev mógł wykorzystywać automatyczny celownik, nastawiany na obiekt po wydaniu komendy, a także uzyskiwać informacje o odległości dzielącej go od wybranego obiektu) oraz noktowizyjnego, na wypadek działania w nocy lub bez oświetlenia. W rogu wizjera wyświetlany był także stan baterii, która zasilała cały pancerz wraz z jego dodatkami.
Była to zmodyfikowana bateria jonowa, o niewielkiej mocy, ładująca się samoczynnie po wyczerpaniu energii. Energia ta generowała małą tarczę energetyczną, mogącą zaabsorbować jeden, góra dwa postrzały z broni średniego kalibru lub pojedynczy atak bronią energetyczną. Poza zasilaniem trybów widzenia i komunikacji, posiadała także funkcję termoregulacji i podtrzymywania podstawowych funkcji życiowych. Dzięki temu Sev nie gotował się w piachu Tatooine i nie zamarzłby na Hoth, przynajmniej nie od razu. Jednak taka zabawa zżerała energię w piorunującym tempie, w wyniku czego od zamienienia się w kostkę lodu komandosa dzieliłoby może pół godziny, a czas ten zmniejszał się wraz ze zwiększaniem lub zmniejszaniem się temperatury. Gdy zaś bateria, z tych lub innych powodów wyładowała się, jej samoczynna reaktywacja trwała minimum dwie godziny.
Właśnie dlatego Sev wolał nie polegać na technice bardziej, niż potrzeba. Przy ewentualnym postrzale pociskiem jonowym elektronikę także trafiał szlag (choć to było mało prawdopodobne, nikt raczej nie brał go za droida), a on nie miał pojęcia jak naprawić tak skomplikowane ustrojstwo. Wystarczało mu, że pot nie zalewa mu oczu w skwarze, drgawki nie utrudniają celowania na mrozie, a pancerz będąc dość twardym z zewnątrz by amortyzować ciosy nie ograniczał jego ruchów.
Symbiont posiadał także malutki panel kontrolny na wewnętrznej stronie prawego przedramienia. Sześć małych guziczków odpowiadało za programowanie działań powyższych systemów, a także za dawkowanie neurostymulantów zawartych we wszczepach. Pancerz pozwalał na użycie stymulantów adrenaliny, dawki morfiny lub specjalnego narkotyku będącego połączeniem Przyprawy z amfetaminą, niemożliwie zwiększających szybkość percepcji i reakcji organizmu. Żadnego z nich Sev nigdy jeszcze nie użył i nie zamierzał, choć nie raz było naprawdę gorąco. Za ogromną, chwilową przewagą, którą dawały stymulanty szła reakcja po ustaniu ich działania, zamieniająca użytkownika w trzęsący się ochłap, niezdolny do obrony choćby przed wściekłą gizką. Mandalorianin widział nie raz, jak świetni wojownicy stają się wrakami w wyniku uzależnienia od dopalaczy albo popełniają głupie i śmiertelne błędy, ponieważ za bardzo polegali na wyręczającym ich sprzęcie.
Ale cóż, nie można wejść do jednostki z gołą dupą, prawda?
Komandos założył na siebie pełen pancerz i hełm. Następnie przewiesił w poprzek piersi pas z nożami do rzucania. Dwa zwykłe, dłuższe, włożył w zaczepy na lewym, dwa energetyczne w zaczepy na prawym ramieniu. Swój jednoręczny, mandaloriański pistolet blasterowy umieścił w kaburze na udzie i tak uzbrojony zszedł po trapie na płytę lądowiska.
Odpowiedz
Po wyjściu na zewnątrz nie zastałeś nikogo, żadnych żołnierzy, ani sług. Jednak wiedziałeś, że jesteś pilnie obserwowany, cholera wie skąd, prawdopodobnie nanokamery i czujniki porozmieszczane po całym doku. Nie ruszyło cię to, było tak zawsze. Od razu udałeś się do drzwi wyjściowych z lądowiska, słysząc za sobą świst zamykającego się włazu statku. Podszedłeś do panelu kontrolnego. Zamigotał i wyświetlił okienko powitalne, prosząc cię o ponowne wpisanie identyfikatora. Gdy to zrobiłeś, wyświetlił się komunikat:
Rozkaz numer SK 1001101001110/100110 P2 CD
Udaj się do sali odpraw D13 twojej jednostki.

Drzwi hangaru otworzyły się cicho.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Odpowiedz
Szedł spokojnie, słuchając echa własnych kroków. Następnie, trochę z nudów, trochę dla praktyki (której nigdy za wiele) zaczął stąpać tak cicho, jak tylko potrafił, jednocześnie rozglądając się za wszystkim i wszystkimi, którzy mogli go obserwować lub śledzić. "Symbiont" wykryłby ich łatwiej i szybciej, ale Sev nie lubił polegać na nim wtedy, kiedy nie musiał.
Pusto... Grobowo...
Sithowie i ich operetkowa pretensjonalność...
Odpowiedz
Im bardziej oddalałeś się od lądowiska, a zbliżałeś do wyjścia, ludzi przybywało oczywiście. Z początku pojawił się tylko jakiś rodianin i bothanin, potem przedstawicieli różnych ras było coraz więcej, choc nie tak wcale sporo. Korriban nie było planetą dla wczasowiczów. Na początku trening z pancerzem przynosił pewne efekty, lecz potem nie miał najmniejszego sensu. Przestałeś słysześ własne myśli z powodu hałasu. Wyszedłem z portu kosmicznego i udałeś się w stronę twojej bazy. Był do niej kawałek, więc wsiadłeś do podstawionego poduszkowca i kazałeś kierowcy lecieć. Opłata była niewielka, dla ciebie. Przesuwając się szybko ulicami miasta znudzonym wzrokiem obserwowałeś fasady mijanych budynków. Wszystko dostosowane do warunków atmosferycznych i panującej temperatury. Na Tatooine było podobnie - niskie domy wyglądały, jak zrobione z utwardzonego piachu, a niewielkie okna z możliwością szczelnego zasłonięcia przed burzą piaskową dawały wewnątrz uczucie klaustrofobii. Różnica była ta, że tutaj wszystko tętniło życiem i było dużo bardziej ozdobne.
Dojechałeś przed swój "garnizon" - bazę wojskową sithów, z której także korzystałeś. Kolejna identyfikacja i jesteś w środku.
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Odpowiedz
Przestępując próg nie fatygował się zdejmowaniem hełmu, pancerze i oznaczenia tej jednostki były aż nadto charakterystyczne. Ignorując strażników i oficera dyżurnego skierował się prosto do D13, zastanawiając się po drodze, czy może spotka jakąś znajomą gębę. Przy ostatnim punkcie identyfikacji wpisał swój numer oraz numer rozkazu. Dopiero wtedy zdjął z głowy hełm i włożył go pod pachę. Dowództwo na pewno stęskniło się za jego pięknym obliczem.
Odpowiedz
← Sesja SW

Sesja Wiktula - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...